NonNews:Z wizytą w klubie AA
20 maja
Dostaliśmy niecodzienne zaproszenie. Sami wielokrotnie – i bez skutku – uczęszczamy na mityngi AA, zbiór różnych ludzi i atmosfera napięcia przypominają nam, członkom redakcji, lata bezwzględnej służby w wielkiej sprawie oporu przeciw komunizmowi. Dołączyliśmy wtedy do licznego grona odważnych opozycjonistów nękanych przez SB rozmową ostrzegawczą, szesnastominutowym „dołkiem” na komendzie, czasem profilaktyczną rewizją, podczas której nieludzki system zabierał nam kanapki, piórniki i oszpecił z niejednej chusteczki. Niektórzy z drugiej strony barykady przyznają, słodząc nam, iż były to tak świetnie zakonspirowane działania, że w ogóle nic im nie wiadomo na ten temat. Zaproszenie wysłał do nas jeden z kolegów lat gniewnej młodości, tak jak i my prześladowany przez MO za niedozwolone eksperymenty, np. z kroplami Inoziemcowa. Nie jest to jednak taki zwykły klub.
– Klub AA, czyli Aprowizacji Anorektyków, jest miejscem pomocy ludziom cierpiącym na anoreksję – rozpoczyna nasz znajomy. – Pomagamy tym biednym ludziom w walce z trudną chorobą, a trafiają do nas osoby w jej bardzo różnym stadium.
– Kto na przykład? – zapytaliśmy.
– Widzisz tą panią, która kroi muszkę owocówkę? Trafiła do nas prosto z ogródka, weszła omyłkowo na grabie, które w ogóle jej nie trafiły. – zamartwia się losem biednej kobiety. – O, albo pani Jadwiga, ofiara przemocy domowej. Schudła tak bardzo, że jej mąż, muzyk, zaczął mylić ją ze swoimi instrumentami strunowymi, aplikując jej codziennie glissando. Widząc, że kobieta pędzi jak oszalała w kierunku klubowego telewizora, pytamy co tam robi, odpowiedź jest szybka: – Jest właśnie 19.35, zbliża się prognoza pogody, może los wreszcie się uśmiechnie do tych biedaków i podaruje nam bezwietrzny dzień. Jesteśmy w klubie wyjątkowo zdeterminowani i tylko jedno może nas zabić.
– Co?
– Przeciąg.
Ponieważ klub zajmuje się przede wszystkim aprowizacją, nie mogliśmy o nią nie spytać:
– Jakie jest standardowe menu ośrodka?
– Śniadanie składa się z 1/38 porcji rajskiego jabłuszka, potem ciepły głęboki wdech.
– Zaraz, jak to? Ciepły głęboki wdech? Ale po co? – pytamy zdziwieni.
– No jak to po co, zależy nam na ciepłych posiłkach dla klubowiczów, jest to obiad na miarę ich skromnych możliwości, a nas nie naraża na zbędne wydatki. Podwieczorek to świeża porcja cukru pudru. Bierzemy każdy okruszek na sitko i solidnie przecedzamy – dodaje nasz były opozycyjny kolega z błyskiem w oku. Jednak z podwieczorków wynika mnóstwo nieprzewidzianych sytuacji – kontynuuje – a dzieje się tak dlatego, że sitkom wystarczy do umycia ledwo parę kropelek, a przed zlewem czeka już wtedy często kolejka chętnych na prysznic w ultranowoczesnym systemie kap-kap.
To nas trochę przeraziło. Musieliśmy więc zadać odpowiednie pytanie:
– Czy z pensjonariuszami jest aż tak źle?
– Bynajmniej, długoterminowe wizyty sprawiają, że już po kilku tygodniach nasz podopieczny jest w stanie się zmieścić między jednym strumykiem wody z prysznica a drugim! Efekty są więc widoczne. – dodaje, a my już wizytę musimy kończyć, gdyż czas na rutynową wizytę laryngologa, który przybywa do grupki nieszczęśliwców skutecznie zakneblowanych tym samym kawałkiem zbożowego otręba, na który ktoś nierozważnie dmuchnął.
Przewidywanie dalszych losów tak niekonwencjonalnych placówek jak Klub Aprowizacji Anorektyków jest pozbawione sensu, w kraju jest ich jeszcze zbyt mało, a Polacy, chociaż czasem nie dojadają, to zawsze pamiętają jednak o tym, by uzupełnić skutecznie płyny, i to w dawkach wyższych niż te zalecane przez lekarza. Różnimy się tylko między sobą ilością garbów. Do zobaczenia!
Źródło[edytuj • edytuj kod]
- J. Locke Rozprawa o przewadze wielbłądów nad innymi zwierzętami, rozdział I „Analiza SWOT z przekroju poprzecznego kopyta”, Krytyka Polityczna, Warszawa 2012, str. 4 i 7 obwoluty.