Jan Plata-Przechlewski

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Jan Plata-Przechlewski (ur. 10 stycznia 1959 r. – więc czterdziechę ma już na karku), polonista i twórca komiksów.

Swoisty bezkorzeniowiec – matka z Warszawy, ojciec z Pomorza, urodzony w Czarnkowie, zamieszkały w Wejherowie, liceum kończył w Gdyni, studia w Gdańsku, wojsko odsłużył w Świeciu. Stąd pewnie taka wynaturzona twórczość - jakże daleka od zdrowych wizji artystycznych zarówno b. PZPR, jak i obecnie nam panujących PiS, LPR i Samoobrony (chociaż sam, na szczęście, już nie rysuje - z komiksów III RP najbardziej lubi cykl o niejakim Jeżu Jerzym; autorstwa dwójki podobnych mu mentalnie degeneratów).

W podstawówce chodziła za nim opinia zdolny – ale leń. Omal nie wywalony ze szkoły za karykaturę jednego z nauczycieli. Podobne wygłupy – tym razem wobec kolegi (konformista jeden!) – wyczyniał w liceum plastycznym. Cudem zdał maturę z matematyki. Na polonistykę trafił właściwie przypadkiem (w ostatniej chwili się zdecydował – i zdał). Pracę magisterską (na temat science fiction – z Żukrowskiego ani Putramenta pewnie nie dałby rady!) napisał i obronił z dwuletnim poślizgiem (co z tego, że na piątki?).

Totalny amator: rysuje komiksy, pisze felietony (zwykle do klubowych lub lokalnych mediów) – ale w przeważnie wszystko to publikuje za friko; widać tyle to jest akurat warte (poznał się na nim Miesięcznik Literacki Fantastyka nie proponując mu swego czasu współpracy – choć czytelnicy, w dorocznym plebiscycie, dali jego esejowi o filmie SF III miejsce). Brał udział w kilku sesjach naukowych na Uniwersytetach Jagiellońskim, Warszawskim i Gdańskim – ale pisanie doktoratu zarzucił.

Jego komiks o wampiurach kilkakrotnie wznawiał Gdański Klub Fantastyki – chyba dlatego, że jest jego członkiem (a na dodatek przylepił się do stołka redaktora naczelnego comiesięcznego Informatora GKF – czyniąc z tego periodyku plugawe pisemko gorszące Śląski Klub Fantastyki; cała redakcja nie jest zresztą lepsza od niego).

Outsider. Być może trzymany krótko za mordę przez żonę (i tak dziwne, że jakaś kobieta może z nim wytrzymać!). Nie bywa ani na konwentach fanów fantastyki, ani fanów komiksów. Brał udział w kilku wystawach komiksowych na Wybrzeżu – zbiorczych oczywiście, więc jakoś się przemknął.

Zawzięcie ględzi i mędrkuje (jako PiPiDżej) na internetowym forum wejher.com. Trafił do Bedekera wejherowskiego Reginy Osowickiej - ale tam wymienieni zostali chyba wszyscy mieszkańcy tej mieściny.

Nigdy nie znał się na muzyce; więc jego ulubioną współczesną piosenkarką pop nie jest Madonna czy chociażby Britney Spears - ale jakaś nieznana w Polsce frankofońska (sic!) skandalistka i feministka Mylene Farmer. Namiętnie lubi filmy; ale chyba nie jest z nimi na bieżąco (bo pisuje raczej o starych ramotach – zwanych przez snobów klasyką kina).

Zawsze był fajtłapą – więc sport go nudzi (nie uprawia ani nawet nie ogląda). Nie potrafi prowadzić samochodu, nie umie pływać, nie zna angielskiego; dziwne, że opanował jazdę na rowerze. Alkoholikiem nie został tylko dlatego, że nazajutrz jest mu strasznie niedobrze – i nie jest zdolny nawet wypić klina. Nie pali (więc jednak wychodzi na to, że - smutas).