Nonźródła:Zatrzymanie
Sesja ma jedną dobrą stronę. Taką, że po niej są ferie i można na legalu oraz bez wyrzutów sumienia wyspać się i siedzieć w piwnicy bez wychodzenia z domu. Nieruszanie się z domu jednak ma swój minus: kiedyś się skończy jedzenie, które zazwyczaj się kupuje wracając ze studbudy.
Najbliższy sklep mam niecały kilometr od domu i to jest taka przysłowiowa „Żabka” – przysłowiowa, bo szyld przed wejściem stanowi jedyną reklamę tej firmy, zwącej się DELIKATESY art. spożywcze art. przemysłowe art. 15 kodeksu wykroczeń. Wybrałem przy tym mało uczęszczaną i nieco ciemną drogę. Co mnie podkusiło…
Zatrzymał się obok mnie jakiś gówniany, szary Peugeot, w nim dwóch rosłych facetów. Jeden z nich – jeszcze zanim samochód się zatrzymał – wyskoczył i huknął na mnie:
– Dzień dobry, policja! Proszę się wylegitymować!
Ja z racji wychowywania się i dorastania na małej wsi nigdy nie miałem do czynienia z taką sytuacją i zacząłem nieco panikować. Portfel z dokumentami został w domu, bo zabrałem ze sobą odliczone 9,98 zł na pierogi i pepsi, aby nie wydać więcej pieniędzy niż potrzeba – w przeciwnym razie mój i tak studencki już budżet mógłby być narażony na niepotrzebne straty. Wracając jednak do tematu: wpadłem w obłęd i odjebała się inba, mianowicie zacząłem spierdalać xD Może gdyby byli w normalnych mundurach i normalnie przyjechali normalnym, srebrnym Fordem Focusem – cudem amerykańskiej motoryzacji, do którego aż z przyjemnością bym się dał zaciągnąć – to bym się tak nie srał. Jednak w sytuacji, w której wysiada dwóch karków w cywilnych kurtkach i czegokolwiek ode mnie chce (choćby zapytać o drogę do kościoła), mój umysł dodatkowo skrzywiony latami upokorzeń w podstawówce zaczyna fiksować.
I chyba dlatego podjąłem próbę ucieczki, przewyższającej komicznością te pościgi z Benny Hilla. Moja kondycja bowiem nie mogła się równać ze świetnie wyszkolonymi i zapewne dużo ćwiczącymi funkcjonariuszami. Zaraz potem mnie dopadli i zaczęli skuwać. Oczywiście zacząłem się drzeć głosem Freddiego Mercury'ego pociągniętego dodatkowo za jaja – nawet moje słowa były w podobnym stopniu pozbawione sensu. Wszystko byłoby w porządku, gdybym w szaleńczym opętaniu nie uszkodził wycieraczki „radiowozu” – od razu przepraszam prawilne policyjne Focusy za określenie tym zwrotem owego gównianego Peugeocika, w którym zresztą zaraz potem usiadłem z podkulonymi nogami, tak tam było ciasno.
Na komisariacie dopiero byłem w stanie coś powiedzieć coś z sensem – odpowiadałem bezmyślnie tak na zadawane pytania. Również wtedy, gdy padło pytanie, czy aby czegoś nie ćpałem, jednak policyjny kark spojrzał na mnie z politowaniem widząc, że jedyny kontakt z narkotykami, jaki mogłem mieć, to patyczek od lizaka udający skręta. Gdyby nie moje spierdolenie, to nic by na mnie nie mieli oprócz tego, że podjąłem próbę próby ucieczki. Urwałem im jednak tę wycieraczkę i – pomimo wzbudzenia litości – po prostu nie mogli mnie wypuścić, jako że była to wymagająca naprawy szkoda, której nawet największa pierdołowatość nie mogła usprawiedliwić. Musiał również powstać raport.
A oczekiwanie na ukończenie tegoż ciągnęło się w nieskończoność, bo okazało się, że obeznanie policjantów ze sprzętem faktycznie jest odwrotnie proporcjonalne do sprawności fizycznej – pisał pojedynczymi palcami w ogromnym skupieniu, zaś dystans pomiędzy monitorem komputera a jego oczami z czasem coraz bardziej się zmniejszał xD Po dłuższym momencie – trwało to chyba z godzinę już – zapytałem się, czy mogę dostać coś do picia (a w sytuacjach stresowych zawsze niewiarygodnie chce mi się pić). Siedzący obok bagietmajster, przejęty litością, wskazał mi wbudowany w ścianę korytarza kran. W drodze powrotnej na pamiętający czasy PRL-u taboret ukradkiem spojrzałem na monitor policjanta.
Wierzcie mi lub nie, ale, dla rzetelnej oceny wartości uszkodzonej wycieraczki, postanowił zamieścić w raporcie link do aukcji z Allegro, który przepisywał ręcznie znak po znaku xD