Nonźródła:Prawdziwa historia wielkich wynalazków: Radioaktywność: Różnice pomiędzy wersjami
(Jeb. Oczywista, że to nie książka..) |
|||
Linia 191: | Linia 191: | ||
{{medal}} |
{{medal}} |
||
[[Kategoria:Nonźródła|{{PAGENAME}}]] |
Wersja z 18:51, 15 maj 2010
Prawdziwa historia wielkich wynalazków
Odcinek 1: Radioaktywność
Gabinet MARII SKŁODOWSKIEJ. MARIA siedzi w bujanym fotelu i najwyraźniej strasznie buja, paląc jednocześnie potężną fajkę z potężnym cybuchem. Za każdym razem, gdy wypuszcza dym swoimi nadobnymi ustami, buja potężnie, przez co dym, niczym zasłona dymna ściele się dokoła jej głowy. Dzwoni telefon. MARIA wstaje i podnosi słuchawkę.
GŁOS W SŁUCHAWCE:
Mario, to ty? Curie z tej strony!
MARIA:
A, szczęść Boże, wasza ekscelencjo. Nie wiedziałam, że wasza ekscelencja zadzwoni do mnie. W końcu tyle lat już mi...
GŁOS W SŁUCHAWCE:
Nie, Mario, to nie kuria, tylko ja – Piotr Curie!
MARIA:
Aaa, Piotruś!
PIOTR:
Mogłabyś nie ziewać, gdy ze mną mówisz...
MARIA:
Aaaa oui! Pardon monsieur...
PIOTR:
Wiesz, chciałem się z tobą spotkać i... tego... no wiesz...
MARIA:
Ależ Piotrze! To nie uchodzi! Nie w moim wieku!
PIOTR:
Ależ Mario! Mamy już XIX wiek!
MARIA:
Dziewiętnasty, to nie dwudziesty. Do rewolucji seksualnej zostało nam jeszcze ponad pięćdziesiąt lat.
PIOTR:
Strasznie dużo. Jak my to przeżyjemy? Chyba wpadnę do ciebie...
MARIA:
Lepiej zajdź świadomie...
(Jakieś pół godziny później, które to pół godziny wypełniły gęste kłęby kłębiącego się dymu tytoniowego i dziwaczne pomruki z głębi fotela. Dzwoni dzwonek. U drzwi, a nie w telefonie.)
MARIA:
Kto tam?
GŁOS ZZA DRZWI:
Hipopotam.
MARIA:
Jestem sama i boję się hipopotama.
GŁOS ZZA DRZWI:
Otwórz, Mario!
MARIA:
Jeszcze wczoraj nazywałeś mnie orzeszkiem...
GŁOS ZZA DRZWI:
Zapomnij o tym, byłem pijany...
MARIA (ciągnąc dalej):
Mówiłeś: otwórz orzeszku, a głos ci się załamywał...
GŁOS ZZA DRZWI:
Nie, no nie opowiadaj mi tego, bo serce mi się kraje!
MARIA (ciągnąc bezlitośnie dalej):
...a potem wszedłeś i powiedziałeś: orzeszku... rwa, teraz cię zabiję!
GŁOS ZZA DRZWI:
Co? Ja tego nie mówiłem!
MARIA (bardzo zdziwiona):
Nie? To z kim ja gadam przez drzwi? Kto ty jesteś?
GŁOS ZZA DRZWI:
Polak mały...!
MARIA:
Jaki znak twój?
GŁOS ZZA DRZWI:
Orzeł biały...
MARIA:
Kłamiesz. Jesteś Piotrem Curie.
GŁOS ZZA DRZWI:
Rzeczywiście!
MARIA:
Już powiesiłam. Możesz wejść.
(MARIA wpuszcza do środka PIOTRA CURIE)
PIOTR CURIE:
Jak leci, Mario?
MARIA:
Niestety, nisko nad podłogą i skrzydłami haczy o pajęczyny...
PIOTR CURIE
Ojej, to trzeba poprawić geometrię skrzydeł!
MARIA:
To nie jest takie ważne. Przecież w 1903 roku zajmie się tym Wilbur Wright.
PIOTR CURIE:
Fakt.
MARIA:
Czytasz to badziewie...? No, nieważne. Co cię tu sprowadza, Piotrze Currie?
PIOTR CURIE:
Sznurek, który przywiązałaś do mnie ostatniej nocy...
MARIA:
Aha, zapomniałam...
PIOTR CURIE:
Ale ja nie przyszedłem o tym... Wiesz? Nobel, ten stary dziadyga, wymyślił nową nagrodę dla tego, kto wymyśli coś nowego.
MARIA:
Ale ja nie przeklinam.
PIOTR CURIE:
Nie chodzi o wymyślanie komuś, ale o wymyślanie pomysłów, rozumiesz? Wystarczy, że wymyślisz coś nowego.
MARIA:
Mam coś takiego, ale...
PIOTR:
Nic nie mów, Mario. Pozwól, że dam ci pewną wskazówkę.
(wyciąga z kieszeni wskazówki zegara)
PIOTR:
Którą wybierasz?
MARIA:
Ta mniejsza jest ładniesza.
PIOTR:
Bierz, jest twoja.
MARIA:
Też muszę ci coś pokazać...
(podchodzi do sekretarzyka i ciągnie... i ciągnie... wyciągnąć nie może)
PIOTR:
Pomóc?
MARIA:
Nie trzeba, już wyciągnęłam.
PIOTR:
Co to jest?
MARIA:
Pierwiastek.
PIOTR:
Wyciągasz z szuflady pierwiastki?
MARIA:
Tak. Mam ich tam sporo.
PIOTR:
O! A skąd je bierzesz?
MARIA:
Już ci mówiłam – z szuflady.
PIOTR:
Aha! A jak się tam znalazły?
MARIA:
Był tu wczoraj jakiś komiwojażer i sprzedawał to i owo, no to kupiłam.
PIOTR:
Śliczny pierwiastek.
MARIA:
Ładnie w nim wyglądam?
PIOTR CURIE:
Powiedziałbym: olśniewająco! Wręcz błyszczysz!
MARIA:
To radioaktywność.
PIOTR CURIE:
Naprawdę? A co ona robi?
MARIA:
Zazwyczaj się leni, ale można ją wykorzystać do wielu pożytecznych rzeczy. Na przykład: można ją wmontować w kupę jakiś oporników i tranzystorów i otrzymujemy radio.
PIOTR CURIE:
O! A jak wmontujemy w antenę satelitarną?
MARIA:
To będzie radar.
PIOTR CURIE:
Niesamowite! A co będzie jak ukradną to Rosjanie?
MARIA:
To będzie Kraj Rad.
PIOTR CURIE:
Niesamowite! Powinnaś dostać nagrodę Nobla!
MARIA:
Nie ma sprawy. ale najpierw chciałabym poRADzić sobie z całym światem.
PIOTR CURIE:
Ależ Mario! Tak nie można! To mi pachnie jakimś totalitaryzmem...!
MARIA:
Rzeczywiście, coś tu brzydko pachnie... Aaaa! To moja fajka!
PIOTR CURIE:
Prosiłem cię, żebyś nie ziewała. To takie niegrzeczne...
MARIA:
Przepraszam...
PIOTR CURIE:
No i powinnaś stanowczo rzucić palenie. To szkodzi na cerę.
MARIA:
Powiadasz?
(rzuca fajkę w kąt, od iskier zajmują się ciężkie story i pobliska biblioteka publiczna. Ogólny kataklizm – na sygnale pędzi straż pożarna, karetka więzienna i milicja, komuś rozlewa się mleko, a kobiety nad nim płaczą, dokoła płoną lasy i róże, stryjkowie zamieniają siekierki na kijki, kozy skaczą na pochyłe drzewa, a jabłka padają niedaleko jabłoni. Natenczas wstaje PIOTR CURIE i mówi:)
PIOTR CURIE:
Wiesz? Mam coś jeszcze dla ciebie...
MARIA:
Co?
PIOTR CURIE:
Spójrz tu.
MARIA:
Ale mała dziurka!
PIOTR CURIE:
Ej, to była moja kwestia! Miałem ją powiedzieć tuż po grze wstępnej!
MARIA:
No, dobra! Nie piekl się tak! Pokaż: co tam masz...
PIOTR CURIE:
Widzisz?
MARIA:
Widzę!
PIOTR CURIE (cieszy się):
O, co widzisz?
MARIA:
KONIEC!!!