Pink Floyd: Różnice pomiędzy wersjami
M (Przywrócono przedostatnią wersję, jej autor to Wasilij Hrabia Żygutek. Autor wycofanej wersji to 94.78.133.186.) |
M (cs:) |
||
Linia 99: | Linia 99: | ||
[[Kategoria:Zespoły rockowe]] |
[[Kategoria:Zespoły rockowe]] |
||
[[ |
[[cs:Pink Floyd]] |
||
[[en:Pink Floyd]] |
[[en:Pink Floyd]] |
||
[[es:Pink Floyd]] |
[[es:Pink Floyd]] |
||
Linia 105: | Linia 105: | ||
[[fr:Pink Floyd]] |
[[fr:Pink Floyd]] |
||
[[it:Pink Floyd]] |
[[it:Pink Floyd]] |
||
[[pt:Pink Floyd]] |
|||
[[tr:Pink Floyd]] |
[[tr:Pink Floyd]] |
Wersja z 14:50, 25 kwi 2010
He, he, he!
- Jacek Gmoch o twórczości Pink Floyd
Nie kapuję, który z nich to Pink?
- Przeciętny Polak o Pink Floyd
Pink Floyd – angielski zespół muzyczny. Rockowy, kultowy, psychodeliczny, progresywny, apodyktyczny i parę innych trudnych słów. Ponadto komiczny, kosmiczny, wielki, ogromny i wściekły, więc już zacznij się bać.
Członkowie
- Roger Waters – były dyktator i basista. Po rozpadzie gra sam i robi szmatławe opery (Ça Ira).
- David Gilmour – gitara źle się prowadząca, główny śpiewak.
- Nick Mason – mason, perkusista, nie ma nic do roboty.
Byli członkowie
- Syd Barrett – ćpun, malarz, wokalista, gitarzysta. Wykluczony i martwy.
- Richard Wright – granie na Casio. Również martwy.
Historia i dyskografia
Powstał w roku 1965 (nie: 1695). Założony przez 3 studenciaków: Rogera Watersa, Nicka Masona i Richarda Wrighta. Mieli zamiar grać mocnego rocka, ale nic z tego nie wyszło, bo Waters grał na basie i śpiewał cienko, Mason był perkusistą, a Wright – klawiszowcem. Zdesperowani przyjęli Syda – ćpuna, który jednak miał tę zaletę, że był psychodeliczny, a poza tym miał gitarę, więc mogli zająć się rockiem psychodelicznym.
The Piper at the Gates of Dawn (1967)
Po polsku: Dudziarz[1]na drzwiach świtu[1] (już sam tytuł jest zajebiście psychodeliczny).
Mimo obecności Barretta, pierwszy singel (Arnold Llayne) i tak był disco polowy. Jednak, jak wiadomo, do kupy zlatują się muchy, więc sukces był sporawy, a wytwórnie zaczęły się o Floydów bić. Ci wybrali EMI i nagrali płytę. Jej tytuł jest tak durny, że nie chce nam się go tu przepisywać.
Płyta była zajebiście psychodeliczna i sprawiła wydawcom małe „a-ku-ku!”, ponieważ po reszcie piosenek też spodziewali się disco polo. Ale związali się umową na dwie nieskończoności, z karą na 2 miliony funtów, więc już nie mogli się wywinąć. Na trasie koncertowej było słabo, gdyż Syd, jako ćpun, często grał nie to co trzeba, albo od końca, albo nie grał w ogóle.
A Saucerful of Secrets (1968)
- Główny artykuł: A Saucerful of Secrets
Po polsku: Talerz tajemnic (jeszcze bardziej psychodeliczne). Wydany przy pomocy dziadka czasu (inaczej nie zmieściliby się z trasą do The Piper at...). To pierwsza płyta, na której udziela się David Gilmour i ostatnia, na której można usłyszeć Barretta. W sumie pomógł tylko z jedną piosenką, a poza tym latał naćpany, więc mu podziękowali.
More (1969)
Album psychodeliczny, czyli muzyka filmowa. Warto zauważyć, że Floydzi nagrali swoją pierwszą hardrockową piosenkę, The Nile Song. Nawet artyści nie byli z niej zadowoleni (z płyty), a co dopiero krytyka i fani?
Ummagumma (1969)
Przede wszystkim na uwagę zasługuje tytuł, który jest chyba najgłupszym w całej historii muzyki.[2] Album wydany został, gdy członkowie zdecydowali, że ciężko jest opchnąć rock psychodeliczny i przerzucili się ma progresywa. Każdy z twórców miał wolną rękę, a że radzili sobie jako tako tylko razem, wyszło nie najlepiej.
Ciekawostką jest, że płyta ta miała dwie płyty (brzmi paradoksalnie, nieprawdaż?), a poza tą, na której sobie tworzyli wesoło, była jeszcze jedna z utworami z koncertu. Niby fajnie, ale było ich tylko cztery i nie miały nic wspólnego z krążkiem studyjnym.
Atom Heart Mother (1970)
Album ciekawy, ponieważ znajduje się na nim najdłuższy utwór Floydów, tytułowa Atomowo-Sercowa Matka. Z innych piosenek warto wymienić Alan's Psychedelic Breakfast, choć właściwie nie wiadomo, czemu jest słynne. W gruncie rzeczy, i tak ludzie kojarzą tylko okładkę – krówkę na zielonej trawce.
Meddle (1971)
- Główny artykuł: Meddle
Płyta powstała, gdy muzycy jako tako wkręcili się w rock progresywny. Na płycie tej znajduje się kilka dość niepoważnych piosenek (jedną śpiewa pies). Na uwagę zasługuje utwór Echoes, który zaczyna się w XIX wieku, a kończy w XXII.
Obscured by Clouds (1972)
Na polski: Zaciemniony przez chmury. Kolejna muzyka filmowa, z kolejną kultową okładką (okładki albumów to właściwie rzecz, która Floydom wychodziła najlepiej). Jeden z najlżejszych albumów zespołu, pełen ballad i krótkich, zupełnie nieprogresywnych piosenek, przez co wiele osób zastanawiało się „o co chodzi?”.
Dark Side of Moon (1973)
- Główny artykuł: Dark Side of the Moon
Kultowy krążek, na którym członkowie Pink Floyd całkiem olali rock psychodeliczny i przestali opisywać doznania narkotykowe, a zaczęli pisać o pieniądzach (Money), czasie (Time), pierdołach (The Great Gig in the Sky), i innych pierdołach. Grupa zarobiła tyle siana, że więcej im się nie chciało tak dobrze grać. Właściwie album nazywał się The Dark Side Of The Moon, ale wcześniej już wspomniany pies zeżarł przyrostek The, zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Po 2 latach każdy by zgłodniał.
Wish You Were Here (1975)
Kolejny krążek, tym razem rzewny (och, jak tęsknimy, Syd). Wydany, aby Barrettowi nie było smutno. Sam Barrett, łysy i gruby, pojawił się w studiu podczas nagrywania Wish You Were Here i powiedział, co do słowa:
To jest do dupy.[3]
Trasa koncertowa była dobra, choć organizatorzy musieli otwierać punkty sprzedaży chusteczek.
Animals (1977)
Po megahicie zespołowi starczyło poweru jedynie na kilka piosneczek. Koncerty akurat wypadły w czasie rewolucji punkowej, której główni przedstawiciele – delikatnie mówiąc – nie lubili progresywnych dziadków.
Podczas koncertu w Montrealu Waters zauważył, że publiczność olewa muzykę, traktując koncert jako spotkanie towarzyskie. Jako że był egocentryczny, zaczął wyzywać i pluć na publiczność, nieświadomie (lub świadomie) upodabniając się do głównych przedstawicieli rewolucji punkowej. Lata później zerżnął to Eminem.
The Wall (1979)
- Główny artykuł: The Wall
Został zrealizowany w formie opery rockowej, co się, o dziwo, sprzedało. Płyta powstała, żeby Roger mógł opowiedzieć historię swego życia. Opowiada więc o tym, jak był w łonie matki (In The Flesh?), jak się uczył (The Happiest Days of Our Lives) i jak mu szkopy zabiły ojca (Another Brick in the Wall, part 1). Pobawił się w jasnowidza i przepowiedział, że zeświruje i zginie przygnieciony przy rozbiórce muru.
Trasa koncertowa była dokładnie tym, co kontestował ten album (a sprzeciwiał się „zespołom stadionowym”): spektaklem, który skupiał się na efektach. Poza tym Pink Floyd wystąpiło na stadionach (nie Dziesięciolecia), spektakularnie zaprzeczając samemu sobie. W wyniku tego Waters dostał załamania nerwowego i się popłakał, jako że w zespole nikt go nie lubił, to wypłakał się wydawcy. Postanowił zrobić coś strasznego (kwik koni[4]).
The Final Cut (1983)
W zamyśle strasznego Watersa miało być to pożegnanie z Pink Floyd. Skupił się na sobie, użalając się po stracie ojca na wojnie (znowu?). Pomysł chwycił, gdyż w czasie wydania płyty wojna o Falklandy wciąż straszyła (nic to, że zginęło mniej niż tysiąc żołnierzy, i tak było strasznie).
Waters wychrzanił Wrighta za to, że nie dał mu się wypłakać. Masonowi w ogóle znudziła się ta impreza, ale trzymał go Waters. Gilmour sam chciał rządzić, więc też go nie lubił. Więc, podczas kłótni, Waters wywalił najpierw Gilmoura, potem Mason sam odszedł, a na następny dzień Waters wywalił sam siebie. Pink Floyd się skończyło. Tak? Jesteście pewni? Historia lubi robić „a-ku-ku!”.
A Momentary Lapse of Reason (1987)
Trzy lata po sławetnej kłótni Gilmour i Mason zebrali się, by nagrać płytę. Waters się, delikatnie mówiąc, wkurzył i wstąpił na drogę sądową. Domagał się, by uznano, że , a . Jednak nie udało mu się, co go jeszcze bardziej zdenerwowało. Mimo to nie udało mu się zatrzymać wydania płyty.
The Division Bell (1994)
Po polsku: Dywizja Alexandra Grahama Bella. Od wydania ostatniej płyty minęło trochę czasu; balangowało się. Album ten zły nie jest, ale inny, więc fani buczą. To ostatni (jak na razie) album Pink Floyd. Po jego wydaniu muzycy odcinali kupony występując po całym świecie, z piosenkami głównie Watersa, a jak nie jego, to Barretta. Co tych panów ostro denerwowało.
Lata późniejsze (od 1995)
Kariera wspólna się skończyła i każdy koncertował po swojemu, od czasu do czasu na jakąś okazję zjeżdżając się i grając razem. Stary Gilmour nagrał płytę On An Island (Wyspa Onana), która okazała się (to niegodne słowo ocenzurował wredny admin). Waters koncertował z młotkami (patrz: grafika trochę wyżej).
Cały czas na przeróżnych forach odbywa się walka między fanami Gilmoura i Watersa. Będzie się ona toczyć do usranej śmierci i jeden dzień dłużej.
Przypisy