Marian Banaś
Ten artykuł dotyczy polityka i karateki. Zobacz też hasła o innych osobach o tym imieniu. |
Kamiński, k j, przestań mi, k, rodzinę prześladować!
- Marian Banaś o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym
„Diamentowy” „Pancerny” Marian Banaś (ur. 13 lipca 1955 w Piekielniku[1]) – komiksowa postać z uniwersum Marvela, kreowana na polskiego polityka, działacza, sukinsyna i karatekę. Pod jego rządami Najwyższa Izba Kontroli powoli zmieniała się w Najwyższą Izbę Wpierdolu, do której nawet 'Ndrangheta wysyłała swoich soldatti na bezpłatne staże.
Pojedynek karate, który odbył się między Marianem Banasiem a Frankiem Kimono, został zekranizowany pod tytułem Droga smoka z Brucem Lee i Chuckiem Norrisem w rolach głównych.
Historia[edytuj • edytuj kod]
Marian Banaś uchodził w swoim środowisku za człowieka z kryształu, i to nie takiego, co leży na zakurzonej meblościance i oświetla swoim blaskiem nudne wnętrza wytapetowanego M2 z wielkiej płyty, ale za prawdziwy diament. Jego biografia za młodu nie odbiegała od typowego życiorysu działacza opozycji solidarnościowej – spał na styropianie, naparzał się z bezpieką, wył na pielgrzymkach Barkę w tonacji c-moll. Po zmianie ustroju stale w urzędach, gdzie kwintesencją jego kariery była walka z mafią vatowską. To on był autorem innowacyjnego pomysłu, żeby zamiast kontroli faktur wykonywanych ręcznie przez pół-piśmiennych referentów, których można przekupić 2000 zł i 5-rocznym Fiatem Multiplą, można zastosować „vlookup” w Excelu. Dzięki tej zagrywce budżet państwa zaoszczędził więcej niż się spodziewano, a sam Banaś dostał w nagrodę posadę prezesa NIK-u.
Jednak wtedy wyszedł na jaw jeden niepokojący fakt z życia jeszcze wówczas diamentowego Mariana. Jego rodzina była w posiadaniu kamienicy przerobionej na hotel z pokojami na godziny. Pokoje te były przeznaczone dla miłośników sudoku, którzy w przypływie nagłej potrzeby, mogli wynająć taki pokoik by w spokoju porozwiązywać liczbowe krzyżówki. Jednak jak powszechnie wiadomo, jaranie się sudoku to przypał niebosiężny, dlatego hotel prowadzony był pod przykrywką burdelu. Dziennikarze zaczęli węszyć, a za nim i wierchuszka sprawującej władze partii Prawo i Sprawiedliwość. Wyrok zapadł, nim proces się rozpoczął – Banaś musi odejść.
Marian, chcąc być lojalny dla swojego środowiska i chroniąc rodzinę, napisał jak prezes przykazał dymisję, którą zgodnie z przenajjaśniejszą konstytucją należało złożyć na ręce ówczesnej marszałek Sejmu, Elżbiecie Witek. Marian dopuścił się jednak zbrodni większej niż zarzucane mu dotychczas czyny – w dymisji popełnił literówkę. Marszałek oddaliła dymisję, dopóki Marian nie poprawi wspomnianego błędu. Wtedy to właśnie, przy zbliżeniu z majestatem władzy, Mariana ukąsiła żelazna logika.
Początkowo ukąszenie tylko słabo swędziało. Marian czuł ogólne osłabienie, ból w plecach i lekkie gazy. Jednak gdy obudził się drugiego dnia, odnalazł w sobie niespotykane dotąd moce – jego paznokcie przekraczały 10 stopień w skali Mohsa, odbijały się od niego neutrina, mógł powiedzieć Jarosławowi Kaczyńskiemu spierdalaj!, a pośladkami mógł kruszyć orzechy niczym Jagienka z Krzyżaków Sienkiewicza. Wtedy to właśnie Marian Banaś stał się Pancernym Marianem.
Zobacz też[edytuj • edytuj kod]
Przypisy
- ↑ I to bynajmniej nie przypadek