Dzień Kobiet
Dzień Kobiet (8 marca) – to jedyny dzień w roku, kiedy kobiety są ważniejsze od mężczyzn. Ich wymagania wzrastają wtedy do rozmiarów portfela adoratora, a czasem i przekraczają jego budżet, i adorator – zamiast świecić przykładem przed innymi adoratorami zabujanymi w swoich pannach – świeci oczami przed kelnerem, restauratorem lub taksówkarzem. Tego dnia ceny kwiatów i czekoladek wzrastają o 300%, a miejsce w dobrej knajpie można zdobyć co najwyżej na Wielkanoc w przyszłym roku. Mężczyźni myślą, że jeśli przez jeden dzień obdarzą kobiety wzmożoną atencją, to naładują im bateryjki oddania i wdzięczności na cały rok; natomiast kobiety przyjmują Dzień Kobiet jako znak do zmian, których efektami będą mogły cieszyć się przez resztę życia. Efektem doświadczeń pokazujących, że jest to nierealne, jest skrupulatne milczenie, które poprzedza zbliżający się Dzień Kobiet i równie skrupulatne pomijanie go w rozmowach w dniach następnych.
Dobrym zwyczajem Dnia Kobiet jest flakon noszony w niepiśmiennej ręce, z którego wystaje bukiet neutralnych kolorystycznie kwiatków. Mogą to być żółte róże: w nich kolory miłości i zdrady redukują się do koloru pomarańczowej cegły, symbolu ospałości i rutyny we wręczaniu róży nauczycielkom i ciociom wpadającym na krótkie, całodzienne odwiedziny.
Lesbijki obchodzą to święto we własnym gronie, dlatego ładunki wzajemnej serdeczności – popartej upominkami i wyręczaniem w obowiązkach – nieco się znoszą. Dziewczęta odbijają to sobie, przenosząc oczekiwania względem społeczeństwa na oczekiwania względem barmana, który nie wyrabia się już z drinkami.
Dawniej
Odkąd w roku 1857 8 marca w Nowym Jorku kobiety pracujące w fabryce zastrajkowały, mężczyźni na całym świecie wykorzystywali Dzień Kobiet, aby się im przypodobać: bliskim, jak żona, dalszym, jak teściowa i zachłannym, jak dorastająca córka. Komplement spotęgowany tym dniem trwał wiele tygodni, ale trzeba było uważać, żeby przypadkiem nie przedobrzyć, bo dwa kwiatki wręczone żonie mogły oznaczać niechybny seks, a dwa wręczone córce – zapowiedź takiego prezentu, jakiego mężczyzna na pewno by nie był w stanie nawet udźwignąć. Warto też było chodzić z ukochaną na plotki do jej koleżanek, bo potem zawsze było od kogo pożyczyć szklankę mąki bądź cukru. W różnych krajach w odmiennym czasie wprowadzano to święto. Faktem jednak jest, że jego popularność w równym stopniu zależy od bogactwa społeczeństwa, jak i od statusu kobiet, a każda generalizacja na korzyść którejś ze stron zamienia Dzień Kobiet w historyjkę o tym, jakie to bezrobocie w społeczeństwie, albo jak to faceci w drzwiach nie puszczają, a w autobusie każą stać na palcach, żeby dało się sięgnąć tego brudnego uchwytu.
Manifa
Od 2000 roku tradycyjnym zakłóceniem wyjątkowości Dnia Kobiet jest Manifa organizowana przez feministki, dla których każdy powód jest dobry, aby rozwinąć transparenty i pokrzyczeć o tym, że nikt im nie pozwala krzyczeć. Feministkom nie pasuje, że to jedyny dzień, w którym można by podnieść problem dyskryminacji płciowej, a ów problem jest w mediach sprytnie zastępowany przez kolejne wypowiedzi przypadkowych przechodniów na temat tego, jak obdarowujemy lub jak jesteśmy obdarowywane. Idea Manify (Niech nas zobaczą, to im pokażemy, że mamy co pokazać!) realizowana na ulicach miast wzmaga złość tych, którzy chcieliby się spokojnie napić wódki, przegryźć śledziem i zdążyć na mecz, tłumacząc, że Dzień Kobiet kończy się wraz z zachodem słońca, a mecz jest o wpół do dziewiątej. Feministki stają się drażliwe na punkcie upodobniania się Dnia Kobiet do Walentynek i w obydwu upatrują ingerencji samczego, szowinistycznego, szorstkiego, nieczułego,kpiarskiego i uwłaczającego im punktu widzenia. Zabawne, że interes na Dniu Kobiet robią głównie kobiety (drobne wytwórczynie) i wielkie koncerny, którym i tak nikt nie podskoczy. Echa Manify, mimo starań feministek, szybko milkną w mediach, ponieważ – chociaż feministki są kolorowe i któż by nie chciał jednej przelecieć – to ich żądania uznaje się za na tyle nierealne, że nikomu nawet nie chce się ich komentować, a tym bardziej w ukłonach włączać do programu własnej partii.