Uniwersytet Śląski: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
M (Przywrócono przedostatnią wersję, jej autor to Artur21. Ofiarą rewertu jest 155.158.171.140.)
Linia 84: Linia 84:


==Wydział Biologii i Ochrony Środowiska==
==Wydział Biologii i Ochrony Środowiska==
Zajmuje się między innymi szkoleniem druidów i władców [[zwierzę|zwierząt]]. Ci pierwsi trudnią się badaniami nad roślinnością wywołującą „inne stany świadomości” oraz pochłaniają w gigantycznych ilościach wywar słodowy z odrobinką świętego ziela - ''humulus lupulus'' (chmiel) oraz flagowy napój energetyzujący marki Biedronka ''bi-pała''. Ci drudzy w kółko gadają o „zalewaniu robaka” i grzebią w martwych zwierzętach. Zarówno jedni jak i drudzy posiadają charakterystyczne garby oraz używają niezrozumiałych dla zwykłego śmiertelnika zwrotów.
Zajmuje się między innymi szkoleniem druidów i władców [[zwierzę|zwierząt]]. Ci pierwsi trudnią się badaniami nad roślinnością wywołującą „inne stany świadomości” oraz pochłaniają w gigantycznych ilościach wywar słodowy z odrobinką świętego ziela - ''humulus lupulus'' (chmiel). Ci drudzy w kółko gadają o „zalewaniu robaka” i grzebią w martwych zwierzętach. Zarówno jedni jak i drudzy posiadają charakterystyczne garby oraz używają niezrozumiałych dla zwykłego śmiertelnika zwrotów.
Zwykle są to osoby o niezwykle rozwiniętym i skrzywionym poczuciu humoru, często wśród nich można usłyszeć żarty typu:
Zwykle są to osoby o niezwykle rozwiniętym i skrzywionym poczuciu humoru, często wśród nich można usłyszeć żarty typu:
*Co to jest: Małe, białe i do dupy?! Enterobius vermicularis! Hahaha!
*Co to jest: Małe, białe i do dupy?! Enterobius vermicularis! Hahaha!

Wersja z 15:10, 19 kwi 2012

Uniwersytet Śląski - jak sama nazwa wskazuje, swoją siedzibę ma na Mazowszu, konkretniej w Katowicach. Kuźnia młodych żulówżaków, mieszkańców dworca PKP, niedaleko rynku. Częstym przejawem przygotowań do zawodu, są imprezy, zwane potocznie bibami, podczas których alkohol leje się strumieniami. To częste i powszechne zjawisko, któremu poddaje się 99% uczących się. Pozostałe 1% to przyszli posłowie, senatorowie, urzędnicy państwowi, którzy z kolei zamiast pić, uczą się fachu, starają się kopertami przekupić rektorów, że nie trza pić, by studentem być - z czym psorzy się oczywiście pogodzić nie potrafią. Podsumowując - „żule z całego kraju i świata, co tam wiata, tutaj Uniwerek czeka, zrobi z ciebie menelu, menela człowieka!”

Ośrodek Działalności Dydaktycznej w Jastrzębiu Zdroju

Ośrodek położony w bardzo malowniczym miasteczku Jastrzębiu Zdroju. Jedna z nielicznych placówek, na której studentom chce się uczyć i zdobywać tajną wiedzę o świecie, ale nie pozwalają na to profesorowie. Głównym zajęciem na wykładach jest patrzenie przez okno jak wiewiórki skaczą z drzewa na drzewo, czasami na auto wykładowcy i rysowanie lakieru. Profesorzy przyjeżdżają tu często na wypoczynek, odpocząć od trudów życia miejskiego, wyspać się, zrobić jakąś zaległą pracę itp.

Wydział Mat-Fiz-Chem Ośrodek w Jastrzębiu Zdroju

Wydział jak sama nazwa wskazuje jest bardzo ciężki do zdania, trzeba czasami być na wykładzie i czasami jeszcze przyjść na egzamin, a z tym ostatnim jest coraz ciężej. Znane są przypadki dziwnych osób (np. Władzio), które pojawiają się na wydziale, a które zostały powszechnie uznane za zaginione.

Osoby studiujące na tym wydziale bardzo lubią przyrodę - mogłyby by cały czas siedzieć w parku i pić piwo. Na dowód jedności z przyrodą często tego typu prace dyplomowe robią.

Osoby kończące wydział są zazwyczaj bezrobotni lub pracują w szkołach ucząc dzieci, co mają robić, aby wyglądały tak jak oni.

Specjalnymi umiejętnościami po skończeniu niektórych zajęć są :

  • Gra w CS'a bez monitora - uczą tego na zajęciach z Grafiki (cz.1) Studenci tą specjalność szlifują do końca studiów.
  • Znikanie (bardzo często używane na zajęciach z Mechaniki Kwantowej) - na listę wpisuje się 20 osób, a na sali jest 10, wśród osób na liście można znaleźć takie gwiazdy jak Britney Spears.

Niestety wydział zanika, pozostaje tylko 3 rok, to ze względu na niskie zapotrzebowanie na bezrobotnych w okolicy.

Wydział Germanistyki w Sosnowcu

Budynek znajduje się w Sosnowcu, czyli za granicami naszego państwa (są tacy którzy twierdzą, że należy do Śląska, ale ci są coraz intensywniej ścigani i eliminowani przez UOP), z tegoż tytułu każdy wybierający się na wydział nie zależnie od środka transportu (tramwaj, autobus, pociąg itp.) powinien wyrobić sobie paszport.

Na samym wydziale nie jest lepiej, samce stanowią nie więcej niż 10% społeczności, jakieś 5% to laski, a reszta? - grube, zezowate koszmary.

Jeśli chcesz sprawdzić czy masz charakter, przebojową osobowość i poczucie humoru, koniecznie się tu zapisz; im szybciej wylecisz tym mocniejsze masz wcześniej wymienione atrybuty.

Ze względu na słabe kontakty polsko-niemieckie w większej części naszego społeczeństwa, studenci tego wydziału muszą liczyć się z nisko latającymi kamieniami, siekierami i tym podobnymi przedmiotami używanymi w celu robienia krzywdy bliźniemu.

Wydział Nauk o Ziemi w Sosnowcu

Siedziba „najwyższych” władz Uniwersytetu Śląskiego, czyli szatana i jego piekielnych pomiotów. Chociaż wiele osób podejrzewa, że jest on niepoczytalny, gdyż zamiast dążyć do głębi ziemi (jak to na szatana przystało), pnie się w górę. Dlatego budynek WNoZu jest najwyższym budynkiem w całej okolicznej Sosnowni. Jego architektura jest oparta na Wieżach Mordoru, dzięki umowie sołtysa z sąsiednią gminą, Mordorem.

Po tej piekielnej siedzibie szatana, grasuje czterech jeźdźców Apokalipsy, przebranych za miejscowe koty. Na początku dają się ugłaskać, jak to na koty przystało, lecz po chwili pokazują swoją prawdziwą postać i pożerają nieszczęśnika.

Windy w tej szatańskiej spelunie są legendą wśród demonicznych studentów WNoZu. Są napędzane przez murzyńskie chomiki, które biegają w kółkach i uganiają się za holograficzną marchewką, która tak naprawdę nie istnieje. Dlatego windy w tym budynku jeżdżą jak chcą i kiedy chcą. Naciskanie przycisków wzywających windy, tak naprawdę nic nie daje.

Krążą też miejscowe legendy, iż budynek ma tak naprawdę 22 piętra, z czego 18 pięter jest dostępne dla zwykłych śmiertelników. Co tak naprawdę znajduje się na pozostałych 4 piętrach mrocznego Hadesu, możemy tylko przypuszczać. Wg. naukowców, prawdopodobnie znajduje się tam Wielki Basen Lawy oraz sale tortur, dla nieposłusznych studentów i mieszkańców okolicznej wsi.

Wykładowca na tym wydziale jest tylko jeden, lecz przyjmuje różnie imiona, aby zmylić władze UŚ. Różnie imiona i pseudonimy, pod którymi kryje się w/w wykładowca:

  1. Belzebub
  2. Dziadek Merkator
  3. Miejscowa legenda Edward O'Gierek
  4. Turek z okolicznego kebabu
  5. Anna Runge

Wydział Prawa i Administracji w Katowicach

Cudowny budynek wzniesiony siłą tysięcy murzynów za pieniądze z łapówek przyjmowanych od studentów w czasie sesji. Student pierwszego roku może być oszołomiony ogromem i pięknem tej „placówki”, jednak iluzja ta znika podczas pierwszej sesji. Jeśli dobrze zauważyć co się tam dzieje, można dostrzec krążące tu i ówdzie zjawy. Są to studenci piątego roku.

Wyniszczający wpływ nauki, brak zainteresowań, zerowe pożycie seksualne oraz brak jakiejkolwiek rozrywki (poza gryzieniem książek w czasie zakuwania na sesję) doprowadza do:

1. Wyniszczenia organizmu;

2. Zmniejszenia potencji u mężczyzn;

3. Braku chęci kopulacji u kobiet;

4. Absystencji (o zgrozo!);

5. Zaburzeń postrzegania czasu (w czasie zakuwania);

6. Zmiany toku myślenia na paragrafowy oraz wystąpienie dziwnego slangu ( Witaj, co tam u ciebie? zamiast Co jest, kurwa?);

7. Definitywnej suchoty portfela (wiele wpływających na to czynników: zdawanie w pierwszym terminie, dojazd do miejsca kaźni, wydatki na leki psychotropowe);

8. Garbienie się sylwetki (od noszenia ton durnych podręczników);

9. Infrawizja (widzenie w mroku) oraz zerowe odczuwanie głodu;

10. Skrajne przejawy zeszmacenia, zdurnienia, zniewieścienia, sfrajerowania.

Każdy, kto kiedykolwiek pomyślał o przyjęciu tam powinien niezwłocznie wyjebać głową o twardą powierzchnię (sugeruje się ścianę), a jeśli to nie pomaga - oddać się w ręce lekarza psychiatry z przynajmniej 10-letnim doświadczeniem w zawodzie.

Tak wyglądał pierwszy dzień prac maskujących

WNS w Katowicach

Oficjalnie, gdyby telewizja pytała, skrót WNS oznacza Wydział Nauk Społecznych. Tak naprawdę, wydział ów, skupia wyznawców Szatana. Starożytny architekt, który rozrysował plany WNSu był bowiem czcicielem Szatana. Choć oficjalnie ludzie się boją diabła, to architekt wiedział, że kręci on każdego człowieka. Dlatego stojąc z batem nad zniewolonymi zagłębiokami powtarzał w kółko "Wszystkich nęci Szatan... wszystkich nęci Szatan..." Niewolnicy podłapali hasło i powtarzali je w kółko, gdy ciągnęli kamienne bloki. I skoro nazwa już była, trzeba było jakoś ukryć przed psami Ziobry satanistyczne praktyki Wydziału.

Studenci, jeśli można ich tak nazwać, WNSu charakteryzują się spokojnym żywotem, brakiem nadmiernej ilości egzaminów, ogromną ilością wolnego czasu, dużą odpornością na alkohol oraz zdecydowanie weselszym życiem niż nieroby z prawa. Obowiązkiem każdego studenta WNSu jest udanie się do zasiłkowni zaraz po odebraniu dyplomu magistra.

Przed rozpoczęciem rozgrywki, uczestnicy wybierają profesję, pod postacią której wkroczą w świat WNSu. Dostępne są aż 4, zróżnicowane typy postaci:

  • Błazen wiejski filozoficzny zwyczajny. Nie robią nic pożytecznego dla świata, tylko snują się po korytarzach, myśląc o dupie Maryni, ale jako jedyni mogą palić fajki na terenie uczelni, bo gdy ktoś spyta „dlaczego palisz tutaj a nie w palarni?” to po 3 godzinnej odpowiedz zapomni o co w ogóle pytał.
  • Politologiczny chłop. Marnują tlen bo i tak nigdy nic nie osiągną, z wyjątkiem ewentualnego, będącego wątpliwym zaszczytem prawa, do zasiadania w Radzie Starszych swojej wioski.
  • Czeladnik socjologiczny. Skazywani na banicje kupcy zasilają ich szeregi, by nauczyć się legalnego handlu ludzkim nieszczęściem, choćby w MOPSach.
  • Potężni Magowie, Panowie Życia i Śmierci, Szlachetni Adepci Historii. Czy trzeba coś dodawać? Kampią, czitują, mają wallhacki i zawsze wygrywają.

Każda rasa charakteryzuje się innymi cechami. Filozofy są słabe, politologi głupie, socjologi zbyt chciwe, a historycy mądrzy i szlachetni, ale nie potrafią wtaszczyć tyłka wyżej niż na pierwsze piętro, nawet jak korzystają z windy. Należy mądrze wybierać klasę. Pamiętajmy słowa 172. mistrza WNSu: „Nigdy nie dawać dupy na starcie”.

Wydział Biologii i Ochrony Środowiska

Zajmuje się między innymi szkoleniem druidów i władców zwierząt. Ci pierwsi trudnią się badaniami nad roślinnością wywołującą „inne stany świadomości” oraz pochłaniają w gigantycznych ilościach wywar słodowy z odrobinką świętego ziela - humulus lupulus (chmiel). Ci drudzy w kółko gadają o „zalewaniu robaka” i grzebią w martwych zwierzętach. Zarówno jedni jak i drudzy posiadają charakterystyczne garby oraz używają niezrozumiałych dla zwykłego śmiertelnika zwrotów. Zwykle są to osoby o niezwykle rozwiniętym i skrzywionym poczuciu humoru, często wśród nich można usłyszeć żarty typu:

  • Co to jest: Małe, białe i do dupy?! Enterobius vermicularis! Hahaha!
  • Co to jest: Małe, zielone i się kręci?! Volvox globator! Hahaha!

Furorę na tym wydziale robi Pani Ivonka z dziekanatu zaocznego. Do jej obowiązków należy dbanie, aby studenci nie mieli czasem zbyt mało problemów na głowie, więc bardzo chętnie wymyśla im kolejne.

Kiedy Pani Ivonka idzie na urlop, wszystko wraca na swoje miejsce i porządek robi się sam.

Wydział Pedagogiki i Psychologii

„Baby, ach te baby...” chciałoby się zaśpiewać przekraczając próg Klasztoru Na Wzgórzu. Wydział słynie z ogromnej ilości studiujących na nim dziewcząt, które są niczym księżniczki zamknięte w jego gmachu, a pod jego oknami raz po raz zbierają się rycerze przebrani w zabawne stroje, którzy zamiast uwolnić biedne niewiasty, grają sobie w piłkę.

Stężenie damskich hormonów jest tak silne, że studiującym na PiPsie mężczyznom już na II roku zaczynają rosnąć jajniki, a na III są w stanie opowiadać o pasemkach, tipsach i innych sposobach wyrażania się w damskiej subkulturze.

Główną atrakcją animującą życie studenckie jest „Klub pod Rurą”, czyli gigantycznej wielkości palarnia papierosów.

Niezwykłym elementem akademickiego krajobrazu są też dwa bary konkurujące ze sobą w walce o klienta strategią pt. kto zedrze z biednego studenta więcej kasiory.

Wydział Pedagogiki i Psychologii UŚ może się pochwalić również typowo babskim parkingiem. Jeżeli jakieś auto stoi prawidłowo, to albo to czysty przypadek, albo z pewnością nie przyjeżdża nim żadna studentka! Samochód musi zatem należeć do jednego z mieszkańców pobliskiego osiedla, którzy od lat zabierają cenną parkingową przestrzeń olewając obejmujący ich znak „zakaz wjazdu”.

Ciekawym rozwiązaniem architektonicznym "PiPs-u" jest męski kibel na parterze. Myk polega na tym, że jak się wejdzie do kabiny to bez światła jest tam ciemno jak w d... u murzyna. Włącznik światła znajduje się na korytarzu, więc zgasić może je dowolny przechodzień. Zdarza się, że ktoś, kogo przypili potrzeba zostaje z opuszczonymi gaciami uwięziony w mrocznej pułapce. Na szczęście, po II roku i tak wszyscy na "PiPs-ie" chodzą do damskich kibli.

Studenci psychologii mogą uczyć się tam na 5 specjalizacjach:

  • Kliniczna człowieka dorosłego - zmienia zdrowych ludzi w chorych, realizując postulat 100% integracji z pacjentem
  • Kliniczno-wychowawcza dzieci i młodzieży - zajmuje się straszeniem studentów i zniechęcaniem do założenia własnej rodziny
  • Pracy i organizacji - uczy, jak zrobić w balona klienta oraz jak przerobić normalnego człowieka na trybik w korporacyjnej machinie przy jednoczesnym wmówieniu mu, że praca to przyjemność
  • Kliniczno-sądowa - poznaje się na niej tajniki oszukiwania wykrywacza kłamstw
  • Zdrowia i jakości życia - promuje marchew jako panaceum na wszelkie niedole życiowe.