Jean Genet
Jean Genet (ur. 19 grudnia 1910 w Paryżu, zmarł w 1986 r. tamże) – francuski pisarz, dramaturg, wielokrotnie więziony, z nakazem aresztowania za pan brat, ze względu na upodobania seksualne przez prawie całe życie wierny kolonoskopii. Przy narodzinach zapomniał połknąć kręgosłup (moralny).
Dzieciństwo[edytuj • edytuj kod]
Można spokojnie zaryzykować tezę, że niektórzy mieli lepsze. Jego matka Gabrielle Camille Genet uprawiała zawód ulicznej nudystki, ustawicznie przyklejając się do krzeseł, jakkolwiek nie był to żaden protest. Pewnego dnia jeden z paryskich strażaków zaoferował swoje usługi – była to wymiana barterowa, gdyż Mademoiselle Genet także zaoferowała swoje usługi. Dalszy przebieg wydarzeń jest nieznany. W każdym razie 9 miesięcy później ów strażak gasił pożar w szpitalu, gdzie na porodówce przebywała pani Genet.
Mały Jean nie budził, delikatnie mówiąc, sympatii swojej matki. Wykolejona estetycznie kobieta nieszczególnie zachwycała się szelmowskim uśmiechem swej szczerbatej latorośli. Siedmiomiesięczny Genet został oddany do przytułku. Tam szybko znalazł rodzinę zastępczą w postaci Eugenie i Charles'a Regnierów. Trudno powiedzieć, aby i tym razem los dla przyszłego pisarza był przychylny. Eugenie była typową spleenową anorektyczką ubierającą się na czarno, posiadała kruczą fermę i z niewiadomych przyczyn mówiła do swego męża Thorwald. Thorwald, czy raczej Charles, sam niewiniątkiem nie był – jego zanadto wypukła twarz, niezborna koordynacja ruchowa budziła uzasadnione podejrzenia, czy aby zdążył zejść jeszcze z drzewa. Jako skończony osioł poszukiwał szczęścia w buddyzmie i widział swą ostatnią szansę w reinkarnacji. Miał nietypowe obyczaje; a to przeprowadzał staruszki przez czteropasmowe drogi, a to chwacko wkraczał na tory gokartowe w czasie wyścigu z napisem „falstart”.
Jean w końcu poszedł do podstawówki. Tu zaczęły się pierwsze wystąpienia ideologiczne. Niepokorny młodzian zbuntował się przeciwko szkolnym narzędziom represji systemu edukacyjnego – znikały ołówki, słodycze, w czasie lekcji upalną wiosną wyparował niespodziewanie sufit; w dodatku złośliwy Jean, stojąc na bramce w szkolnej drużynie, zamieniał strzały niecelne na celne. O dziwo, szkołę ukończył z dobrymi ocenami na świadectwie (świadectwa obok banknotów były tymi materiałami celulozowymi, których podrabianie Genetowi wychodziło zdecydowanie najlepiej). Regnierom z czasem znudził się smarkacz, poza tym Charles na dobre utknął na tym drzewie, trzeba było więc przenieść temperamentnego chłopaka gdzie indziej.
Z punktu widzenia zainteresowań Geneta w tamtym czasie poczyniono kapitalny wybór. Ulokowano go u kompozytora Rene de Buxeuil’a. Ważny detal: człowiek ten był niewidomy. Pobyt pisarza w jego mieszkaniu jest dowodem obalającym tezę, jakoby osoby pozbawione wzroku miały wyostrzone inne czujniki sensualne. Genet rozpanoszył się w miejscu nowego pobytu. W ciągu kwadransa dotarł do oszczędności grajka, wyszedł na miasto, później argumentując swemu opiekunowi, iż zrobił to po to, ażeby zakupić partię leków nowej generacji na wrodzoną ślepotę. Cóż, de Buxeuil nie wysuwał podejrzeń, gdy czytając Braille’m poranną gazetę dobiegały go odgłosy zatrzaskiwanych komód, otwieranego portfela czy tasowania kart. Pewnego razu, gdy zasiadł swoim zwyczajem do fortepianu, odniósł wrażenie, że chyba jest on rozstrojony, a jego podopieczny robi sobie z niego kolejne jaja. Zlecone badanie z podwójną ślepą próbą i 113-krotne uderzanie w klawisze instrumentu potwierdziły obawy pana Rene. FORTEPIAN FAŁSZOWAŁ. Z nieznanych przyczyn Monsieur de Buxeuil nie zdołał do końca życia uregulować rachunku za zleconą usługę.
Nawiasem mówiąc, czy nie macie wrażenia, że ten człowiek był także głuchy?
Młodość[edytuj • edytuj kod]
W 1929 r. Genet wlazł w portki Legii Cudzoziemskiej i udał się na Bliski Wschód, gdzie dorabiał jako saper. Był dumnym członkiem ariergardy saperskiej. Po siedmiu latach poszedł powzdychać za czymś innym, zaś jako człowiek niezbyt dużej postury nie zamierzał w 1940 r. sadzić drzewek pokoju Wehrmachtowi na Polach Elizejskich, coby się gwardia Hitlera w cieniu przechadzała, zaś Francuzi to przecież taki troskliwy i funkcjonalny naród. Zbiegło się to w czasie z podróżą po Europie na lewych paszportach. W Albanii agitował chłopów pańszczyźnianych, że feudalizm dobiegł już końca, za co ci nieprzekonani do jego argumentów wywieźli go niczym Jagnę Paczesiównę na taczkach do Jugosławii. Tu zaczął się turnus godny Orbisu albo i nawet jakiejś większej firmy. Zwiedził wszystkie punkty graniczne w Europie Środkowej. Bezskutecznie próbował odwrócić uwagę celników od swoich postępków, sowicie w słowach dając upust swemu podziwowi dla ich talentu. Miał pecha. Celnik to taki zawód, gdzie wszelkie komplementy na temat talentu są spóźnione, tak więc znalazł nową przystań dla siebie – celę.
Liczne pobyty w więzieniu (tym razem nie kradł już ołówków, a pióra) ukształtowały go ostatecznie. Za kratami zdał sobie sprawę, że męczy go weltschmerz oraz inne sentymentalne narowy, zaczął więc pisać. W międzyczasie podpadł kolejnej administracji. Urządzał współwięźniom biegi na siedem metrów przez kozła, których nikt nie był w stanie wygrać. Zwierzę ustawicznie się kręciło, zaś gwoździe, jakimi próbowano je przybić, aby nie kopytkowato tyle, były natychmiast podkradane przez tych, którzy mieli zamiar odwiedzić szpital więzienny. Biegacze ustawicznie zderzali się ze sobą w trakcie próby wykonania skoku, poza tym Genet nawet gdy ktoś ukończył zwycięsko bieg lubił sobie dziarsko krzyknąć „falstart!”. Wypuszczono go w końcu, wraz z odejściem pisarza tajemniczo wyparowało ¾ zbiorów biblioteki zakładu odosobnienia, zostały jedynie niepokolorowane hagiografie Pepina Krótkiego, który do końca w świadomości Francuzów miał pozostać jako postać krystalicznie czysta i nieskalana.
Zatrudnił się jako sekwański flisak. Czas ten zbiegł się z pierwszą publikacją dzieł Geneta, które zostały wydane własnym sumptem. Co przytomniejsi dziwili się nieco, skąd podrzędny przewoźnik ma środki na to, by cokolwiek ze swoich pieniędzy drukować... Paryska cyganeria dotarła do tych zapisków i zaczęły się peany na cześć i pożegnanie (pierwszym utworem wydanym przez Geneta był bowiem cykl elegii). Niestety naszego bohatera ponownie świerzbiły łapska i wykradł jakąś rzadką edycję dzieł Verlaine’a. Tym razem nie było zmiłuj. Zresocjalizowany sędzia, niegdyś niespełniony talent w siedmiometrowym maratonie przez kozła, kropnął dożywocie. Nic to, wpływowi przyjaciele Geneta załatwili mu ułaskawienie.
Wieki średnie[edytuj • edytuj kod]
Upłynęły pod znakiem zaangażowania politycznego. Tu napisał, że Palestyńczycy nie powinni obrywać bombami w głowę, bo to powoduje dyskomfort, tam zapraszał Cyrankiewicza do wizyty w Paryżu u najlepszego tupeciarza, wszystko na jego koszt. Szczytem szczytów była akcesja Aryjczyka do Czarnych Panter. To nie jest bynajmniej żart. Jako Europejczykowi i człowiekowi oczytanemu dano mu funkcję skarbnika. Nie będziemy zagłębiać się w szczegóły, ale umierając, Genet nie był już członkiem Czarnych Panter. W latach siedemdziesiątych pisał cykl artykułów pt. „L’Humanite”. Wrogowie zarzucali mu hipokryzję przez wzgląd na częsty w życiu kontakt z matematyką.
Twórczość[edytuj • edytuj kod]
Genet w swoich utworach trochę narzekał na realizm i zbytnie zachłyśnięcie się cywilizacji materialnymi błyskotkami, co wygląda chyba na jakiś autodiss. Zresztą kto do cholery na to nie narzeka? W swoim najsłynniejszym dziele o wymownym tytule „Pamiętnik złodzieja” spisuje reminiscencje z podróży po Europie, skarży się na niski poziom przedwojennego drukarstwa, podróżujących Sekwaną opisuje jako skończone kutwy. Często bohaterowie jego dzieł przybierają maski i kostiumy (np. noszą kominiarki), gdyż mierzi ich groza otaczającego świata i mają się ochotę solidnie odrealnić. Znany dramat „Pokojówki” porusza tematykę, niespodzianka!, pokojówek, które pod nieobecność swej chlebodawczyni parodiują sytuację panującą w domu. Jedna smali cholewki do barczystego mleczarza z klasy średniej, inna pisze donosy na Pana domu, defraudującego z francuskiego systemu podatkowego 5 centymów skali dekady. W końcu dochodzą do wniosku, że Panią domu fajnie byłoby struć na amen (ta ostatnia kwestia należałaby do kapłana), lecz ta nie wypija herbatki, bo dzwoni mąż i musi w pośpiechu wyjść. Truciznę spożywa jedna z pokojówek Solange, potem, tj. po śmierci nadal odgrywa scenę zabójstwa Pani, aż w końcu znów porywa się na filiżankę. Co tu kryć, Genet przelicytował Łazarza i Jezusa Chrystusa.
Ciekawostki[edytuj • edytuj kod]
- Genet dość wcześnie odkrył swoją heteroseksualność. W wieku 74 lat.
- Pisarz zostawił po sobie dwa listy pożegnalne, w których oznajmiał, iż ukrył to, co miał najcenniejszego we wskazanych miejscach. Do sporządzonych mapek rzucili się poszukiwacze skarbów
- Pierwszy list oznajmiał, iż mienie jest zamurowane w jednej ze studni 60 km na południe od Paryża. Po rozbiciu pierwszej warstwy muru ujrzano krótką karteczkę z napisem „Głębiej”. Tak też zrobiono, rozwalono cały mur i ujrzano treść „To ta właściwa, proszę obrócić.” Na odwrocie kartki znajdowało się wyznanie „Przepraszam”
- Drugi list był dedykowany podróżującym przez Sekwanę, został opatrzony adnotacją, że nie może być odkopany w miesiącu innym niż październik. Mapka zawierała narysowane pole oraz grządkę, gdzie rzekomo list miał zostać umieszczony. Tak faktycznie było. Kopiący jak dzicy pozostali z poczuciem niedosytu, gdyż napis na kartce głosił „Mieszczuchy, najwyższy czas na wykopki!”
- Genet miał ospę, powikłania pogrypowe, nabawił się zapalenia opon mózgowych, jednak dopiero nowotwór gardła go wykończył. Żył z nim sześć lat i chyba nieszczególnie mu on przeszkadzał w funkcjonowaniu, jako iż był to klasyczny człowiek czynu i niewiele gadał.
- Nasz bohater z upodobaniem zbierał notki kryminalne o sobie, jednak musiał tego zaprzestać, gdyż groziło to zawaleniem się całego budynku.
- Charles Regnier umarł śmiercią prawdziwie naturalną. Na drzewie.