Marcin Bachleda: Różnice pomiędzy wersjami
M (Przywrócono przedostatnią wersję, jej autor to Misiek95. Autor wycofanej wersji to Wasilij Hrabia Żygutek.) |
|||
Linia 25: | Linia 25: | ||
===Przełomy=== |
===Przełomy=== |
||
Tak trwała jego kariera. On spadał na bulę, dostawał pensję z [[PZN|u]] i był w sumie szczęśliwy. Jednak kilkukrotnie doszło do przełomowych momentów jego kariery. |
Tak trwała jego kariera. On spadał na bulę, dostawał pensję z [[PZN|PZN-u]] i był w sumie szczęśliwy. Jednak kilkukrotnie doszło do przełomowych momentów jego kariery. |
||
====Połamane narty==== |
====Połamane narty==== |
Wersja z 16:04, 13 lip 2008
No... No nie wiem co się stało... No jakoś skok mi nie wyszeedł...
Marcin Bachleda do Bartosza Hellera po większości skoków.
Postanowiliśmy odesłać Marcina do domu w obawie, że zrobi sobie krzywdę.
Apoloniusz Tajner o Marcinie Bachledzie tuż po kwalifikacjach do konkursu lotów w Obersdorfie w 2004 roku.
Mnie to nic nie jest... (Chlip!) Ale narty mi się całe połamały... (Chlip!)
Marcin do Bartosza Hellera po upadku i połamaniu sobie nart.
No... W sumie nic mi nie jest, ale mnie tak troszeczkę z boku boli...
Marcin „Diabełek” Bachleda (ur. 4 września 1982 w Zakopanem) - polski skoczek narciarski. Wśród trenerów w Polsce nazywany „wiecznie młodym, zdolnym, obiecującym, niespełnionym i przyszłościowym” oraz „najlepszym z najgorszych” i, niestety, na tym ambicja naszego skoczka się kończy. Włodzimierz Szaranowicz twierdzi, że ma dynamit w nogach. (Marcin, nie Włodziu!)
Kariera
Początki
Marcin, podobnie jak wielu jego rówieśników, udał się na skocznię i zaczął treningi. Szło mu nieźle, coraz lepiej, ale bez rewelacji.
Późniejsze początki
Ponieważ nie był rewelacyjny, tylko dobry, a nawet przeciętny, nadawał się idealnie do kadry A Apoloniusza Tajnera. Często spadał na bulę i dzięki temu nie mógł przyćmić "Wielkich Talentów", czyli Tonia i jego kumpla, Tomka Pochwały.
Przełomy
Tak trwała jego kariera. On spadał na bulę, dostawał pensję z PZN-u i był w sumie szczęśliwy. Jednak kilkukrotnie doszło do przełomowych momentów jego kariery.
Połamane narty
Zdarzyło się raz, że Marcin upadł po lądowaniu i połamał sobie narty. Potem płakał Bartoszowi Hellerowi, że Mnie to nic nie jest... (Chlip!), ale narty mi się całe połamały... Marcin wcale nie chciał płakać. To było cwane podejście. Swoim płaczem wzbudził współczucie i natychmiast znalazł się sponsor, któy kupił Marcinowi trzy pary nowiutkich nart, aby mógł sobie połamać i dwie pary.
Kuusamo 2002
Stare skokonarciarskie prawo głosi, że każdy zawodnik może odnieść pojedynczy sukces, który nic nie oznacza. Udowadniali to m.in. Rok Urbanc (zwycięzca z Zakopanego) i Mathias Hafele (raz był drugi i tyle.). Marcinowi też się zdarzyło coś takiego, choć nie w takiej skali. Zdarzyło mu się 11 miejsce w Kuusamo i... na razie to było tyle...
Trondheim 2003
W tym czasie Marcin miał depresję. Adam Małysz przeskakiwał skocznię, podczas gdy jego przeskakiwali przedskoczkowie. Marcin chciał choć raz przelecieć skocznię. Żeby wszyscy o nim mówili, żeby był znany. Prosił o to złotą rybkę. Spełniło się, choć po części... Po pierwsze nie przeleciał tylko wyleciał i nie skocznię tylko ze skoczni. Konkretnie, w kwalifikacjach wyszedł z progu, dostał boczny podmuch wiatru i... Wleciał w miękki śnieg, któy leżał po prawej stronie zeskoku i... Nic mu się nie stało! Nie połamał nawet tej pary nart od sponsora! Wygrzebał się i zszedł na dół, gdzie powiedział Bartoszowi Hellerowi W sumie nic mi nie jest, ale mnie tak troszeczkę z boku boli... Nie stał się dzięki temu sławny jak później Jan Mazoch czy Thomas Morgenstern z kilku powodów. Po pierwsze nic mu się nie stało. Po drugie to były kwalifikacje, po trzecie nikt tego nie nagrał, bo telewizja ich nie transmitowała. Po prostu pech. Oczywiście Marcin nie awansował do konkursu głównego...
Oberstdorf 2004
Tu na Marcin pobił swój rekord życiowy w skoku na mamucie. Skoczył całe... 87 metrów (słownie: osiemdziesiąt siedem metrów). Robert Mateja patrzył na ten wyczyn z zazdrością. W obawie przed tym, aby Marcin nie zrobił sobie krzywdy, Apoloniusz Tajner odesłał Marcina do domu.
Lato 2005
No i w końcu przyszła forma. Forma tak wielka, że mógł spokojnie przeskakiwać najlepszych. Naprawdę. No ale przeskakiwałby też Tonia Tajnera... Byłby za dobry... Trenerzy nie mogli dopuścić, aby Marcin startował w Pucharze Świata, a latem, w LGP. Wysyłali więc Marcina na Letni Puchar Kontynentalny. I... wygrywał. Trzy zwycięstwa, dwa drugie miejsa i trzy miejsca czwarte. Nie wygrywał tylko wtedy, gdy trenerzy złośliwie dawali mu króciutkie narty dziesięcioletniego wtedy Klimka Murańki, a raz nawet dali mu specjalnie za długie, żeby go zdyskwalifikowali w Oberstdorfie. Skakał tak dobrze, że nawet pobił rekord skoczni w Salt Lake City (137,5 m), przeskakując wtedy w jednoseryjnym konkursie drugiego Clint'a Jones'a aż o 12 metrów. Marcin wygrał tę edycję Letniego Pucharu Kontynentalnego, ale nie stał się sławny, bo nawet Letnie Grand Prix mało kogo obchodzi, a co dopiero Letni Kontynentalny... Forma przeminęła, a Marcinowi gówno z tego zostało (trofeum rozbił, gdy grał w domu w hokeja, nikt mu go nie odkupił).
Kariera obecnie
Marcin wciąż skacze i... Niech to nas cieszy.
Podejście do skoków
Marcin ma nietypowe podejście do skoków. Mówi, że nie lubi się wychylać. Nigdy nie rozwinął tej myśli. Może miał się nie wychylać, aby nie przyćmić Tonia?
Pseudonim
Marcin dostał pseudonim "Diabełek" z powodu bojowego podejścia do skoków. Traktuje zawody jak wojnę, podczas której nie należy się wychylać, czyli ukazywać wrogowi... Poza tym ma fajną, diabelską bródkę.