U.D.O.: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Linia 3: Linia 3:
Leżę w łóżku. Otwieram oko. Jedno, bo drugiego nie mam. Nie pamiętam dlaczego. Patrzę. Widzę [[Jezus]]a, czy raczej jego wyobrażenie na ścianie. Tandetnego brodatego bruneta z litościwym wyrazem twarzy. Uosobienie miłości i współczucia. Kłamstwo. W dzieciństwie zawsze wyżerał mi frytki. Rozglądam się dookoła. Pod ścianami szpitalnego pokoju [[krzyż]]e. Niektóre lewitują w centrum pomieszczenia. A na nich takie same Jezusy. Sztampowe. Konające. Za jednym z nich widzę lustro. Patrzę. Po lewym oku pozostała ledwie czarna dziura, młodzieńczą twarz mam poznaczoną czerwonymi szlakami blizn. I wtedy pojawia się on. Jezus. Jak z obrazka. Ideologicznie poprawny łagodny brodacz w białej todze.<br>– Siema Jezu. Można [[Bóg|tatę]] na chwilę prosić? – mówię. Głos mi skrzypi. Dawno nic nie piłem. Gdybym żył, czego nie jestem taki pewny, oddałbym życie za łyk piwa. Piwa, [[piwo]], [[piwo!]]<br>Patrzy na mnie. Z litością. Milczy.<br>– Gdzie jesteśmy? – pytam zrezygnowany.<br>– To specjalny oddział [[Czyściec|czyśćca]] dla osób, które wiele nagrzeszyły, ale i zrobiły wiele dobra dla świata. Mamy tutaj wiele znanych osób: [[Lech Wałęsa|Lecha Wałęsę]], [[Władimir Putin|Władimira Putina]], [[Queen#Frontman|Freddiego Mercurego]], [[Winston Churchill|Winstona Churchilla]], [[Adolf Hitler|Adolfa Hitlera]]... <br>Przerywam mu gestem. Wiem, że mógłby wymieniać te nazwiska bez końca.<br>– Nie uważasz, że trzymanie w jednym budynku tych dwóch ostatnich to przegięcie? – pytam. <br>– Skoro [[Komunista|komuniści]] mogli trzymać w jednej celi Sławomira Moczarskieggo i Jurgena Stroopa i wyszło z tego coś dobrego, to i tutaj się poszczęści – odpowiada z tą samą łagodnością w głosie. Widzę, że nie ma sensu się kłócić.<br>– Rozumiem. A mogę wiedzieć za co tutaj trafiłem? – drążę powoli temat – Bardziej chodzi mi o zasługi, bo reszty się domyślam.<br>– Pokażę ci – odpowiada, a kontury izolatki zamazują się.<br>Jestem na plaży. Pamiętam dobrze tę scenę, choć minęło od niej tyle lat... Dawny ja leżę w słońcu, obok mnie naga blondwłosa piękność... Nie rozumiem jednak co to ma wspólnego z moimi zasługami dla świata. Nagle słyszę głos Jezusa:<br>– Przepraszam, to nie to – stwierdza starając się zachować spokój, a kontury wspomnienia znowu się zlewają.<br>Teraz z kolei widzę [[Impreza|imprezę]] w jakimś podrzędnym nocnym klubie. Co tam imprezę. Raczej kilkunastoosobową orgię, na myśl o udziale w której do dziś mam dreszcze.<br>– Cholera, czy ty normalnych wspomnień nie masz?! – słyszę zdenerwowany głos i odczuwam dziką radość, że udało mi się wyprowadzić Syna Bożego z równowagi. <br>Tymczasem wspomnienia zmieniają się podobnie. Jestem ledwie dzieckiem. Widzę również młodego Jezusa. Mało tego wiem, co dawny ja za chwilę zrobię. Moja przeszłość podchodzi do młodego [[Żyd|Żydowiny]] i bezceremonialnie kopie go w tyłek. Niewiele z tego rozumiem. Słyszę jednak wyjaśnienie ze strony Jezusa:<br>– Zrozumiałem wtedy, że ludzkość potrzebuje takiego właśnie kopa w tyłek, zmartwychwstanie wydało się mi właśnie czymś takim. Można powiedzieć, że doprowadziłeś do zbawienia milionów ludzi.<br> Tymczasem powoli wróciłem do ponurej szpitalnej rzeczywistości czyśćca. Jezus dalej stał przy moim łóżku.<br>– A nie mógłbyś mnie uleczyć, Jezu? – zadaję kolejne pytanie.<br>– Nie, to część twojej pokuty i gwarancja, że nie zamienisz czyśćca w [[dom publiczny]] – odpowiada i rozpływa się w powietrzu.<br>Zostaję sam. Chcę się napić czegoś mocniejszego. A skoro chcę, jestem przyzwyczajony do dostawania tego. Wstaję. Z trudem. Bolą zesztywniałe mięśnie, zupełnie jakbym przeleżał w trumnie kilka dni. Zresztą tak chyba właśnie było. Podchodzę do białych jak ściany pomieszczenia drzwi. Otwieram je, czując, że mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa. Słyszę kroki. Chwilę potem po korytarzu przebiega dwóch zażywnych staruszków. Ten z tyłu trzyma w ręku widelec i wrzeszczy:<br>– Zapłacisz mi za te wszystkie lata upokorzenia w [[Deep Purple|Głębokim Fiolecie]]!!!<br>Oddalają się. Kiedy ich kroki cichną do moich uszu zaczyna dochodzić dźwięki muzyki. Dwóch piosenek, które rozpoznaję bez trudu. ''Master of Insanity'' Black Sabbath i ''Oto jest Dzień'' Arki Noego. Black Sabbath. Arka Noego. Black Sabbath. Arka Noego... Tak w kółko. Bez sensu. Rozglądam się dookoła szukając źródła tajemniczego dźwięku. Z jednej strony widzę jasność, po drugiej mrok. Cholerna, tandetna alegoria dualizmu. Nagle przypominam sobie o klaustrofobii, na którą cierpię. Pytacie jak można zapomnieć o klaustrofobii? Ano widać można. Ściany korytarza zaczynają się przybliżać... są coraz bliżej! Wracam do pokoju do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Chcę się napić. Królestwo za łyk zbawczego alkoholu!
Leżę w łóżku. Otwieram oko. Jedno, bo drugiego nie mam. Nie pamiętam dlaczego. Patrzę. Widzę [[Jezus]]a, czy raczej jego wyobrażenie na ścianie. Tandetnego brodatego bruneta z litościwym wyrazem twarzy. Uosobienie miłości i współczucia. Kłamstwo. W dzieciństwie zawsze wyżerał mi frytki. Rozglądam się dookoła. Pod ścianami szpitalnego pokoju [[krzyż]]e. Niektóre lewitują w centrum pomieszczenia. A na nich takie same Jezusy. Sztampowe. Konające. Za jednym z nich widzę lustro. Patrzę. Po lewym oku pozostała ledwie czarna dziura, młodzieńczą twarz mam poznaczoną czerwonymi szlakami blizn. I wtedy pojawia się on. Jezus. Jak z obrazka. Ideologicznie poprawny łagodny brodacz w białej todze.<br>– Siema Jezu. Można [[Bóg|tatę]] na chwilę prosić? – mówię. Głos mi skrzypi. Dawno nic nie piłem. Gdybym żył, czego nie jestem taki pewny, oddałbym życie za łyk piwa. Piwa, [[piwo]], [[piwo!]]<br>Patrzy na mnie. Z litością. Milczy.<br>– Gdzie jesteśmy? – pytam zrezygnowany.<br>– To specjalny oddział [[Czyściec|czyśćca]] dla osób, które wiele nagrzeszyły, ale i zrobiły wiele dobra dla świata. Mamy tutaj wiele znanych osób: [[Lech Wałęsa|Lecha Wałęsę]], [[Władimir Putin|Władimira Putina]], [[Queen#Frontman|Freddiego Mercurego]], [[Winston Churchill|Winstona Churchilla]], [[Adolf Hitler|Adolfa Hitlera]]... <br>Przerywam mu gestem. Wiem, że mógłby wymieniać te nazwiska bez końca.<br>– Nie uważasz, że trzymanie w jednym budynku tych dwóch ostatnich to przegięcie? – pytam. <br>– Skoro [[Komunista|komuniści]] mogli trzymać w jednej celi Sławomira Moczarskieggo i Jurgena Stroopa i wyszło z tego coś dobrego, to i tutaj się poszczęści – odpowiada z tą samą łagodnością w głosie. Widzę, że nie ma sensu się kłócić.<br>– Rozumiem. A mogę wiedzieć za co tutaj trafiłem? – drążę powoli temat – Bardziej chodzi mi o zasługi, bo reszty się domyślam.<br>– Pokażę ci – odpowiada, a kontury izolatki zamazują się.<br>Jestem na plaży. Pamiętam dobrze tę scenę, choć minęło od niej tyle lat... Dawny ja leżę w słońcu, obok mnie naga blondwłosa piękność... Nie rozumiem jednak co to ma wspólnego z moimi zasługami dla świata. Nagle słyszę głos Jezusa:<br>– Przepraszam, to nie to – stwierdza starając się zachować spokój, a kontury wspomnienia znowu się zlewają.<br>Teraz z kolei widzę [[Impreza|imprezę]] w jakimś podrzędnym nocnym klubie. Co tam imprezę. Raczej kilkunastoosobową orgię, na myśl o udziale w której do dziś mam dreszcze.<br>– Cholera, czy ty normalnych wspomnień nie masz?! – słyszę zdenerwowany głos i odczuwam dziką radość, że udało mi się wyprowadzić Syna Bożego z równowagi. <br>Tymczasem wspomnienia zmieniają się podobnie. Jestem ledwie dzieckiem. Widzę również młodego Jezusa. Mało tego wiem, co dawny ja za chwilę zrobię. Moja przeszłość podchodzi do młodego [[Żyd|Żydowiny]] i bezceremonialnie kopie go w tyłek. Niewiele z tego rozumiem. Słyszę jednak wyjaśnienie ze strony Jezusa:<br>– Zrozumiałem wtedy, że ludzkość potrzebuje takiego właśnie kopa w tyłek, zmartwychwstanie wydało się mi właśnie czymś takim. Można powiedzieć, że doprowadziłeś do zbawienia milionów ludzi.<br> Tymczasem powoli wróciłem do ponurej szpitalnej rzeczywistości czyśćca. Jezus dalej stał przy moim łóżku.<br>– A nie mógłbyś mnie uleczyć, Jezu? – zadaję kolejne pytanie.<br>– Nie, to część twojej pokuty i gwarancja, że nie zamienisz czyśćca w [[dom publiczny]] – odpowiada i rozpływa się w powietrzu.<br>Zostaję sam. Chcę się napić czegoś mocniejszego. A skoro chcę, jestem przyzwyczajony do dostawania tego. Wstaję. Z trudem. Bolą zesztywniałe mięśnie, zupełnie jakbym przeleżał w trumnie kilka dni. Zresztą tak chyba właśnie było. Podchodzę do białych jak ściany pomieszczenia drzwi. Otwieram je, czując, że mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa. Słyszę kroki. Chwilę potem po korytarzu przebiega dwóch zażywnych staruszków. Ten z tyłu trzyma w ręku widelec i wrzeszczy:<br>– Zapłacisz mi za te wszystkie lata upokorzenia w [[Deep Purple|Głębokim Fiolecie]]!!!<br>Oddalają się. Kiedy ich kroki cichną do moich uszu zaczyna dochodzić dźwięki muzyki. Dwóch piosenek, które rozpoznaję bez trudu. ''Master of Insanity'' Black Sabbath i ''Oto jest Dzień'' Arki Noego. Black Sabbath. Arka Noego. Black Sabbath. Arka Noego... Tak w kółko. Bez sensu. Rozglądam się dookoła szukając źródła tajemniczego dźwięku. Z jednej strony widzę jasność, po drugiej mrok. Cholerna, tandetna alegoria dualizmu. Nagle przypominam sobie o klaustrofobii, na którą cierpię. Pytacie jak można zapomnieć o klaustrofobii? Ano widać można. Ściany korytarza zaczynają się przybliżać... są coraz bliżej! Wracam do pokoju do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Chcę się napić. Królestwo za łyk zbawczego alkoholu!


Decyduję się wyjść. Z zamkniętymi oczami podążam w stronę miejsca, z którego dochodziły tajemnicze dźwięki. Otwieram je dopiero, gdy jestem w środku. Widzę trzech grajków znęcających się nad instrumentami. Jestem pewien, że skądś znam te zapijaczone mordy. Po krótkiej chwili przychodzi olśnienie. Przecieram oczy ze zdumienia.<br>– [[Black Sabbath]]? – zapytałem zdziwiony. Prędzej spodziewałem się już spotkać tutaj [[sadyzm|markiza de Sade]] albo [[satanizm|Antona LaVeya]].<br> Ano – odpowiada wąchacz z gitarą. [[Tony Iommi|Iommi]].<br>– Jakoś was mało – stwierdzam.<br>– Ano – odpowiedział Iommi – Wszystkich wokalistów nam wcięło. A żeby ruszyć się z tego psychiatryka musimy wykonać jakąś piosenkę. Próbujemy wykorzystać do tego [[Bill Ward|Billa]], ale gdy zacznie śpiewać myli rytm i wychodzą nam jakieś takie... Zresztą słyszałeś.<br>– Zdaje się, że widziałem tutaj [[Ian Gillan|Gillana]]. Nie wystarczy? – odpowiedziałem.<br>– O tak, Ian potrafi narobić zamieszania. Tyle, że on musi wystąpić z [[Ritchie Blackmore|Blackmorem]], a jak na razie nie mogą dojść do porozumienia czy chcą wykonać ''Smoke on the Water'' czy C
Zdecydowałem się wyjść. Z zamkniętymi oczami podążyłem w stronę miejsca, z którego dochodziły tajemnicze dźwięki. Otworzyłem je dopiero, gdy zalazłem się w środku.
----

'''Accept''' – niemiecki zespół grający heavy metal założony przez [[wokalista|drzyjomorda]] Udo Dirkschneidera w 1976, ale pierwszą płytę wydał dopiero w 1979. Największym jego osiągnięciem było zaśpiewanie [[Nazizm|nazistowskiej]] piosenki ''Heili Heilo'' w czasach kiedy wymówienie głośno słowa „Hitler” było ''faux pass'' większym niż używanie wtrętów w języku, którego się nie zna<ref>Dlatego zmienimy go w dalszej części na bardziej ludzki...</ref>

==Historia==

Zespół założyło trzech [[Niemcy|Niemców]], którzy przypadkowo spotkali się na [[Oktoberfest|Oktoberfeście]] – wymieniony wyżej Udo Dirkschneider , Wolf Hoffmann ([[Gitara elektryczna|gitara]]) i Peter Baltes ([[Gitara basowa]]|bas). Z czasem dobrali sobie do składu drugiego gitarzystę i perkusistę oraz panią manager, będącą też autorką większości wczesnych tekstów, a znaną szerszej publiczności pod pseudonimem Deaffy. Mało który z nich wytrzymał jednak w zespole dłużej niż kilka lat. Pierwszym poważnym zwrotem w historii zespołu był moment, w którym Udo strzelił focha i wzorem [[Ronnie James Dio|Dio]] postanowił zacząć solową twórczość jako U.D.O.<ref>Oryginalnie, nie?</ref>. Wtedy to zespół współpracował z milionem różnych wokalistów i zaczął spadać w dół, do tego stopnia, że w 1989 stwierdzili, że mają dość.

W 1992 okazało się jednak, że twórczość solowa nie przynosi Dirkschneiderowi wystarczających dochodów i reaktywował on Accept. Pograli tak pięć lat po czym zespół rozpadł się zdawałoby się na dobre. Niestety, ''vox Populi vox Dei'', i zespół zagrał kilka koncertów w 2004 i 2005 oraz nagrali reedycje starych przebojów, po czym sytuacja znowu zamarła na kilka lat. W 2009 olśniło jednak Petera Baltesa i reaktywował on zespół z nowym wokalistą, Markiem Tornillo, po czym nagrali razem ''Blood of Nations''.

==Skład==
=== Obecny skład zespołu ===

* Mark Tornillo - naśladowanie Dirkschneidera (od 2009)
* Wolf Hoffmann - gitara elektryczna (zawsze)
* Herman Frank - gitara elektryczna (od 2009)
* Peter Baltes - gitara basowa (zawsze), wokal w niektórych piosenkach na albumach od ''Accept'' do ''Breaker''.
* Stefan Schwarzmann - byłemu perkusiście [[Helloween]] skończyły się pieniądze więc przyszedł tłuc gary tutaj (od 2009)

=== Byli członkowie zespołu ===

* Udo Dirkschneider - <s>jęki</s> <s>zawodzenie</s>, <s>wrzask</s> mam! wokal. (1971-1987, 1992-1997, 2005). Okrzyknięty człowiekiem o najbardziej metalowym głosie i nazwisku. Śpiewał kiedyś w duecie z [[Behemoth|Nergalem]] aż ten drugi nabawił się kompleksów i dlatego to cudowne wydawnictwo możemy znaleźć tylko na Youtubie.
* David Reece - naśladowanie Dirkschneidera(1988-1989)
* Jan Koemmet - gitara elektryczna (1981-1982)
* Jörg Fischer - gitara elektryczna (1978-1982, 1984-1988)
* Jim Stacey - gitara elektryczna (1989)
* Birke Hoe - perkusja (1971-?)
* Frank Friedrich - perkusja (1976-1979)
* Stefan Kaufmann - perkusja (1980-1994)
* Michael Cartellone - perkusja (1995-1998)

==Twórczość==

{{cytat|Zespół uczynił z [[wojna|wojny]] [[Religia|religię]], a z [[Lekcja religii|religii]] wojnę<ref>Polscy katecheci w gimnazjach mogą wiele na ten temat powiedzieć.</ref>|Jakiś recenzent płyty ''Krew Narodów''}}
Oprócz wyżej wymienionego wyczynu można uznać, że innym ich wybitnym osiągnięciem jest wplecenie w utwór ''Serce z Metalu'' fragmentów ''Dla Elizy'' [[Ludwig van Beethoven|Beethovena]] i ''Marszu słowiańskiego'' Czajkowskiego granych na gitarze, gdyby nie fakt, że przecież coś takiego potrafiłby każdy przedszkolak.

==Dyskografia==

*''Accept'' (''Akcept'', 1979) – takie tam pitu-pitu zerżnięte z [[Judas Priest]].
*''I'm A Rebel'' (''Jestem Rebeliantem'', 1981) – kontynuacja powyższej linii, tyle że z dodaniem tekstów politycznych.
*''Breaker'' (''Hamulec'', 1982) – pierwszy album z [[jaja]]mi. Prawdopodobnie dlatego autorem większości tekstów jest kobieta.
*''Restless And Wild'' (''Niespokojni i Dzicy'', 1982) – pionierski album speeedmetalowy w Niemczech. Otwiera go wspomniane wyżej Heili Heilo (fragment piosenki ''Fast As Shark'').
*''Balls To The Wall'' (''Kule w Ścianę'', 1983) – najbardziej uznany album grupy, na którym ukonstytuowało się ostatecznie jej brzmienie.
*''Metal Heart'' (''Metalowe Serce'', 1985) – debiut grupy w [[Japonia|Japonii]]. Zwolnienie tempa wydawniczego spowodowane było koniecznością opicia poprzedniego albumu.
*''Russian Roulette'' (''Rosyjska Ruletka'', 1986) – stosunkowo odtwórczy album bazujący na poprzednich dokonaniach grupy.
*''Eat The Heat'' (''Zjedz Żar'', 1989) – przeciętny początkujący fan zespołu po usłyszeniu tego czegoś pyta: „Co to tu w ogóle robi?”. My uprzejmie odpowiadamy: jest.
*''Objection Overruled'' (''Zlekceważone Obiekcje '', 1993) – wielki powrót po pierwszym rozpadzie.
*''Death Row'' (''Śmiertelna Kłótnia'', 1994) – powoli zaczyna wychodzić na wierzch niezdecydowanie Dirkschneidera.
*''Predator'' (''Łowca'', 1996) – takie byle co wymuszone przez wytwórnię. Udo śpiewa tam tak, jakby wolał zająć się podlewaniem grządek na działce.
*''Blood of the Nations'' (''Krew Narodów'', 2010) – wbrew oczekiwaniom zespołu nazwano to cudo objawieniem, a w światowych rankingach sprzedaży płyta wyprzedziła [[Justin Bieber|Justynę]] i [[Miley Cyrus|Hankę]].
<br clear=all>
[[Kategoria:Zespoły metalowe|{{PAGENAME}}]]
[[Kategoria:Niemieckie Zespoły|{{PAGENAME}}]]

{{Przypisy}}

Wersja z 15:54, 11 cze 2011

To pijak i złodziej, bo każdy pijak to złodziej

Twoja sąsiadka o Ozzy'im

Leżę w łóżku. Otwieram oko. Jedno, bo drugiego nie mam. Nie pamiętam dlaczego. Patrzę. Widzę Jezusa, czy raczej jego wyobrażenie na ścianie. Tandetnego brodatego bruneta z litościwym wyrazem twarzy. Uosobienie miłości i współczucia. Kłamstwo. W dzieciństwie zawsze wyżerał mi frytki. Rozglądam się dookoła. Pod ścianami szpitalnego pokoju krzyże. Niektóre lewitują w centrum pomieszczenia. A na nich takie same Jezusy. Sztampowe. Konające. Za jednym z nich widzę lustro. Patrzę. Po lewym oku pozostała ledwie czarna dziura, młodzieńczą twarz mam poznaczoną czerwonymi szlakami blizn. I wtedy pojawia się on. Jezus. Jak z obrazka. Ideologicznie poprawny łagodny brodacz w białej todze.
– Siema Jezu. Można tatę na chwilę prosić? – mówię. Głos mi skrzypi. Dawno nic nie piłem. Gdybym żył, czego nie jestem taki pewny, oddałbym życie za łyk piwa. Piwa, piwo, piwo!
Patrzy na mnie. Z litością. Milczy.
– Gdzie jesteśmy? – pytam zrezygnowany.
– To specjalny oddział czyśćca dla osób, które wiele nagrzeszyły, ale i zrobiły wiele dobra dla świata. Mamy tutaj wiele znanych osób: Lecha Wałęsę, Władimira Putina, Freddiego Mercurego, Winstona Churchilla, Adolfa Hitlera...
Przerywam mu gestem. Wiem, że mógłby wymieniać te nazwiska bez końca.
– Nie uważasz, że trzymanie w jednym budynku tych dwóch ostatnich to przegięcie? – pytam.
– Skoro komuniści mogli trzymać w jednej celi Sławomira Moczarskieggo i Jurgena Stroopa i wyszło z tego coś dobrego, to i tutaj się poszczęści – odpowiada z tą samą łagodnością w głosie. Widzę, że nie ma sensu się kłócić.
– Rozumiem. A mogę wiedzieć za co tutaj trafiłem? – drążę powoli temat – Bardziej chodzi mi o zasługi, bo reszty się domyślam.
– Pokażę ci – odpowiada, a kontury izolatki zamazują się.
Jestem na plaży. Pamiętam dobrze tę scenę, choć minęło od niej tyle lat... Dawny ja leżę w słońcu, obok mnie naga blondwłosa piękność... Nie rozumiem jednak co to ma wspólnego z moimi zasługami dla świata. Nagle słyszę głos Jezusa:
– Przepraszam, to nie to – stwierdza starając się zachować spokój, a kontury wspomnienia znowu się zlewają.
Teraz z kolei widzę imprezę w jakimś podrzędnym nocnym klubie. Co tam imprezę. Raczej kilkunastoosobową orgię, na myśl o udziale w której do dziś mam dreszcze.
– Cholera, czy ty normalnych wspomnień nie masz?! – słyszę zdenerwowany głos i odczuwam dziką radość, że udało mi się wyprowadzić Syna Bożego z równowagi.
Tymczasem wspomnienia zmieniają się podobnie. Jestem ledwie dzieckiem. Widzę również młodego Jezusa. Mało tego wiem, co dawny ja za chwilę zrobię. Moja przeszłość podchodzi do młodego Żydowiny i bezceremonialnie kopie go w tyłek. Niewiele z tego rozumiem. Słyszę jednak wyjaśnienie ze strony Jezusa:
– Zrozumiałem wtedy, że ludzkość potrzebuje takiego właśnie kopa w tyłek, zmartwychwstanie wydało się mi właśnie czymś takim. Można powiedzieć, że doprowadziłeś do zbawienia milionów ludzi.
Tymczasem powoli wróciłem do ponurej szpitalnej rzeczywistości czyśćca. Jezus dalej stał przy moim łóżku.
– A nie mógłbyś mnie uleczyć, Jezu? – zadaję kolejne pytanie.
– Nie, to część twojej pokuty i gwarancja, że nie zamienisz czyśćca w dom publiczny – odpowiada i rozpływa się w powietrzu.
Zostaję sam. Chcę się napić czegoś mocniejszego. A skoro chcę, jestem przyzwyczajony do dostawania tego. Wstaję. Z trudem. Bolą zesztywniałe mięśnie, zupełnie jakbym przeleżał w trumnie kilka dni. Zresztą tak chyba właśnie było. Podchodzę do białych jak ściany pomieszczenia drzwi. Otwieram je, czując, że mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa. Słyszę kroki. Chwilę potem po korytarzu przebiega dwóch zażywnych staruszków. Ten z tyłu trzyma w ręku widelec i wrzeszczy:
– Zapłacisz mi za te wszystkie lata upokorzenia w Głębokim Fiolecie!!!
Oddalają się. Kiedy ich kroki cichną do moich uszu zaczyna dochodzić dźwięki muzyki. Dwóch piosenek, które rozpoznaję bez trudu. Master of Insanity Black Sabbath i Oto jest Dzień Arki Noego. Black Sabbath. Arka Noego. Black Sabbath. Arka Noego... Tak w kółko. Bez sensu. Rozglądam się dookoła szukając źródła tajemniczego dźwięku. Z jednej strony widzę jasność, po drugiej mrok. Cholerna, tandetna alegoria dualizmu. Nagle przypominam sobie o klaustrofobii, na którą cierpię. Pytacie jak można zapomnieć o klaustrofobii? Ano widać można. Ściany korytarza zaczynają się przybliżać... są coraz bliżej! Wracam do pokoju do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Chcę się napić. Królestwo za łyk zbawczego alkoholu!

Decyduję się wyjść. Z zamkniętymi oczami podążam w stronę miejsca, z którego dochodziły tajemnicze dźwięki. Otwieram je dopiero, gdy jestem w środku. Widzę trzech grajków znęcających się nad instrumentami. Jestem pewien, że skądś znam te zapijaczone mordy. Po krótkiej chwili przychodzi olśnienie. Przecieram oczy ze zdumienia.
Black Sabbath? – zapytałem zdziwiony. Prędzej spodziewałem się już spotkać tutaj markiza de Sade albo Antona LaVeya.
Ano – odpowiada wąchacz z gitarą. Iommi.
– Jakoś was mało – stwierdzam.
– Ano – odpowiedział Iommi – Wszystkich wokalistów nam wcięło. A żeby ruszyć się z tego psychiatryka musimy wykonać jakąś piosenkę. Próbujemy wykorzystać do tego Billa, ale gdy zacznie śpiewać myli rytm i wychodzą nam jakieś takie... Zresztą słyszałeś.
– Zdaje się, że widziałem tutaj Gillana. Nie wystarczy? – odpowiedziałem.
– O tak, Ian potrafi narobić zamieszania. Tyle, że on musi wystąpić z Blackmorem, a jak na razie nie mogą dojść do porozumienia czy chcą wykonać Smoke on the Water czy C