Matrix Rewolucje
Neo, bądź mężczyzną! Niech się tyle nie męczy, dobij ją!
- Losowy widz podczas 15-minutowej agonii Trinity
Matrix III – Trzeci film braci Wachowskich. Zepchnięci do defensywy w dupie świata ludzie próbują odeprzeć atak maszyn, które chcą każdego wolnego człowieka przerobić na bateryjki do iPodów i podpiąć pod tytułową matrycę.
Uwaga, będzie solidny spojler.
Fabuła
Matrix
Neo śpi na dworcu w Kutnie, albo jakimś podobnym. To znaczy wirtualny Neo (wNeo), bo prawdziwy(pNeo) leży na stole w prosektorium i czeka na sekcję. Z pseudonaukowego bełkotu można wywnioskować, mimo iż nie podpięty, wNeo znajduje się gdzieś pomiędzy Matrixem a Syjonem. Mamy więc do czynienia z udoskonalonym, wireless Neo. Cóż za innowacja. Zachodzi podejrzenie, że używa systemu bluetooth, ale nie – zęby ma nadal białe jak Pan Bóbr.
W pewnym momencie wNeo zostaje obudzony (w Kutnie, na dworcu, w nocy) przez małżeństwo zatroskanych programów komputerowych. Programy te pofatygowały się na dworzec we Włoszczowej, aby oddać swoje dzieciątko (sic!) do przytułku dla nieudanych programiątek prowadzonego przez Wyrocznię. Długi pseudofilozoficzny dialog jest przedsmakiem tego, co będzie dalej. Przyjeżdża pociąg, programy wsiadają. wNeo próbuje wcisnąć się za nimi na krzywy ryj. PKP nie jest jednak w ciemię bite - 100% zniżki dla Superbohaterów Będących Jedyną Nadzieją Ludzkości nie ma od roku. Pewnie za dużo ich jeździło za darmochę.
Potrzebna jest szybka interwencja bydgoskiej policji w składzie:
W trakcie interwencji w Dyrekcji Generalnej PKP możemy pooglądać bogate wyposażenie przednie Bellissimy, jeden z lepszych widoków w całym tym arcydziele. Dyrekcja Generalna ugina się przed siłą spokoju bydgoskiej policji i chcąc nie chcąc, zawozi (ze zniżką) wNeo pod drzwi mieszkania Wyroczni.
Następnie widz skazany jest na dialog o predestynacji, podczas którego wNeo wysłuchuje genialnych rad w stylu musisz zrobić to, co wiesz, że musisz zrobić itp. Wyciemnienie, wracamy do realu (nie supermarketu).
Real
W realu wszyscy pozytywni bohaterowie noszą równie wieśniackie swetry, co Grucha. Ledwie wzuwszy tenże przyodziewek prawdziwy Neo naciąga, używając swojskiego zwrotu „daj się karnąć”, Niobe aby pożyczyła mu kluczyki do swojego szambolotu (taki pojazd, co w kanałach pomyka) na misję pokojową do wioski maszyn. Niobe, ponieważ nie zdążyła zamówić na spółę, kluczyki oddaje. Zresztą szybko dostaje nowy, większy, ładniejszy szambolot, w dodatku z super-ekstra-fajową bombką na pokładzie. Switch.
Zachachmęciwszy klucze pNeo bierze pod pachę Trinity i zasuwa do wycyganionego szambolotu, ten jednak nie chce zapalić, ponieważ wyleciał jedyny w pojeździe bezpiecznik. Ale nie wyleciał ot tak sobie. Mamy bowiem do czynienia ze zdradą. Zdrajcą jest Bane, który, niewątpliwie uprawiając miłość bez zabezpieczenia, zaraził się wirusem komputerowym. Swołocz ten próbuje skrzywdzić Romantyczną Parę, ale pNeo mimo że oślepiony w trakcie walki, chwacko rozwala mu głowę gazrurką. Fade out.
Obrona Syjonu
Tuż po odlocie Romantycznej Pary zaczyna się atak maszyn na Syjon. Błyskotliwa taktyka obronna ludzi polega na strzelaniu ile wlezie w dziurę, przez którą przechodzą maszyny. Taktyka została zatwierdzona przez Radę Starszych, nie wiedzącą nic o niczym, co również w światach wirtualnych wydaje się być najlepszą rekomendacją do sprawowania władzy. Jak łatwo się domyślić, owa strategia doprowadziłaby do zagłady ludzkości, gdyby nie Niobe zasuwająca z odsieczą swoim nowym, większym i ładniejszym szambolotem z super-ekstra-fajową bombką na pokładzie. Jest tylko jeden kłopot - szambolot nie może wlecieć do Syjonu, bo brama zamknięta jest na skobel.
Tu z odsieczą przychodzi nam as atutowy wszystkich nędznych scenarzystów - Bohaterski Miejscowy Głuptasek (BMG), który heroicznym wysiłkiem dziarsko rozwala przeklętą zatyczkę. Szambolot wlatuje, rozpizguje bramę (po kiego było ją w ogóle otwierać?) i spuszcza maszynom łomot super-ekstra-fajową bombką. Nic to jednak, bo komputer wcisnął operation cwal i ma w odwodzie siły sto razy większe. Cała nadzieja w Neo. Resztę scen warto przemilczeć, zwłaszcza tą, kiedy obowiązkowo politycznie poprawne lesbijka i czarna strzelają z samemu robionych pocisków do opancerzonych maszyn, bo to tak inteligentne, że się nie da opisać. Fade out.
Final f(l)ight
Jedzie pNeo borem, lasem. I kanałami jedzie też. Prowadzi Trinity, bo pNeo jako ociemniały lepiej nadaje się do dawania światłych rad w stylu leć wzdłuż przewodów, na pewno dokądś prowadzą. Maszyny, które próbują Romantycznej Parze przeszkadzać, pNeo niszczy uderzeniem Jasną Stroną Mocy. Parka dolatuje, jednak lądowanie przebiega tak niefartownie, że Trinity przebija sobie oba płuca. Nie przeszkadza to jej wygłosić pięciominutowej tyrady. Scena pożegnania z pNeo zasługuje na Oskara w kategorii Najnudniejsze i Najbardziej Beznamiętne Choć W Założeniu Wzruszające Ujęcie Roku.
Na szczęście wszystko, co ma swój początek, ma też swój koniec (oprócz mody na sukces). Wkurzony na maxa pNeo zasuwa do Głównego Komputera, któremu przedstawia propozycję dealu: ja ci załatwię agenta Smitha, a ty przestaniesz wiercić dziury w Syjonie. Deus Ex Machina zgadza się i używa Neo jako Avasta.
Matrix ponownie
W Matrixie czeka już zmultiplikowany wirus Smith. Z bliżej nieokreślonych powodów wirus tenże, zamiast zgnieść wNeo przewagą liczebną, postanawia odbyć z nim honorowy pojedynek mano a mano. W sumie to bez znaczenia, bo i tak spuszcza wNeo straszliwy łomot. Kiedy już wNeo leży pokonany, agent Smith próbuje przekształcić go na swój obraz i podobieństwo. Srodze się zawodzi. Niby porażka to szczwany fortel był. W wyniku tegoż szczwanego fortelu agentom Smithom zaczynają świecić gały, a potem pękać czaszki. Nie pytajcie czemu, nikt tego nie wie. Bracia Wachowscy wiedzieli, ale po zapiciu zakończenia zdjęć do filmu Jackiem Danielsem, już nie wiedzą.
W każdym bądź razie pNeo (martwy, żywy, nietrzeźwy) zostaje odwieziony lewitującym chodnikiem gdzieś w pizdu. Wyrocznia wyśmiewa Architekta, aż ten zawiesił się niczym Windows.
Interpretacja
I to w zasadzie wszystko. Nastaje pokój, Syjoniści się radują, co się stało z Neo – nie wiadomo. Kontynuacja niewykluczona.
Recenzja
Aktorstwo – rewelacja, z wyjątkiem nieodmiennie sympatycznego agenta Smitha. Gdyby ktoś z Romantycznej Pary próbował zagrać Pinokia, to Carlo Collodi byłby dumny z tego, że jego bohater jest taki drewniany. Scenariusz zbliżony fenotypem do metafizycznej wersji Reksia. Głębokie i podniosłe dialogi są lepsze niż w brazylijskich telenowelach. Efekty specjalne oczywiście dno, ale to o wiele za dużo, jak na film z aspiracjami. Na soundtracku tym razem bez nieautorskich utworów, no bo po co płacić tyle kasy za puszczanie ich tylko podczas napisów końcowych.