Schiaparelli
Hyc o planetę, sonda kurwa bęc!
- Gospel o Schiaparellim
Schiaparelli – lądownik, a raczej wyglebownik, autorstwa połączonych sił Europejskiej Agencji Komicznej i Ruskosmosu. Fragment (a obecnie nawet kilkaset fragmentów) większej misji ExoMars, mającej poszukiwać dowodów na istnienie życia na Marsie. Schiaparelli dowiódł natomiast, jak wielki może być facepalm oraz niekompetencja naukowców. Wróciły demony przeszłości, kiedy inna sonda (Mars Climate Orbiter) została rozbita przez pomylenie cyferek na kalkulatorze podczas przeliczania funtów na kilogramy.
Byłem taki piękny, zanim upadłem…
Schiaparelli to było 577 kilo najbardziej zaawansowanej technologii dostępnej na Ziemi. Obecnie jest to 577 kilo wyjątkowo zaawansowanego złomu rozrzuconego po Marsie.
Podstawowym celem, do którego został zbudowany Schiaparelli, było przetestowanie sposobu miękkiego lądowania przyszłych łazików na powierzchni Marsa. Teraz tak mówią… Gwoli ścisłości, sposób na miękkie lądowanie został przetestowany. Nie działa. Operacja się udała, pacjent zmarł.
Nonsensopedia jest jednak bardziej dociekliwa. Jeśli chodziło tylko o przetestowanie miękkiego lądowania, nie można było przetestować tego na jakimś obiekcie o zerowej ważności dla Ziemi? Jakiś kamień? 2.0 TDI od Passata? Kim Dzong Un? Naprawdę trzeba było konstruować robota za 300 dużych baniek?
Lądownik miał kilka innych zadań, dziś oczywiście opisywanych jako drugoplanowe. Jednym z zadań całej misji miało być poszukiwanie śladów życia. Aminokwasy, metan, głównie te sprawy. Schiaparellemu jednak poskąpiono odpowiedniej aparatury. Musiały mu wystarczyć detektory wiatru, ciśnienia, nasłonecznienia i nagrzania się podczas spadania lądowania. Specjalny przyrząd miał zmierzyć elektryczność statyczną marsjańskiej atmosfery. Naukowcy chcieli wiedzieć, czy na Marsie też mogą występować burze z piorunami. To szczególnie ważne, ponieważ niestety na Marsie nie można szybko wyciągnąć wtyczki z gniazdka przed nadejściem burzy. Na osłodę, aparaturę pomiarową ładnie nazwano – DREAMS oraz AMELIA, ale reflektor laserowy nazwano obrażającym uczucia religijne skrótem INRRI.
Schiaparelli początkowo (czyli jeszcze zanim go wyjeno w Kosmos) wyglądał jak srebrny talerz z nałożonymi pulpetami. Obecnie przypomina puzzle.
Oczywiście również i Polacy mieli swój wkład w budowę tej sterty żelastwa. Można dla przykładu wymienić detektory podczerwieni z Ożarowa. Poland can into space!
Lądowanie
Technicznie rzecz biorąc, to wylądowaliśmy, tyle że chujowo.
- Główny inżynier projektu na konferencji prasowej dzielnie odpierał zarzuty dziennikarzy
Ewidentnie powinien poćwiczyć swój telemark.
- Włodzimierz Szaranowicz komentujący lądowanie (taaa...) Schiaparelliego
16 października 2016 Orbiter podróżuje na Marsa z przyczepionym Schiaparellim. Tego dnia daje jednak Schiaparellemu kopniaka, nadając rotację. Schiaparelli przechodzi w stand-by, by obudzić się z hibernacji na półtorej godziny przed wejściem w atmosferę. Wybudzenie – o dziwo – zakończyło się sukcesem. Schiaparelli zasuwał wówczas ku planecie z prędkością 21 tys. km/h, będąc jakieś 122 kilometry nad powierzchnią. W planach było zwolnienie spadochronu na 11 kilometrów przed powierzchnią, potem dryf do 1200 metrów, odczepienie spadochronu i dalsze hamowanie sondy za pomocą silników rakietowych o wyrzucie przeciwnym do kierunku spadania. Całość miała spowolnić Schiaparellego do prędkości dozwolonej w strefie zamieszkania.
Plany planami, rzeczywistość swoje. Błąd w komputerze pokładowym (zapewne BSOD) spowodował, że przez sekundę odczyt wskazał lądownikowi, że jest pod powierzchnią Marsa. W skrócie: pokazał mu -1 kilometr. Schiaparelli zwariował i wypuścił spadochron oraz włączył przeciwsilniki. Niestety, za wcześnie. Zwalniając do tych 4 km/h, owe silniki wyłączył, tyle że dobre cztery kilometry nad Marsem, przez co zaczął znowu nabierać szybkości. Na minutę przed planowanym lądowaniem Ziemia straciła kontakt ze Schiaparellim. Nie pomogło walenie w monitory…
Ostatecznie Schiaparelli pocałował marsjańską glebę, pędząc 540km/h.
To nie pierwszy w ostatnich latach przypadek nieudanego telemarku w wykonaniu sprzętu ESA. Lądownik Philae po kilkuletniej misji wylądował gdzieś w cieniu klifu na komecie, a jego zasilanie bateriami słonecznymi straciło tam sens.
Istnieje również plotka, jakoby to wcale nie był wypadek. Schiaparelli miałby być pierwszym obiektem o sztucznej inteligencji, który popełnił samobójstwo. Prawdopodobnie nie wytrzymał brutalnego rozstania z seksownym orbiterem, z którym przebył przecież wiele fascynujących przygód w drodze na Marsa. Niewykluczone również, że zobaczył zbyt wiele… Wedle innej wersji, to był zamach i sabotaż, nawet Ruscy pasują.
Marsjanie
Wypadek sondy nie przeszedł bez echa wśród Marsjan. Pomimo że katastrofa miała miejsce w słabo zaufionym[1] rejonie Marsa, istnieli podobno jacyś świadkowie. Marsjańskie ministerstwo obrony zdementowało jednak pogłoski o rzekomym pozamarsjańskim pochodzeniu urządzenia, tłumacząc, że rozbił się balon meteorologiczny.
Korzyści z misji
Misja lądownika Schiaparelli zakończyła się pełnym sukcesem. Lądownik dotarł do powierzchni Marsa. Dzięki misji dowiedzieliśmy się wielu rzeczy:
- Jednak to Chińczycy będą pierwsi na Marsie.
- Ewentualnie złomiarze, którzy połakomią się na 600 kilo drogocennych metali.
- Komunizm przydaje się do podbijania Układu Słonecznego.
- Nie da się podbijać kosmosu z zawieszającym się Excelem.
- Tarcie w kosmosie nie działa.
- Szczególnie, kiedy tracisz kontrolę nad kupą żelastwa pędzącą 5 km/s ku glebie.
- Z tego powodu nie ma sensu montowanie w sondach ABS-u.
- Czujniki parkowania też na niewiele się zdadzą.
- Rosjanie mogli zamontować jednak dwa spadochrony.
- Mars jednak jest zrobiony z twardej skały, a nie z gumy ani żelków, a tym bardziej trampoliny.
- Jeżeli takie będą postępy w kolonizacji Układu Słonecznego, to lepiej zacząć porządnie dbać o tę Ziemię.
Przyszłość
Schiaparelli zapoczątkował nowy kierunek w kosmonautyce – konstruowanie płaskich sond kosmicznych.
ESA ogłosiła, że w 2018 – no, najdalej w 2020 – podejmą kolejną próbę usadzenia czegoś na Marsie. I ma to być ogromny, prawdziwy pełnoprawny łazik, w stylu Ciekawości, a nie tylko jakiś tam wyglebownik. Za taki scenariusz lokalny bukmacher zapłaci ci 200 do jednego.
Zobacz też
Przypisy
- ↑ Czyli słabo zaludnionym, tylko ufoludkami