Miejska legenda

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Według legendy miejskiej Czarna Wołga porywa kąpiące się w niej dzieci

Szablon:T zaskakująca i „prawdziwa” historia rozpowszechniająca się poprzez media i internet, mająca na celu straszenie młodzieży w wieku przedszkolnym oraz dająca zajęcie badaczom teorii spiskowych.

Charakterystyka miejskich legend

Miejską legendę można bardzo łatwo rozpoznać, większość, niczym seriale na TVNie są wymyślane według tego samego szablonu.

KAŻDA miejska legenda, celem potwierdzenia jej autentyczności, zaczyna się podania osoby która była świadkiem tego zdarzenia. Najczęściej to siostra koleżanki wujka znajomego ze szkoły/babcia sąsiadki kuzyna prawnuczki/syn kolegi z pracy stryjka brata księdza proboszcza.

Ponadto, miejska legenda, niczym antyczne dramaty, musi wywoływać u ludzi litość i trwogę. Żeby osiągnąć te uczucia, bohaterami legend są najczęściej zwykli ludzie, przez co słuchacze zadają sobie pytanie a gdyby to mi się zdarzyło?, powodując tym samym u nich dreszcze, skurcze mięśni twarzy i obfity ślinotok, czyli objawy przeżywania wewnętrznego oczyszczenia.

Najłatwiejszym sposobem na rozpoznanie miejskiej legendy jest wpisanie jej fragmentu do wyszukiwarki. Jeśli wyskoczy 300 takich samych opowieści zaczynających się od autentyczne, mamy pewność że kolega/koleżanka chciała zrobić nas w balona.

Bohaterowie miejskich legend

Na szczęście odpowiednie służby dbają o bezpieczeństwo naszych organów

W miejskich legendach najczęściej wystepują:

  • S(z)ataniści – najczarniejsi z czarnych bohaterów, porywają dzieci, gwałcą staruszki, jeżdzą Wołgami, nie opuszczają deski klozetowej, przyczepiają żyletki do zjeżdżalń w aquaparkach. Czasem w legendzie występuje sam Szatan.
  • Studenci – w miejskich legendach zawsze są pijani, naćpani, wyrzucani przez okno[1] i gwałceni przez współlokatorów. Aż się odechciewa iść na studia.
  • Oniśledzą i potajemnie zabijają ludzi, a wszystko to na polecenie USA, Żydów, murzynów i masonów.[2] Właściwie to nie ma ich w miejskich legendach, bo nie istnieją...
  • Duchy – zazwyczaj to dusze tragicznie zmarłych matek które po śmierci pomagają swoim dwuletnim dzieciom, pozostawionym na pastwę losu w rowach melioracyjnych. Wzruszające...
  • Blondynki – najczęściej robią coś głupiego, np. jadą na wstecznym po rondzie poprawiając przy tym makijaż i myjąc zęby.
  • Teściowe – występują albo jako morderczynie swoich zięciów, albo odwrotnie, jako ofiary morderstwa.
  • Dzieci – zazwyczaj są ofiarami satanistów lub samobieżnymi transporterami organów przeznaczonych do transplantacji (nerek, płuc, serc, szyszynek). Zawsze są biedne, niewinne i pokrzywdzone przez los.
  • Amerykańscy naukowcy – są bohaterami legend dotyczących odkrywania związków rakotwórczych we wszystkim w czym się da. UWAGA: istnieje miejska legenda w której występują francuscy naukowcy.

Jak to się rozpowszechnia?

Sposobów rozpowszechniania się miejskich legend jest tyle, ile grypy, lecz do najpopularniejszych należą: internet, radio w ramach zapychania czasu antenowego, znane w całej Polskie czasopisma, niesłusznie nazywane „szmatławcami”, oraz opowieści psiapsiółek. Niestety, żaden pusty czerep tęgi umysł nie wymyślił na razie czegoś, czym można uciszyć delikwenta opowiadającego taką „mrożącą krew w żyłach opowieść” nie łamiąc przy tym prawa.

Historia

Pierwsza miejska legenda powstała w średniowiecznych Niemczech. Była to historia o szczurołapie z Hameln. Według niej, miasteczko Hameln zostało zaatakowane przez stado rozwścieczonych szczurów. Nadgryzały one warzywa, roznosiły dżumę i wskakiwały między szprychy przejeżdżających rowerów. Zdesperowany burmistrz miasta zatrudnił tajemniczego waltornistę flecistę, najlepszego szczurołapa w Rzeszy. Flecista za pomocą fujarki wygnał szczury z Hameln, zaprowadził je nad przepaść, rozkazał im skakać, a potem zasypał wszystko wapnem i azotoksem. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie chciwy burmistrz miasta, który zdefraudował pieniądze przeznaczone na wypłatę dla szczurołapa, a potem wykręcał się, mówiąc że umowa o pracę była ustna, więc tak jakby jej nie było. Zdenerwowany flecista wyprowadził wszystkie dzieci z miasta by je sprzedać do domów publicznych w Holandii Niderlandach.

Historia ta pewnie wywołałaby atak zbiorowej paniki w Niemczech, gdyby nie, jakże nowoczesne, podejście ówczesnych rodziców, twierdzących „Bóg dał, Bóg wziął”. Pierwsza legenda miejska okazała się więc niewypałem.

Amerykańscy naukowcy, po wieloletnich badaniach prowadzonych razem z radzieckimi uczonymi udowodnili, że powyższa historia jest nieprawdziwa. Otóż, szczurołap nie mógł wyprowadzić dzieci z miasta, gdyż ich tam nie było, ponieważ w tym czasie wszystkie dzieci z Niemiec przebywały na krucjacie dziecięcej, z której miały już nigdy nie wrócić, gdyż znalazły tam stałą i dobrze płatną pracę w charakterze niewolników na dworach północnoafrykańskich kalifów.

Najpopularniejsze legendy miejskie

  • Czarna Wołga – według tej miejskiej legendy biedne polskie dzieci, spędzające beztrosko wczasy nad brzegami największej rzeki naszego bratniego narodu były porywane przez nurt i odnajdywane setki kilometrów dalej, oczywiście pozbawione najważniejszych i najbardziej wartościowych narządów.
  • Lista z Villejuif – lista utworzona przez francuskich naukowców, według której chipsy, gumy do żucia, jogurty pitne, napoje chłodzące i zupki chińskie zawierają substancje rakotwórcze. Największym zwolennikiem tej legendy jest gadugadowy Infobot.
  • Bezgłowi motocykliści – ta legenda mówi o sprytnym sposobie motocyklistów na uniknięcie nieprzyjemnych skutków wypadku poprzez zawiązanie za pomocą linki stalowej pętli na szyi i przywiązanie tej linki do motocykla. Wtedy zderzenie czołowe, zaczepienie o hydrant albo nawet zsiadanie z motocykla powoduje natychmiastową dekapitację. Niestety, testerzy tej metody nie ocenili jej skuteczności.

Przykład skutków ubocznych miejskiej legendy

Guma Turbo, jeśli nie chcesz mieć raka lepiej jej unikaj

Teks poniżej jest oparty na faktach[3], imiona postaci zostały zmienione:

Pewnego słonecznego dnia pani Krysia postanowiła zostać najsłynniejszą osobą w parafii. W tym celu postanowiła wymyślić miejską legendę i rozpowiedziała, że przyrodni brat kolegi jej szwagra zauważył, jak w cenionej przez nią restauracji jeden z kucharzy dodawał różne rzeczy do sosów i napojów, co w połączeniu z zawartym w nich benzoesanem sodu tworzyło rakotwórczą mieszankę. Najpierw powiedziała o tym pani Stasi z spożywczaka, później natychmiast rozniosło się to po osiedlu niczym gaz w komorze. Przyjechała „Uwaga!”, nakręcili materiał, puścili w świat i o sprawie dowiedziały się miliony. Winny kucharz przeżył załamanie nerwowe. Postanowił się zabić na zapleczu, co mu się udało. Teraz straszy tam jego duch, który prześladuje wszystkich dookoła (teraz to go za to nie zabiją) i podpierdziela ogórki z lodówki, a o północy przychodzi na cmentarz i śmieje się z uciekających nastolatków szukających mocnych wrażeń i niedopałków papierosów w nocy.

Podsumowanie

Aby wymyślać miejskie legendy, trzeba być co najmniej nienormalnym, a żeby w to wierzyć – zupełnie powalonym.

Zobacz też:

Przypisy

  1. i to na 10 piętrze!
  2. HACKED by CIA
  3. i to autentycznych!