Rakieta: Różnice pomiędzy wersjami
M (Przywrócono przedostatnią wersję, jej autor to Artur21. Autor wycofanej wersji to 83.6.13.18.) |
|||
Linia 25: | Linia 25: | ||
# Zdejmij osłonkę z wierzchu taśmy. |
# Zdejmij osłonkę z wierzchu taśmy. |
||
# No, to teraz owiń swoją rakietkę kartonem, tekturą, czy co tam przegotowałeś. |
# No, to teraz owiń swoją rakietkę kartonem, tekturą, czy co tam przegotowałeś. |
||
# Podklej, żeby brzegi nie odłaziły. |
# Podklej pierdolnik, żeby brzegi nie odłaziły. |
||
# Zaczekaj, aż klej wyschnie. Możesz zabrać się do pichcenia paliwa: |
# Zaczekaj, aż klej wyschnie. Możesz zabrać się do pichcenia paliwa: |
||
# Wsyp do garnka saletrę i cukier w stosunku 3:2. |
# Wsyp do garnka saletrę i cukier w stosunku 3:2. |
Wersja z 20:55, 27 wrz 2010
Rakieta – z założenia dłuuga bomba z własnym napędem i systemem naprowadzania , z tyłu zakończona dyszą, a z przodu stożkiem zmniejszającym opór powietrza. W praktyce – przerośnięta fajerwerka bez, nawet najbardziej prymitywnych, układów sterowania.
Historia
Pierwsze rakiety budowali dawno temu w rowie Chińczycy. Ich siła rażenia była znikoma, ważniejszy był efekt psychologiczny[1]. Rakiety robiły się groźne dopiero, gdy bitwę toczono w pobliżu zabudowań, szczególnie, gdy używali ich (rakiet, nie budynków) obrońcy. Dachy[2] robiono bowiem z bardzo łatwopalnej słomy i bambusa, więc o pożar nie było trudno. Używania rakiet w celach militarnych zaprzestano po spaleniu jakiegoś dużego miasta. Nadal organizowano jednak pokazy sztucznych ogni i liczba pożarów stale rosła. Później rakiety odeszły w zapomnienie. Pojawiły się ponownie dopiero w Europie w XVIII wieku, podpierdolone przez polskich turystów z chińskiego muzeum. Nie wiedziano jednak, co z nimi zrobić, więc cały zapas spalono. Od tego czasu obowiązuje zakaz używania otwartego ognia w pobliżu materiałów wybuchowych. W XX wieku zaczęto dodawać do rakiet różne bajery, takie jak stateczniki uniemożliwiające strzelanie nimi z armat, system naprowadzający na kabel (5% większa celność kosztem 95% mniejszego zasięgu) oraz ładunki jądrowe – montaż w rakietach o zasięgu do 10km zapewnia szybką pacyfikację obu stron.
Konstrukcja
Czyli jak stworzyć nowoczesną prymitywną rakietę domowej roboty...
Składniki
- Rolki po srajtaśmie – optymalna ilość to 5-6
- Mocna taśma dwustronna
- Jeszcze mocniejszy klej
- Duużo kartonu/ tektury/ bristolu. Najlepiej w jednym kawałku[3].
SaretasalertaKur... SALETRA potasowa- Cukier
- Lejek – najlepiej metalowy, ciut szerszy od rolek po srajtaśmie
- Nożyczki
- Dłuuugi, prosty, cienki patyk. Najlepszy będzie tradycyjny, bambusowy
Wykonanie
- Rolki ułóż jedna przy drugiej i sklej taśmą w jedną, długą rurę.
- Idioto! Po to brałeś nożyczki, żeby obrywać taśmę?!
- Zdejmij osłonkę z wierzchu taśmy.
- No, to teraz owiń swoją rakietkę kartonem, tekturą, czy co tam przegotowałeś.
- Podklej pierdolnik, żeby brzegi nie odłaziły.
- Zaczekaj, aż klej wyschnie. Możesz zabrać się do pichcenia paliwa:
- Wsyp do garnka saletrę i cukier w stosunku 3:2.
- Podgrzewaj na baardzo wolnym ogniu, cały czas mieszając.
- Nastąpił samozapłon? No to musisz zacząć od nowa, ale tym razem podgrzewaj na jeszcze wolniejszym ogniu...
- Cukier się stopił? Świetnie, paliwo gotowe!
- Klej wysechł? Ok, teraz zrób mocny, kartonowy stożek. To będzie przód rakiety. Może być odrobinę szerszy od korpusu.
- Sklej rolki i stożek. Byle równo.
- Paliwo przestygło, możesz napełnić nim rakietę. Nie zapomnij dokładnie ubić.
- Super, teraz weź patyk i DOKŁADNIE na środku zrób głęboką dziurkę. Im głębsza, tym lepsza, tylko nie rozwal przy okazji swojej rakiety.
- Włóż lont. Zadbaj o to, by dotykał paliwa.
- Wyskrob z garnka resztki mikstury i przylep nią lont. W ten sposób zmniejszysz szansę niewypału.
- Z tyłu rakiety przyklej lejek. Dzióbkiem do środka, imbecylu!
- No tak, zapomniałeś przewlec lont przez lejek...
- Gotowe? No, to teraz możesz zrobić z kartonu stateczniki, ale to nie jest konieczne.
Jeśli postępowałeś zgodnie z powyższą instrukcją, twoja rakieta JEDNORAZOWEGO użytku jest gotowa. Zgadza się, 8 godzin ciężkiej harówki dla kilku sekund wątpliwej uciechy. Zupełnie jak w małżeństwie...