Nick Cave
Ten artykuł dotyczy australijskiego piosenkarza. Zobacz też hasła o innych osobach o tym imieniu. |
Szablon:Tpiosenkarz, jak sam przyznaje, narodu australijskiego, którego etnografom dotąd nie udało się wyróżnić, co oznacza, że jest kilkadziesiąt lat nie tylko przed muzyką, ale również nauką.
Dzieciństwo
Od najmłodszych lat był bardzo grzecznym dzieckiem, nie licząc nielicznych bójek, w które się wdawał i pijackich ekscesów, po których kilkakrotnie zostawał wywalony ze szkół, do których uczęszczał. Znany także doskonale z chwiejnej postawy pracownikom miejscowej izby wytrzeźwień. Jego największym marzeniem było śpiewać w chórkach w jedynym kościele w mieście, niestety ksiądz prowadzący scholę wykopał go z chóru tuż po pierwszym zaśpiewaniu przez małego Mikołajka „Lulajże Jezuniu”, po którym wszyscy zgromadzenie wierni z wypisanym strachem na twarzy obudzili się.
Kariera
Początki
Jaskinia załamał się, ale po garażowym topieniu smutków w wodzie niekoniecznie święconej, wśród przyjaciół Micka Harveya, Rowlanda S. Howarda, Tracy Pew'a oraz Phila Calverta, postanowił zrobić na złość okrutnemu księdzu – w ten oto sposób zrodził się zespół The Boys Next Door (oczywiście z Jaskinią na wokalu, żeby udowodnić księdzu złamanie ósmego przykazania). Kapelę rychło przemianowano na The Birthday Party, gdyż ze względu na pierwszą nazwę wszyscy właściciele klubów, gdzie zespół chciał grać oponowali, że może tak kapela zagrałaby u konkurencji – czyli next door.
Zespół nie poddawał się. Jaskinia wydając z siebie dźwięki prawdziwego jaskiniowca i jego koledzy robiący łubu-dubu na instrumentach zabranych z miejscowej zerówki, zaczęli pomału zdobywać lokalną sławę wśród podpitej wiejskiej młodzieży. Ksiądz zieleniał ze złości. Jednak dla zranionego ego Mikołaja było to za mało.
Przełom
Jaskinia i jego jaskiniowcy uzbierali kasiorę na podbój Melbourne pracując w myjni samochodowej i w MacŚmieciu i wynieśli się z nieprzyjaznej dziury. W Melbourne, klepiąc biedę, szukając podłej roboty kupowali płyty eksportowane importowane z Anglii, m.in. tak wielkich zespołów jak T.Rex czy Pretty Boy Floyd, zachłystując się nową falą punkai kontestując przy tym wodę. Wysyłali swoje demówki i usiłowali gdziekolwiek grać. Podczas jednego z koncertów odbywającego się „gdziekolwiek” zauważył ich mocno podchmielony szef wytwórni płytowej 4AD Ivo Watts-Russell i podpisał z Jaskiniowcami kontrakt. Gdy Ivo doszedł do siebie – dotarło do niego, jakie głupstwo podjął bezskuteczną próbę samobójczą. Później przez kilka lat bez większego rezultatu próbował się pozbyć The Birthday Party, ale kontrakt nadal obowiązywał, toteż zespół ruszył na podbój Albionu, ponagrywał na płyty kilka piosenek wraz z chórem zaprzyjaźnionej sfory dingo – i – o zgrozo! - sprzedawało się to nienajgorzej.
Kiedy rosną Złe Nasiona
W końcu w roku 1983 Ivo trafił do Berlina. Po pobycie na dworcu ZOO wstąpił na imprezę urodzinową, na której bawił się miłośnik taniego wina oraz szef wytwórni Mute Daniel Miller i opchnął mu grupę Mikołaja, który w tym samym czasie testował nowe proszki (do prania rzecz jasna) i sprowadzał sobie najlepszą w świecie wódę zza żelaznej kurtyny. Ego Mikołaja Jaskini rosło w siłę. Proszki i wóda tak mu się spodobały, że z chęcią i nie wgłębiając się w zbędne szczegóły z radością przyjął od Ivo nowinę, że zostają z Millerem w Berlinie i od dzisiaj tu będzie nagrywać.
Niestety, start w nowej rzeczywistości nie należał do udanych. Wśród Jaskiniowców zaczęła się szerzyć niezgoda spowodowana nadmiarem używek. Niezgoda ów doprowadziła do tego, że Przyjęcie Urodzinowe (The Birthday Party) się skończyło. Cave nie przejął się. Wcześniej poznał w Berlinie nowych kolegów, którzy wprawdzie nie mówili po angielsku, ale obiecali mu uroczyście po niemiecku, że to uczynią. Założył więc z nimi nowy zespół, który nazwał Nasiona Zła, tudzież Złe Nasiona, no w każdym razie Bad Seeds ich nazwał. Jednocześnie myślał cały czas o okrutnym księdzu, co go w scholi nie chciał. Wkurzało go, że ten nie wie, jakie są jego były podopieczny odnosi sukcesy. Zaczął pisać i śpiewać m.in. pieśni religijne, przeczuwając, że pan w koloratce na pewno pieni się z wściekłości, bo Jaskinia stawał się coraz sławniejszy i coraz więcej osób zaczynało go kojarzyć. Złe Nasiona z anorektycznym przystojniakiem Blixą na połamanej gitarze, poważnym Thomasem Wydlerem walącym w talerze, talerzami i po talerzach, impresario Mickiem Harvey'em i innymi, którzy szybko odeszli i zostali zastąpieni nowymi kolegami, zaczęli zdobywać tzw. międzynarodową sławę. Jaskinia zaczął pisać książkę
Kariera zespołu szła swoim trybem. Nawet niejaki Wim Wenders zaprosił ich na ścieżkę i do filmu o „Niebie nad Berlinem”, dzięki czemu Złe Nasiona trafiły na czerwony dywan na Festiwal Filmowy w Cannes. Niestety – jako że zespół miał pociąg do trunków z procentami – nim się filmowa impreza rozkręciła na dobre, poszczególni członkowie pokosztowali trochę tego i tamtego... no dobrze, trochę więcej niż trochę, i czerwony dywan przestał być czerwony... Cave dostał zakaz wjazdu do Cannes.
Miłostki Jaskiniowca w wielkim świecie
Leciał rok za rokiem, Mikołaj zrezygnował z maniakalnego uczucia do księdza, wyciągnął z tłumu na jednym ze swoich koncertów kobietę, która stała się niebawem jego żoną i urodziła mu syna, skupił się na obsesyjnej miłości (co zdarzało mu się już wcześniej) oraz na morderstwach... aby poszukać inspiracji wrócił do Melbourne i tam podczas nocnego spaceru po czerwonej dzielnicy wpadł na niejaką Kylie. Od dawna wiedział o Kylie i potajemnie się w niej kochał, ale dopiero wtedy po raz pierwszy ją spotkał – rzucił się więc przed nią na kolana i oświadczył się jej całując po rączkach i próbując całować więcej. Kylie jednak niewzruszona złamała naszemu Mikołajkowi serce wyznając, że kocha innego. Mikołaj załamał się.
Śliczna Kylie, żeby go pocieszyć, zgodziła się z nim zaśpiewać na jego płycie. Jaskinia w sekund pięć, targany różnymi emocjami napisał piosenkę „Tam, gdzie rosną dzikie róże”, która ino myk myk stała się popowym przebojem szturmującym listy przebojów i od tego czasu nikt już inaczej nie kojarzy Mikołaja, jak tylko z tego utworu. A tymczasem Jaskinia z rozpaczy rzucił się w ramiona dalekiej krewnej swojego kolegi Mick'a Harvey'a, niejakiej P.J Harvey, piosenkarki rockowej (pokrewieństwo jest tak dalekie, że nikt nie jest w stanie określić w którym miejscu i czasie historii nastąpiło, mówi się, że mogło to być już w średniowieczu). Romans z P.J. rychło się jednak skończył, Jaskinia napisał dla niej płytę zatytułowaną dla niepoznaki „Wołanie przewoźnika”.
Po romansie z P.J., Mikołaj wrócił na łono rodziny, acz zmieniając żony, płodząc dzieci i pisząc piękne, choć coraz słabsze piosenki. Zapuścił najpierw wąsa, potem brodę dzięki czemu zaczął wyglądać jak połączenie ZZ Top z Rumcajsem, a wraz z kolegą Warrenem Elisem wyglądającym tak sam począł nagrywać psychodeliczne działające na nerwy melodie na skrzypki, które wielki John Hillcoat wykorzystywał w swoich filmach, zwołał kolegów, żeby pobawili się z nim w panka w projekcie Grinderman, oraz napisał książkę o swojej niespełnionej miłości do Kylie wynosząc pod niebiosa jej tyłeczek...
Ksiądz triumfował, mimo że także ich nie mógł dotknąć.