Dark Side of the Moon: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
M (Przywrócono przedostatnią wersję, jej autor to Botyzjusz I. Ofiarą rewertu jest 95.40.48.215.)
M (Robot wykonał kosmetyczne poprawki)
Linia 1: Linia 1:
[[Plik:Wannabedarksideofthemoon.jpg|thumb|right|250px|Czemu zawsze na [[Wikipedia|Wikipedii]] jest tylko schemat działania pryzmatu, i informacja że jest podobne do okładki??? Debile z tych [[Wikipedia|wikipedystów]].]]
[[Plik:Wannabedarksideofthemoon.jpg|thumb|right|250px|Czemu zawsze na [[Wikipedia|Wikipedii]] jest tylko schemat działania pryzmatu, i informacja że jest podobne do okładki??? Debile z tych [[Wikipedia|wikipedystów]].]]
[[Plik:Darksideofthemoon.jpg|thumb|right|250px|Ale ponieważ jesteśmy lepsi od Wikipedii, oto prawdziwa okładka albumu.]]
[[Plik:Darksideofthemoon.jpg|thumb|right|250px|Ale ponieważ jesteśmy lepsi od Wikipedii, oto prawdziwa okładka albumu.]]
<s>Więc,</s> <small>(Zdania się nie zaczyna od „więc”!)</small> Tak się złożyło, że „artyści” z grupy [[Pink Floyd]] łaskawie zechcieli nagrać album, i nazwać go zupełnie bez sensu. Ale od początku.
<s>Więc,</s> <small>(Zdania się nie zaczyna od „więc”!)</small> Tak się złożyło, że „artyści” z grupy [[Pink Floyd]] łaskawie zechcieli nagrać album, i nazwać go zupełnie bez sensu. Ale od początku.
Linia 56: Linia 56:


{{Pink Floyd}}
{{Pink Floyd}}
[[en:Dark Side of the Moon]]


[[Kategoria:Albumy muzyczne]]
[[Kategoria:Albumy muzyczne]]

[[en:Dark Side of the Moon]]

Wersja z 15:09, 31 gru 2011

Plik:Wannabedarksideofthemoon.jpg
Czemu zawsze na Wikipedii jest tylko schemat działania pryzmatu, i informacja że jest podobne do okładki??? Debile z tych wikipedystów.
Ale ponieważ jesteśmy lepsi od Wikipedii, oto prawdziwa okładka albumu.

Więc, (Zdania się nie zaczyna od „więc”!) Tak się złożyło, że „artyści” z grupy Pink Floyd łaskawie zechcieli nagrać album, i nazwać go zupełnie bez sensu. Ale od początku.

Dark Side of the Moon (Alias The Dark Side of the Moon, alias The Dark the Side the of the Moon), to album wydany przez Pink Floyd, po 2 latach balangi po sukcesie poprzedniego, w 1973. Poruszają oni tam tematy z życia śmiertelników, o których oczywiście nie mają zielonego pojęcia. Ale poruszają. W warstwie muzycznej ta płyta to lekkie brzdąkanie w keyboard, i miękkie wokale. Oraz murzyńskie chórki.

Ogólne przesłanie albumu

Chciwość, pieniądze, szaleństwo, miłość, samotność. Co tam jeszcze? Pieniądze i „przemijanie”. Dziękuję.

A teraz zajmiemy się każdym utworem z osobna.

Speak to Me/Breathe (Breathe in the air)

Jako że Floydzi wszystko popierdolili, te dwa utwory na płycie są razem. A Breathe na niektórych wydaniach nazywało się Breathe in the Air, tak że teraz nawet Last.fm nie może połapać.

Speak to me

Generalnie o niczym, bo nie ma tekstu. Są tam efekty dzwiękowe z wszystkich innych piosenek. Większości.

Breathe

O oddychaniu. [1] Pierwsza część traktuje o miłości, jakież to oryginalne, żebyś mnie nie opuszczał/opuszczała, jeszcze oryginalniejsze, i o troskliwości. Druga część jest o króliku, który kopie dziury. I kryje się przed słońcem. Według większości krytyków, ten tekst to metafora na pracoholizm i zapominanie o bożym świecie w czasie pracy. Normalni ludzie uważają to za lekko dziwne... Jeśli chodzi o muzykę, to nic ciekawego. Po prostu brzdąkanie w casio, brak gitary, i niemiłosiernie wolny bas. Takie pierdnięcia co parę sekund, wiadomo.

On the Run

Tu też nie ma tekstu. Generalnie to tylko napierdalanie w klawisze z paroma efektami dźwiękowymi. Można się domyślać, że utwór traktuje o brytyjskiej reprezentacji 4x400, ze względu na sapanie i bieg słyszalne w tle. Co potwierdza teorię o gejostwie Floydów. Strasznie nie komponuje się z resztą utworu.

Time

Utwór zaczyna się od niemiłosiernie głośnego dźwięku zegarów, który obudziłby nawet mamuty zamarznięte na Syberii. Natomiast tekst traktuje o upływaniu czasu, i starzeniu się. Jakby ktoś chciał o tym pamiętać, a ci debile jeszcze przypominają. No i na końcu Wright(choć resztę piosenki śpiewa Gilmour) śpiewa, że chciałby powiedzieć coś jeszcze. No to mogli nagrać dwupłytową wersję, idioci.

Potem jest repryza [2] utworu Breathe. Cośtam o grzaniu kości, chyba kremacja.

The Great Gig in the Sky

Piosenka ta składa się z darcia mordy chórzystki i pianinku Casio Wrighta. I nie mówi o niczym.

Money

Kling, klang, prrrt!

Pieniądze o tym utworze.

Pieniądze są złe. I to o tym traktuje ta piosenka. Różni się od reszty albumu, gdyż jest to czysty hard rock, co bardzo przeszkadza czułym uszkom słuchaczy progresywnego rocka. No i wpierdala się w styl muzyczny płyty. Mamy 2 mocne solówki na gitarze, i jedną na skasofonie.

Us and Them

Czyli oni i my. Coś jak „Tacy sami”, tylko że zupełnie różne, bo o wojnie. Jaka ona jest be. Muzycznie to to samo co reszta płyty. To trochę dziwne z takim luzem o wojnie śpiewać, ale czy nie wspominałem już, że oni są gejami? To wszystko tłumaczy.

Any Colour You Like

To ma związek z hasłem Forda, mówiącym o fordzie T: „Możesz go mieć w każdym kolorze, byle by to był czarny.” Czyli że niby mamy możliwości wyboru, ale to tylko pozory.

Brain Damage

Kolejne dziwactwo; skoczna muzyczka, a śpiewają o szaleństwie, i głowach rozpadających się na kawałki. I że szaleńcy chodzą po trawnikach, a muszą po chodnikach. A to nieprawda, bo to ci z urzędu źle ścieżki wytyczyli, i teraz normalnych obywateli nazywają wariatami!

Eclipse

Cośtam o księżycu, który zasłania słońce, czy coś. W każdym razie chodzi o to, że wszystko co robisz jest bez sensu, i że najlepiej się pociąć.

Sukces!

Generalnie album sprzedał się w ogromnej ilości kopii (Dokładnie 41 milionów), i muzycy mogli za to balangować do końca życia. W USA, na ten przykład, pokrył się osiemnastokrotną platyną, och, ach. Jeden z egzemplarzy albumu ostentacyjnie stwierdził, że ma zespół w dupie i uciekł na jakiś Billboard w USA. Siedział tam przez 741 tygodni (prawie 15 lat), aż mu się w końcu znudziło. Dark Side Of The Moon został też entuzjastycznie przyjęty przez krytyków. A i tak wszyscy wiedzą, że to gejostwo.

Dark Side of the Moon a sprawa polska

Tak się jakoś stało, że w Polsce w każdym domu jest ten album... Czy to kupi go ojciec, wspominający muzykę z młodości, czy też latorośl próbująca szpanować gustem muzycznym, tak jednak jest... Dom bez „DSotM” nie jest polski.

Przypisy

  1. Takie łatwe to nie jest!
  2. (Cokolwiek to znaczy...)