Cytaty:Alternatywy 4
Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Alternatywy 4 – cytaty.
A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż |
G[edytuj • edytuj kod]
- – Gdyby ta strzelba umiała mówić, to... to co by powiedziała?
– Hmmm. Ona miała służyć w osiągnięciu profesora.
– Chciał pan zastrzelić profesora!
– Nie, ten profesor to właśnie ja.
– Chciał pan popełnić samobójstwo?
– Nie, nie. Skąd! Chciałem po prostu zostać profesorem zwyczajnym.
– Ooo, dla mnie... dla mnie, to pan jest profesorem nadzwyczajnym.
– Właśnie przez nadzwyczajnego chciałem przeskoczyć.- Postaci: Bożena Lewicka i Zenobiusz Furman w intymnej sytuacji
N[edytuj • edytuj kod]
- – No i co pan narobił? Wchodzi pan jak do siebie, trzaska drzwiami jak w stodole. O, zasłona mi się podarła!
– Przede wszystkim – ja tu jestem u siebie. A co do zasłony, to nic nie szkodzi.
– Jak to?
– Czy pani zauważyła, jakie zasłony ja powiesiłem?
– No te, zielone.
– No właśnie. A pani powiesiła żółte z brązowym. I jak to teraz wygląda? Ohyda!
– A co to pana obchodzi, jakie ja mam u siebie zasłony?
– Ja jestem odpowiedzialny za ten dom i wymagam społecznego podejścia. Ja powiesiłem zielone, pani brązowe. No i jak to teraz wygląda? Jak gówno w lesie! I ja się na to nie zgadzam!- Postaci: Ewa Majewska i Anioł
- – No tak, lenteks. Lenteks, proszę pana. Nie szkoda panu takiej pięknej żony?
– Nie! Yyy! Tak! Yyy! O co chodzi?
– Proszę pana, wie pan, co to jest lenteks? Lenteks, proszę pana, to jest naukowo stwierdzona trucizna: suchoty, rak, do wyboru. Dlatego proponuję panu, żeby pan położył parkiecik... yyy... z czarnego dębu, o! No? Będzie akurat pasowało do tych białych mebli.- Opis: do Kubiaków przybywają „fachowcy” – parkieciarze
- – No właśnie, i żona ma tournée, do którego musi się przygotować, pan rozumie. Ona musi ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. A w tych warunkach...
– Niech pan nie traci otuchy. Pisarz Sofronow, znał pan?
– Nie.
– Nie? Szkoda. On, proszę pana, pracował w kuźni. Wie pan, bo jego odgłosy pracy mobilizowały do twórczego wysiłku. No i doszedł do rezultatów.- Opis: Kubiak interweniuje u Anioła w sprawie hałaśliwych sąsiadów
O[edytuj • edytuj kod]
- – Oto na przykład, główny lokator spod czwórki, ja nie będę wymieniał nazwiska, z sublokatorką spod szóstki, nie będę wymieniał nazwiska... Otóż ci państwo weszli ze sobą w poważne stosunki pozamałżeńskie! Co tam poważne! I do tego jeszcze kulinarne, co przy obecnych naszych kłopotach rynkowych...
– A co? Jedli razem?- Opis: Anioł usiłuje skłócić mieszkańców
S[edytuj • edytuj kod]
- – Szanowny pan życzy?
– Proszę szklankę herbaty.
– A! Z rumem!
– Nie, z cukrem.
– Z cukrem nie ma, jest z rumem.
– To może kawę.
– Po irlandzku czy po szwedzku?
– Jest jakaś różnica?
– O! Po irlandzku jest z whisky, a po szwedzku z koniakiem.
– To może ja poproszę o wodę mineralną.
– Woda raz, co do tego?
– Do tej wody? No... szklankę.
– Na szklanki nie podajemy. Może być pięćdziesiątka, albo pół litra.
– To ja może przedtem coś zjem.
– Proszę bardzo. Jest indyk po bretońsku, po cygańsku, po portugalsku, indyk a la flaczki, indyk a la łosoś, indyk a la szynka.
– No to może już jak pan uważa.
– Mhm. A co do wódeczki, zamówimy pół litra.- Opis: docent Furman w knajpie
T[edytuj • edytuj kod]
- – To są same żyły. (...) To kości.
– Niech pani tak nie przebiera. To nie przedwojna.- Postaci: Kotkowa i Tekla Wagnerówna kupują mięso
- – To wy jesteście ten Anioł.
– Tak jest.
– No to poznajmy się. Jestem Parys, dzielnicowy. Rozumiemy się?
– Tak, panie sierżancie.
– Flagi trzeba powiesić.
– Panie sierżancie, ja zawsze w to robotnicze święto to już tak...
– Nie o to chodzi! Drugiego to jeszcze mogą sobie wieczorem prawda wisieć, ale trzeciego to żeby mi już żadna nie wisiała. Rozumiemy się?
– Tak jest, panie sierżancie!
– Poza tym, wszystko w porządku?
– Tak, panie sierżancie, wszystko w porządku.
– Lokatorzy jacy?
– Aaa, mieszani.
– Ale jest trochę elementu?
– Ale mieszani.
– Co to, wy książki czytacie?
– To informacje o lokatorach.
– To ciekawe!
– Tak.
– Ja lubię poczytać takie życiowe książki. Będzie pełna, przyjdę, poczytam, zobaczymy. Będzie w porządku, będę pamiętał. Będę pamiętał, będzie dobrze. Będziemy kręcić, nie będzie dobrze. Rozumiemy się?
– Tak, panie sierżancie.
– Jak się będziemy rozumieć, będzie dobrze. Nie będziemy się rozumieć... Rozumiemy się?- Postaci: dzielnicowy Parys i Anioł
- – Trzeba pewne rzeczy, nie ukrywam tego, nawet zawoalować. A poza tym ludzie nie myślą. Ludzie nie myślą. Im się wydaje, że tylko oni oglądają telewizję. Proszę pana, przecież my jesteśmy doskonale obserwowani. Nie tylko przez przyjaciół, przez wrogów też. Na przykład tacy Amerykanie jak się dowiedzą, że my mamy trudności z produkcją mięsa, to wie pan, co się dzieje? Proszę pana, na całym świecie ceny mięsa idą tak w górę. I my za to mięso potem też musimy płacić takie ceny. A jeżeli my te trudności przedstawimy jako przemyślane działanie, to wtedy to w nikim nie wzbudza podejrzenia.
– No, może poza naszymi obywatelami.
– Panie profesorze, nasi obywatele i tak w to nie uwierzą.- Opis: wykład towarzysza Winnickiego
W[edytuj • edytuj kod]
- – Wie pani, rzecz się miała na polowaniu. Mianowicie tak: Teodor pobiegł za zranionym zającem, ja natomiast spokojnie oczywiście... yyy... repetowałem, znaczy – nabijałem broń, i w tym momencie z krzaków wyskakuje odyniec.
– Odyniec?
– Dziki, wściekły odyniec! Wystarczy to pani? Zdrętwiałem. On zresztą też. Co robić? – myślę sobie. Teodor poleciał za zającem, broń nienabita. Jedyna szansa – ucieczka. No więc ja chodu, oczywiście przez las, on za mną. Ja na drzewo, on za mną...
– Na drzewo?
– Tak. No, ja z drzewa, on za mną. Ja do wody, wtedy on za mną. Woda potąd. No i jeszcze zapomniałem pani powiedzieć, że to była zima, mróz, dwadzieścia stopni mrozu...
– Aha.
– Więc ja z tej wody wyskoczyłem jak oparzony. On oczywiście za mną. Jedyna szansa teraz, myślę sobie, albo ty, albo ja. Wyjmuję kordelas. Wie pani, co to jest kordelas? Sztylet! Ogromny sztylet. Wyjmuję, myślę sobie, no, bracie, tanio życia nie sprzedam. Stoję tak przy drzewie, plecami, oczywiście, żeby mnie nie zaszedł od tyłu, myślę sobie, no chodź, no chodź, malutki! I w tym momencie nadbiega – kto?!
– Yyy...
– Teodor. Teodor, rzecz jasna! Wyrzuca z pyska tego zająca, rzuca się na bestię, do gardła mu od razu. Walka była straszliwa, trwała – nie wiem, piętnaście, dwadzieścia, może nawet pół godziny. Wie pani, w tej sytuacji nikt czasu nie liczy, oczywiście. No i na czym się skończyło? Zagryziona bestia przez Teodora padła!
– To niewiarygodne.
– Niewiarygodne. Dzisiaj jest u mnie... Ta bestia oczywiście. Tak, tak, yyy... ale wypchany, wypchany ten odyniec. Może pani chciałaby zobaczyć?
– A nie, wie pan, może innym razem.- Opis: Furman pragnie zabłysnąć przed Ewą swoimi myśliwskimi sukcesami