Nonźródła:Egzamin z historii Polski nowożytnej

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Ja pierdolę, kto kurde wpadł na pomysł, by dać w dwa dni cztery egzaminy. Oczywiście jak przystało na inteligentnego studenta, jakiś normik zaczął się uczyć już w grudniu. Ja, będąc tym mniej inteligentnym, zacząłem uczyć się w niedzielę, dzień przed terminem zero na heraldykę i historię Polski nowożytnej.

Krok po kroku zacząłem się uczyć historii Polski. Heraldykę oczywiście przełożyłem na drugi termin, bo mogę. I tak dowiedziałem się m.in., że gość śpiewający Ala nie wali mu pały nazywa się Wes Madiko i jest z Kamerunu. O sejmikach, ministrach, sztuce barokowej niczego nie wiedziałem. Czas przeznaczony na naukę poświęciłem na zwyzywanie całego świata, męcząc się jednocześnie nad dziewiątą stroną referatu o braciach czeskich. Po cholerę odwlekałem pisanie referatu.

Zaczął się egzamin z historii Polski nowożytnej. Nie muszę mówić, co było na egzaminie. Ściąganie nie wchodziło w grę, bo nie było miejsc na końcu sali. Zostały tylko miejsca w pierwszym rzędzie. Co robić, co robić? Wiem, napiszę elaborat na temat reformacji, o której miałem jakiekolwiek pojęcie. Zaczynam pisać o Lutrze, reformacji, braciach polskich i czeskich… Tak się wkręciłem w temat, że niechcący zacząłem pisać dalszą historię. O tym, że coś jest nie tak, uświadomiłem sobie, nakreślając prześladowania Adwentystów Dnia Siódmego przez esbeków w latach 70. Już chciałem pisać na nowo od zera, gdy profesor kazał mi oddać kartkę.

Przerażony niczym bordowy wykopek po wklejeniu pasty o serwerowni oddałem pracę. Miałem pecha, byłem ostatnią osobą, która skończyła. Mój bełkot trafił na sam wierzch. No to wpadłem jak Polka na Erazmusie.

Minęły dwa tygodnie. Zaniepokojony zalogowałem się na USOS-a sprawdził, czy chociaż mam to marne trzy i łatkę debil. Historia Polski nowożytnej – 5. No nie wierzę, jak to? Po chwili zalogowałem się także na pocztę, a tam mail od profesora z prośba o spotkanie.

Pojechałem specjalnie na wydział dopytać się, czy nie doszło do pomyłki. Pukam do sali C 2.137. Profesor śmiejąc się wpuszcza mnie do środka. Mówi, że dostałem pięć, bo nie widział ostatnio takiego debila, który mógłby napisać tak długiego. Mój elaborat stał się źródłem do pracy magisterskiej córki profesora, która kończyła właśnie psychologię. Praca pt. Wsparcie dla niepełnosprawnych umysłowo na studiach wyższych ma być gotowa do maja.

Chociaż tak mogłem pomóc w rozwoju nauki. Szkoda, że moja kariera na tym się skończyła, bo oblałem pozostałe egzaminy, po czym stwierdziłem, że wypierdalam z uczelni. Taką radykalną decyzję podjąłem, gdy dziekan kazał mi wypierdalać. Teraz to chyba zacznę pisać wiersze, bo nic lepszego nie mam do roboty. Pierwszy tomik ma się nazywać Wilczy bilet.