Arthur Schopenhauer
Szablon:Inkubator zamknięty
{{sur}}
Arthur Schopenhauer (ur. 22 lutego 1788 r. w Gdańsku, szczęśliwie skończył swoje cierpienie 21 września 1860 r. we Frankfurcie nad Menem) – niemiecki kupiec, w wolnym od handlu i wędrówek po wsiach czy innych aglomeracjach czasie także fizjolog, najszczęśliwszy człowiek wszechczasów i nihilista. Ulubiony filozof emo, egzaminatorów w WORD-zie i samotnych matek.
Biografia
{{wikipediapage}}
Swe cierpienia rozpoczął 22 lutego 1788 roku w rodzinie grafomanki i handlarza. Dumny ojciec, chcąc, by syn został jego godnym następcą i przejął jego czarne interesy, wysłał patologa do młodzieńczej rodziny, a następnie do szkoły kupieckiej, by ten nauczył się cennej sztuki handlu skrawkami materiału i alkoholem nieznanego pochodzenia po okolicznych wioskach. Po ukończeniu edukacji w tym kierunku i powrocie do miejsca zamieszkania znudzony długimi kolejkami w Urzędzie Pracy czy innym ZUS-ie wyrwał się z okowów zapadłej wsi feudalnej z sołtysem w stanie wiecznej niedyspozycji na czele i wybrał się w podróż, w czasie której mógł uskuteczniać nielegalny handel herbatą, alkoholem i innymi środkami odurzającymi. Obiecał ojcu, że po powrocie będzie pracował w jego firmie jako natrętny akwizytor nachodzący emerytów od samego rana niczym świadkowie Jehowy, jednak fakt nieopłacania przez niego należnych podatków i ścigania go przez organy podatkowe pokrzyżował te plany, a zarazem niespełnione od dzieciństwa marzenie bycia parobkiem poszło uprawiać miłość.
Po tym, jak jego ojciec z radością zawisnął ze szczęścia na sznurówkach i przeniósł się z rodzicielką do większej, mniej zapadłej wsi, nie za długo był człowiekiem interesu. Dopadło go znudzenie i zmęczenie ciężką pracą porównywalną do sprzątania przez sprzątaczki w szkole porozrzucanych po korytarzach papierków i nadgryzionych jabłek czy też gruszek, a przebrnięcie przez kolejną aglomerację w celu rozstawienia straganu na pobliskim bazarze i sprzedania kolejnej pary skarpet czy innych majtek lub swetra okazało się zbyt trudnym zadaniem dla młodego Schopenhauera. Postanowił więc porzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady przestać być analfabetą, tudzież nadrobić braki w nauce, jakimi były m.in. nieumiejętność rysowania szlaczków, które kreślone przez niego dotychczas wyglądały zgrabnie niczym ofiary Holokaustu. Niestety, przez rycie cyrklem w ławce i pisanie brzydkich rzeczy na ścianach korytarzy i tablicach szkolnych wywalili go ze szkoły, jednak ten nie poddał się tak łatwo i przeniósł się do innej, by tam kontynuować chlubną karierę niszczyciela ławek i naukę zgrabnego kreślenia szlaczków. Po jej ukończeniu, nadal sfrustrowany życiem i faktem, że wyrzucili go ze szkoły, Arthur postanowił zostać lekarzem, więc dzielnie zaczął studia medyczne. Jednakże po pewnym czasie przerosły go ambicje i nie podołał temu trudnemu zadaniu, jakim była nauka o dwunastnicach, pęcherzach moczowych i śledzionach oraz ich chorobach, toteż wolał zająć się zaśmiecaniem sobie umysłu różnymi dziwnymi przemyśleniami.
Swoją filozofię wykładał w latach 1820–1831 w wiejskich, podberlińskich szkołach, lecz tam spotykał się jedynie z bojkotowaniem lekcji przez rzucanie papierowych samolocików.
Przestał cierpieć 21 września 1860 roku we Frankfurcie nad Menem.
Filozofia
Jak każdy szanujący się zwolennik ruchu lewostronnego, propagandy szerzonej przez masońskie lobby tych od farbek plakatowych i ideologii pt. „nic nie istnieje”, który z powodu wysokiego współczynnika pierdołowatości choć raz w życiu przeżył złamanie serca czy inny skręt żołądka i cierpiał na depresję, zespół niespokojnych nóg i Bóg jeden wie, co jeszcze, tak Schopenhauer przynależący do subkultury emo[1] uwielbiał życie. Lecz nie posiadał on dostatecznej odwagi, by w końcu chwycić za tępą żyletkę wyjętą z temperówki i radośnie zacząć obwąchiwać kwiatki od spodu, czy też nałożyć na głowę turban i rozpowszechniać dżihad po okolicy. Jak na miłośnika samotnych spacerów o brzasku księżyca i świetle przydrożnych lamp szczególnie umiłował sobie ludzi, ryby, ptaki i drzewka owocowe. Schopenhauer, będący również najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, lubującym się w różowych króliczkach, tęczy, brokacie i akwamarynowej barwie szerzył także szczęście inaczej. Na domiar złego, jakby tego było mało, jako naczelny narkoman (obok dwóch innych, równie zdemoralizowanych i straumatyzowanych krojeniem dżdżownic w dzieciństwie, Freuda i Niczego) wstrzykujący sobie popiół w tętnicę udową, który z głodu i wycieńczenia zaczynał gadać od rzeczy, głosił po okolicznych zakładach odwykowych, że świat sobie tylko wymyślił podczas przygotowywania kompotu z maku. Mówiąc krótko – swoją filozofię opierał na nieuczesanych przemyśleniach powstałych podczas wizyt w urzędach (jak na przykład Urząd pracy) lub podczas kuchennych zabaw w Makłowicza. Niemniej, są w niej pewne sprzeczności, a do ich zrozumienia, podobnie jak i do zinterpretowania literatury Młodej Polski potrzeba jednak sporej ilości trunku[2].