Użytkownik:Józef Piłsudski/brudnopis

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
< Użytkownik:Józef Piłsudski
Wersja z dnia 21:18, 8 paź 2021 autorstwa Józef Piłsudski (dyskusja • edycje) (nowa strona)
(różn.) ← przejdź do poprzedniej wersji • przejdź do aktualnej wersji (różn.) • przejdź do następnej wersji → (różn.)
Mirabelki.png


Początek

Jak co rano w drugi wtorek miesiąca w latach przestępnych odwiedziłem mojego przyjaciela Andrzeja. Andrzej był osobą nietuzinkową, co roku przeprowadzał się z mieszkania na drzewie w pasie ziemi niczyjej między Polską, a Białorusią do swojej drugiej siedziby położonej w Górskim Karabachu. Utrzymywał się zazwyczaj ze zbierania grzybów i innych darów lasu, a także z działalności internetowej w postaci filmików nagrywanych w charakterystycznej czapeczce z recyklingu.

Do domu przyjaciela wchodziło się po sznurowej drabince, którą spuszczał na dół po podaniu hasła (gdy nadchodzi zima, zwierzyna leśna zakłada ciepłe gacie), gdyż obawiał się białoruskich pograniczników. Jak tłumaczył, zbytnio śmierdziało im cebulą z ust, żeby z nimi rozmawiać. Nie inaczej było i tym razem, choć musiałem wrzasnąć aż trzy razy, zanim spuścił mi wreszcie drabinę do nieba.

Gdy wszedłem na górę, natychmiast rzucił mi się w oczy obiekt, którego nigdy wcześniej tam nie było. Jakkolwiek przyzwyczaiłem się już do tego, że przyjaciel pokrył swoją chatę folią aluminiową w obawie przed szkodliwym promieniowaniem, a na miejscu wala się mnóstwo radzieckiej broni, to nowy obiekt zaskoczył mnie zupełnie. Była to bowiem sztaluga, a na niej nieukończony obraz przedstawiający marszałka Piłsudskiego siedzącego na wielkiej dorodnej kaszance.

– Ziuk jeździł na Kasztance, nie na kaszance – stwierdziłem.

Był to błąd, gdyż wprawiłem tym Andrzeja w konfuzję, przez co wypuścił z rąk butelkę bimbru, która rozbiła się o podłogę.

– Byłem głodny i kaszanka zaćmiła mi umysł. Bo wiesz, ja lubię kaszankę – odrzekł Andrzej, sprzątając szkło.

Zaiste, Andrzej lubił kaszankę. Kiedyś na grillu zjadł pięć pętek razem z talerzem i stołem.

– Gdzie nauczyłeś się tak malować? Nie przypominam sobie, żebyś kiedyś miał coś wspólnego ze sztuką.
– Oglądałem kiedyś programy Boba Rossa.
– I od niego się nauczyłeś malować?
– A gdzie tam! To wszystko przez te Żydy! Rząd chce nami sterować przez nadajniki w szczepionkach za pomocą sieci 5G!
– I to dzięki temu sterowaniu namalowałeś Piłsudskiego na kaszance? Steruje tobą Marek Suski?
– Nie, przez tych Żydów wydawało mi się, że nagrywam nowe wideo i jakoś tak samo poszło. W każdym razie to wszystko przez te Żydy! Rząd...
– Może po prostu pomiń ten fragment?
– Masz rację. W zeszłym roku, jak jechałem do domu w Armenii czy tam Azerbejdżanie, zatrzymałem się w Afyonkarahisarze w Turcji. Tam na bazarze naszedł mnie taki stary Żyd, Mojsze się nazywał, a pejsy to miał prawie takie do ziemi. Mówi, że sprzedaje ludziom talenty. Tak normalnie, płacisz szekle i dostajesz umiejętność. Ja wziąłem sobie od razu dwie, trzecią dostałem gratis. Ponoć nawet prezydent Turcji też mu zapłacił i w jeden dzień został specem od ekonomii. Też powinieneś pojechać do Afyonkarahisaru i sobie coś kupić.
– A jakie to dwa pozostałe talenty kupiłeś? Też działają?
– W sumie to jeszcze nie miałem okazji sprawdzić, niemniej nauczyłem się także prowadzenia radzieckiego czołgu i masturbacji stopami. Chciałem jeszcze kupić sobie umiejętności lekarskie albo znajomość fizyki kwantowej, ale nie miałem przy sobie dość szekli. Bo kto jadąc do Turcji zaopatruje się w szekle? Niestety Mojsze nie przyjmował lir, bo mówił, że to niestabilna waluta. Ale on się nie zna, przecież to jest dobre, wkrótce każdy tam będzie milionerem!
- Oczywiście. Tylko jak ja się teraz dostanę do Turcji... Samoloty nie latają...
– Pociągiem. Pociągi jeszcze jeżdżą.
– Masz rację. Pora się zatem zbierać. Podróż czeka.

Miałem już w głowie wielkie plany odnośnie talentów, które kupię od Mojżesza i dzięki nim zmienię świat na lepsze, a przy okazji także swój stan finansowy, który ostatnio nie miał się najlepiej, bo bitcoin w ciągu dwóch godzin stracił na wartości czterysta procent. Moja rodzina w ogóle nie miała szczęścia do decyzji finansowych. Ciotka straciła oszczędności życia w Amber Gold, a babka kupiła zestaw garnków z meteorytu po tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć złotych od sztuki. Skreślam, bo zawsze mi wypomina, że to przecież była dobra inwestycja, bo opuścili jej złotówkę.