Dream Theater
Dream Theater – amerykańska[1] grupa muzyczna zajmująca się graniem metalu dla snobów oraz muzyki o stopniu złożoności porównywalnej do teorii superstrun[2].
Założony w 1985 roku zespół pierwotnie nazywał się Majesty, jednak po wydaniu pierwszego demo okazało się, że w Las Vegas istnieje już zespół o takiej nazwie i jego członkowie poprosili z typowo amerykańską kulturą o wybranie sobie innej nazwy[3]. Do dziś nie wiadomo, kim oni w ogóle byli.
Członkowie[edytuj • edytuj kod]
- John Petrucci – według gitarzystów wszelkiej maści postanowił zostać wymiataczem, gdy znudziło mu się chodzenie po wodzie i zmienianie wody w wino. Prędzej będzie w stanie wymienić wszystkich członków swojej rodziny do czterech pokoleń wstecz, niż gitary, które dla niego wyprodukowało Music Man.
- John Myung – basista z wiecznym pokerfacem. Jak na typowego Azjatę przystało, nie zestarzał się ani trochę podczas kariery trwającej już kilka dekad. Występując sprawia wrażenie, jakby doznawał objawienia i sam Cthulhu mu dyktował, co ma grać.
- Jordan Rudess – chyba jedyny na świecie klawiszowiec metalowy, z którego nikt się nie śmieje i który zbiera więcej oklasków od wokalisty. Pierwszy na świecie wirtuoz iPada. Szacuje się, że w ciągu dwóch lat jego broda pozwoli mu wreszcie dostać się na upragnione studia w szkole dla czarodziejów.
- James LaBrie – wokalista, sprawiający wrażenie uwięzionego w latach '80. Pomimo wieku i niejednej okazji do utraty głosu wciąż jest w stanie śpiewać wyżej niż Freddie Mercury pociągnięty za jaja. Po zapuszczeniu wąsów i przybraniu na wadze zaczął przypominać połączenie płaczącego dziecka i otyłego nordyckiego boga.
- Mike Mangini – perkusista, od 2010 roku uzurpujący sobie prawo do nazywania się członkiem DT. Inkarnacja Zwierzaka z Muppetów i nieślubny syn Severusa Snape'a. Wygrał casting na nowego perkusistę – głównie dzięki temu, że na większości zespołowego sprzętu widniało imię Mike i nikomu nie chciało się już tego poprawiać.
Byli członkowie[edytuj • edytuj kod]
- Mike Portnoy – jedyny słuszny perkusista i współzałożyciel zespołu. Znany z tego, że potrafi podrapać się pod pachą nie przerywając gry. W 2010 zrobił kolegom nieco nieudanego pranka, mianowicie zapowiedział pięcioletnie wakacje i odpoczynek od DT. Po pewnym czasie wyjaśnił im, że w sumie to chodziło tylko rok i w ogóle nieprawda, jednak wyszło trochę głupio – koledzy w międzyczasie zdążyli przeprowadzić casting i podpisać kontrakt z Manginim. Mimo to potajemnie romansuje i pogrywa z Petruccim na jego solowych albumach.
- Chris Collins – dowód na to, że nie wystarczy się nazywać Collins, aby być dobrym wokalistą.
- Charlie Dominici – kolejny wyjec. Utrzymał się aż przez półtora roku, jednak okazał się zbyt „popowy” i chłopaki stwierdzili, że nie potrzebują Billy'ego Joela.
- Kevin Moore – klawiszowiec, który wykorzystał DT do napędzenia własnej kariery i zwiał, gdy tylko lachony zaczęły go kojarzyć.
- Derek Sherinian – może nie jedyny słuszny, ale preferowany przez fanów klawiszowiec, wyrzucony na zbity pysk przez kolegów. Odkąd jeden z techników rozlał postawione na jego keyboardzie piwo, zaczął ustawiać go pod kątem na krzywym statywie.
Tematyka tekstów[edytuj • edytuj kod]
DT zdecydowanie wyróżni się tematyką tekstów, gdy się je zestawi z innymi podgatunkami metalu. Zazwyczaj bowiem metalowcy śpiewają o tym, że powinieneś umrzeć (jak to ma miejsce w Death metalu) lub oddać swoją duszę szatanowi (vide Black metal). DT natomiast śpiewają o tym, że powinieneś przyjąć swój pierwotny upadek, a następnie iść do terapeuty i zaakceptować to, że ty albo twoi bliscy ulegną sparaliżowaniu[4].
Logo[edytuj • edytuj kod]
Z jakiegoś powodu uznano, że fajne będzie logo powstałe z nałożenia liter M, W oraz Fi (Φ). Teorie propagowane na grupkach fanowskich sugerują, że tworzenie logo z inicjałów jest passe i postanowiono skorzystać z głosek wewnątrz nazwy, stąd M oraz Φ (jako, że wymawia się to dżrim fijeter), natomiast ciągle niezrozumiane jest pojawienie się litery W. Inna teza głosi, że ktoś bawił się gumkami naciąganymi na palce i spodobał mu się ten kształt.
Jak być prawdziwym fanem DT[edytuj • edytuj kod]
Chcesz uchodzić za Prawdziwego Fana™ Dream Theater? Wspaniale! Wiedz jednak, że oprócz znajomości całej dyskografii oraz umiejętności wymienienia jednym tchem piosenek na płytach w odpowiedniej kolejności, musisz spełniać jeszcze kilka dodatkowych warunków.
- Oglądając nagranie z koncertu musisz być w stanie określić rok, w którym się odbył, wyłącznie na podstawie wyglądu zarostu Petrucci'ego.
- Swoją drogą to głosisz tezę, iż Petrucci to tak naprawdę Jezus, który zainspirowany musicalem Jesus Christ Superstar postanowił zrobić karierę na gitarze.
- Jesteś w stanie wymienić wszystkie okazje, przy których Myung się odezwał.
- Słysząc nazwisko „Mangini” czerwieniejesz – Dream Theater po odejściu Portnoya się skończyło.
- Dobra, inaczej: Mangini może i jest perkusistą w DT, ale Portnoy to DT sam w sobie.
- W zasadzie za początek końca uznajesz dołączenie Rudessa – za Moore'a partie klawiszowe brzmiały jak partie klawiszowe, a nie soundtrack z kreskówek Looney Tunes.
- Ubolewasz nad faktem, że Charlie Dominici zaśpiewał tylko na jednej płycie. Tak, tylko wtedy było idealnie.
- Może podobać ci się głos LaBrie z jakiegoś początkowego okresu – jednak za każdym razem podkreślasz, że potem już nie śpiewał tak dobrze.
- Ale miej ty rozum i godność człowieka! Pod każdym filmem opublikowanym w 2019 lub później piszesz komentarz ok, był już casting na nowego perkusistę – kiedy casting na wokalistę?
- Znasz wszystkie zmiany metrum w Octavarium i przy każdej okazji opowiadasz o numerologii i symbolice zawartej w tym utworze przez kilka minut bez przerwy.
- No dobra, przecież nie da się tego streścić w kilka minut. Opowiadasz o tym w czasie dłuższym niż koniecznym do wysłuchania całego utworu,
- Spuszczaj wpierdol każdemu, kto porówna As I am do Enter Sandman.
- Nie słuchasz zespołów, których muzyka nie wykazuje jakiegoś minimalnego poziomu skomplikowania i daje się zapisać za pomocą podstawowych akordów. Teksty muszą być złożone i wielowarstwowe, a utwory posiadają rozbudowaną formę. Tool jest dla plebsu.
- Słuchając DT w losowych momentach mów O, tutaj słychać, jak się inspirowali Rushem!