Nargaroth

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Black metal jako pokaz mody

Szablon:Tszwabski zespół black metalowy, którego początki datuje się na okres, w którym Varg Vikernes hasał jeszcze swawolnie po norweskich wyżynach wymachując mieczykiem i bawiąc się z innymi neopoganami w dom. Od innych zespołów grających black metal różni go głównie to, że nie jest lubiany nawet w kręgach jego zaciętych zwolenników. Niemniej, zawsze ktoś tam się znajdzie do kupna albumu i tylko ze względu na tą niedoinformowaną grupę społeczną Nargaroth wciąż nagrywa nowe wydawnictwa. A sporo ich już ma...

Historia

Dawno, dawno temu, gdzieś na początku istnienia black metalu, pewien młody i zbuntowany Niemiec o imieniu Rene postanowił dołączyć się do świętej dyrektywy pod pochodnią Euronymousa oraz maczetą Vikernesa pomijając fakt, że nie był true norwegian. Przez pierwsze kilka dobrych lat istnienia projektu/zespołu, czy jak tam to zwał nie ukazało się absolutnie żadne wydawnictwo, co może świadczyć o praktycznie zerowym zaangażowaniu, biedzie, która uniemożliwiała nabycie wymaganego sprzętu lub co gorsze biedzie umysłowej, która nie umożliwiała skombinowania i nagrania własnego materiału. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy Rene wpadł na pomysł żeby trochę pokraść.

Era złodziejstwa

Rene zajrzał więc do księgi legendarnych i mitologicznych imion i ukradł stamtąd nazwę zespołu oraz swój pseudonim. Pierwsze dema zawierały po kilka kawałków, kto wie czy nie były one nagrane na kradzionym sprzęcie. W obiegu pojawiały się setki kradzionych kaset, a w późniejszym czasie i płyt. Pojawiało się wtedy też i więcej utworów, z czego większość miała kradzione melodie, a czasem i fragmenty tekstów. Do wzbogacenia kompozycji Rene (już jako Kanwulf) używał przeróżnych sampli z filmów, oczywiście bez zgody autorów czyli nielegalnie. Kanwulf kradnie po dziś dzień, plują się o to liczni, prawi słuchacze black metalu, jednak większość ma to w dupie i po prostu... kradnie jego twórczość nabijając mu przy tym popularności.

Tematyka utworów

Tak, to też od Nargarotha. Tyle, że bez tego roweru.

Najsampierw Kanwulf słynął ze swojej płomiennej nienawiści do świata. Jako młody i zdolny licealista zabić chciał wszystkich i wszystko co tylko się rusza. Z czasem mu jednak przeszło, prawdopodobnie gdy zauważył ile w tym kierunku może lub gdy dostał pierwszy list z pogróżkami. Zajął się wówczas nakreślaniem stanu depresyjnego w muzyce. Według oficjalnych zaświadczeń, wszystkie utwory jakie zawarte są na albumie „Rasluka part 2” nagrywane były w stanie głębokiej depresji. Jest to oczywiście bzdura, bo gdyby człowiek ten kiedykolwiek zasmakował prawdziwej depresji, nie byłby w stanie wyjść się wyszczać, a co dopiero tworzyć czegoś, co wymaga mnóstwa pracy oraz poddania krytycznej ocenie. Krótko po okresie żalu i goryczy przyszła pora na pozerstwo.

W związku z nim, Kanfulf walnął ponadczasowym albumem o wdzięcznej nazwie, którą słyszeli nawet zupełnie niewtajemniczeni w ten gatunek. Cały świat się dowiedział, że Black metal jest wojną, a nieliczni dodatkowo, że Kanfulf jest pozerem. Pojawił się tam również jeden z najbardziej gównianych utworów w historii black metalu, a mianowicie „The Day Burzum Killed Mayhem” złośliwie nazywany „The Day Nargaroth Killed Black Metal”. Kiedy po dwóch pozerskich albumach skończyła się już wena, Kanwulf stwierdził, że tym razem miło by było oddać hołd przyrodzie. Był to swego rodzaju przełom, ponieważ mało kto z ówczesnych antyfanów miał w tym punkt zaczepienia by hejtować, a sam Kanwulf zaopatrując się w grupkę fąfli do instrumentów zaczął dawać sporą liczbę koncertów.

Także i ten okres się niestety skończył, a w jego miejscu pojawił się nowy, w którym twórczość Nargarotha brzmi jak muzyka Jean Michelle Jarre'a, tytuły jak hołd dla Burzum, a teksty jak pamiętnik czternastoletniego chłopca. Sztandarowym albumem nowego stylu jest wydany w 2011 roku „Spectral Visions of Mental Warfare”, po którego wycieku do sieci każdy spamował słowem fake, mylnym, jak się potem nieszczęśliwie okazało, co wielu dotychczasowych fanów przypłaciło licznymi zawałami oraz samobójstwami. Nie żeby ktoś się przejmował Nargarothem, ale album ten za pomocą swojego tandeciarstwa posiadł zdolność mordowania całych miast wraz z burzeniem budynków przy samych fundamentach.

Przyszłość

O ile Kanwulf nie pójdzie siedzieć za złodziejstwo wszystkiego, co tylko nawinie mu się pod ręce lub gdy dostanie o jeden list z pogróżkami za dużo, nadal kontynuować będzie karierę w stylu Jean Michelle Burzum. Pomimo faktu, iż co album grono jego starych fanów odchodzi w niebyt, wciąż przybywają nowi, którym podoba się nowy kierunek zespołu. Przybywają oni rzecz jasna tylko po to, żeby po następnym albumie odejść, co staje się już powoli Nargarothową tradycją. Według legend i obietnic, Nargaroth grać będzie tak długo, aż Kanwulf nie poczuje gatunku wixa lub co gorsze disco polo z czego rozliczą go (to za mało powiedziane) zawiedzeni fani. Na razie nic na to jednak nie wskazuje, ponieważ wśród grupy docelowej zespołu odnotowuje się wyłącznie ludzi bez jaj... i nie chodzi tu wcale o kobiety.