Nonźródła:Awaria kontenera cz.III – dziesięć podskoków Janowskiego: Różnice pomiędzy wersjami
M („Nonźródła:Awaria kontenera cz.3 - dziesięć podskoków Janowskiego” przeniesiono do „Nonźródła:Awaria kontenera cz.III - dziesięć podskoków Janowskiego”: podobna numeracja) |
M |
||
Linia 378: | Linia 378: | ||
Skąd? Z polskiej ziemi! |
Skąd? Z polskiej ziemi! |
||
[[Nonźródła:Awaria kontenera cz.II - listy od pijanych kierowców|Poprzedni odcinek]] |
|||
[[Kategoria:Czysty nonsens]] |
[[Kategoria:Czysty nonsens]] |
Wersja z 01:22, 30 gru 2010
Izolatka znajdowała się w prywatnym gabinecie Wielebnego T. Stylizowana na holenderskie przytułki dla bezdomnych, bywała bardzo lubiana przez pacjentów z psychozami. Wielebny z kolei lubił pacjentów z psychozami. Czasami trafiali tam schizofrenicy, ale było to kiedy nie zamykano sali na klucz. Po kilku przypadkach gangreny od ran powstałych po wieszaniu się na kajdanach, Wielebny musiał zamknąć drzwi, a kluczyk nosił na szyi. Wobec tego nie wiedział w jaki sposób trafiał tam ten dwudziestoletni młodzieniec imieniem Gustaw.
Zwykle Wielebny poganiał go mopem wypranym w wodzie z cukrem. Jednak któregoś dnia Gustaw zarejestrował się na wizytę, więc T. musiał go przyjąć, co uczynił z radością.
Właśnie zapinał rozporek, kiedy do gabinetu wkroczył ten młodzieniec. Nieco anemiczny, ale wystarczyło. Taki typowy snobistyczny pedałek. Berecik przekrzywiony, włosy zmierzwione, czarny szalik w nieładzie. Wzrokiem wpatrzony gdzieś w dal, a pod pachą tomik wierszy Przerwy-Tetmajera.
Wielebny T.
Wskazując krzesło i chwytając za notes przyozdobiony małymi labradorami
Proszę usiąść. Na wstępie zapiszę panu pierwszy zestaw leków.
Gustaw
siadając
Ale jeszcze nie wie pan co mi dolega.
Wielebny T.
To rutyna. Siedem tabletek Fevarinu po każdym posiłku, najlepiej popijać rozgrzaną herbatą melisową. Odradzam ług, gdyż wraz z Fevarinem powoduje wrzody dwunastnicy. To bardzo przykra przypadłość. Więc Gustawie...
Gustaw
Konradzie.
Wielebny T.
Notując coś w notesie, do siebie
Konradzie... jest gorzej niż myślałem.
Do Konrada
W takim razie, co ci dolega?
Konrad
Boli mnie tu.
Wskazuje serce
Wielebny T.
To może być drożdżyca. Nawet na pewno mamy do czynienia z jakimś rodzajem grzyba, który toczy twoje ciało, Gus... Konradzie.
Konrad
Czy to aby śmiertelne?
Wielebny T.
Owszem! W większości przypadków. Chory gnije, wypadają mu oczy, a śledziona wypływa przez moczowód. Hmm, a może coś przerysowałem? Nie ważne...
Wyciąga spod biurka talerz z ciastem
Skosztujesz może ciasta?
Konrad
Nie, dziękuję.
Wielebny T.
Nie lubisz ciast?
Konrad
Lubię, ale nie w tej chwili.
Wielebny T.
Oglądając kawałek pod różnymi kątami
No... dwie warstwy, nadzienie kokosowe, całość polana czekoladą. Bardzo smaczny. Z pewnością nie chcesz?
Konrad
Nie, dziękuję, nie mam ochoty.
Wielebny T.
Nie rozumiem cię. Norwidowi smakowały, oczywiście dopóki nie wybił sobie zębów o tomik swoich wierszy. Skosztuj, jest smaczny. Jakie ciasta lubisz wobec tego? Za chwilę przedzwonię do recepcji, to coś znajdą.
Konrad
Ze złością
Czy możemy przejść już do meritum?!
Wielebny T.
Odkładając ciasto
Ależ skąd te nerwy? Dobrze więc...
Wyciąga grubą książkę, kartkuje ją
Jakiej firmy kosiarki preferujesz?
Konrad
Dość! Dość! Żądam, aby pan przestał!
Wielebny T.
Odkładając książkę
No to powiedz, co ci na sercu leży.
Konrad
Czuję... kompletną pustkę. Już nic nie daje mi radości. Ani zachody słońca, ani nawet płatki śniegu na oknie. Moi przyjaciele tego nie widzą... Jak bardzo samotny jestem nocami, gdy wpatruję się w księżyc. Tak samotny jak on jestem. Chciałbym wzlecieć w gwiazdy, bo na ziemi... na ziemi oddycham tylko pustką. Boję się... boję się, że nie mogę już kochać...
Wielebny T.
Kurwa, ale pierdolisz.
Konrad
Budząc się z letargu
Przepraszam, co?!
Wielebny T.
Chodziło mi o to, że chcę rozwiercić tobie mózg.
Konrad
Co da rozwiercenie mi mózgu?
Wielebny T.
Zobaczę, co masz w środku. Tak wystawię bezbłędną diagnozę.
Konrad
A będzie bolało?
Wielebny T.
Nie. Odkryłem, że jak użyje się wiertła diamentowego w odpowiednim miejscu na czaszce, to delikwent traci poczucie bólu.
Wyciąga z szafki wiertarkę
Konrad
Dobrze, niech pan to zrobi.
Wielebny T.
OK.
Podłączając wiertarkę
Klops.
Konrad
Co się stało?
Wielebny T.
To jest zwykłe wiertło, a ja potrzebuję diamentowego. Inaczej wszystko całkiem przepadnie. Moment, może przedzwonię do Astronoma Katarakty.
Wyciąga telefon i dzwoni
Czołem Katarakta, masz może diamentowe wiertło?
Astronom Katarakta
Nie mamy diamentowych, bo NFZ nas nie dofinansowało. Zaraz, a my w ogóle mieliśmy diamentowe wiertła?
Wielebny T.
Sugerujesz, że nie mieliśmy?
Astronom Katarakta
Tak, to bardzo możliwe.
Wielebny T.
Co tam u ciebie tak stuka? Znowu Tuchaczewski wygrywa jakieś melodie na kaloryferze?
Astronom Katarakta
Nie. Nic wielkiego.
Wielebny T.
To bardzo dobrze! A co stosujesz na drożdżycę?
Astronom Katarakta
A pacjentowi wychodzi już nosem? Ma biały nalot na brodzie?
Wielebny T.
Jeszcze nie, ale boli go serce.
Astronom Katarakta
To niekoniecznie może być drożdżyca. To może być polip, ale łatwo się go pozbyć. Wiesz, gdzie trzymamy strzelbę na słonie? Zaraz... muszę kończyć, bo pacjent zjada mi fartuch. Trzymaj się.
Wielebny T.
Odkłada telefon
Wobec tego sięgniemy po plan B.
Wyciąga spod biurka paczkę cukru i jedno jajko. Cukier rozsypuje na biurku, nań wylewa jajko, a potem obtacza w tym wiertło.
Nie tylko zrobimy ci dziurę, ale przy okazji dostaniesz pyszny kogel-mogel! Nadstaw się.
Konrad
Trzymam kciuki.
T. wierci, słychać cichy gruchot
Wielebny T.
Możesz teraz poczuć lekkie szarpnięcie.
Rozlega się odgłos przypominający rozdzierane ubrania
Włosy wplątały ci się w silnik wiertarki, więc je oderwałem, ale nie martw się. Dam ci namiary do dobrego chirurga plastycznego.
Nachyla się do mózgu
Hmm, tak... chyba widzę.
Konrad
Co jest panie doktorze?
Wielebny T.
Widzę tutaj osobowość typu borderline... zaburzenia dyssocjalne... O! Co to?!
Wyciąga z kieszeni łyżeczkę, wsadza ją w otwór w mózgu, a potem wyciąga coś i natychmiast zjada
Mmm... musisz spróbować.
Konrad
Co to pan je?
Wielebny T.
Znowu zanurzając łyżeczkę w czaszce i wyciągając to samo
Zamknij oczy, otwórz buzię...
Konrad robi tak, T. wpycha mu w usta łyżeczkę
Dobry chłopiec!
Konrad
Mmm... jakie smaczne! Co to jest?
Wielebny T.
Nie wiem, ale znalazłem to na płacie potylicznym pańskiego mózgu.
Konrad
Fuj! Fuj!
Wypluwa kawałki dziwnej materii
Wielebny T.
Chyba miałem gdzieś tu słomkę... No nieważne... Teraz to jakoś zaszyję albo coś.
Wyciąga z kieszeni wędzoną makrelę zawiniętą w gazetę. Rybę wyrzuca, a gazetę wpycha w otwór.
No! Może się zrośnie, ale raczej już nic panu nie wypłynie.
Konrad
Czuję dziwny posmak ryby.
Wielebny T.
Przejdzie z czasem. To typowy objaw uboczny mojej... hmm... terapii.
Siada znów za biurkiem, chwyta z kartę z receptą
W takim razie przepiszę panu jeszcze parę paczek Abilify. Siedem tabletek na czczo przed śniadaniem. I może jeszcze Sulpiryd. Jedną tabletkę dziennie wcierać sobie w dziąsła oraz powieki. Wszystko panu zapiszę. A teraz... czy odczuwa pan pociąg seksualny do manekinów?
Konrad
Do manekinów? Nigdy. Może przekrój poprzeczny człowieka wygląda dość przystojnie, ale pociągająco czy seksownie?
Wielebny T.
Poważnieje, wstaje zza biurka i podchodzi do okna
Znałem jedną osobę, która onanizowała się do modelu przekroju poprzecznego człowieka. Była to moja osobista porażka, gdyż tego człowieka nigdy nie wyleczyłem. Nazywał się...
Odwraca się z wykrzywioną twarzą w stronę Konrada i wycedza przez zęby
...Vidkun Quisling!
Nagle do sali wpada Gabriel Janowski
Gabriel Janowski
podskakuje
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć!!!
Wybiega z gabinetu
Konrad
Co to miało znaczyć?
Wielebny T.
To oznacza, że jest już godzina trzynasta. Janowski zawsze wbiega tutaj o symbolicznych porach, lub jeśli ma ochotę, to o pełnych godzinach i podskakuje licząc do dziesięciu.
Konrad
On potrzebuje pomocy!
Wielebny T.
Nie. Kiedyś dosypano mu coś do herbaty, prawdopodobnie startego żeń-szenia, więc może mieć różne odpały. Ale ty, Konradzie, potrzebujesz również pomocy.
Wychodzi do izolatki, wraca ze strzelbą na słonie i mierzy lufą w serce Konrada
Teraz nie ruszaj się, bo muszę zlikwidować tego polipa.
Rozlega się strzał, a Konrad pada na podłogę ciężko ranny, po chwili raptownie wstaje
Konrad
Wow, wyleczył mnie pan z polipa. Trafił pan!
Wielebny T.
chichocząc
Ja zawsze trafiam, ale wiesz... Według teorii strun w innej przestrzeni zastrzeliłem cię.
Konrad
To straszne, a zarazem intrygujące!
Wielebny T.
Owszem.
Strzela w głowę Konrada. Tym razem pada martwy.
Uwielbiam teorię strun, ale jeszcze bardziej uwielbiam strzelanie do ludzi ze strzelby na słonie. Ma to w sobie coś transcendentalnego. Nie ma słów, które mogłyby opisać wagę tej sytuacji.
Siada za biurkiem, do gabinetu wpada Astronom Katarakta
Astronom Katarakta
Słyszałem odgłos wystrzału strzelby na słonie. Czyżby jakiś polip?
Wielebny T.
Owszem, największy polip naszej ludzkości – egzystencjalista.
Astronom Katarakta
Mam nadzieję, że przepisałeś mu Abilify. To dosyć ważny lek, nawet jeśli jest się martwym.
Wielebny T.
Whatever... pijesz Ciechana Miodowego czy trójniaka?
Astronom Katarakta
Dzięki, przyniosę własny alkohol. Twoja miłość do miody bywa niebezpieczna.
Wielebny T.
A właśnie... ten koleś ma coś smacznego na mózgu. Musisz koniecznie spróbować.
Astronom Katarakta
Wyciąga łyżeczkę i siada po turecku przy otwartej czaszce pacjenta, zaczyna jeść
Ej, to jest bardzo smaczne! Próbowałeś tego z karmelem?
Wielebny T.
Z karmelem nie, ale czekaj, mam tutaj słodkie mleko w tubce. Zobaczymy jak z tym będzie smakować.
Astronom Katarakta
Skąd się biorą tak smaczne mózgi?
Wielebny T.
Wpatrując się w bory za oknem i przelatujące orły na tle słońca
Skąd? Z polskiej ziemi!