Piper at the Gates of Dawn: Różnice pomiędzy wersjami
Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
M (→Zajebista setlista:: tytuły) |
|||
Linia 8: | Linia 8: | ||
*{{t|Pow. R Toc H.}}psychodeliczna improwizacja podobna do Interstellar Overdrive – słowem: „O kurwa, mój łeb!”. |
*{{t|Pow. R Toc H.}}psychodeliczna improwizacja podobna do Interstellar Overdrive – słowem: „O kurwa, mój łeb!”. |
||
*{{t|Take Up Thy Stethoscope And Walk}}jedyny utwór Watersa z tej płyty. Zwariowany, równie psychodeliczny jak inne. Jak sama nazwa wskazuje, jest to prośba o ''wzięcie twego stetoskopu i pójście''. |
*{{t|Take Up Thy Stethoscope And Walk}}jedyny utwór Watersa z tej płyty. Zwariowany, równie psychodeliczny jak inne. Jak sama nazwa wskazuje, jest to prośba o ''wzięcie twego stetoskopu i pójście''. |
||
*{{t|Interstellar Overdrive}}-rozpierducha po całości.Wariactwo,którego nie potrafiłaby wymyślić nawet grupa Monthy Pythona.Tylko znaczna ilość zażytych środków psychodelicznych pomaga w odbiorze tego gniota.Słuchając tego człowiek czuje się niemal,jakby zamknięto go w trumnie z rozkładającym się ciałem starej kobiety. |
|||
*{{t|Interstellar Overdrive}}„o kurwa, mój łeb!” |
|||
*{{t|The Gnome}}muzyczna opowieść o gnomie Khrimbyl Khrambyl<ref>Czy jakoś inaczej – Barett dziwnie to śpiewa</ref>. Spokojna muzyczka na akustyka, do tego wibrafon – mało zryte, powiedziałbym nawet nudnawe. |
*{{t|The Gnome}}muzyczna opowieść o gnomie Khrimbyl Khrambyl<ref>Czy jakoś inaczej – Barett dziwnie to śpiewa</ref>. Spokojna muzyczka na akustyka, do tego wibrafon – mało zryte, powiedziałbym nawet nudnawe. |
||
*{{t|Chapter 24}}najbardziej psychodeliczny, najbardziej uszojebny utwór z całej płyty – wszędzie gongi, brzmi, jak, nie przymierzając, hymn [[Mongolia|Mongolii]], do tego tekst o chorobie psychicznej – tego nie wytrzymałem. |
*{{t|Chapter 24}}najbardziej psychodeliczny, najbardziej uszojebny utwór z całej płyty – wszędzie gongi, brzmi, jak, nie przymierzając, hymn [[Mongolia|Mongolii]], do tego tekst o chorobie psychicznej – tego nie wytrzymałem. |
Wersja z 04:04, 15 lis 2011
Piper at the Gates of Dawn (Dudziarz u bram świtu[1]) – pierwsza płyta kultowego Pink Floyd, wtedy jeszcze nie kultowego i mało znanego, ale za to psychodelicznego. Na albumie tym pierwsze skrzypce (?) gra Syd Barett ze swą gitarą hawajską i slidem. Reszta zespołu nie miała zbyt wiele do powiedzenia, gdyż nie była tak psychodeliczna, jednak Waters już wtedy miał dyktatorskie aspiracje i musiał dołożyć swój utwór.
Zajebista setlista:
- Szablon:Tchyba najlepszy utwór z płyty[2], z takim śmiesznym „pip pip pip” na początku. Następnie Barett gra na gitarze i wyje w refrenie. Dobrze, że przynajmniej solo jakoś brzmi.
- Szablon:Tnawet niezły, z fajną zagrywką na gitarze, co nie zmienia faktu, że ciężko tego słuchać.
- Szablon:Tutwór odwołujący się rzekomo do uczuć dziecka do matki – fajne, tylko czemu tak porąbane!?
- Szablon:Tporąbany utwór, odnoszący się przede wszystkim do wizji po LSD – jak zresztą wszystkie inne kawałki z tej płyty.
- Szablon:Tpsychodeliczna improwizacja podobna do Interstellar Overdrive – słowem: „O kurwa, mój łeb!”.
- Szablon:Tjedyny utwór Watersa z tej płyty. Zwariowany, równie psychodeliczny jak inne. Jak sama nazwa wskazuje, jest to prośba o wzięcie twego stetoskopu i pójście.
- Szablon:T-rozpierducha po całości.Wariactwo,którego nie potrafiłaby wymyślić nawet grupa Monthy Pythona.Tylko znaczna ilość zażytych środków psychodelicznych pomaga w odbiorze tego gniota.Słuchając tego człowiek czuje się niemal,jakby zamknięto go w trumnie z rozkładającym się ciałem starej kobiety.
- Szablon:Tmuzyczna opowieść o gnomie Khrimbyl Khrambyl[3]. Spokojna muzyczka na akustyka, do tego wibrafon – mało zryte, powiedziałbym nawet nudnawe.
- Szablon:Tnajbardziej psychodeliczny, najbardziej uszojebny utwór z całej płyty – wszędzie gongi, brzmi, jak, nie przymierzając, hymn Mongolii, do tego tekst o chorobie psychicznej – tego nie wytrzymałem.
- Szablon:Trozpoczyna się jakimś klikaniem i stukaniem, później wchodzi temat – ładny, lekko orientalny, z brzdękającą gitarą. A, i nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, że utwór utrzymany jest w stylu psychodelicznym.
- Szablon:Tlekki utwór, z początku niczego sobie – ot, śpiewa sobie facet o tym że ma „rower, na którym możesz jeździć, jeśli chcesz, ma dzwonek i koszyk i inne dinksy, które sprawiają, że wygląda dobrze, dałbym ci go, ale jest pożyczony”.[4] Później jednak ktoś wbiega po schodach i rozpoczyna się ciąg dźwięków, których do niczego nie da się porównać.
Oddźwięk
Grupa była znana w jakimś tam „UK underground”. Chyba metro, czy coś takiego, a wśród szerszej publiki nikt o nich nie słyszał, dlatego nie dziwmy się, że nakład i sprzedaż była niska. A tak w ogóle, kto by słuchał takiej fazogennej płyty?
Przypisy