Szablon:Artykuł na medal: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
(za wielkie to)
Linia 4: Linia 4:
<!-- MAKSYMALNA SZEROKOŚĆ GRAFIKI: 150px -->
<!-- MAKSYMALNA SZEROKOŚĆ GRAFIKI: 150px -->
<onlyinclude>
<onlyinclude>
<center><span style="font-weight:bold;color:#000000;word-spacing:2pt;font-size:3em;font-family:helvetica, sans-serif;line-height:1;">Szarańcza</span></center>
<center><span style="font-weight:bold;color:#000000;word-spacing:2pt;font-size:2em;font-family:helvetica, sans-serif;line-height:1;">Szarańcza</span></center>
;Dzień 1
;Dzień 1
<poem>– Móóój łeeeb… – zawyłem z cicha. Bolało wszystko. Głowa, mięśnie, wątroba, kości, włosy, paznokcie, skarpety których wczoraj nie zdjąłem przed snem… Łóżko też bolało. Z jednej bezkształtnej masy bólu powoli wyłaniały się poszczególne bodźce, jak kolce i kłuły odpowiednie zmysły. Cierpienie promieniowało od oczu wystawionych na światło słoneczne w głąb czaszki i gdzieś w okolicach móżdżka spotykało się z bólem uszu pulsującym w rytmie uderzeń wiertarki udarowej sąsiada.
<poem>– Móóój łeeeb… – zawyłem z cicha. Bolało wszystko. Głowa, mięśnie, wątroba, kości, włosy, paznokcie, skarpety których wczoraj nie zdjąłem przed snem… Łóżko też bolało. Z jednej bezkształtnej masy bólu powoli wyłaniały się poszczególne bodźce, jak kolce i kłuły odpowiednie zmysły. Cierpienie promieniowało od oczu wystawionych na światło słoneczne w głąb czaszki i gdzieś w okolicach móżdżka spotykało się z bólem uszu pulsującym w rytmie uderzeń wiertarki udarowej sąsiada.

Wersja z 10:14, 12 maj 2019

Artykuły na medal



Szarańcza
Dzień 1

– Móóój łeeeb… – zawyłem z cicha. Bolało wszystko. Głowa, mięśnie, wątroba, kości, włosy, paznokcie, skarpety których wczoraj nie zdjąłem przed snem… Łóżko też bolało. Z jednej bezkształtnej masy bólu powoli wyłaniały się poszczególne bodźce, jak kolce i kłuły odpowiednie zmysły. Cierpienie promieniowało od oczu wystawionych na światło słoneczne w głąb czaszki i gdzieś w okolicach móżdżka spotykało się z bólem uszu pulsującym w rytmie uderzeń wiertarki udarowej sąsiada.
– Ja pierdolę, kurwa.
Nie no, coś trzeba ze sobą zrobić, wstać, stawić czoła kolejnemu dniu i jak zwykle oberwać od życia plaskaczem. Jako że do sąsiada tłukącego wiertarką od białego rana (co on tam do cholery wiesza) dołączyło monotonne buczenie jakiejś muchy zawzięcie próbującej mi usiąść na nosie, postanowiłem wstać. Astrologowie zapowiadają koniec świata!