Nonźródła:Blast Jeżozwierz

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Nastała noc i burza wraz z nią. W starym zabudowaniu po fabryce chemikaliów ktoś urządził sobie nową, przytulną bazę. W niczym nie przypominała, starego budynku, zamkniętego po nieszczęśliwym wypadku z pewnym idiotą, nitrogliceryną i kwasem siarkowym. Powybijane okna zmieniono na nowsze, ściany przemalowano, a w środku dobudowano kilka pokoi i oczywiście łazienkę. W tą piękną, burzliwą noc, zaczyna się nasze opowiadanie. Opowiadanie o terroryzmie w nietypowym wydaniu...

Wokół wielkiego stołu zrobionego z kości (tak przynajmniej mówiły reklamy), zebrało się kilkadziesiąt osobników. Należeli do humanoidalnej rasy, której nazwy nikt nie mógł spamiętać, bo miała tylko trzy litery. Wyglądali prawie jak ludzie, ale białe futerko ich pokrywające, oraz lisopodobny pyszczek demaskowały ową... oryginalność. Nie wiadomo skąd przybyli, bo wszelkie źródła milczą na ten temat, bo i przecież szansa, że wystąpią takie stworzenia równa się jednej do miliona. A szanse jeden do milion sprawdzają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć.

– Drodzy przyjaciele! – zaczął wódz, gdy tylko stanął na krześle. – Zebraliśmy się przy tym stole zrobionym z kości w ważnym celu. Oto przecież należymy do humanoidalnej rasy, której nazwy nikt nie może spamiętać... – jego głos odbijał się od ścian dostojnym echem. – Wyglądamy prawie jak ludzie, ale pewne hmm... cechy demaskują naszą oryginalność. Nikt nie wie skąd przybyliśmy, bo wszelkie źródła milczą na ten temat. Ale tego wszystkiego od dzisiaj stanie się dość!

Rozległy się oklaski, które Starszy przerwał przez podniesienie dłoni.

– Z dniem dzisiejszym działanie rozpoczyna Organizacja Jeżozwierz! – powiedział podniosłym głosem – Wszyscy od dziś przejmują tytuł Jeżozwierza!

Rozległy się jeszcze większe oklaski i okrzyki aprobaty. Ktoś zakrzyknął; prowadź Naczelny Jeżozwierzu!

– Aby ta przeklęta ludzkość (słowo wypowiedziane z wyraźnym niesmakiem), wreszcie poznała to, o co tyle walczymy, pokażemy! A pomoże nam w tym Bla... – lecz w tym momencie przestał mówić.

Jeżozwierz siedzący przy rzędzie monitorów wydał piskliwy dźwięk i krzyknął;

– Intruz się zbliża!

Natychmiast wszyscy zebrani wyciągnęli karabiny maszynowe. Nawet kobiety i dzieci, choć te ostatnie jedynie z pistoletami na wodę. Wycelowali w drzwi, w których po chwili ukazał się młody mężczyzna.

– Wita... – zaczął, ale nie zdążył dokończyć.

Setki luf wypaliło z głośnym terkotem, robiąc z biednego człowieka sitko. Gdy to co z niego zostało upadło na ziemię z głośnym plaskiem, zapanowała cisza. Dopiero po chwili jeden z Jeżozwierzy poszedł pełen niepokoju sprawdzić kim była ofiara. Nachylił się i zaraz wstał z kiepską miną:

– Plama przyjaciele. To był dostawca pizzy.

Wszyscy odłożyli broń i popatrzyli na siebie ze wstydem. Wówczas przywódca ponownie wskoczył na stół;

– Teraz ludzie wiedzą z kim zaczynają! – krzyknął machając zaciśniętą pięścią. – To była pierwsza ofiara naszej organizacji. Na pohybel pochlastom!

Wówczas tylne drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. Stał w nich jeden z ich rasy. Sylwetkę oświetlały uderzające raz po raz pioruny i dzięki temu prowizorycznemu oświetleniu można było zauważyć jego bohaterską postawę, włosy rozwiane przez wiatr, opaskę na czole niczym ta u Ryu ze Street Fightera. Przywódca roześmiał się i krzyknął;

– Towarzysze! Przedstawiam wam nasz nowy nabytek w organizacji Jeżozwierza! Blasta!

––––

Przy innym stole, bo szklanym, siedział Pan X ze znajomym. Popijali whisky i rozmawiali, gdyż naprawdę długo się nie widzieli. Owym przyjacielem był niejaki Wojciech, choć nikt nie znał jego prawdziwego imienia, o nazwisku nie wspominając. Jego akt urodzenia gdzieś się „zawieruszył”, a dowodów osobistych miał mnóstwo i to na każdą okazję. Tak się składa, że jest agentem o pseudonimie W4abg. Z X–em łączy go praca – razem pracują w tej samej organizacji, lecz w nieco innych wydziałach. Bo o ile X zajmuje się wszystkim, to Wojtek jest od likwidacji niebezpiecznych zjawisk. Jednak ostatnio przechodzi kryzys roboczy i przybył do X–a właśnie z tym problemem. A zechciał zostać reżyserem, lecz pomysłów na film nie ma.

– Słuchaj! Mam dobry pomysł! – powiedział X uderzając pięścią w otwartą dłoń. – Patrz... brat takiego gościa zostaje oskarżony o zamordowanie wiceprezydenta i skazany na śmierć. Trafia do więzienia i za trzy tygodnie ma egzekucję. Tymczasem właśnie ten brat pracował przy budowie tego więzienia i opracował plan ucieczki. Wszystko co potrzebne wytatuował sobie na ciele. Następnie napada na bank, trafia do tego więzienia i...
– Nie... – przerwał mu agent. – To pasuje mi bardziej do jakiegoś tasiemcowatego serialu amerykańskiego, co go nastolatki ściągają z internetu pięć sezonów w przód, niż aktualnie jest w telewizji.

X pokiwał głową i sięgnął po whisky.

– No naprawdę nie wiem jak ci pomóc – odrzekł zrezygnowany.

W4abg wyszedł po chwili zostawiając na wpół pijanego X–a w fotelu. Pogrążony w myślach, wreszcie zasnął przed telewizorem.

––––

Cała rodzinka Lubiczów jechała samochodem – Grażynka, Rysiu, Bożenka, Kasia i Maciek w specjalnym fotelu. Ten ostatni po chwili zaklaskał, wywrócił oczami i wymamrotał;

– Jedziemy na wakacje..., ale super!

Grażynka powoli zwróciła twarz w jego stronę;

– TY nigdzie nie jedziesz.

Za nim Maciek zdołał zaprotestować, Grażynka nacisnęła duży zielony przycisk na tablicy rozdzielczej. Fotel z wrzeszczącym Maćkiem wyleciał w górę przez otwarty dach i spadł gdzieś na jezdnię. Reszta Lubiczów raptownie zaczęła się radować i wiwatować. Nagle Rysiu spoważniał i odwrócił się od kierownicy w stronę Bożenki i Kasi;

– A rączki są umyte? – spytał chrapliwie.

––––

X obudził się zlany potem w fotelu i z pustą butelką whisky w ręce. Telewizor był włączony i właśnie kończył się jakiś horror pt. „Klan Krwawego Jesionu”. Wstał powoli, jakby obawiając się bolesnego upadku. Wówczas zobaczył, że drzwi wejściowe są otwarte, a na podłodze widać ślady obuwia. Podążył nimi do swojej sypialni, gdzie ujrzał młodego mężczyznę z krótkimi, czarnymi włosami. Leżał na łóżku X–a i wertował pismo pt. „Brzydkie igraszki”. Gdy tylko bohater wszedł do środka, ten zwrócił twarz w jego stronę i powiedział spokojnie;

– Przynoszę wiadomość... – zaczął, jednak X mu przerwał.
– A co robisz w MOIM domu, na MOIM łóżku w obłoconych butach?
– Zaraz wszystko posprzątam... – zająknął się przybysz. – Ja muszę tylko coś prze...

Twarz X–a zaczęła zmieniać kolor na czerwony;

– Nie obchodzi mnie JAKĄ wiadomość przynosisz – warknął. – Czy do swojego domu też wchodzisz w splugawionych butach i pchasz się do łóżka? Ty... ty... cudzołożniku!

Tym razem obcy się zdenerwował. Wstał, wziął czarną kurtkę z podłogi i sapnął ze złości;

– Dobrze... idealnie... – powiedział rozeźlony. – Więc nie powiem ci, że obca cywilizacja wkrótce zacznie terroryzować naszą planetę!

To powiedziawszy wyskoczył przez okno, rozbijając szybę i pozostawiając za sobą stłuczone szkło. X podbiegł jeszcze i wołał za przybyszem, jednak ten już zniknął. Markotny bohater jęknął, że gorzej już być nie może i poszedł do kuchni w poszukiwaniu czegoś na suszące gardło. Już w korytarzu zauważył światło dochodzące z tej części domu. X sięgnął po siekierę, która walała się po podłodze i powoli zbliżył się do intruza. W środku był Sylas i właśnie schylał się nad tacą z ciastkami, pożerając łapczywie kolejne pieguski. X krzyknął, na co mnich podskoczył i przyległ do ściany.

– Wybacz panie, ale nie mogłem się oprzeć – szepnął asceta. – Wiem, że Bóg nie będzie zadowolony i w ogóle. Obiecuję, że się ukaram!
– Wynoś się – zamachał siekierą X.
– Już idę... – powiedział i ruszył powolutku w kierunku wyjścia – Drzwi były otwarte i poczułem ten zapach... Ach... ten zapach. Ukarz mnie X!

X podniósł siekierę i trzonkiem przygniótł stopę mnicha. Sylas wyszeptał przez łzy; dziękuję i wyszedł drzwiami, przytrzaskując sobie specjalnie palce.

––––

Następnego dnia wszystko zapowiadało kolejną nudną dobę. X wyszedł w oświetloną słońcem strefę i ruszył do redakcji przez park. Rozmyślał o kolejnych bzdurnych listach, na które będzie musiał odpowiadać i beznadziejnych pracach, które musi oceniać. Pieprzone fan arty! Pod jesionem na ławeczce siedział sobie Wojtek i czytał książkę. X przysiadł się, gdyż czasu miał jeszcze trochę;

– I co już nie kręcisz filmów? – spytał się agenta.
– Nie no... – odrzekł spokojnie, odkładając książkę. – Chyba zabiorę sie za pisanie cudzych prac licencjackich, bo dobrze mi to idzie.

X spojrzał na tytuł książki – „Gloria Satana” autorstwa Davida Amona.

– Czytasz takie głupoty? – zdziwił się X. – Jak chcesz przywoływać demony, to zgłoś się do mnie wieczorem...

W4abg burknął coś pod nosem i schował ją do torby.

– Szukam weny... – powiedziawszy to, zarumienił się. – Przenoszą mnie do wydziału Trzy Szóstki.

X uśmiechnął się szeroko i klepnął agenta w plecy;

– No! Najlepiej płatny wydział! – powiedział. – Zawsze mówiłeś, że uwielbiasz likwidować demonologów i okultystów.
– Heh, też się dziwię. Szczególnie po tym wypadku dwa lata temu.

X też pamiętał – przypadkowo zabili kilkunastu uczestników LARP–u Vampire. W tym momencie rozległ się głośny huk, taki, że ludzie padli na ziemię (za wyjątkiem kilku arabskich emigrantów, którzy wciąż przechadzali się spokojnie parkiem). X padł i chwycił agenta za rękę. Nagle z tamtego kierunku wyjechał gigantyczny, pancerny pojazd z działkami. Z megafonu rozległ się głos;

– Małe, żałosne ludziki! Teraz my! – a po chwili. – Przejmujemy ten żałosny kraj i oczekujemy na nawiązanie kontaktów. Mamy żądania!

Ludzie, jak to zawsze bywa, uciekali we wszystkie strony panikując i piszcząc. X i W4abg pobiegli prędko do domu tego pierwszego. Tam byli bezpieczni, gdyż budynek zbudowany na starym słowiańskim cmentarzu, był chroniony przez niezwykłą magię. Po przybyciu X od razu włączył komputer.

– No kurde! – obruszył się agent Wojciech. – Nasza planeta została sterroryzowana przez obcych najeźdźców, a ty spokojnie surfujesz po internecie!
– Spokojnie – szepnął X, włączając stronę google.pl. – Mówią, że jeśli czegoś nie ma w internecie, to to nie istnieje.

Bohater wpisał hasło „Terroryzm najeźdźców z kosmosu” i włączyła mu się jedna strona.

– To chyba to – zagryzł zęby X.

Strona miała adres www.futrzaninajezdzcy.jezozwierz.com. X natychmiast wszedł do działu Jak nas zniszczyć.

Wiele osób zadaje sobie pytanie: Jak nas zniszczyć? To proste. Wystarczy pokonać naszego wodza, albo najpotężniejszego przedstawiciela rasy. A nawet dziecko wie, że to niemożliwe. Buahahahahahahahaha!

X odwrócił się w stronę agenta;

– Masz wciąż te wtyki u Sithów?

––––

Następnego dnia futrzana rasa zgromadziła się ponownie w opuszczonej fabryce. Panowała uroczysta i luźna atmosfera. Dowódca jak zwykle stanął na stole i rozpoczął przemowę tubalnym głosem;

– Już we wszystkich ludzkich wiadomościach podali, że posiadamy Polskę, jako zakładnika! – krzyknął, machając pięścią. – Okupujemy prawie wszystkie miasta i założyliśmy bazy wypadowe w największych miastach na południu, w Głogowie Małopolskim, Lubeni, Brzeszczach i Limanowie! Blast rusza też do walki!

Po tym zszedł ze stołu i milczący wyszedł z fabryki. Stanął na jeżdżącym podeście.

– Szefie, nie powinien się pan narażać! – powiedział stanowczo doradca, który stał dotychczas przy drzwiach.
– Nic mi nie będzie. Idę obserwować akcję – rzekł i zwrócił się do kierowcy. – Ruszaj.

––––

X wstał z łóżka cały spocony. Przez cały wczorajszy dzień rozprawiali o planach pokonania najeźdźców i tworzyli nową broń. Bohater był tak zmęczony, że położył się w dziennym ubraniu. Przebrał się w to co zwykle – czarną koszulę, czarne spodnie, czarną bluzę rozpinaną i białe rękawice. Przechodząc do salony spojrzał do pokoju gościnnego, czy aby gość już się obudził, ale W4abg spał jak zabity. W salonie był znowu przybysz, który ostatnio wpakował mu się do łóżka. Oglądał telewizję.

– ...wskutek oblężenia, zginęły dwie osoby, w tym minister edukacji Rudolf Martych, który wbiegł pod łapę maszyny kroczącej, krzycząc, że nie odda Polski obcym – mówiła dziennikarka. – Prezydent ogłosił 4 lata żałoby narodowej. Nowym ministrem zostanie przewodniczący LPR, Roman Giertych. Teraz coś z innej beczki, dzisiaj mają się odbyć losowania zwycięzcy organizacji Euro 2012...
– No szkurwa! – jęknął nieznajomy. – A dzisiaj miał lecieć Straszny Film na Polsacie!

X zaszedł go od tyłu i kaszlnął. Gość odwrócił głowę i zdumiał się;

– O X! Już się obudziłeś! – powiedział.
– Dobra, kim jesteś? – zapytał X.
– Jestem, kurna, twoim strażnikiem – odrzekł – Zostałem przysłany przez ciebie samego z przyszłości. Jam jest CinX.
– I ochroniłeś mnie już? – zapytał X z ironią.
– Tak. Przed dwoma godzinami usiłował cię zabić skrytobójca – powiedział wpatrując się ponownie w telewizor. – Wczoraj odbiłem pocisk najeźdźców, który na leciał w twoją stronę, a także...

X przerwał to wyliczanie jednym pytaniem;

– Pokonamy najeźdźców?
– No – odrzekł potwierdzając głową CinX. – W przeciwnym razie nie byłoby mnie tutaj.

Wtem frontalną ścianę domu rozburzył taran. Dlaczego znaki obronne nie zadziałały? X spojrzał na opiekuna, ale już go nie było. Pobiegł więc obudzić agenta. Zrzucił go z łóżka. W4abg podniósł głowę i przerażony zawołał;

– To nie ja zabiłem Kaina! – Pod naporem zdziwionego wzroku X–a, dodał. – Później wyjaśnię.
– Pobudka! Już czas! – krzyknął X dając mu do ręki karabin laserowy.

Z taranu wyskoczyło trzech najeźdźców w szarych uniformach. Jeden z nich zawył w niebo i pod ostrzałem zaskoczonych spojrzeń, wymamrotał; przepraszam. X wyciągnął zza pasa granat, odbezpieczył i rzucił w stronę napastników. Wybuch rozsadził czołg, ale Jeżozwierze w porę odskoczyli. Rozpoczęli ostrzał z działek plazmowych, ale nie trafili, bo w przeciwnym razie dalsze prowadzenie przygód o panu X nie miałoby sensu. Po wymianie ognia napastnicy padli skowycząc. Agent podniósł X–a, zasypanego przez gruz z sufitu i razem wyskoczyli przez wyrwę w budynku.

– No proszę – powiedział głos za nimi.

Stał tam dobrze zbudowany obcy w lekkim stroju, koloru sierści. W prawej ręce ściskał maczetę, a w drugiej pluszowego misia... tfu! Metrowy, szmaragdowy miecz.

– Bunt jest karany bardzo ostro – powiedział poważnie, lecz spokojnie. – Ale i tak wyrok jest już z góry ustalony X.
– Opuśćcie naszą planetę – odrzekł X. – Nie wiem jakie pobudki wami kierują, ale nie kontynuujmy tej tragedii.
– Chcemy posłuchu, człeku – szepnął Blast. – Ale dosyć tego, bo czytelnicy stracą wiarę w tą parodię.

Skoczył z mieczami w stronę X–a i Wojciecha, jednak oni byli już na to przygotowani. Wyciągnęli szable i sparowali mocny atak. W tym momencie na scenie pojawił się Yugi–Oh.

– Ktoś jest gotowy na pojedynek? – powiedział zawadiacko dzieciak.

Blast nie odpowiedział, ale zdzielił go pięścią w twarz. Yugi ze łzami w oczach zawołał;

– Moje potwory cię zniszczą!

I rzucił kartami, które porozsypywały się dookoła. Blast odsłonił górne zęby i jednym cięciem odciął dzieciakowi rękę w łokciu. Yugi wpatrywał się zszokowany, jak krew tryska z jego prawej ręki. Coś w tym dzieciaku było niewinnego, że Jeżozwierz opuścił broń. Poklepał go po plecach.

– Wszystko będzie dobrze – powiedział, ignorując krwawiący kikut.

Nie było dobrze. Yugi pod naporem ręki wojownika nabił się na wystający pręt. Charcząc i plując, karciany dzieciuch wydawał resztki życia. X i W4abg nie obserwowali tej sceny od jakiegoś czasu, ale uciekali.

– Już czas! – krzyknął X w biegu. – Ja go zatrzymam!

W tym momencie Blast doskoczył do bohatera i starł się z nim na broń białą.

– Poddaj się już! – szepnął Jeżozwierz.
– Nigdy! – odrzekł X, odpychając przeciwnika. – Prędzej sczeznę.

Blast oddalił się, szykując broń plazmową. Był to błąd. Nagle drzwi do hali obok otworzyły się raptownie i ukazał się uradowany człowiek;

– Mamy Euro 2012! – krzyknął.

Wówczas tłum rozradowanych kibiców wypadł tratując wojownika. X i Wojtek wykorzystali to, uciekając ponownie.

––––

Dowódca stał na platformie i oglądał krajobraz miasta. Towarzyszyła mu liczna gwardia przyboczna i doradca, który wciąż powtarzał to samo;

– Musi pan wracać!
– Nie, przecież mam armię – wskazał na żołnierzy.
– Ale rebelianci będą celować w pana! – argumentował doradca.

Miał już odpowiedzieć, lecz wówczas zza rogu budynku wypadli X i W4abg. Przystanęli przerażeni. Za nimi zjawił się Blast. Stracił wiele ze swojej dawnej urody, sierść miał poszarpaną, ubranie postrzępione i kilka siniaków i rozcięć na ciele.

– Teraz nie macie wyjścia – powiedział spokojnie.
– Tadam!!! – rozległo się gdzieś z nieba.
– To ptak! – krzyknął jeden z gwardzistów.
– To samolot! – dodał doradca.
– Nie, to Lord Sith ze Szturmowcami! – krzyknął uradowany agent W4abg. – Darth Maćq zjawiłeś się w odpowiednim momencie!
– Oto przybyłem! – powiedział wesoło.

Istotnie był to Lord Sith. Miał na sobie czarny płaszcz i naszywkę z napisem; I'm VERY, VERY BAD Sith!. Oczy płonęły mu czerwonym blaskiem, a w rękach trzymał dwie laserowe katany. Statek wylądował i od razu rozległ się ostrzał. Wówczas Blast wyciągnął własny miecz laserowy. On i Darth Maćq rozpoczęli walkę na pobliskim budynku. W tym momencie, gdzieś w oddali zaczęła płynąć piękna pieśń. Wszyscy przystanęli zauroczeni i zaprzestali walki.

– Co to za pieśń? – spytał szeptem Wojtek X–a.
– Nie wiem, ale jest ładna – odrzekł X.

Wszyscy nagle opuścili broń. Wtedy do bohatera podszedł zapłakany dowódca Jeżozwierzy.

– Wiecie, chyba zaprzestaniemy was terroryzować – powiedział.
– To wspaniale – rzekł uradowany X.
– Chyba wiem, gdzie znaleźć odpowiednie miejsce dla nas – mówił naczelny. – Wkrótce zapłacimy odszkodowanie, ale muszę zebrać poddanych. Żegnajcie.

Wojska Jeżozwierzy zaczęły opuszczać miejsce walki. Blast zniknął gdzieś.

– Ta muzyka jest taka znajoma – powiedział X, po czym klepnął się w głowę i wymacał kieszenie.

Wyciągnął małe urządzenie;

– No tak! Zostawiłem włączony odtwarzacz MP3!
– To wspaniale – powiedział Darth Maćq. – To ja wracam grać w Knights of the Old Republic IV.
– A ja idę się cieszyć z Euro 2012 w Polsce – odrzekł Wojciech.

X pozostał wreszcie sam, gdy nagle w pobliże spadł statek kosmiczny. Wypadł z niego jaszczuroczłek w zbroi, z karabinem i flagą w drugiej ręce. Wbił ją w ziemię i oświadczył;

– Przejmujemy tą planetę!

X zaśmiał się cicho i pokiwał głową.

Zobacz też[edytuj • edytuj kod]

Ślizgać się po kartach jak po tafli wody...
muskając rzeczywistość jak najrzadziej da się...
Z archiwum Nonksiążek,
skarbnicy darmowych, aczkolwiek całkowicie nonsensownych, tekstów: