Nonźródła:Śmierć Pana X

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Moskoreusz w swoim biurze był zupełnie sam, choć nie przeszkadzało mu to w niczym. Siedział przy biurku nad ważnymi dokumentami i tylko blade światło lampy pokazywało, że te papiery są tylko przykrywką. Moskoreusz uzupełniał sudoku w bardzo konspiracyjnych okolicznościach. Nie wiedział o tym, co zajdzie za chwilę. Na początku powiedzmy krótko, kim była ta tajemnicza postać. Moskoreusz nie był lekko tłustawym, postawnym i łysym murzynem, który oferuje przypadkowym ludziom dwie tabletki. Wprost przeciwnie – był wysokim, bladym mężczyzną, z długimi białymi włosami, miał też zwyczaj oferować ludziom jedną tabletkę z pistoletem przyłożonym do skroni interesanta. Niech jednak was to nie myli! Moskoreusz jest bohaterem, niegdyś pomógł X–owi dostać się do świata Masmixa, gdzie razem przeżyli wiele przygód. Po finałowej walce z siłami zła i, w wyniku następstw tej walki, wypadku, Masmix został zamknięty, a X uratowany przez Moskoreusza. W taki sposób X dostał się do organizacji. Moskoreusz obejmował rolę „łącznika” między pracodawcami a pracownikami.

Teraz głowił się nad sudoku i nie zwracał uwagi na przeszłość czy przyszłość. Wówczas ktoś zatkał jego usta materiałem z chloroformem. Potem poprawił uderzeniem w głowę.

To miał być spokojny dzień dla właścicielki sklepu na obrzeżach małego miasta. Jej następny klient ukrywał twarz za kominiarką. Trudno tu jednak mówić o „twarzy”, a raczej o czymś podobnym do pyska. Niezwykle blady był ten klient, wręcz biały. Pokryty włosiem? – kasjerka podrapała się po głowie. Wpisała wszystkie produkty do kasy fiskalnej i zabrała pieniądze od przybysza. Wtem przed jej nosem pojawiła się lufa pistoletu. Cholera, trzeba mi było zamontować alarm i kamery – zdołała pomyśleć, po czym rękami zaczęła wyciągać pieniądze z kasy.

– Nie chcę tego wszystkiego – powiedział szorstko mężczyzna. – Dawaj resztę, jeśli chcesz przeżyć!

Kasjerka zdziwiła się mocno, ale wydała resztę z pięćdziesięciu złotych. Napastnik, wciąż trzymając pistolet przed twarzą kobiety, drugą ręką zebrał resztę i zakupy. Potem uciekł. Biegł przed siebie, śmiejąc się obłąkańczo. Wbiegł w stronę lasu, aż do opuszczonej rudery między drzewami. Środek tego domostwa nie odpowiadał zewnętrznemu wyglądowi. Przypominało raczej miniaturową bazę dowodzenia. Osobnik zdjął kominiarkę i światu ukazał się Blast – Jeżozwierz Uniwersalny. Usiadł przed jednym z monitorów, włączył wiadomości, aby rozkoszować się owocami swego złego uczynku. Po godzinie pojawiło się to, na co czekał. Prezenterka mówiła;

– Teraz wysłuchajmy relacji jednego z naocznych świadków tego dziwnego napadu.

Pojawił się stary mężczyzna o fizjognomii pijaka, z twarzą pokrytą wyłącznie brodą i zezem rozbieżnym. Mówił z przejęciem;

– Widziałem go we w sklepie... Jako... jak wilk! Ryj jak świnia miał!

W Blaście coś się zagotowało. Nie miał przecież ryja jak świnia! Jego twarz była typowa dla... Jeżozwierzy. Postanowił teraz zająć się czymś, co ostatnio polubił – polowaniem na X–a...

Obywatel medytował na skraju urwiska gdzieś w Himalajach. Chłodne powietrze owiewało jego twarz i nadawało jego kruczoczarnym włosom kierunek na południe. Czuł jego zimno, słyszał tętno własnego serca... Dlatego nałożył na siebie kurtkę – pilotówkę, po czym włączył odtwarzacz MP3. Delikatne dźwięki black metalowego zespołu pozwoliły mu się uspokoić, a umysłowi lecieć w nieodgadnioną przyszłość. Wtem usłyszał czyjeś wołanie o pomoc. Natychmiast wstał i nałożył torbę na ramię.

– Ktoś z moich przyjaciół potrzebuje mojej pomocy! – krzyknął w stronę przepaści.
– Nie, idioto! – rozległ się ten sam głos w pobliżu. – Jestem tutaj pod tobą...

Rzeczywiście, krawędzi urwiska ostatkiem sił usiłował trzymać się Vincent De Aunchair. Był to Francuz w średnim wieku, a także jeden z współpracowników X–a. Od kiedy Obywatel go zabił, stał się jeszcze bardziej złośliwy, a bohatera zaczął traktować z zimnym dystansem. X głowił się, jak mógł zostać wskrzeszony. Po prostu pewnego dnia, jakby nigdy nic, Vincent przyszedł do pracy i począł wszystkim rozkazywać, co stanowiło jego dzienny repertuar. Bohater pomógł wejść Vincentowi na szczyt, jednocześnie cudem powstrzymując ochotę zrzucenia go w przepaść. Francuz otrzepał się ze śniegu, mocniej zapiął swoją kurtkę, a następnie zwrócił się w stronę X–a;

– Może ci się to nie spodobać, ale Moskoreusz został porwany – oznajmił oschłym tonem.

Obywatel wyraźnie zasmucił się słysząc tą wieść. Moskoreusz był jego starym przyjacielem i choć miał tendencję do dziwactw, to jednak wszyscy powinni mu być wdzięczni za rozwiązanie kwestii Masmixa. Ponadto miał wobec niego niespłacony dług.

– Czy wiadomo, kto za tym stoi? – zapytał X gotując się do podróży.
– Podejrzewamy... – tu Vincent zrobił długą pauzę. – Amerykański rząd!

Moskoreusz doszedł do siebie i stwierdził obecność opaski na oczach. W ustach miał knebel zrobiony z jakiegoś gałgana. Ręce i nogi związane były do drewnianego krzesła, na którym siedział. Wokół znajdowało się kilka osób mówiących bełkotliwie po angielsku. Wiedział już kto go porwał – Amerykanie. Zdjęli mu opaskę z oczu i wyjęli knebel. Rzeczywiście wokół byli amerykańscy najemnicy, oraz kilkoro agentów rządowych. W cieniu dojrzał dwie tajemnicze kobiety za biurkiem. Zdecydowanie różniły się od tutaj zebranych, choć Moskoreusz nie potrafił sprecyzować w jaki sposób. Jeden z agentów podszedł do niego i kucnął. Pokazał mu kilka pędów na ręce, po czym rzekł;

– Stary, wietnamski sposób na tortury – rzekł nie ukrywając grozy w głosie. – To są pędy bambusa, które rosną z prędkością kilkunastu centymetrów na dobę. Przywiążemy cię nad ziemią i pod ciebie posadzimy pędy, które będą rosły i powoli przebijały twe ciało.
– Ale dlaczego mnie porwaliście? – zapytał Moskoreusz.

Agent nie odpowiedział tylko kontynuował. Wyciągnął metalową rurę, zamkniętą z jednej strony, oraz wierzgającego szczura.

– Tego szczura wrzucimy do metalowej rury, a ją wsadzimy w twoją dupę – syknął. – Następnie koniec rury przypalimy, a szczur przerażony zbliżającym się ogniem zacznie wygryzać sobie drogę odwrotu przez twoje flaki.
– Czego ode mnie chcecie?! – krzyknął Moskoreusz.

Mężczyzna uderzył go na odlew w twarz, po czym wystawił mu przed oczy cztery szpilki.

– Bardzo prosty sposób – rzekł powoli. – Wbijamy podejrzanemu te szpilki pod paznokcie...

Zapowiadają się długie godziny...

X chodził po biurze niczym burza. Oczekiwał na wyniki wszelkich ekspertyz i raport szpiegowski. Jak dotychczas miejsce pobytu Moskoreusza otoczone było tajemnicą. To tylko kwestia czasu, aż aparat wywiadowczy ustali teren. Po chwili do pomieszczenia wpadł zmęczony pracownik sektora szpiegowskiego. Obywatel nie znał go, co nie było zbyt dziwne, bowiem nikt naprawdę nie znał szpiegów Organizacji. Nawet na twarzy mieli białe maski, aby nie rozpoznać ich wyglądu. Dlatego tak wielu szpetnych ludzi pracowało w tym sektorze.

– Odnaleźliśmy położenie Moskoreusza! – krzyknął od progu.
– To świetnie, prowadź... – powiedział X zamierzając przejść do pomieszczenia Szefa.

Jednak szpieg wciąż stał;

– To nie wszystko – rzekł cicho. – Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę naszej Organizacji!

Przy okrągłym stole zasiedli wszyscy ważniejsi pracownicy Organizacji oprócz Szefa. Zebrani m.in.; Zebediah od PR, panna Tartaria od wydziału Okultyzmu i Demonologii, japoński wampir Onimushei od spraw Mitologii i Teologii, cyborg Akrolaviann szef wydziału Końca Świata, zastępca Szefa Ghlawius, dowódca siatki wywiadowczej Rosławski, kapitan brygady szturmowej Mazzi i dowódca sekcji Totalnego Zniszczenia, naczelny inkwizytor Gunnymues, mistrzyni Bravesign od Teorii Spiskowych, zawsze obecny Liena od Kontaktów Międzygalaktycznych, szef dyplomacji, były generał von Hellenstauff, Obywatel X od niedawna zwierzchnik działu Zjawisk Paranormalny, no i Tom Clancy, którego jarają takie klimaty. Głos zabrał Konrad von Hellenstauff;

– Szanowni państwo, tuż przed dziesięcioma minutami Stany Zjednoczone oficjalnie wypowiedziały wojnę naszej Organizacji – rzekł poważnie. – Nie znamy stanowiska polskiego rządu, lecz możemy jedynie przewidywać, iż gdy konflikt się przeciągnie podejmą odpowiednie kroki, aby się od nas odciąć.

Podniósł rękę Lens Liena;

– Czy znane są powody? – spytał. – Bo jak dla mnie Amerykanie zawsze byli skurwysyńskimi dupkami, ale teraz wyjątkowo przesadzili.
– Możemy tylko podejrzewać – odrzekł generał. – Po porwaniu Moskoreusza możemy tylko podejrzewać, że chcą coś, co my mamy, a nie dowiedzieli się o tym od jeńca.

Tym razem głos zabrał Tom Clancy;

– Czy moglibyście przeprowadzić jakąś kłótnię, bo jak na razie jest statycznie.
– Niech ktoś zabierze tego idiotę – powiedział ze złością dyplomata.

Dwóch żołnierzy wpadło do sali, schwyciło pisarza i wyniosło z sali. Krzyczał o konsekwencjach jak każdy wynoszony.

– Jakie siły rzucili do walki? – zapytał beznamiętnie Gunnymues oglądając swój miecz.
– Właściwie to nie wiemy, ale spodziewamy się... najgorszego...

Przez salę przetoczyła się fala szeptów. W tym momencie wyskoczył w górę Janusz Rosławski;

– Dostałem właśnie informacje o miejscu przetrzymywania Moskoreusza! Ale to niemożliwe... Oni są w...


Strefa 51 przez lata ukrywana była przed wzrokiem obywateli i obcych państw. W ten sposób wiedzieli o niej wszyscy, nawet takie rzeczy o których nie wiedział sam amerykański rząd. Szczególną popularność zdobyła po Roswell. Według ludzi rozbił się tam statek kosmiczny, a amerykański rząd miał to tuszować. Były to kompletne bzdury. Tak naprawdę doszło tam do załamania wymiarów i katastrofy Chmurołowcy – legendarnej maszyny Majów danej ponoć przez obcą cywilizację. Oczywiście krąży szesnaście innych wersji. Dzisiaj w Strefie 51 prowadzi się badania nad różnymi zagadnieniami wojskowymi, a w wolnych chwilach mistyfikuje informacje o pojawianiu UFO.

Baza nie jest praktycznie chroniona, ani nie spodziewa się ataku, dlatego Organizacja posłała jeden helikopter z Panem X i czterema Inkwizytorami uzbrojonymi po zęby. Przedarli się na teren bazy bez żadnych problemów. Operatorzy wieżyczek strzelniczych prawdopodobnie wcale ich nie zauważyli, mimo że mogli rozwalić helikopter bez większych trudności. Wylądowali na płaskim terenie, który kończył się niespodziewanie rozpadliną. Nie wiadomo na co w bazie przepaść, z drugiej strony gdy X przypomniał sobie co on robił, stwierdził, że to nie takie dziwne.

Inkwizytorzy wyskoczyli z helikoptera w pełnej gotowości bojowej. W pobliżu nie było jednak nikogo.

– Postarajcie się przybyć w ciągu trzydziestu minut – zawołał pilot za wychodzącym X–em. – Po tym czasie odlatuję.

X skinął głową i wraz z Inkwizytorami ruszył w poszukiwaniu sali do przesłuchiwań. Początkowo wpadli do laboratorium. Nie było nikogo, nawet w zamkniętej dla niewtajemniczonych części – nie licząc mutantów tam hodowanych. Następnie przeszli do budynku, gdzie znajdowała się aparatura szpiegowska. Tam również było pusto. X zarządził przeszukiwanie pomieszczenia, a sam zaczął zastanawiać się nad tym dziwnym zjawiskiem. Zwykle pracownicy nie robili sobie przerw wszyscy na raz. Kosmici nie mieli w zwyczaju porywać ludzi. Porywać... Wówczas dojrzał w kącie plamkę krwi.

– Cholera, musimy przyspieszyć poszukiwania – krzyknął X do Inkwizytorów. – Ktoś pozbył się pracowników!
– ...a wtedy wyśpiewasz nam wszystko! – rzekł z maniakalnym uśmiechem przesłuchujący.

Trzymał w ręku mikser ze śledziem w środku. Moskoreusz wpatrywał się w niego ze strachem.

– Dobra, powiem wszystko co chcecie! – krzyknął błagalnie.

Agent z uśmiechem odwrócił się w stronę pozostałych pracowników.

– Teraz widzicie, że moje metody są skuteczne.

Nie zdążył zwrócić ponownie twarzy w stronę Moskoreusza, gdyż jedna z kobiet wstała i strzeliła do niego z pistoletu. W świetle więzień dojrzał jak blada jest. I ma na twarzy... mroczny makijaż? Nim reszta agentów zdołała wyciągnąć broń, do sali wpadło kilkunastu ludzi w złotych zbrojach. Symbol na ich piersi wskazywał jednoznacznie – masoni albo inaczej wolnomularze. Obie kobiety wydawały się być również zaskoczone, gdy rycerze zaczęli siekać zebranych mieczem. Potem schwycili Moskoreusza pod ramiona i wynieśli na zewnątrz. Nie mówili do niego nic. Kierowali się do dużego, latającego transportera. W tym momencie pojazd eksplodował trafiony rakietą.

X zobaczył z daleka wybuch i przyspieszył kroku. Jednocześnie wyciągnął z kabury swojego Cassulla. Inkwizytorzy biegli tuż obok w pełnej gotowości do walki. Na miejscu dojrzał wymianę ognia, więc skryli się za jednym z budynków. Rycerze, rozpoznał w nich masonów, walczyli z długowłosymi ludźmi w czarnych płaszczach zimowych. Żarzące słońce zapewne im nie przeszkadzało. Dojrzał również Moskoreusza, który z przerażeniem usiłował się cofnąć jak najdalej od pola walki. X dojrzał jak jeden z czarnych kieruje lufę snajperki w blondyna. Kiwnął na dwóch Inkwizytorów, który pobiegli po jeńca. Dwóch pozostałych oczyszczało im drogę, a X ściągnął snajpera. Po chwili wrócili z Moskoreuszem, całym i zdrowym choć przerażonym.

– Oni... nie wiedziałem, że są tak potężni... – sapał.
– OK, wracam na helikopter, biegiem! – krzyknął X i ruszyli z dala od pola bitwy.

Złoci rycerze przegrywali, choć nie byli z tych co łatwo się poddają. Mroczne bractwo długo jeszcze walczyło, nawet po odlocie jeńca, którego mieli zabić...

Byli już przy helikopterze, gdy Moskoreusz zatrzymał X–a.

– Co robisz?! – krzyknął oburzony. – Musimy uciekać!
– Słuchaj, jest coś co musisz wiedzieć już teraz! Chodzi o porwanie – Moskoreusz wydawał się być obłąkany.
– Tak? Czego chcieli? – zapytał szybko X.
– Nie wiem – wzruszył ramionami. – Ale ci mroczni... chcieli mojej śmierci... i wszystkich z Organizacji. Nie wiedziałem, że kiedykolwiek zyskają taką siłę. W każdym razie zwą się... – tutaj złapał dużo powietrza. – Norweski Nóż, albo The Norwegian Knife. Co więcej...

Strzał z dachu budynku przerwał rozmowę. X zatoczył się do tyłu i spojrzał na rozszerzającą się plamę krwi na białej koszuli. Zdołał dojrzeć jeszcze Blasta, który odjął celownik snajperki od oka, po czym runął w przepaść. Moskoreusz krzyknął i odwrócił się raptownie w stronę rozradowanego Jeżozwierza;

– Na Trygława, on zabił X–a! – wrzasnął.
– Ty draniu! – dodał jeden z Inkwizytorów.
– Szybko, musimy lecieć – ponaglił ich pilot.
– Niestety ponieśliśmy olbrzymią stratę – Moskoreusz raz jeszcze spojrzał w przepaść. – Co dziś na obiad? – zwrócił się do reszty.

W gabinecie Szefa znajdował się Ghlawius i Rosławski. Szef był ośmioletnią dziewczynką o ponurym spojrzeniu, ubraną w zieloną sukienkę. Szef spojrzała po obu pracownikach i zapytała poważnie;

– Czy wiadomo, dlaczego zaatakowali?
– Początkowo myśleliśmy, że to rząd USA – powiedział Rosławski. – Potem okazało się, że za wszystkim stoją Masoni, którzy anektowali USA i od dawna kierowali rządem.
– I wtedy do akcji wkroczyli TNK, organizacja norweskich black metalowców i satanistów – dodał Tytus Ghlawius. – Niestety podczas akcji odbicia Moskoreusza zginął X.

Szef pochyliła głowę ze smutkiem.

– Złe wieści... niestety to chyba nie koniec – rzekła, gdy do gabinetu wbiegł przerażony Hellenstauff.
Polska odcięła się od nas – rzekł pospiesznie. – Co więcej podjęli akcję likwidacji Organizacji, aby zachować sojusz z nowym rządem USA. Żołnierze już zbliżają się.

Szef zamyśliła się. Długie, czarne włosy opadły jej na twarz.

– Czy atakować? Bronić się? – spytał wiceszef.

Szef pokręciła głową.

– Polecić ewakuację i ukrycie. Zabrać ze sobą wszelkie akta i badania, a resztę zniszczyć. Nikt nie może dorwać naszych osiągnięć.

Przyjęli polecenia i wybiegli. Szef wstała i popatrzyła przez okno na piękny las. Westchnęła, wróciła do biurka i otworzyła szafki. Wyciągnęła zdjęcie X–a.

– Nadeszły czarne dni – szepnęła. – Bracie...

Zobacz też[edytuj • edytuj kod]

Ślizgać się po kartach jak po tafli wody...
muskając rzeczywistość jak najrzadziej da się...
Z archiwum Nonksiążek,
skarbnicy darmowych, aczkolwiek całkowicie nonsensownych, tekstów: