Władysław II Jagiełło: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Znacznik: edytor źródłowy
Znacznik: edytor źródłowy
Linia 21: Linia 21:


I w taki sposób doszło [[Bitwa pod Grunwaldem|Bitwy pod Grunwaldem]], czyli największej ustawki w dziejach polski, w której uczestniczyło pół Europy.
I w taki sposób doszło [[Bitwa pod Grunwaldem|Bitwy pod Grunwaldem]], czyli największej ustawki w dziejach polski, w której uczestniczyło pół Europy.
Początek bitwy był nudny jak flaki z olejem. Nawalona brać Polsko-Rosyjsko-Litewsko-Ukraińsko-Tatarska leczyła kaca, w cieniach drzew, podczas gdy biedni zakonnicy musieli smażyć się na słońcu, w pełnych zbrojach płytowych. Wreszcie, Ulryś zniesmaczony całą tą sytuacją, wysłał emisariuszy, aby pogadali z Jagiełłą i rozwiązali sytuację w pokojowy sposób. Na znak swoich dobrych intencji, dał im dwa wspaniałe miecze, które mieli podarować królowi Polski. Ten znając swoją kiepską sytuację, począł łamanym niemieckim, zgadzać się na ich warunki. Jednak w pewnym momencie, upomniały się wszystkie przespane lekcje w szkole, ponieważ Władzio, zamiast powiedzieć "Frieden", rzekł "Krieg". Zniesmaczeni Niemcy, wybili swoje podarki w ziemię i z godnością odeszli. Resztę historii już znacie. Początkowo Krzyżacy wygrywali... a co w tym dziwnego, kwiat europejskiego rycerstwa, kontra zapijaczeni Słowianie i Tatarzy. Ukraińcy i Litwini uciekli w las pierwsi... pociągając za sobą część armii krzyżackiej, która jednak nie była w stanie dogonić ich w gęstym lesie. Jak to mówią głupi ma zawsze szczęście, a to był ledwie początek naszej zwycięskiej passy. Krzyżacy chcąc osłabić nasze morale, rzucili się jak wściekli na chorążego, przeciwnej armii, w celu zdobycia chorągwi. Jednak nie przewidzieli jednego. Ów chorąży, był sławnym na cały wschód browarnikiem i destylatorem. Polskie rycerstwo, poczuło nagłą suchość w gardle, a z przerażenia włos zjeżył im się na głowie. Jednak to odrętwienie trwało tylko chwilę. Z wściekłym rykiem, rzucili się na pomoc piwowarowi, i w tym momencie, jak fale, rozbijające, się o brzeg morza, tak krzyżacka ofensywa załamała się na wściekłych ochlaptusach. W tym momencie na pole bitwy wrócili także Litwini oraz Ukraińcy, dostarczając niezbędnych posiłków. W tym momencie zastosowano genialną taktykę o nazwie "Nawet krzyżak dupa, kiedy Słowian kupa". Nazwa wzięła się od statystycznej ilości polskich wojów przypadających na jednego Niemca w czasie tej fazy bitwy... czyli coś około 10 chłopa, na jednego rycerza. Sam Ulrich Von Jungingen, padł od ciosów jakiegoś litewskiego chłopa. Niektórzy świadkowie twierdzili, że jego zabójca posiadał dwa pięknej roboty miecze. Skąd zwykły chłop miał dwa miecze? Te dywagacje zostawmy profesjonalnym historykom.
Początek bitwy był nudny jak flaki z olejem. Nawalona brać Polsko-Rosyjsko-Litewsko-Ukraińsko-Tatarska leczyła kaca, w cieniach drzew, podczas gdy biedni zakonnicy musieli smażyć się na słońcu, w pełnych zbrojach płytowych. Wreszcie, Ulryś zniesmaczony całą tą sytuacją, wysłał emisariuszy, aby porozumieli się w sprawie ewentualnego pokoju z Jagiełłą i rozwiązali sytuację w pokojowy sposób. Na znak swoich dobrych intencji, dał im dwa wspaniałe miecze, które mieli podarować królowi Polski. Ten znając swoją kiepską sytuację, począł łamanym niemieckim, zgadzać się na ich warunki. Jednak w pewnym momencie, upomniały się wszystkie przespane lekcje w szkole, ponieważ Władzio, zamiast powiedzieć "Frieden", rzekł "Krieg". Zniesmaczeni Niemcy, wbili swoje podarki w ziemię i z godnością odeszli. Resztę historii już znacie. Początkowo Krzyżacy wygrywali... a co w tym dziwnego, kwiat europejskiego rycerstwa, kontra zapijaczeni Słowianie i Tatarzy. Ukraińcy i Litwini uciekli w las pierwsi... pociągając za sobą część armii krzyżackiej, która jednak nie była w stanie dogonić ich w gęstym lesie. Jak to mówią głupi ma zawsze szczęście, a to był ledwie początek naszej zwycięskiej passy. Krzyżacy chcąc osłabić nasze morale, rzucili się jak wściekli na chorążego, przeciwnej armii, w celu zdobycia chorągwi. Jednak nie przewidzieli jednego. Ów chorąży, był sławnym na cały wschód browarnikiem i destylatorem. Polskie rycerstwo, poczuło nagłą suchość w gardle, a z przerażenia włos zjeżył im się na głowie. Jednak to odrętwienie trwało tylko chwilę. Z wściekłym rykiem, rzucili się na pomoc piwowarowi, i w tym momencie, jak fale, rozbijające, się o brzeg morza, tak krzyżacka ofensywa załamała się na wściekłych ochlaptusach. W tym momencie na pole bitwy wrócili także Litwini oraz Ukraińcy, dostarczając niezbędnych posiłków. W tym momencie zastosowano genialną taktykę o nazwie "Nawet krzyżak dupa, kiedy Słowian kupa". Nazwa wzięła się od statystycznej ilości polskich wojów przypadających na jednego Niemca w czasie tej fazy bitwy... czyli coś około 10 chłopa, na jednego rycerza. Sam Ulrich Von Jungingen, padł od ciosów jakiegoś litewskiego chłopa. Niektórzy świadkowie twierdzili, że jego zabójca posiadał dwa pięknej roboty miecze. Skąd zwykły chłop miał dwa miecze? Te dywagacje zostawmy profesjonalnym historykom.

Jednak mimo wszystko, nie osiągnięto pełnego zwycięstwa, ponieważ Witold, w pewnym momencie strzelił focha, i gdy jego brat chciał zabierać się do zdobywania Niemieckich twierdz, nagle okazało się, że jego kochany Wituś, zniknął z całym sprzętem oblężniczym.


Niestety, jak zwykł chętnie jęczeć Długosz, Władysław nie wykorzystał swoich możliwości, których i tak nie miał, bo był brzydki i nie starł Krzyżaków na marchewkę do końca. Kłopoty z nimi miewał nawet jeszcze jego [[Zygmunt II August|prawnusio]], ale tym zajmiemy się innym razem.
Niestety, jak zwykł chętnie jęczeć Długosz, Władysław nie wykorzystał swoich możliwości, których i tak nie miał, bo był brzydki i nie starł Krzyżaków na marchewkę do końca. Kłopoty z nimi miewał nawet jeszcze jego [[Zygmunt II August|prawnusio]], ale tym zajmiemy się innym razem.

Wersja z 20:27, 23 kwi 2017

Oto jest ten, który jeszcze dziś rano mienił się być wyższym nad wszystkie mocarze świata

Jagiełło o Ulrichu von Jungingenie po Bitwie pod Grunwaldem w literaturze wg. Henryka Sienkiewicza

Zabierać mi to ścierwo, bo się zerzygam! Zakopcie to gdzieś!

Jagiełło o Ulrichu von Jungingenie po Bitwie pod Grunwaldem w jedynej prawdziwej wersji Jana Długosza

Władysław II Jagiełło (ur. ok. 1351, zm. 1 czerwca 1434 w Gródku) – król Polski i Wielki Książę Litewski, niekoniecznie w tej kolejności. Założył dynastię Jagiellonów, ale wtedy jeszcze nie był tego świadom. Z lit. imię jego brzmi Jogaiła, co w porównaniu do imion jego braci, Skirgaiły i Świdrygaiły, wcale nie brzmi śmiesznie. Według Wincentego Kadłubka, jeszcze w czasach pogańskich Władysław miał na swoim dworze brankę mazowiecką Jagnę, która warzyła mu jego ulubioną potrawę – jagła (vel Kasza jaglana) na bobrzym smalcu. Książę zamawiał ten specyjał wołając gromko: „Dej mi no jagieł, Jagienko!”. Kiedy jednak popił, język mu się plątał, wołał więc jeno: „Jagiełko!!!”. Przyjmując go na salony, polscy możni uszlachetnili to plebejsko brzmiące imię, stąd „Jagiełło”.

Droga do chrześcijaństwa

Jagiełło (wtedy jeszcze tylko „Jagajło”) miał ciężkie życie na Litwie. Kuzyn Witek miał mu za złe tajemniczą, śmiertelną chorobę swojego ojca, a stryjka Jagiełły, Kiejstuta. W ogóle rodzina od strony stryjka była niewdzięczna- przecież mógł zabić ich wszystkich, a poprzestał tylko na jednym.

Litwa była wtedy jedynym pogańskim krajem na Li... Przepraszam, w Europie. Dlatego wszyscy wokół ścigali się, jakby z tego miała wyjść jakaś korzyść, aby ją schrystianizować. W końcu Jagiełło dał się przekabacić Polakom, to znaczy polskiej szlachcie i poleciał na dwunastoletnią Jadwinię, całe jej królestwo (a nie, jak zazwyczaj bywało – pół) i niewątpliwy zaszczyt przynależenia do elitarnego grona chrześcijan. Sama Jadwinia tak była tym faktem zadowolona, że pewnej nocy wywaliła siekierą drzwi w swojej sypialni i próbowała ucieczki do swojego wcześniejszego narzeczonego Wilhelma Habsburga. Szybko jednak okazało się, że znalazła się między młotem a kowadłem. Po obezwładnieniu księżniczki, wyperswadowano jej, że ma do wyboru wyjście za idiotę z wodogłowiem, lub ożenek z brudnym, acz silnym i przystojnym litewskim Travoltą.

Tak więc w roku 1386, ekspresowo wybrano go na króla, ochrzczono, ożeniono i koronowano. Najpierw jednak, ponieważ był podejrzanym poganinem, umyli go, sprawdzili czy nie ma wszy i innych paskudztw, spalili na wszelki wypadek ciuchy, w których przyjechał i wykas... A, nie, to nie.

Jan Długosz, który jak psów nie cierpiał Jagiellonów, lubił jednakowoż często wspominać o pogańskich zwyczajach i przyzwyczajeniach miłościwego króla. Któremu, szczerze mówiąc, zdarzały się paskudne wpadki pod tym względem. Król zwłaszcza nie umiał zrozumieć idei jednego Boga, zamiast ich tłumu.

Raz, wszedłszy do jakiegoś tam kościoła zobaczył obraz, na którym szatan kusił Jezusa w Ogrójcu. Kazał postawić świeczkę przed Jezusem, postawili, popatrzył, przekręcił głowę wte i wewte, wysunął język, podrapał się po... podrapał się i kazał postawić świeczkę też przed diabełkiem. Z tamtego okresu pochodzi powiedzenie „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”.

Ci agresywni faceci w dziwnych płaszczach

Witek się dąsał i żeby pokazać, że jest lepszy, spisał testament i zapisał swoje ziemie Krzyżakom i się z nimi połączył i wyprawił na Litwę, no bo co w końcu, kurczę blade. Ale kuzyn, już wtedy król Polski, dał mu klapsa, powiedział, że ma być grzeczny, a gdy ten się rozpłakał, dał mu na pocieszenie Litwę w zarządzanie. Iście królewski gest.

Ale z Krzyżakami były problemy od zawsze, więc Jagiełło (teraz już i „Władysław”, bo już był ochrzczony) zdecydował, że tak dalej być nie będzie. Ale że był łagodnym i pokojowo nastawionym człowiekiem, chciał ich na początek tylko postraszyć. Chociaż ta jego łagodność, to była taka pasywna agresja. Z jednej strony chrześcijański Władca Władysław, miłujący pokój. Z drugiej dziki nieokrzesany Litwin, który szukał okazji komu tu by dać w mordę.

I w taki sposób doszło Bitwy pod Grunwaldem, czyli największej ustawki w dziejach polski, w której uczestniczyło pół Europy. Początek bitwy był nudny jak flaki z olejem. Nawalona brać Polsko-Rosyjsko-Litewsko-Ukraińsko-Tatarska leczyła kaca, w cieniach drzew, podczas gdy biedni zakonnicy musieli smażyć się na słońcu, w pełnych zbrojach płytowych. Wreszcie, Ulryś zniesmaczony całą tą sytuacją, wysłał emisariuszy, aby porozumieli się w sprawie ewentualnego pokoju z Jagiełłą i rozwiązali sytuację w pokojowy sposób. Na znak swoich dobrych intencji, dał im dwa wspaniałe miecze, które mieli podarować królowi Polski. Ten znając swoją kiepską sytuację, począł łamanym niemieckim, zgadzać się na ich warunki. Jednak w pewnym momencie, upomniały się wszystkie przespane lekcje w szkole, ponieważ Władzio, zamiast powiedzieć "Frieden", rzekł "Krieg". Zniesmaczeni Niemcy, wbili swoje podarki w ziemię i z godnością odeszli. Resztę historii już znacie. Początkowo Krzyżacy wygrywali... a co w tym dziwnego, kwiat europejskiego rycerstwa, kontra zapijaczeni Słowianie i Tatarzy. Ukraińcy i Litwini uciekli w las pierwsi... pociągając za sobą część armii krzyżackiej, która jednak nie była w stanie dogonić ich w gęstym lesie. Jak to mówią głupi ma zawsze szczęście, a to był ledwie początek naszej zwycięskiej passy. Krzyżacy chcąc osłabić nasze morale, rzucili się jak wściekli na chorążego, przeciwnej armii, w celu zdobycia chorągwi. Jednak nie przewidzieli jednego. Ów chorąży, był sławnym na cały wschód browarnikiem i destylatorem. Polskie rycerstwo, poczuło nagłą suchość w gardle, a z przerażenia włos zjeżył im się na głowie. Jednak to odrętwienie trwało tylko chwilę. Z wściekłym rykiem, rzucili się na pomoc piwowarowi, i w tym momencie, jak fale, rozbijające, się o brzeg morza, tak krzyżacka ofensywa załamała się na wściekłych ochlaptusach. W tym momencie na pole bitwy wrócili także Litwini oraz Ukraińcy, dostarczając niezbędnych posiłków. W tym momencie zastosowano genialną taktykę o nazwie "Nawet krzyżak dupa, kiedy Słowian kupa". Nazwa wzięła się od statystycznej ilości polskich wojów przypadających na jednego Niemca w czasie tej fazy bitwy... czyli coś około 10 chłopa, na jednego rycerza. Sam Ulrich Von Jungingen, padł od ciosów jakiegoś litewskiego chłopa. Niektórzy świadkowie twierdzili, że jego zabójca posiadał dwa pięknej roboty miecze. Skąd zwykły chłop miał dwa miecze? Te dywagacje zostawmy profesjonalnym historykom.

Jednak mimo wszystko, nie osiągnięto pełnego zwycięstwa, ponieważ Witold, w pewnym momencie strzelił focha, i gdy jego brat chciał zabierać się do zdobywania Niemieckich twierdz, nagle okazało się, że jego kochany Wituś, zniknął z całym sprzętem oblężniczym.

Niestety, jak zwykł chętnie jęczeć Długosz, Władysław nie wykorzystał swoich możliwości, których i tak nie miał, bo był brzydki i nie starł Krzyżaków na marchewkę do końca. Kłopoty z nimi miewał nawet jeszcze jego prawnusio, ale tym zajmiemy się innym razem.

Tragiczna walka z czasem i szlachtą o dynastyczność dynastii

Jadzia umarła, nie zostawiając mu żadnego syna, nawet płci żeńskiej. Następna żona urodziła mu córeczkę, też Jadwinię, ale nadal nie był zadowolony. Wkurzył się jeszcze bardziej, gdy następna żona nie urodziła mu kompletnie nic, nawet dziecka z głową byka. A był coraz starszy, należy zaznaczyć.

W końcu (nareeszciee!...) wziął sobie żonkę, bagatela, około 43 lata młodszą. Nie tylko to było kontrowersyjne (nawet na tamte czasy) – Zośka była przy okazji siostrzenicą Witka, czyli mąż był jej trochę dalszym wujkiem. I znowu ten Witek...

Zośka urodziła mu Władka i Kazia, a także drugiego Kazia, który nawet roku nie dożył. Tutaj jednak problemy się nie skończyły – królowa była oskarżana o zdradę (znacie kogoś, kto mając 72 lata spłodziłby trzech synów?), szlachta dąsała się na króla, ogólnie sodomia, gomora i burdel, mości panowie.

W końcu problemy rozwiązała baba – przysięgła grzecznie że króla nie zdradzała i na dowód tego otruła po cichu Jadwigę, swoją młodszą o trzy lata pasierbicę, jak dowodzi Jan Długosz. Wszyscy jej uwierzyli, bo jak tu nie wierzyć i gniewać się na królową? Jednocześnie jej zgrzybiały (znowu cytat z Długosza) mąż okazał się strasznym pierdołą – nadał jakieś tam przywileje i szlachta tak się ucieszyła, że całowała go po butach, rozpłakała się, łkała i to było naprawdę żenujące.

Jeszcze tragiczniejsza śmierć

Tym razem Długosz naprawdę mógł sobie poużywać. Jogaiła miał bowiem paskudny, pogański zwyczaj łażenia nocą po lesie, słuchania ptaszków i nie wycierania nóg po przyjściu do domu. Podczas takiego spacerku zaziębił się i umarł, choć niektórzy powiadają, że nadal stoi w borze za drzewem i czeka, aż przylezie ten skubany Długosz, a wtedy zasunie temu psu z dyńki...

Piękna legenda. Ale i tak wszyscy wiemy, że ostatni raz widziano go w Narodowym Banku Polskim, gdy robił sobie zdjęcie na banknoty. Potem poszedł na dziewczynki i słuch o nim zaginął.