Avatar (film)
Piękny film ten avatar. Wspaniała opowieść o idealnej rasie mającej cele i marzenia. Tylko te niebieskie dzikusy musiały wszystko zaprzepaścić![1]
- Fan Avatara o Avatarze
Avatar - film science-fiction, a konkretnie science vs. fiction, nakręcony przez Dżejmsa Kameruna, autora napoju morskiego TyTonic-a.
Film
Film został wymyślony przed wielu laty, jednakże zekranizowano go dopiero teraz ze względu na nagłą potrzebę reklamy popcornu 3D. Przy okazji wykorzystano go do propagandy prośrodowiskowej. Film Efekty specjalne kosztowały tyle, że przestano łatać dziury w asfalcie![2]
Wiadomo, że Dżejms był wielkim fanem Pocahontas, stąd niezwykłe podobieństwo obu filmów. Różnica polega na tym, że dzikusy z Pocahontas ubierały się nieco lepiej, niż te z Avatara (dzięki pobliskiemu hipermarketowi Tesco). Ponadto u nich prawie zginął prawie-główny prawie-bohater, a w Avatarze główny bohater zginął w PewNym sensie.
Od strony technicznej: „Avatar” odznaczał się taką wspaniałością, że wytwórnia 20th Century Fox postanowiła zkombinować sobie nowe logo.[3] W innym wypadku mogłaby wyjść na niepostępową. Ponadto efekty specjalne (99,98975(57)% filmu) były tak niesamowiszczo niesamowiszcze, ponieważ do ich wyświetlenia obliczenia użyto sprzętu do łamania zabezpieczeń informatycznych, którym złamano prawa fizyki.
Specjalnie na potrzeby filmu zatrudniono jakiegoś profesora. Dżejms nie dawał sobie rady z wymyślaniem języka na'w. Profesor przydał się nie tylko do tej produkcji, ale także do gry komputerowej o Avatarze. Po tym, Paul Frommer (bo tak nazywał się twórca tego czegoś) stwierdził, że język Na'vi jest fajny i warto ciągnąć go dalej.[4] Nie będziemy tutaj zagłębiać się w szczegóły tegoż języka, bo i po co? I tak nikogo to nie obchodzi...
Gra video
Gra Avatar ukazała się na piece centralne (zalecane paliwo to węgiel kamienny), japońskie odtwarzacze blu-ray[5] i 360 xpudeł. Niestety nie mogę jej tu opisać, ponieważ jej zabezpieczenia antypirackie nadal nie zostały złamane.
Masakra
Pod pretekstem superfilmu, reżyser chciał zmasakrować umysły widzów. Świat Pandory był tak doskonały, że wielu widzów popadło w depresję po jego obejrzeniu. Nie mogli pogodzić się z tym, że filmy nie są prawdziwe. Zdarzało się to już w przypadku m. in. Pokemonów, czy Smerfów. Niestety, widzowie (szczególnie ci z Ameryki) chcieli popełniać samobójstwa. W każdym razie Kamerun i spółka znaleźli rozwiązanie: kupno soundtracka z Avatara i gry Avatar. Niestety, zestaw „Szubienica do własnego montażu z regulowanym zaciskiem sznura” okazał się być o 18% tańszy.
Ak'cja!
- Główny artykuł: Na'vi
Akcja Avatara toczy się na księżycu w układzie Alfa Centauri,[6] zwanym Pandorą, krążącym wokół Polifema – gazowego olbrzyma.[7] Człowieki przyleciały tu dla hajsu i dziwiły się, czemu ich tubylcy nie lubieli. Tubylcy to Na'vi,[8] niebiescy kolesie ucywilizowani inaczej. Byli wysocy jak parterowy dom, mieli oczy większe od kotów, szpanersko ruszali uszami, a z fryzur zwisały im warkocze zakończone zmysłowym portem USB 4.0.
Wikipedia uważa, że ich skóra była zielona. No cóż, jeśli Wikipedia tak uważa, to na pewno tak było.
Na'vi posiadali ogony. Nosili piegi zakupione u Ambrożego. Liczyli w systemie ósemkowym (zamiast normalnie w dziesiętnym, n00by jedne). Ich kości zawierały włókna azbestowe, dzięki czemu były mniej podatne na uszkodzenia mechaniczne.
Ludność Pandory podzieliła się na klany (jeden z nich jest w Polsce). Film ukazuje klan Omaticaya. Istniało jeszcze z 15 innych klanów, których nie będziemy bliżej poznawać. Klan Omaticaya mieszkał na Domowym Drzewie, gdzie codziennie imprezował do białego niebieskiego[9] rana.
Fabułka
Ludzie, jak to ludzie, przyjechali na Pandorę po kasę. Kasą był minerał unobtanium. Świecił w ciemnościach, był:
- twardy jak kamień,
- ciężki jak kamień,
- miał gęstość podobną do gęstości kamienia,
- był zbudowany z materii (zupełnie jak kamień!),
- bolał jak kamień...
Był kamieniem. Drogim, smacznym, ładnie pachnącym, paliwowym, hajsożerczym, uzależniającym, grudkowatym głazem. Dlatego ludzie, jak to ludzie, pod pretekstem nauki tubylców i badania plane księżyca zaczęli podkradać kamyka. Gdy niebiescy się zorientowali, przestali współpracować z pieprzonymi Białasami.
Do rzeczy
Uwaga! Ta sekcja zawiera informacje, których zapewne nie chciałbyś znać, jeśli dotychczas nie miałeś okazji spotkać się z inkryminowanym tworem. |
Bon apetit.
- Grace podsuwająca jajecznicę Jake`owi.
I cały dzień do dupy.
- Grace po oberwaniu ze szpanerskiego pistoletu.
Kawał drzewiszcza!
- Pułkownik Qurtich o imprezie na Pandorze.
Pewnego dnia w maju 2154 roku na Pandorę (do bazy RDA) przyleciał nowy transport ludzi. Wśród wielu bezimiennych posiadaczy karabinów znalazł się Jake „Karma” Sully.[10] Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Jake był pełnosprawny inaczej. Myślał, że pracuje naukowo, bo miał słitaśniego wideoblogusia. Został pilotem Avatara (ludzko-na'viego mutanta).[11] Jake, jako weteran, chciał pracować wojskowo. Pozwolił mu na to pułkownik Qurtich.[12] Jake został zwiadowcą. Wszystko byłoby dobrze, ale musiało być jakieś „ale”.
Jake pracował jako bezmózgie Yeti aż do czasu, gdy Na'vi nawrócili go na swoje herezje. Jake stał się Pandorańskim świadkiem Jehowy. Wyrwał niezłą dupę. Zapomniał jednak o terminarzu świąt ludzi i spóźnił się na uroczystą wycinkę lasów. Ponadto był w swojej pacynce swoim Avatarze, po nocy poślubnej postosunkowej, a paradne pojazdy mało go nie rozjechały. Postanowił zepsuć zabawę. Obrażony zniszczył kamery służace do sterowania pojazdem i dostał serią z miniguna, ale przeżył. Za to mocno oberwał od Qurticha.
Obchody wycinania lasów zmierzały do punktu kulminacyjnego uroczystości – wycinki Domowego Drzewa. Jednak mieszkało tam trochę dzikusów. Jake, jako jeden z nich, został zatrudniony do dyplomatycznego wygonienia ich stamtąd. Niestety, coś poszło nie tak. Powiedział nawet Na'wom o swojej agenturze. Niestety, ci zrozumieli to zbyt dosłownie i zdenerwowali się. Zabili Dżejka, ugotowali, po czym zjedli sfagocytowali żywcem.
- Zaraz, zaraz. Zgubiłem się. Ty też? Zjedzony został Avatar Jake'a. Kontynuujmy...
Co dalej? Aha, Avatar został sfagocytowany. Jake w swojej ludzkiej postaci siedział w więzieniu z kumplami. Wszystko byłoby dobrze, ale ktoś musiał ich uwolnić. Niejaka Trudy, pilot helikoptra wypuściła[13] tych zboczeńców. W trakcie Prison Breaku doktor Grace Augustine oberwała z pistoletu od bohaterskiego pułkownika, po czym zmarła podczas nieudanego eksperymentu na'viańskiej sekty. Ponadto zakwitła rewolucja. Niebieski Jake (którego jednak nie zjedli – ale cię nabrałem) zaczął budowę armii, po czym podpisał cyrograf.
Pułkownik Qurtich nie stał bezczynnie. Chodził nerwowo w swoich szpanerskich butach. Zwołał zebranie mieszkańców tajnej bazy, na którym przy ogólnej aprobacie zaplanował atak na superultrahipermegaextramultiprowypaśne Drzewo Dusz. Niestety, przerośnięte Smerfy też nie stały bezczynnie. Latały tu i tam łapiąc armię. Miejscem bitwy miały zostać manganowe dryfujące góry. Niestety, jak to bywa, wygrali gorsi. Wpisali kody i zwyciężyli. To smutne, bo dzięki temu minerałowi miliony dzieci na całym świecie nie musiałyby już głodować. Na dodatek zginął płk. Qurtich. W sumie skoro zginął, to był cienki, więc nie ma co go żałować. Zapomnij o poprzednim zdaniu.
Tak więc na pl księżycu zapanował spokój. Zła wiadomość była taka, że wygrali Na'vi. Spełnił się sen Jake'a Sully'ego, który śnił o pokoju. Ludzie nieba musieli opuścić Pandorę. A miało być tak pięknie...
Przypisy
- ↑ źródło
- ↑ Niestety nikt nie zwrócił zaoszczędzonych pieniędzy.
- ↑ pędzla twórców Epoki lodowcowej
- ↑ Ale po co?
- ↑ W zasadzie to raczej cyan-ray
- ↑ prawdziwym!
- ↑ To już nieprawdziwe.
- ↑ Tylko po co im ten apostrof?
- ↑ Sorry, zielonego.
- ↑ Pseudonim nadany mu przez pseudoweteranów
- ↑ Stało się tak dzięki temu, że pewien facet zabrał portfel jego bratu.
- ↑ Zgarnując niezłą sumkę z kampanii Niepełnosprawni – pełnosprawni w pracy
- ↑ Tak naprawdę zrobił to jakiś Max, ale nikogo to nie obchodzi.