NonNews:Puchar Polski znów w Grodzisku, Korona na kolanach

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
To jest najnowsza wersja artykułu edytowana „13:48, 2 maj 2020” przez „Ostrzyciel nożyczek (dyskusja • edycje)”.
(różn.) ← przejdź do poprzedniej wersji • przejdź do aktualnej wersji (różn.) • przejdź do następnej wersji → (różn.)
Ten kadr przeszedł już do historii

1 maja 2007

Piłkarze Korony Kielce i Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski spotkali się w Bełchatowie po to, by walczyć o jedno z najcenniejszych trofeów w polskiej piłce – Puchar Polski.

Spotkanie rozpoczęło się o 12:15 czasu miejscowego. Rozpoczęli piłkarze z Grodziska, którzy dzień wcześniej, 30 kwietnia, świętowali osiemdziesięciopięciolecie istnienia swojego klubu z wielkimi tradycjami. Równie dobrze mogła jednak rozpocząć Korona, bo szybko odebrała piłkę i popędziła na bramkę strzeżoną przez latającego Ptaka. Jednak cała Polska się tym nie przejęła. Wiedziała, że na nic zdadzą się korońskie wystrzały. Miała rację.

W 16 minucie spotkania po nieudolnej próbie wybicia, która wyszła nadzwyczaj fatalnie, kieleckich obrońców, do piłki przed polem karnym dopadł Radek Majewski, strzelił z całej siły do bramki. Zrezygnowany Maciej Mielcarz (bramkarz Korony – przyp. red.) odpuścił sobie nawet bronienie tej piłki, bo wiedział, że nie ma szans. Po meczu stwierdził, że myślał, iż wyjdzie ona aut bramkowy tuż obok prawego słupka i faktycznie, piłka minęła słupek, ale po jego wewnętrznej stronie i zamiast kornera zobaczyliśmy gola. Stało się: 1:0.

Mariusz Zganiacz długo pracował na kartkę. Bardzo chciał ją dostać. Jego życzenie zostało spełnione jeszcze w pierwszej połowie spotkania. 29 minuta. Pamiętny moment. Czerwona kartka. Szczęśliwy Mariusz opuszcza boisko i wreszcie może sobie odpocząć. Korona szanse na puchar miała już wtedy tylko i wyłącznie iluzoryczne. Koronni zaczęli grać w stylu Chelsea, na Drogbę, tylko gdzie ten Drogba?

Koniec pierwszej połowy. Nic więcej się ciekawego nie działo.

Drugą połowę zaczęli Kielczanie. No i to tak jakby tyle. Minęła 60 minuta... nadal 1:0. Ale wszedł Tolek – Chinyama! Będą emocje. Już są. Chinyama strzela jak natchniony, ale żaden z jego strzałów nie wląduje w siatce bramki. Przeciwnie, piłki wylatują poza bramkę, a nawet poza stadion. No nic. Ma okazje. To się liczy (oprócz szacunku ludzi ulicy – przyp. red.). Tolek się przydał jak widać. Nie wychodziło mu ze strzałami, więc wziął się za rozgrywanie. Przyniosło to efekt. Po jego podaniu Lato... nie, nie Grzegorz, Jaro, trafił w bramkę. 2:0. Kielczanie siedzą już cicho. I kibice na stadionie, i piłkarze. W drugiej połowie nie oddali ani jednego strzału na bramkę. Nie, nie, nie. Koniec meczu!

Ach. Kibice Dyskobolii przezywają piękne chwile. Piłkarze też. Korona na kolanach! Można to oczywiście odczytać w dwojaki sposób, bo oczywiście i Korona Pucharu Polski spoczywa spokojnie na kolanach biało-zielonych (tylko czemu tak właściwie na kolanach?) i również kielecka Koroba upadła na kolana po meczu.

500 złotych postawione u buków w poprzednim newsie się nie zmarnowało.

Źródło[edytuj • edytuj kod]

  • Bełchatów, GKS noBOT Arena, 1 maja 2007.