Bar mleczny

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Bary mleczne to ostatnie punkty zażartego oporu sił PRL-u

Bar mleczny – warowna placówka postkomunistycznych żołnierzy niezłomnych, ostatni bastion komuny i zakonserwowany w stanie bliskim idealnemu fragment pejzażu PRL.

Tajny plan generała Jaruzelskiego

Gdy PRL chylił się ku upadkowi, głównodowodzący Ludowego Wojska Polskiego generał Wojciech Jaruzelski nakazał wprowadzenie w życie tajnego planu dywersji i sabotażu nadchodzącej III Rzeczpospolitej. Polegał on na utworzeniu sieci bastionów oporu komunizmu rozsianych po całym kraju, które miały zakonserwować rzeczywistość peerelowską i uczynić ją odporną na nadchodzący kapitalizm. W ten sposób miały powstać wszechobecne ostoje jedynego słusznego ustroju, działające niczym bursztyny z komarem, który wypił krew dinozaura z filmu Park Jurajski. Na ich postawie kolejne pokolenia działających w ukryciu komunistów miały pewnego dnia, gdy nauka będzie już dostatecznie zaawansowana, sklonować PRL.

Owymi bastionami miały zostać kochane przez Polaków bary mleczne. Uznano, że placówki gastronomiczne będą mniej rzucać się w oczy, niż bunkry pełne wojska, a panie obsługujące owe lokale są o wiele bardziej komunistyczne w obyczaju i przyzwyczajeniu, niż niejeden sekretarz wojewódzki PZPR. Co więcej, bary zarabiałyby same na siebie. Jaruzelski wyraził zgodę na wprowadzenie w życie planu, nadając mu najwyższy priorytet.

Jedna z ciężej opancerzonych placówek

Bar mleczny jako obiekt obronny

Gdy przyjrzeć się dokładnie barom mlecznym, znajdzie się wiele faktów potwierdzających powyższe słowa. Oto kilka z nich.

  • Witryna baru mlecznego jest wielka i przeszklona. Umożliwia to doskonałą obserwację ulicy. W przypadku oblężenia baru, skryte za ladą panie mogą z łatwością poszatkować podchodzących przeciwników serią z pistoletu maszynowego wymierzoną w szyby.
  • Panie z baru mlecznego noszą nawet mundury, dowodzące militarnego charakteru ich służby. Fartuchy, białe czepki, gumowe laczki – to wszystko nie jest przypadkowym strojem. Sama obsługa (choć bardziej adekwatnym określeniem jest załoga) kontynuuje komunistyczne wzorce zachowań, a jest ściśle zhierarchizowana, z szefową u szczytu drabiny dowodzenia i sprzątaczką na samym dole.
  • Długa i solidna lada pozwala najbardziej wystawionej na ostrzał z pań, sprzedawczyni, szybko schować się przed serią z broni przeciwnika. Pełni też rolę okopu.
  • Dziwnie ustawione stoły, między którymi trzeba się przepychać, służą do spowalniania natarć wrogiej piechoty.
  • Malutkie okienko za grubą ścianą, w którym odstawia się brudne naczynia, to tak naprawdę bunkier. W chwili zagrożenia wychyli się stamtąd karabin maszynowy.
  • Tajemnicą jest to, co panie mają na kuchni. Nikt nigdy nie widział zaplecza, ani stanowisk kucharskich. Jest to pilnie strzeżona tajemnica, gdyż w ten sposób, jeśli wróg przełamie pierwszą linię obrony, załogantki walczą w doskonale znanym sobie terenie.
  • Kuchnia serwowana w barze mlecznym jest typowo wojskowa i smakuje jak wojskowa.
  • Każdy bar mleczny wygląda jak muzeum lat osiemdziesiątych. Dla niepoznaki postkomuna maskuje się za pomocą wszechobecnych symboli Coca-Coli.
Kolorowe burgery stopniowo wypierają ofertę baru mlecznego

Klęska planu

Genialny plan nie udał się z dwóch powodów.

  1. Komuniści, którzy mieli rozwijać czerwoną naukę i pewnego dnia przywrócić PRL do życia, szybko zapomnieli o swojej misji i zaczęli kupować po okazyjnych cenach fabryki tylko po to, by doprowadzać je do upadłości. Nie zadbali też o prawidłowe wychowanie następców, którzy są dzisiaj prezesami sporych firm.
  2. Po opuszczeniu Polski przez Ruskich na ich miejsce weszli Amerykańcy, którzy prędko wyczuli komunistyczny spisek i rozpoczęli akcję tajnego przeciwdziałania barom mlecznym. Nie mogli niestety dokonać inwazji i wystrzelać wszystkich pań (choć niektórzy generałowie to proponowali), zdecydowali się na działania dyskretne. Drastycznie zwiększyli liczbę Makdonaldów i KFC w Polsce, czym zrobili wielką konkurencję barom mlecznym. Młodzież wolała jeść hamburgery, niż pyszną, rodzimą kuchnię i pozbawione środków na działalność bastiony zaczęły padać jeden po drugim. Dziś bronią się już tylko najsilniejsze oddziały, acz z każdym rokiem jest ich coraz mniej.

Koniec końców biedne panie z barów mlecznych zostały niczym japońscy żołnierze patrolujący wyspę pięćdziesiąt lat po zakończeniu wojny: osamotnione, pozbawione wsparcia i nadziei na zwycięstwo, a jednocześnie do końca fanatycznie wierne.