Templariusze

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
To jest najnowsza wersja artykułu edytowana „09:17, 18 wrz 2021” przez „Runab Berkenetz (dyskusja • edycje)”.
(różn.) ← przejdź do poprzedniej wersji • przejdź do aktualnej wersji (różn.) • przejdź do następnej wersji → (różn.)
Ten artykuł odznaczono Słoniem jakości. Może to nie medal, ale tekst nadal jest fajny.

Templariusze – organizacja zrzeszająca chętnych, mniej chętnych oraz nieprzyznających się do niczego chętnych. Poza wybijaniem Arabów gromadzili złoto, by założyć pierwszą na świecie fundację niosącą pomoc i krzyż podupadłym na duchu oraz w portfelu przedstawicielom rasy czarnej. Sukces wolontariatu był tylko połowiczny, ponieważ zbuntowani Francuzi, nie otrzymując 1% podatku, rozwiązali stowarzyszenie. Skarbu do tej pory nie odnaleziono, prawdopodobnie został ukryty pod kredensem, a tam z powodów natury filozoficznej nikt nie zaglądał.

Działalność

Pomóż mi, przyjacielu…

Zakon powstał bardzo dawno temu, kiedy po ziemi stąpały ogromne krokodyle, a w wodach słodkich i słonych pływały najprawdziwsze trupy. Założyła go grupka kolegów, którzy nie mogli zostać bohaterami z powodu wad wrodzonych, takich jak karłowatość, czy ułomność. Zamiast ratować dziewicę przed smokiem, chcieli mu ją przynieść w darze, ale byli Włochami, więc spalili ją na stosie, wymyślając nową dyscyplinę sportową, która cieszy się względami do dziś. Początkowo wystarczały im zabawy z zapałkami, ale po jakimś czasie uznali, że zapach skwierczącego mięsa powoduje u nich ślinotok. A jak wiadomo, w tamtych czasach była to ochrona przed krwiożerczymi bakteriami wykańczającymi tamtejszą populację.

W dodatku chłopcom objawił się prawdziwy Jezus na świeżo pomalowanej ścianie, dzięki czemu do głowy wpadł im genialny pomysł. Zaczęli rabować swoje ofiary, ale niestety podatek wciąż rósł i rósł niczym dziura ozonowa powiększająca się pod wpływem niespłukiwania wody w toalecie. Przekupili kogo trzeba i zostali prawdziwymi braćmi po paru rytuałach, typu wspólne zrywanie kwiatków, czy malowanie jednorożców. Wreszcie nie musieli płacić męczących podatków, nie narażając się na wizyty panów z firmy. Pod jednym warunkiem, koniec z kominiarkami, od dzisiaj tylko biel.

Aby nie pomylić członków zakonu z chodzącymi trupami rodem z The Walking Dead i nadać im wizerunku, którego sam Edward by się nie powstydził, namalowali oni na swoich ubraniach krwistoczerwone krzyże lśniące w blasku słońca niczym tysiąc samotnych kryształowych łez o konsystencji syberyjskich bagien. Odtąd siali postrach, przerażenie, pożogę i kilka innych słów na „p”, jak przyjaźń, czy ptasia pieczeń[1]. Szybko okazało się, że zabierając bogatym, a oddając biednym, nic nie zarobią, więc zaczęli robić wszystko na odwrót. Palili biednych na stosach i rabowali ich lepianki, znajdując w piwnicach takie skarby jak zardzewiałe klucze, stare skarpetki i obiady wyrzucane przez córki anorektyczki. Pewnego dnia, gdy ich pokoje tonęły już w tych niezaprzeczalnie wartościowych rzeczach, zgłosił się do nich kolekcjoner z muzeum. Taki siwy, z brodą i trzema zębami, kupił wszystko i odjechał ku zachodowi słońca, śpiewając znane hity disco polo.

Filozofia

Ratowali też kotki z mikserów

Filozofia templariuszy była dość skomplikowana, więc żeby ją zbadać, należy się zagłębić w ich psychikę, czego nikt nie zrobi tak dobrze jak Nonsensopedyści. Łatwo zauważyć, że nade wszystko wystawiali przyjaźń i miłość, co objawia się między innymi ściąganiem kotów, należących do bogatych ludzi, z drzew, układaniem pieśni miłosnych i choreografii, zbieraniem datków na schroniska dla zwierząt, czy pomaganiem samotnym matkom w wychowaniu dzieci oraz gotowaniu obiadu. Zakładali też szpitale, gdzie przyjmowali bezdomnych, przy okazji czyniąc ich portfele pustymi i wypuszczając bez skarpetek. Czasami bawili się w ZOMO, patrolując ulice i zatrzymując wrogów ludu ku chwale ojczyzny, Bora Wszechmogącego, czy tam swojej starej, schorowanej, pomarszczonej i niesamodzielnej matki, która denerwuje wszystkich swoim jazgotem.

Ciekawostką jest też fakt, że mimo iż robili same dobre rzeczy, nie było to wynikiem maltretowania w dzieciństwie, tylko wypranych w Vanishu serc, które stały się tak czyste, że zamiast wypłowieć, zabiły jaskrawą fuksją, powodując nieodwracalne zmiany w psychice. Niewiele się o tym mówi w reklamach, ponieważ jaki skurwysyn chciałby zostać prawym, przykładnym, płacącym podatki obywatelem? Może ty, drogi czytelniku, nam takiego wskażesz? Jakiś dresiarz z twojego osiedla przekona się nagle do pomagania staruszkom w niesieniu zakupów? Nie? No właśnie!

Ale przejdźmy dalej do opisywania tej zawiłej jak konstrukcja pięciokąta foremnego psychiki. Mimo bycia bezgrzesznym, templariusze przyłączyli się do obłudnej i wyznającej wstrętnego łyżeczkowego boga masonerii. Szybko jednak uleczyli swoje serca przy pomocy starej pokomunistycznej pralki Frani sprowadzonej dzięki staremu, już zdewastowanemu wehikułowi czasu. Po wycieczce odbytej do 1989 stwierdzili, że ten świat i tak już będzie wystarczająco skrzywiony, więc nie zaszkodzi nic stworzyć kolejnej nowej religii[2].

I tak przekonali wszystkich, że światem rządzi Wielki G, zmieniając masonerię ze zniedołężniałych dziadków w sukienkach w elitarną grupę zniedołężniałych dziadków w czarnych okularach i spodniach. Od tej pory symbole te pojawiały się wszędzie, na zabłoconych ulicach, murach miasta, oknach kamienic, a nawet na królewskich tronach.

Skarb

Obecny posiadacz skarbu templariuszy

Nie wszystkim jednak podobały się nowe ozdoby, za które zakonnicy żądali zapłaty żelazną ceną[3], przy czym jeszcze zdzierali z obywateli więcej i gorzej, niż polscy politycy. Król francuski, Filip o twarzy tak nieskalanej myślami, że uznawanej za piękną, zadłużył się i nie chcąc wylądować na ulicy, postanowił oskarżyć dzielnych braci o wiele karygodnych skrzywień psychicznych, jak na przykład herezję, hipochondrię, czy heksakosjoiheksekontaheksafobię. Jakby tego było mało, naoglądał się pewnej kreskówki i wiedziony chęcią zagarnięcia władzy nad światem, kazał skonfiskować templariuszom cały ich dobytek, nawet pokaźną kolekcję ogryzków od jabłek.

Wobec tego, członkowie zakonu wystawili dużą armię, która przywdziała garnki, dobyła tasaków rzeźnickich, plastikowych widelców, i po parogodzinnej nauce posługiwania się nimi ruszyła do boju przy soundtrackach z filmów. W międzyczasie loża masońska przywdziała swoje czarne okulary i poproszona przez templariuszy ukryła ich wszystkie skarby w sekretnym miejscu, do którego nikt nie miał dostępu, czyli najzwyczajniej na świecie zapakowali na statek i wysłali do Rosji.

Po kilkutygodniowych bitwach armia zakonna przegrała, z prostego powodu – królowie mieli metalowe widelce, co dawało im ogromną przewagę. Istnieją też teorie, jakoby znaleźli w kontenerze stary wehikuł czasu, zmontowali go i postanowili wykorzystać przeciwko szerzącym się kulcie G, czy udali się na skraj płaskiej ziemi błagać o pomoc mityczną rasę ptakoludzi, ale tego nawet sam Antoni Macierewicz nie potwierdził, a on wie wszystko. Prawda, drogi czytelniku? Jeśli sądzisz inaczej, to bierz tobołek na plecy i wyruszaj na poszukiwanie skarbu. Kto wie, może znajdziesz nawet dwa grosze w fontannie, będzie za co umyć talerze.

Ciekawostki

Zobacz też

Przypisy

  1. Taką z gołębia, przyprawioną ekskrementami zeskrobanymi z dachu
  2. I tak się zazwyczaj kończą odwiedziny u Polaków
  3. Wypalanie piętna na pewnej dość istotnej części ciała, nie pytaj