NonNews:Rosja vs. Hiszpania (EURO 2008)
Guus prowadzi Rosję, ja to wiem!
- Paweł Janas o reprezentacji Rosji
I co rano złoty piasek, morski błękit? Nie! Sine nosy z kacem, ruskie złote szczęki...
- Afro Kolektyw do reprezentacji rosyjskiej po meczu
Hakuna matata!
- Timon i Pumba wraz z Simbą na pocieszenie
Rosja vs. Hiszpania (EURO 2008) – drugi póółfinał Mistrzostw Europy. Rosjanie zmotywowani, mają Guusa i są pewni siebie. Hiszpanie, zawsze mieli pecha, nigdy im się nie udawało, ale i tak wyglądają na zadowolonych...
Na początku hymny... jak zwykle. Hiszpanie na żółto. Pechowo, jak mówią... To chyba potwierdza tezę, że jak zwykle nie awansują dalej. Cóż... ich problem. Rosja na czerwono, tradycyjnie. Zaczęli. Na widoku reklamy Calsberga, Coca Coli i MasterCard oraz jacyś goście ganiający za piłką... z dwóch skrajne europejskich krajów. Teoretycznie Hiszpania jest lepsza... ale to właśnie tylko teoretycznie. Sergio Ramos, David Silva... Siergiej Siemak. Znowu Ramos. Iker Casillas, o. Ale nie interweniował, to podanie. Choć i tak miła odmiana. Rosja częściej wymienia piłkę, lecz rzadziej strzela... Burza... pioruny, grzmoty, błyski, wyładowania elektryczne, silny wiatr, spadające drzewa... poza stadionem. A na boisku piłkarze i reklamy. Nawet kibice. Pełen stadion! No, może prawie. Kilka tysięcy nie dotarło właśnie z ich powodu. Znów wymiana piłki... co jakiś czas strzał w niebo. Dawid Wija! Leży. Kontuzja... tak nagle... taka forma, taki pech... Hiszpanie osłabieni, bez najlepszego strzelca. Mówiłem, że pech żółty czyha na nielatynosów. W 43. minucie Casillas wychodzi w pole. Pewnie sadzić ziemniaki. Za pięć koniec połowy. Andriej Arszawin. Biega, strzela... ale jakoś niezainteresowany grą. Zupełnie inaczej niż w poprzednich meczach... i pomyśleć, że kilka lat temu na testach w Legii i Wiśle był, gdzie powiedzieli, że jest dla nich za słaby. No niby... jakby grał tak, jak teraz, to możnaby się zacząć kłócić. Emmm, minuta doliczona i koniec połowy.
Fajnie, że to czytacie. Twarz Gussa Hiddinka wygląda mniej więcej tak: Zero do zera.
Druga odsłona... o dziwo ciągle te same reklamy. Aż się przypomina ta makabryczna telewizyjna, gdzie zamiast piłek ludzie byli... straszne. Do teraz mnie ciarki przechodzą, jak o tym pomyślę. Ale wróćmy do meczu... zaczęli Hiszpanie. No i to by było na tyle... ataki tu i tu, ale bez bramek one nic nie znaczą. Wykrakałem... 1:0 dla Hiszpanii po strzale Xaviego. 50 minuta. Rosjanie przegrywają. Jak Hiszpania wygra ten, a potem jeszcze kolejny mecz, to będzie mistrzem Europy. Ale to jest niewyobrażalne, Hiszpania się zawsze spala na wielkich turniejach... hm. Ciekawe. Na razie bez euforii, gramy dalej. Ruski wierzą w siebie. Szkoda, że nie pokazują tego swoją grą, ciekawiej by było. 70 minuta... Hiszpanie domagają się już zakończenia spotkania... ale to nic nie zmienia w ich podejściu do gry, 2:0. Niby pechowo na żółto, a jednak prowadzą i nawet nie można powiedzieć, że niezasłużenie. Ha ha ha, 3:0 już. Hiszpania w finale, a wcale się tak nie zapowiadało. Rosjanie bez bramki honorowej... Koniec meczu. Niemcy się już gotują... A Bożo się chyba okulary zniszczyły...