Sławek i Slavko
Slavek i Slavko, Sławek i Slavko – dwójka pluszowych dziadostw, klony[1] Triksa i Fliksa z poprzednich europejskich kopanin. Poziom artystyczny dostosowany do logo kandydatury Mistrzostw i jakości powstających dróg. Fama głosi, że to bliźniacy. Skoro jeden jest Polakiem, a drugi Ukraińcem, lepiej nie wiedzieć, kto jest ich ojcem. To nawet gorzej niż bracia Boatengowie, oni przynajmniej trochę się różnią wiekiem. Pojawiła się hipoteza, że są podobni do swoich poprzedników tak bardzo, że nawet kod genetyczny mają podobny, a to oznacza... nie, może tyle oznacza, że dalej siedzi w tych maskotkach dwóch Niemców zatrudnionych przez UEFA na umowę zlecenie. Po co etat, skoro maskotki zajmują się tylko wychodzeniem na stadion przed meczem i robieniem dobrej miny do złej gry.
To naprawdę fajne imiona!
Właśnie. Rodzice dwóch transgranicznych dzieci nie byli w stanie nazwać swojego wyrobu. Oddali więc sprawę światowej sławy ekspertom, którzy wybrali rdzennie polskie propozycje: Slavek, Siemko i Klimek. Jakby nie było, wszystkie jakoś kojarzą się z polskim sportem. Klimek Murańka skacze po skoczniach świata plasując się w okolicach 20. miejsca, Slavek Peszko lubi wylecieć z piłkarskiej kadry na podwójnym gazie, a Siemka to okrzyk bojowy przed dowolnym meczem polskiej kadry[2].
Do głosowania przymuszono innych ekspertów – uczniów podstawówek stołujących się akurat w McDonald's i mających wielką wiedzę o Polsce ludzi z całego świata, którzy zalogowali się na stronie UEFA. Tym sposobem Polak nazywa się Slavek (przez „V”), w dodatku imię to musi być pisane cyrylicą. Imię to ma zatem same wady: niepolskie, ruskie jakieś, za długie (dwie sylaby) i nie ma w sobie nic z piękna polskich ksywek więziennych. Doskonale oddaje za to charakter i wizerunek Polski na arenie międzynarodowej – wystarczy odjąć ostatnią literę i okazuje się, że nasz kraj reprezentuje niewolnik. W dodatku biały.
Szeroko komentowany event wyboru imion dał początek innym propozycjom, które dużo lepiej oddają polski (ukraiński zresztą też) charakter oraz faktyczny stan rzeczy w tych krajach. Bądź też po prostu dają upust tego, jak polscy kibice oceniają ten amerykański chłam. Alternatywne imiona maskotek Euro 2012:
- Bida z Nędzą,
- Wstyd i Hańba,
- Skandal i Porażka,
- Faja i Buła,
- Pivko i Vodko,
- Bolek i Lolek,
- Ja i Pier,
- Tinky i Winky,
- Szajs i Padaka,
- Lech i Jaroslavko,
- Alko i Holik,
- Syf i Kiła,
- Zbaniek i Wryjko,
- Sodoma i Gomora,
- Kyrie i Elejson,
- Włeb i Wnogi.
Imiona zapewne będzie można skorelować z występem Polski na tych igrzyskach.
Aparycja
Namierzyliśmy jednak ojca – jest nim ktoś z Warner Bros. Można zatem śmiało przypuszczać, że maskotki to wyrzucony do kosza projekt kumpla Myszki Miki. Polska tradycja, wszak nadwozie Poloneza to odrzucona wersja Lancii Delty, a Matiz Fiata Seicento. Fakt ten wydaje się przesądzać, dlaczego są to dwa chłopaki, a nie symbole narodowe – polski bocian, orzeł albo żubr oraz ukraiński... e... tryzub albo sławojka, czy co za symbol stawiają sobie Ukraińcy.
Jakie są, każdy widzi. Wedle ludzi z UEFA maskotki są jak państwa, które reprezentują: „młode i dynamiczne”. Jak prostytutki. Ci bliźniacy są jednak zbyt mało napakowani jak na Słowian i mają zbyt blade twarze. Pasuje za to fryzura z toną żelu i umiejętność wpuszczenia koszulki w spodenki. Brakuje tylko sandałów ze skarpetami, zakoli i powiek. Młodość tłumaczy brak wąsa.