Pink Floyd

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Zanim zaczęli grać w Pink Floyd, muzycy chcieli wystąpić w Tańcu z gwiazdami. Tych marzeń nie udało mi się jednak spełnić, więc zabrali się za gitary i wyszło jak wyszło

Nie kapuję, który z nich to Pink?

Przeciętny Polak o Pink Floyd

Pink Floyd – angielski zespół rockowy, kultowy, psychodeliczny, progresywny, apodyktyczny i parę innych trudnych słów. Ponadto komiczny, kosmiczny, wielki, ogromny i wściekły, więc już zacznij się bać.

Członkowie

Byli członkowie

  • Roger Waters – były dyktator i basista, po rozpadzie gra sam i robi szmatławe opery (Ça Ira).
  • Syd Barrett – ćpun, malarz, wokalista, gitarzysta, wykluczony i martwy.

Historia

Plik:Roger Waters concert.jpg
Waters i jego młotki

Powstał w roku... Eee, zaraz, chwila... 1695. Ojej, 1965. Założony przez 3 studenciaków: Rogera Watersa, Nicka Masona i Richarda Wrighta. Mieli zamiar grać mocnego rocka, ale nic z tego nie wyszło, bo Waters grał na basie i śpiewał cienko, Mason był perkusistą, a Wright – klawiszowcem. Zdesperowani przyjęli Syda-ćpuna, który jednak miał tę zaletę, że był psychodeliczny, a poza tym miał gitarę, więc mogli zająć się rockiem psychodelicznym.

The Piper at the Gates of Dawn

Po polsku: Dudziarz[1]na drzwiach świtu[1] (widać, że już samym tytułem chcieli być zajebiście psychodeliczni). Pierwszy album Floydów, wydany w 1967 roku.

Mimo obecności Barretta pierwszy singel (Arnold Llayne) i tak był disco polo. Jednak, jak wiadomo, do kupy zlatują się muchy, więc sukces był ogromny, a wytwórnie zaczęły się o Floydów wprost bić. Ci wybrali EMI i nagrali płytę. Jeśli popatrzycie na tytuł sekcji, będziecie wiedzieli, gdzie podział się brak chęci do przepisania jej tytułu raz jeszcze.

Płyta była zajebiście psychodeliczna i sprawiła wydawcom małe „a-ku-ku!”, ponieważ po reszcie piosenek też spodziewali się disco polo. Ale związali się umową na dwie nieskończoności, z karą na 2 miliony funtów, więc już nie mogli się wywinąć. Na trasie koncertowej było słabo, gdyż Syd, jako ćpun, często grał nie to co trzeba, albo od końca, albo nie grał w ogóle.

A Saucerful of Secrets

He, he, he!

Jacek Gmoch na temat tego albumu

Po polsku: Talerz tajemnic (jeszcze bardziej psychodeliczne). Wydany w 1968, przy pomocy dziadka czasu (inaczej nie zmieściliby się z trasą do Piper at...). To pierwsza płyta, na której udziela się David Gilmour i ostatnia, na której można usłyszeć psychodelicznego malarza od rowerów. W sumie pomógł tylko z jedną piosenką, Jugaband Blues, a poza tym latał naćpany, więc mu podziękowali.

Ummagumma

Przede wszystkim na uwagę zasługuje tytuł, który zasługuje na miano najgłupszego w całej historii muzyki[2]. Album wydany w 1969, kiedy członkowie zdecydowali, że ciężko jest opchnąć rock psychodeliczny i przerzucili się ma progresywa. Każdy z twórców miał wolną rękę, a że radzili sobie jako tako tylko razem, wyszło nie najlepiej.

Druga płyta

Otóż, płyta ta miała dwie płyty[3], a poza tą, na której sobie tworzyli wesoło, była jeszcze jedna z utworami z koncertu. Niby fajnie. Ale – było ich tylko cztery i nie miały nic a nic wspólnego z krążkiem studyjnym.

Atom Heart Mother

Patrz, tato, krówka!

Reakcja zwykłego dziecka na cover Atomowo-Sercowej Matki

Tak, na okładce tej płyty stała na zielonej trawce krowa. Hmm... Co jeszcze można powiedzieć? Znajduje się tam najdłuższy utwór Floydów, Atom Heart Mother właśnie, trwający dłużej, niż Przeminęło z Wiatrem, i podobnie mdławy. No, i nie ma w nim ani grama tekstu, tylko idiotyczne sylabizowanie chóru. Reszta piosenek... Cóż... Nawet nie warto o nich wspominać...

Meddle

Właściwie nie wiadomo, co znaczy Meddle, choć słownik podaje czasownik wtrącać się. Może chodziło im o medal? Do rzeczy. Płyta powstała w 1971 roku, gdy muzycy jako tako wkręcili się w rock progresywny. Na płycie znajduje się kilka dość niepoważnych piosenek (jedną śpiewa pies...), na uwagę zasługuje utwór Echoes, który zaczyna się XIX wieku, a kończy w XXII.

Dark Side of Moon

Info.png Główny artykuł: Dark Side of the Moon

Wydany w 1973 (chyba coś pominęliśmy, co Floydzi robili przez cztery lata?) kultowy krążek, na którym członkowie Pink Floyd całkiem olali rock psychodeliczny i przestali opisywać doznania narkotykowe, a zaczęli pisać o pieniądzach (Money), czasie (Time), pierdołach (The Great Gig in the Sky). Single fruwały po pierwszych miejscach list przebojów, zdobywając uznanie rozentuzjazmowanych krytyków.

Koncerty były najlepsze, i w ogóle... Grupa zarobiła na tym tyle siana, że więcej im się nie chciało tak dobrze grać.

Wish You Were Here

Kolejny krążek, tym razem rzewny (och, jak tęsknimy, Syd); wydany, aby Barrettowi nie było smutno. Sam Barrett, łysy i gruby, pojawił się w studiu podczas nagrywania Wish You Were Here[4] i powiedział, co do słowa:

To jest do dupy.

Trasa koncertowa była dobra, choć organizatorzy musieli otwierać punkty sprzedaży chusteczek.

Animals

Okładka płyty Animals

Po megahicie zespołowi starczyło poweru jedynie na kilka piosneczek. Płyta wydana w 1977, więc koncerty wypadły w czasie rewolucji punkowej, której główni przedstawiciele, delikatnie mówiąc, nie lubili naszych progresywnych dziadków.

Podczas koncertu w Montrealu Waters zauważył, że publiczność olewa muzykę, traktując koncert jako spotkanie towarzyskie. Jako że był egocentryczny, zaczął wyzywać i pluć na publiczność, nieświadomie (lub świadomie) upodabniając się do głównych przedstawicieli rewolucji punkowej. lata później zerżnął to Eminem.

The Wall

Info.png Główny artykuł: The Wall

Wydany w 1979 roku album, mający kontestować zespoły „stadionowe”, które nie skupiają się na muzyce jako takiej, a jej otoczce. Został zrealizowany w formie opery rockowej. Płyta powstała, żeby Roger mógł opowiedzieć historię swego życia. Więc, opowiada o tym jak był w łonie matki (In The Flesh?), i jak się uczył (The Happiest Days of Our Lives), i jak mu szkopy zabiły ojca (Another Brick in the Wall pt. 1.), i tak dalej. Pobawił się w jasnowidza, i przepowiedział, że dostanie świra, i zginie przygnieciony przy rozbiórce muru.

Trasa koncertowa była dokładnie tym, co kontestował ten album: spektaklem, który skupiał się na efektach, poza tym Pink Floyd wystąpiło na stadionach (nie Dziesięciolecia), zaprzeczając samemu sobie. W wyniku tego Waters dostał załamania nerwowego i się popłakał, jako że w zespole nikt go nie lubił, to wypłakał się wydawcy. Postanowił zrobić coś strasznego (kwik koni[5]).

The Final Cut

W zamyśle strasznego Watersa miało być to pożegnanie z Pink Floyd. Znów skupił się na sobie, użalając się po stracie ojca na wojnie (znowu?). Pomysł chwycił, gdyż w czasie wydania płyty (1983) wojna o Falklandy wciąż straszyła (nic to, że zginęło mniej niż tysiąc żołnierzy, i tak było straszne).

Waters wychrzanił Wrighta za to, że nie dał mu się wypłakać. Masonowi w ogóle znudziła się ta impreza, ale trzymał go straszny Waters. Gilmour sam chciał rządzić, więc też go nie lubił. Więc, podczas kłótni, Waters wywalił najpierw Gilmoura, potem Mason sam odszedł, a na następny dzień Waters wywalił sam siebie. Pink Floyd się skończyło. Tak? Jesteście pewni? Historia lubi robić „a-ku-ku!”.

A Momentary Lapse of Reason

Gilmour koncertujący. Proszę zwrócić uwagę na bezczelne promowanie wiedzy (białe zaznaczenie)

Trzy lata po sławetnej kłótni Gilmour i Mason zebrali się, by nagrać płytę. Waters się, delikatnie mówiąc, wkurzył i wstąpił na drogę sądową. Domagał się by uznano, że:

.

Jednak nie udało mu się, co go jeszcze bardziej zdenerwowało. Mimo to nie udało mu się zatrzymać wydania płyty.

The Division Bell

Po polsku: Dywizja Alexandra Grahama Bella – wydany w 1994 (trochę czasu minęło od ostatniej płyty; balangowało się, co?). Album ten zły nie jest, ale inny, więc fani buczą. To ostatni (jak na razie) album Pink Floyd, a muzycy tylko odcinają kupony występując po całym świecie, z piosenkami głównie Watersa, a jak nie jego, to Barretta. Co tych panów ostro denerwowało.

Lata późniejsze

Po zakończeniu Pink Floyd każdy koncertował po swojemu, od czasu do czasu na jakąś okazję zjeżdżali się i grali razem. Co prawda stary, ale Gilmour nagrał płytę On An Island (Wyspa Onana), która okazała się Blad.png (to niegodne słowo ocenzurował wredny admin). Waters koncertował z młotkami (patrz: grafika trochę wyżej). Cały czas na przeróżnych forach odbywa się walka między fanami Gilmoura i Watersa. I będzie się ona toczyć aż do usranej śmierci.

Przypisy

  1. 1,0 1,1 Cokolwiek to znaczy.
  2. Celowy brak obiektywizmu.
  3. Brzmi paradoksalnie, nieprawdaż?
  4. Również jako Wish You Had Beer.
  5. Mały budżet na efekty. Przepraszamy. Wyobraźcie sobie to przerażenie.