Hannibal Lecter

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Hannibal Lecter - wybitny lekarz, filozof, humanista, znawca muzyki i kucharz. Przy okazji psychol, morderca i kanibal. Innymi słowy typowy zestaw "wszystko w jednym".


Młodość

Rodzice Hannibala byli litewskimi bogaczami, ale młody Lecter miał pecha, bo kiedy miał 8 lat wybuchła wojna i cały rodzinny majątek szlag trafił. Rodzinka musiała się przenieść do małego domku w lesie, który to z kolei najechali i Ruscy i Niemcy naraz, tak więc rodzice małego Hannibala polegli bohatersko w krzyżowym ogniu, pozostawiając jego oraz jego siostrę Misze samych. Niestety, jak to zwykle bywa, gdy się wali to wszystko, tak więc tego samego dnia do Hannibala i Miszy z wizytą wpadli ruscy najemnicy. Dla kogo walczyli to już nie było istotne, w każdym razie byli głodni, a jako się tak nieszczęśliwie złożyło że w pobliżu nie było McDonalda, a TelePizza na czas wojny zawiesiła działalność. Przykra sprawa. Tak więc wygłodniała banda musiała czymś się pożywić. Hannibal był jednek zbyt kościsty, więc padło na Miszę. Ponoć to własnie od tego momentu Lecterowi odwaliło.

Po wojnie znalazł się w sierocińcu, który przypadkiem mieścił się w dawnym zamku należącym do jego rodziny. Hannibalowi jakoś nie odpowiadało mieszkanie tam w roli jednej z sierot, tak więc gdy jeden z opiekunów chciał go zdzierżyć po mordzie, napotkał na swojej drodze przeszkodę w postaci widelca. Dzień później nawiał do Francji, oczywiście nie mając przy tym żadnych problemów z przedostaniem się najpierw do Polski, potem do NRD, a i strażnicy na żelaznej kurtynie jakoś w tym momencie akurat byli przymuleni. Jak się okazało młody Hannibal znał też wszystkie europejskie języki, bo nigdzie nie miał problemu z porozumiewaniem się.

Tak więc we Francji Hannibal zamieszkał wraz ze swoją japońską ciotką, a wkrótce odnalazł wszystkich którzy swego czasu zrobili sobie z jego siostry fast-fooda i zrobił im delikatnie mówiąc krzywdę. Po drodze pociął jeszcze kataną jednego rzeźnika, który zarywał do ciotki. Rozwydrzony gówniarz okazał się przy tym niesamowicie usłużny, tnąc jego grube dupsko dokładnie w ten sposób, w jaki ów sympatyczny pan mu zasugerował.

Późniejsza działalność

Dalsze losy? Po tym, jak mu już odwaliło, postanowił zająć sie nauka. Nic nie wiemy o tym, co jakoby miałby studiować, ale wyrósł na z pozoru porządnego psychologa. W pewnym momencie swojego życia traumatyczne przeżycie dały o sobie znać. Kiedy już zamordował parę osób, a FBI dalej nie miało pomysłu, kto za tym stoi, do akcji wkracza genialny policjant, któremu Lecter zawdzięcza pobyt w Malowniczym szpitalu dla obłąkanych. Elegancki geniusz zakochany w wątróbce (ludzkiej) z fasolką i muzyce Bacha, któremu trochę latek mu przybyło. Doktorzy usiłowali go leczyć. Ale służba zdrowia jak to służba zdrowia. Efekty owego "leczenia" były takie, że Hannibal wyleczył ich wszystkich, kilku psychiatrów doprowadził do płaczu, zjechał kilku agentów FBI, a kiedy w końcu FBI przysłało mu ładną laskę na pogawędkę, zgodził się pomóc złapać jednego złego zabójcę. W zamian miał dostać lepszą celę, odrzucił jednak tą propozycję. Odrzucił życie na państwowym utrzymaniu i uciekł do Włoch, gdzie żył sobie niezauważony przez nikogo pod postacią pracownika muzeum.

Wkrótce jednak oczywiście znowu wrócił do akcji i tym razem, uniknąwszy pożarcia przez ogromne świnie, Hannibal poczęstował pewnego gościa jego własnym mózgiem, po czym rzucił mu szmatę na głowę i zwiał, wedle niektórych plotek - razem z tą samą laską, którą wcześniej przysłało mu FBI. Od tamtego czasu słuch po Hannibalu zaginął, choć według nieoficjalnych informacji zamierzał założyć nową sięć fast-food o nazwie McLecter, w której to serwowałby swoje ulubione specjały, jednak niestety, żaden kraj naszej brutalnej i pozbawionej dobrego smaku cywilizacji nie chce mu udzielić na to koncesji.

Za dostarczenie FBI Hannibala ponoć wciąż jest nagroda, ale jak dotąd przeżywalność prób zdobycia jej wynosi 0%, a ostatni który próbował skończył powieszony z balkonu włoskiej kamienicy, a jego flaki z gracją wylądowało na chodniku. Ale szefostwo FBI doradza: nie zniechęcajcie się, próbujcie dalej, komuś w końcu musi się udać! Tak, według przewidywań istnieje spore prawdopodobieństwo, że jak Hannibalowi kiedyś będzie się nudziło, to sam pójdzie na FBI z sobą i zgarnie nagrodę za dostarczenie siebie. A znając jego zdolności, to po odebraniu nagrody za siebie, pewnie go wypuszczą i będą się zastanawiali dlaczego wciąż go nie mają.