Leonid Breżniew

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
W swym gustownym nakryciu głowy

Leonid Iljicz Breżniew (Pseudonimem Donalda Tuska - a to wszystko po to żeby zmylić poszukiwaczy Dziadka z Wehrmachtu) (ros. Леонид Ильич Брежнев, ur. 19 grudnia 1906, zm. 10 listopada 1982) – działacz Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i polityk ZSRR.

Dziwne, że Lenin, Andropow, Czernienko i Putin, i oczywiście Breżniew, mieli ojca Iliicza. Kwestią zastanowienia jest to, czy Iliicz to jedyne imię w ZSRR i czy synowie Iliicza zostaną Pierwszymi Sekretarzami KPZR.

Urodził się w rodzinie hutnika, jego matka miała cięty język i ostry jak sierp komentarz, a jego brat był młotkiem, tak więc w rodzinie zostały komunistyczne symbole - sierp i młot. Znane są też jego powiązania z Dodą, różową gwiazdą. Może ma coś wspólnego z czerwoną gwiazdą.

Breżniew trafił do partii zupełnie przypadkiem. Od kiedy zmarł Stalin i Chruszczow pomylił się na Kubie, każdy trząsł zadkiem do zasiadania na stołku alfonsa ZSRR. Mały Leonid zamiatał akurat podłogę, wychylił się przypadkiem i obwołany został Bossem.

Ciekawostki

  • Breżniew formalnie nie żył, bo w ZSRR żyło się by pić, a on był abstynentem.
  • W ZSRR za Breżniewa rządziło półtorej człowieka – wiecznie żywy Lenin i prawie żywy Breżniew.
  • Breżniewa pochowano na stojąco, żeby nie wylał mu się kwas z akumulatorów.
  • Posiadał taki mały, czerwony guziczek, mogący rozdupcyć cały kapitalistyczno-imperialistyczno plugawy zachód.

Mądrość Breżniewa

Misza, przydupas Breżniewa wpada zdyszany do kancelarii:
– Panie Sekretarzu, USA wylądowało na księżycu!
– Nie szkodzi, my polecimy na słońce.
– Ale tam są olbrzymie temperatury!
– Nie szkodzi, my polecimy nocą.

Przyjechał Breżniew do Polski, odwiedził szkołę. Wszystkie dzieci znały o nim wiele szczegółów, były należycie rozpropagowane, na każdej ścianie, nawet w kiblu wisiał jego portret, na obiad były ruskie pierogi. Została tylko biblioteka. Zaszedł tam z Gierkiem, wziął pierwszą z brzegu książkę i czyta: – „Litwo, ojczyzno moja...”, Gierek, co to?
– To Mickiewicz... ale już nie żyje...
– Bardzo dobrze, Gierek, bardzo dobrze.

Podczas tej samej wizyty Breżniew siedział na zebraniu PZPR. Akurat obok zamiatała sprzątaczka, zauważyła, że Breżniewowi wystaje nitka. Pociągnęła, ale nitka się nie skończyła, tylko wyszło jej więcej. Pociągnęła jeszcze raz. Ten sam efekt. Zatrzymała się na dwadzieścia minut, wyciągnęła osiem kilometrów sznura, po czym odeszła. Breżniew wstał i wygłosił mowę: - Polacy to bardzo porządny naród i sprytny. Nie zdjąwszy spodni, ściągnęła mi kalesony. Dopóki ich nie dostanę z powrotem, Jaruzelski ma ich szukać z armią. I tak powstał stan wojenny.