Dark Side of the Moon
Dark Side of the Moon | |
---|---|
Jedyna prawdziwa prawdziwa okładka albumu. | |
Wykonawca | Różowy Heniek |
Wydany | 1 marca 1973 |
Nagrywany | czerwiec 1972-styczeń 1973 |
Gatunek | rock progresywny |
Długość | za krótki |
Wytwórnia | Żniwa, EMIlka |
Producent | Heńki |
Następny Album | Chcielibyśmy Żebyś tu Był |
Poprzedni Album | Mieszanie |
Więc, (Zdania się nie zaczyna od „więc”!) Tak się złożyło, że „artyści” z grupy Pink Floyd łaskawie zechcieli nagrać album, i nazwać go zupełnie bez sensu. Ale od początku.
Szablon:Talbum wydany przez Pink Floyd, po 2 latach balangi po sukcesie poprzedniego, w 1973. Poruszają oni tam tematy z życia śmiertelników, o których oczywiście nie mają zielonego pojęcia. Ale poruszają. W warstwie muzycznej ta płyta to lekkie brzdąkanie w keyboard, i miękkie wokale. Oraz murzyńskie chórki.
Ogólne przesłanie albumu
Chciwość, pieniądze, szaleństwo, miłość, samotność. Co tam jeszcze? Pieniądze i „przemijanie”. Dziękuję.
A teraz zajmiemy się każdym utworem z osobna.
Speak to Me/Breathe (Breathe in the air)
Jako że Floydzi wszystko popierdolili, te dwa utwory na płycie są razem. A Breathe na niektórych wydaniach nazywało się Breathe in the Air, tak że teraz nawet Last.fm nie może połapać.
Speak to me
Generalnie o niczym, bo nie ma tekstu. Są tam efekty dzwiękowe z wszystkich innych piosenek. Większości.
Breathe
O oddychaniu. [1] Pierwsza część traktuje o miłości, jakież to oryginalne, żebyś mnie nie opuszczał/opuszczała, jeszcze oryginalniejsze, i o troskliwości. Druga część jest o króliku, który kopie dziury. I kryje się przed słońcem. Według większości krytyków, ten tekst to metafora na pracoholizm i zapominanie o bożym świecie w czasie pracy. Normalni ludzie uważają to za lekko dziwne... Jeśli chodzi o muzykę, to nic ciekawego. Po prostu brzdąkanie w casio, brak gitary, i niemiłosiernie wolny bas. Takie pierdnięcia co parę sekund, wiadomo.
On the Run
Tu też nie ma tekstu. Generalnie to tylko napierdalanie w klawisze z paroma efektami dźwiękowymi. Można się domyślać, że utwór traktuje o brytyjskiej reprezentacji 4x400, ze względu na sapanie i bieg słyszalne w tle. Co potwierdza teorię o gejostwie Floydów. Strasznie nie komponuje się z resztą utworu.
Time
Utwór zaczyna się od niemiłosiernie głośnego dźwięku zegarów, który obudziłby nawet mamuty zamarznięte na Syberii. Natomiast tekst traktuje o upływaniu czasu, i starzeniu się. Jakby ktoś chciał o tym pamiętać, a ci debile jeszcze przypominają. No i na końcu Wright(choć resztę piosenki śpiewa Gilmour) śpiewa, że chciałby powiedzieć coś jeszcze. No to mogli nagrać dwupłytową wersję, idioci.
Potem jest repryza [2] utworu Breathe. Cośtam o grzaniu kości i ogniu, chyba kremacja.
The Great Gig in the Sky
Piosenka ta składa się z darcia mordy chórzystki i pianinku Casio Wrighta. I nie mówi o niczym.
Money
Kling, klang, prrrt!
- Pieniądze o tym utworze.
Pieniądze są złe. I to o tym traktuje ta piosenka. Różni się od reszty albumu, gdyż jest to czysty hard rock, co bardzo przeszkadza czułym uszkom słuchaczy progresywnego rocka. No i wpierdala się w styl muzyczny płyty. Mamy 2 mocne solówki na gitarze, i jedną na saksofonie.
Us and Them
Czyli oni i my. Coś jak „Tacy sami”, tylko że zupełnie różne, bo o wojnie. Jaka ona jest be. Muzycznie to to samo co reszta płyty. To trochę dziwne z takim luzem o wojnie śpiewać, ale czy nie wspominałem już, że oni są gejami? To wszystko tłumaczy.
Any Colour You Like
To ma związek z hasłem Forda, mówiącym o fordzie T: „Możesz go mieć w każdym kolorze, byle by to był czarny.” Czyli że niby mamy możliwości wyboru, ale to tylko pozory.
Brain Damage
Kolejne dziwactwo; skoczna muzyczka, a śpiewają o szaleństwie, i głowach rozpadających się na kawałki. I że szaleńcy chodzą po trawnikach, a muszą po chodnikach. A to nieprawda, bo to ci z urzędu źle ścieżki wytyczyli, i teraz normalnych obywateli nazywają wariatami!
Eclipse
Cośtam o księżycu, który zasłania słońce, czy coś. W każdym razie chodzi o to, że wszystko co robisz jest bez sensu, i że najlepiej się pociąć.
Sukces!
Generalnie album sprzedał się w ogromnej ilości kopii (Dokładnie 41 milionów), i muzycy mogli za to balangować do końca życia. W USA, na ten przykład, pokrył się osiemnastokrotną platyną, och, ach. Jeden z egzemplarzy albumu ostentacyjnie stwierdził, że ma zespół w dupie i uciekł na jakiś Billboard w USA. Siedział tam przez 741 tygodni (prawie 15 lat), aż mu się w końcu znudziło. Dark Side Of The Moon został też entuzjastycznie przyjęty przez krytyków. A i tak wszyscy wiedzą, że to gejostwo.
Dark Side of the Moon a sprawa polska
Tak się jakoś stało, że w Polsce w każdym domu jest ten album... Czy to kupi go ojciec, wspominający muzykę z młodości, czy też latorośl próbująca szpanować gustem muzycznym, tak jednak jest... Dom bez „DSotM” nie jest polski.
Przypisy