NonNews:Tajne posiedzenie rządu
10 maja 2010
Dziennikarzom NonNews udało się dotrzeć do nagrania rozmowy jednego z doradców premiera Donalda Tuska z prezydentem USA, Barackiem Obamą. Zdajemy sobie sprawę, że instytucje rządowe chciałyby utrzymać poniższy tekst w tajemnicy, jednak wierzymy, iż naszym dziennikarskim obowiązkiem jest przekazać Wam rzetelne informacje.
Barack Obama
A więc na jakim lotnisku będzie lądować ten samolot?
Doradca premiera
Wszystko nam jedno, byle nie miało systemu naprowadzania samolotów. No i dobrze, żeby w okolicy było sporo wysokich drzew. Generator sztucznej mgły dostarczymy sami. Chodzi o to, żeby rozbić nasz samolot i upozorować kolejny wypadek.
Barack Obama
Upozorować wypadek? Po co? Nie wystarczy wam rozbitych samolotów?
Doradca premiera
To długa historia, wszystko zaczęło się jakiś tydzień temu. Dochodziła dziewiętnasta. W pokoju na 1. piętrze Kancelarii Premiera, zebrali się prawie wszyscy ministrowie, a także szefostwo rządzącej partii. Brakowało tylko ministra sportu, marszałka Sejmu i samego premiera. Wszyscy zebrani milczeli, zastanawiając się, jaka arcypoważna przyczyna zmusiła szefa rządu, by tak nagle zwołać posiedzenie.
Dwie minuty po dziewiętnastej wszedł premier, prowadząc na smyczy marszałka Sejmu.
– Wybaczcie spóźnienie, kochani, ale musiałem go wyprowadzić na spacer – powiedział usprawiedliwiającym głosem premier, przywiązując marszałka do nogi stołu – Burek! Siad!
– Panie premierze, czy coś ważnego się stało? – zapytał nieśmiało wicepremier, ale premier go nie słuchał, tylko wpatrywał się w brudną, rozczochraną postać leżącą w rogu sali.
– Co to za pijaczysko leży w tym kącie? – warknął premier – Mieliście nie wpuszczać tu nikogo z opozycji!
– Jak to, nie poznajesz go? – zapytał ironicznie minister infrastruktury – To wiceszef twojej partii! Schlał się „małpkami” przed ratuszem i musieliśmy go tu przywlec, żeby dziennikarze go nie nagrali... W każdym razie niezły z niego materiał na wiceszefa partii, nie ma co.
Minister zaśmiał się głupkowato, ale gdy napotkał nienawistne spojrzenie premiera, natychmiast umilkł i zapragnął za wszelką cenę zapaść się pod ziemię.
Premier spojrzał z obrzydzeniem na leżącego w kącie posła, po czym przemówił do zgromadzonych:
– No dobra, szkoda czasu na niego. Wezwałem was tu z powodu trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się nasza partia. Takiego kataklizmu nie doznaliśmy jeszcze w historii tego rządu.
Wszyscy wstrzymali oddech, chcąc usłyszeć, cóż to za straszliwy kataklizm. Niespodziewanie ciszę przerwał minister sportu, który wszedł w tym momencie do sali.
– Spóźniłeś się. – wycedził premier, patrząc na niego nienawistnym spojrzeniem.
– Sorki staruszku, ale miałem bardzo ważny mecz do sprzedania. Po tym, jak ostatnio obciąłeś nam pensję bałem się, że nie będę miał za co wyjechać na Karaiby w tym roku, ale na szczęście trafiła się ta okazja.
– Co za mecz? – przerwał premier.
– Jakiś arabski szejk zapłaci nam milion dolców, jeśli reprezentacja Polski przegra z jego zespołem. – odpowiedział minister siadając na swoim krześle i odpalając papierosa – Podobno ten jego zespół to drużyna składająca się z przedszkolaków, ale to nawet lepiej... Sprawimy frajdę maluchom, a milion dolców piechotą nie chodzi. Trzydzieści procent dla mnie, dwadzieścia dla trenera, trzydzieści podzielimy między piłkarzy...
– Co ty bredzisz?! Ochujałeś?! – przerwał mu przerażony premier – Nasi piłkarze mają przegrać z przedszkolakami?!
– ...i dwadzieścia procent dla ciebie, szefuniu. – dokończył minister sportu.
– Czterdzieści. – odpadł premier.
– Trzydzieści procent i ani grosza więcej.
– Stoi! – zakrzyknął premier, któremu od razu poprawił się humor – O czym to ja mówiłem? Aha, zacznijmy od wykresiku.
To powiedziawszy premier wyciągnął z teczki wykres i powiesił go na ścianie. Ministrowie wytężyli wszystkie szare komórki, jednak żaden z nich nie potrafił zrozumieć, co oznaczają te kolorowe powyginane kreski.
– Jak widzicie, poparcie opozycji rośnie w zastraszającym tempie. Jest źle, bardzo źle. Wiedziałem, że po tym wypadku lotniczym ich popularność skoczy, ale chyba nikt nie przewidział takiego kataklizmu. W ostatnim sondażu prezydenckim nasz odwieczny wróg, prezes opozycyjnej partii dostał 35% i wciąż mu rośnie. Wyliczyłem, że w tym tempie do dnia wyborów wzrośnie mu do 140%, a wtedy mamy naprawdę przechlapane.
Premier umilkł na chwilę, przyglądając się marszałkowi, który właśnie obgryzał nogę stołu.
– Ludzie głosują na niego z litości. – odezwał się minister kultury – To im przejdzie. Wypierzemy im mózgi z pomocą naszej ulubionej stacji telewizyjnej i będzie po staremu.
– Jeśli byli na tyle głupi, że przekonał ich dziadek z Wehrmachtu, – odparł premier, lekko się krzywiąc – to tym bardziej dadzą się wziąć na litość. Ten pieprzony wypadek to było genialne zagranie ze strony tych dwóch kurdupli...
– Co ty mówisz?! – wykrzyknął oburzony minister finansów – Chyba nie chcesz powiedzieć, że poświęciłbyś własnego brata, żeby podnieść sobie popularność?!
– Poświęcił? – zapytał z niedowierzaniem premier – Poświęcił? Ty naprawdę nie wiesz, co tu jest grane? – wypytywał, rozglądając się po zaskoczonych ministrach – Nie było żadnego wypadku! To wszystko uknuła opozycja razem z ruskimi, ten samolot był pusty, a nasz prezydent niby nieboszczyk ukrywa się w Maroko! Nie mówcie, że wy też daliście się zrobić w bambuko!
Miny ministrów wskazywały, że oni też dali się zrobić w bambuko.
– Jeju, z kim ja muszę pracować? – westchnął premier – Może jeszcze będziecie zaskoczeni, gdy wam powiem, że święty Mikołaj nie istnieje?!
Po tych słowach rozległ się płacz ministra gospodarki, który wybiegł z sali, głośno krzycząc.
– Boże mój, z kim ja muszę pracować? Po co ja was tu w ogóle wezwałem? To była skrajna głupota z mojej strony, myśleć, że ktokolwiek z was wpadnie na jakiś pomysł.
– TO JEST SKANDAL! TO NARUSZA MOJE WOLNOŚCI! – rozległ się głos z kąta sali i wszyscy odwrócili się w tamtym kierunku. Ów pijany poseł wstał i krzyczał w stronę wielkiego, bogato zdobionego lustra: – ZGŁASZAM SPRZECIW! ZGŁASZAM SPRZECIW! – po czym zaczął wymiotować, niszcząc bezcenny XVII-wieczny dywan.
– Chyba wiem, jak możemy rozwiązać nasz problem. Zapewniam pana, panie premierze, że dzięki temu możemy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. – odezwał się minister rolnictwa, podchodząc do wymiotującego pijaczka – Kolego, nie miałbyś ochoty na małą wycieczkę?
Źródło[edytuj • edytuj kod]
- Wyssane z palca, 10 maja 2010.