Lady Pank
Straszny wpierdol
- Basista Paweł Mścisławski do fanów w teledysku „Osobno”
Lady Pank – polski zespół rockowy założony przez Jana Borysewicza i Andrzeja Mogielnickiego. Zespół stał się znany z zagrania 360 koncertów w samym 1983 roku, przebojowego debiutanckiego albumu i stylu życia, przy którym pas mówi nawet Mick Jagger.
Historia[edytuj • edytuj kod]
Początki[edytuj • edytuj kod]
Zespół powstał w wyniku spisku na linii Mogielnicki–Borysewicz, gdy obaj zadręczali jeszcze swą bytnością członków Budki Suflera. Pewnego pięknego dnia, podczas letniej trasy koncertowej tegoż zespołu, obaj panowie obalili kilka(naście) szklanek i wpadli na genialny pomysł utworzenia własnego zespołu. Najpierw, korzystając z dobroduszności Izy Trojanowskiej, której Janek przygrywał przy nagrywaniu płyty, nagrali kilka piosenek takich jak „Mała lady punk” czy „Minus 10 w Rio”. Jako że nie mieli odpowiednich do tego przedsięwzięcia muzyków, postanowili uprowadzić ich z Oddziału Zamkniętego. Ponadto Mogiła znalazł w orkiestrze wojskowej wokalistę o nieprzeciętnej urodzie i akcencie. I tak gotowy zespół nagrał swój pierwszy album.
Zagrawszy w samym 1983 grubo ponad 300 koncertów, postanowili zrobić coś niesamowicie oryginalnego, mianowicie nagrać kolejna płytę. Zawierała ona stanowczo mniej przebojów, ale jej wdzięczny tytuł Ohyda i tak obił się chyba o każde polskie ucho. Zespół był znany i lubiany w całej Polsce, ale muzykom marzyła się Ameryka. W 1985 wyruszyli więc w trasę koncertową do Stanów Zjednoczonych, gdzie m.in. spławili Madonnę proszącą Borysewicza o zagranie jej do jednej piosenki i doszli do wniosku, że są zbyt leniwi na karierę w USA. Powrócili, mając w dorobku anglojęzyczną płytę zaśpiewaną przez Panasewicza po niemiecku, co budziło uznanie i pokorę wśród takich gigantów jak Oddział Zamknięty, Kobranocka czy Republika. Fani tego ostatniego toczyli bitwy ze zwolennikami Lady o to, który zespół jest lepszy. Prywatnie muzycy bardzo się lubili i śmiali ze swoich fanów, których niejednokrotnie atakowali ZOMO-wcy. O ile Lady Pank lubił się z ówczesnymi gwiazdami, tak niechętnie wdawał się w relację z zespołami, które chciały wybić się na plecach zespołu. L-4, Mr Zoob, Roxa, czy Chwila Nieuwagi próbowały, ale wszystkie ich przeboje przyćmiła solówka „Sztuki latania”.
Kryzys i powrót w wielkim stylu[edytuj • edytuj kod]
1 czerwca 1986 miało miejsce bardzo ważne wydarzenie w historii zespołu. Grali wtedy z tejże okazji koncert we Wrocławiu. Stwierdzili, że nic się nie stanie, jeśli sobie coś niecoś wypiją. Niestety, Borysewicz odrobinę przesadził i na oczach dzieci i Jacka Tomkowicza podczas grania „Marchewkowego pola” pokazał wszystkim marchewkę. Bez naci. Przerażeni rodzice szybko, choć z trudem, wyrwali swoim pociechom lornetki, a sam bohater został zabrany przez karetkę pogotowia na milicję. Co wydaje się zaskakujące, Kapiszon stworzył parę dni wcześniej okładkę kolejnego albumu zespołu, przedstawiającego człowieczka ze zsuniętymi spodniami.
W międzyczasie zespół pozbył się bębniarza Szlagi, którego z radością zastąpił bodajże Andrzej Dylewski, wydał popową płytę Tacy sami z tekstami Grzegorza Ciechowskiego, Zbigniewa Hołdysa oraz Jacka Skubikowskiego. W 1990 Borysewicz, sącząc poranne whisky, postanowił przywrócić zespołowi dawną świetność. Przywołał więc do garów Szlagowskiego, zatrudnił Piotra Urbanka do basu (Kapiszon był już wtedy kierowcą amerykańskich ciężarówek), przekupił Panasewicza skrzynką nowych koszul i wraz z innymi muzykami nagrali wielki hit „Zawsze tam, gdzie ty” oraz płytę o tym samym tytule. Pieśń ma nawet teledysk, w którym oprócz odwiecznego duetu Borysewicz – Panasewicz gra pijąca wodę dziewczyna w ogromnych kolczykach, niezwykły automat robiący kolorowe zdjęcia, statki z papieru, pociąg, fajki, stół do bilarda i graffiti przedstawiające dziecko o trzech nogach. Pieniędzy z ZAIKS-u za tę piosenkę było tak dużo, że zespół zacząć odcinać kupony od kariery. Stan ten trwał do 1994 roku, kiedy to wszyscy muzycy wydali zarobione wówczas pieniądze.
Dalszy żywot[edytuj • edytuj kod]
Do nagrania płyty Na na zespół zmienił perkusistę i basistę, gdyż Borysewicz poczuł się staro po zostaniu dziadkiem. Z tegoż albumu pochodzi kolejna mądra piosenka „Na co komu dziś”. Później panowie nagrali jeszcze płytę Międzyzdroje. Zawiera ona wspomnienia Panasewicza z jedzenia lodów Bambino. Zimowe graffiti to list do Mikołaja, który nie dał Januszowi prezentu. Łowcy głów została zainspirowana programami Halika i Cejrowskiego. Nagrali jeszcze wiele płyt takich jak: Nasza reputacja o bardzo ciekawym teledysku, Teraz promującą styl życia emo, Strach się bać, niemalże w całości poświęconą Kaczyńskim oraz Maraton, którzy został stworzony z myślą o zbliżającej się okrągłej rocznicy bitwy pod Maratonem. Zapewnienia Panasewicza, że przy Maratonie łatwiej napisać tekst o cyckach niż o polityce były wyłącznie kampanią reklamową.
W 2013 roku Jan Borysewicz podjął kontrowersyjną decyzję (która przeszła bez echa) rzucenia picia. Jako że brak skandali mógł dla zespołu oznaczać utratę sławy i rozpad Panasewicz poświęcił się i po prawie rocznym planowaniu upił się przez przypadek przed koncertem w lipcu 2014. Niestety trochę przesadził i nie zapłacono im za ten występ. Kielich i Kuba nie wyrazili wprawdzie swego niezadowolenia, a lider nie mógł narzekać, bo sam kiedyś pił, lecz mimo to Panas by uniknąć konfliktu z resztą przeprosił za to w radiu, a jakiś czas potem zareklamował, że wyda solową płytę, bo na pracę z zespołem powinien poczekać, póki nie przestaną się na niego do końca gniewać.
Muzycy[edytuj • edytuj kod]
- Jan Borysewicz – wcześniej grał na nerwach muzyków z Budki Suflera, do czasu, gdy poznał Andrzeja Mogielnickiego. Jest także śpiewakiem, gdy Panasewicz już nie ma siły. W czasie koncertu lubi sobie pogawędzić z publicznością po łacinie (tej podwórkowej).
- Janusz Panasewicz – mistrz świata w tańcu połamańcu, specjalizuje się w rzucaniu butelek w publiczność.
- Kuba Jabłoński – jak nudzi mu się to wali w perkusje.
- Krzysztof Kieliszkiewicz – potrafi grać na basie z playbacka.
Byli[edytuj • edytuj kod]
- Jarosław Szlagowski – stary perkusista, najprawdopodobniej największy niszczyciel hoteli w czasach PRL obok Borysa. W 1989 gdy sekcja rytmiczna zespołu wymyśliła sobie, żeby rzucić Lady Pank i przejść do Bon Jovi do Szlagowskiego uśmiechnął się los i został znów przyjęty, lecz po rozpadzie i reaktywacji grupy Janek zapomniał o nim i zamiast tego najął Kubę podkradniętego z zespołu Kazika. Jarek musiał się zadowolić wyprodukowaniem w 2006 roku płyty swojej córki Toli.
- Edmund Stasiak – pomimo, iż oficjalnie nie działa w zespole od 1989, to jakoś nadal jest na na fali(ochronie).
- Paweł Mścisławski (Kapiszon) – namalował okładki do płyt LP3 i Tacy Sami. Gdy pomysł przejścia do Bon Jovi spalił na panewce przeniósł się do USA i został kierowcą tira.
Piosenki[edytuj • edytuj kod]
- Mniej niż zero – piosenka o Zbiorze.
- Ohyda – reakcja na Panasewicza bez makijażu.
- Kryzysowa narzeczona – utwór o żonie Mogielnickiego załamanej po kolejnej zabawie z muzykami.
- Moje Kilimandżaro – czyli dzień jak co dzień. Piękna pieśń o kacu po balandze w klubie Park. A cieć, skubany, jeszcze dopływ wody zamknął.
- Mała wojna – piosenka o porannej rywalizacji muzyków w hotelu, czyli Kto pierwszy do kibla.
- Zamki na piasku – wspomnienie Borysewicza gdy miał pięć lat i budował zamki na koloniach.
- Wciąż bardziej obcy – emo song, Borysewicz nagrał tą piosenkę w rozpaczy gdy został wywalony z Budki Suflera.
- Zostawcie Titanica – wspomnienia choroby lokomocyjnej wśród muzyków.
- Sztuka latania – utwór o znanym lotniku Robercie Matei.
- Na co komu dziś – piosenka z morałem - nie pijemy piwa, z którego uleciał gaz!
- Vademecum skauta – uczą harcerzy picia wódki, bo to honorowo.
- Stacja Warszawa – opis brudu na Centralnym.
- Z dachu – spowiedź dekarza.
Ciekawostki[edytuj • edytuj kod]
- Z Lady Pank bardzo lubili grać muzycy TSA, gdyż mieli oni najładniejsze fanki, których towarzystwem gardzili. Korzystali z owego faktu muzycy Tajnego Stowarzyszenia Abstynentów, zgarniając te dziewczynki do swoich pokojów.
- Po jednym z koncertów muzycy znaleźli w swoim pokoju szampana. Niestety, był on ciepły. Wpadli więc na genialny pomysł ochłodzenia go przy pomocy gaśnicy lodowej. Narobili strasznego rumoru, co skłoniło mieszkającego w tym samym hotelu dyrcia jakiejś orkiestry do interwencji droga telefoniczną. Rano muzycy wyznali ze skruchą, że wczoraj wieczorem doszło do starcia muzyki rockowej z klasyczną.