Poezja węgierska
Chodźmy na zachód! Tam musi być jakaś cywilizacja. Wreszcie!
- Ignotus podczas sianokosów (1907) o przyszłości poezji węgierskiej
Poezja węgierska – składny rezultat kreatywnej melancholii po węgiersku. I bez tego gulaszu, na litość boską!
Natomiast termin poeci węgierscy to umowna nazwa nadawana Węgrom (czasami Chorwatom) z depresją bądź chorobami psychicznymi, którzy przed szybką śmiercią mieli w zwyczaju pisać wiersze. Należy zaznaczyć, że te wszystkie zaburzenia psychopatologiczne są wpisane naturalnie w charakter narodu oraz rymy.
Przekrój historyczny
Wszystko zaczęło się od Lamentu Maryi. Dokładnie tak – pierwszy utwór poetycki Węgier mówił o śmierci i płaczu. Powstał w XIII lub XIV wieku. Co więcej, językoznawcy wciąż nie są pewni co tam pisze jest napisane. W każdym razie poezja węgierska stała tam na dość światowym poziomie (jeszcze), co pokazywał potem Janus Pannonius, Chorwat. Ponieważ do XV wieku nie działo się nic ciekawego, skaczemy sto lat dalej, do czasów wojen z Turkami, a raczej do prób wypchnięcia ich z kraju. W drugiej połowie XVI wieku pojawia się wreszcie poeta, który zasłynął w świecie – Walenty Balassi. Był to typowy rycerz, pies na polskie baby. Zginął szczęśliwie podczas walki z Turkami.
Potem poezja węgierska zaczyna pachnieć sianem oraz cielaczkami, a stało się to przez jej kompletną izolację. Wiersze opowiadały o chłopach, o dawnej ojczyźnie, o sianokosach i rozrzucaniu gnoju. Powstają anonimowe piosenki Kuruców i o ile jeszcze barok muska literatów z Węgier, o tyle później jest już całkowita porażka. Wraz z XVIII wiekiem rozpoczyna się etap totalnej depresji. Pojawia się trzech wieszczów. Jednooki Kölcsey pisze ciągle o klątwach narodowych, Vörösmarthy chce znaleźć szczęście, a Petőfi chciałby pisać odważniejsze erotyki, ale albo jest za młody i się wstydzi, albo nie chce, więc przerzuca się na mainstream, czyli poezję narodową. Wraz z upadkiem Wiosny Ludów poezja węgierska zatonęła w odmętach łajna.
Wyciągnięto ją na przełomie XIX i XX wieku. Pojawiają się pisma literackie, Habsburgowie luzują pas zaciśnięty na Madziarach. Dzięki temu Babits może pisać o Freudzie, a Kosztolanyi o barwnych tuszach[1]. Poezja węgierska wychodzi wreszcie na tor główny. Pojawiają się wątki socjalistyczne, których apogeum następuje po II wojnie światowej.
Dalej są już nudy.
Charakterystyka ogólna
Pierwsza wersja: Epigońska, ludowa, pachnąca siankiem. Widok leżącego, małego cielaczka, który ssie mleczko matki krowy. Mądrzy chłopi, chociaż niewykształceni, to sprytni. Opierają się wielkim panom. Słońce na źdźbłach trawy rosnącej wokół chatek na węgierskiej wsi. Poranny deszcz. Beztroska. Brak zła. Taniec ludowy. Csikóse na puszcie.
Druga wersja: Klątwa nad narodem. Mohacz. Nie ma żadnego ratunku. Bóg nas opuścił. Pocięte nadgarstki. Pozostaje tylko umrzeć. Nic nam nie wychodzi. Blue screen of death. Dlaczego nas jeszcze katujesz, Boże! Nic nam nie zostało. Pustka. Czas umierać. Zostaliśmy sami...
Wersja Attyli Józsefa: Kajdanki na nadgarstkach. Kartoteki. Kafka. Idą za nami. Spiszą nas. Powietrza!
Wersja Adyego/Balassiego: Seks, seks, seks, seks, seks. Seks jest zdrowy.
Nyugat
Czołowym pismem literackim był Nyugat (pol. Zachód). Składem przypominał rubryki nekrologów w gazetach codziennych, a papier robiono z wierzb płaczących i łez węgierskich dzieci. Był zarazem jedynym organem witalnym[2], wokół którego zbierała się cała elita literacka kraju. Bez publikacji w tym piśmie poeta miał pewność, że nigdy nie przebije się do świadomości narodu, czy też, jak pokazywała praktyka, do wszystkich trzydziestu czytelników.
Nazwa nie była przypadkowa. Węgrzy stwierdzili, że będąc przez setki lat zapuszczonym dziedzińcem Europy, czas będzie wreszcie obudzić się i pokazać, że oni też potrafią pisać jak ci na zachodzie. Przypomina to sytuację chłopaka ze wsi, który przybywa do wielkiego miasta (domyślnie: Paryża) i usiłuje pokazać, co to on wie. Okazuje się oczywiście, że te prądy myślowe wypadły z obiegu już trzydzieści lat temu. Wobec tego chłopak ze wsi został całkiem zignorowany. Jednocześnie zamknęli się wtedy na dobrze prosperującą literaturę rosyjską drugiej połowy XIX wieku. Nie bądźmy jednak okrutni. Węgrzy powoli zaczęli się wyrabiać i dostosowywać do nowych trendów. Nikt im również nie wypominał, że nie przeszli przez kilka epok literackich.
Pismo zaczęło działalność 1 stycznia 1908 roku. Głównym redaktorem został Żyd, który swoją przynależność ukrywał pod niknejmem Ignotus. Na okładce pierwszego numeru pojawił się Koloman Mikes – słynny epistolograf[3]. Działalność pismo zakończyło wraz ze śmiercią Michała Babitsa w 1941 roku. Przez te chrystusowe 33 lata przewinęły się tam dziesiątki samobójców – głównie poetów, pisarzy i nowelistów, a także Endre Ady, syfilityk. Podzielono ich na trzy pokolenia. Należy przyznać, że Nyugat spełnił swoje zadanie, bo wywindowało węgierską twórczość na poziom przynajmniej przyzwoity i pasujący do standardów zachodnich. Od tej pory Madziarzy przestali pachnąć sianem, a zaczęli śmierdzieć absyntem.
Nie przeszkodziło to jednak satyrykom, którzy bezlitośnie uderzyli w 1912 roku tworząc parodię, Ugat (pol. Szczek). Za ten pastisz zapewne odpowiedzialny jest Frycek Kárinthy – niepokorny urwipołeć całego pokolenia. Najbardziej dostało się Endre Adyemu, który figurował tam jako Adyde Endre, a ostatnia zwrotka jego wiersza To też piosenka, to też piosenka brzmi: Do diaska z psem/do diaska z poetą, co gaworzy/Tylko ty bądź pochwalony, Wieprzu-Wydawco/Bowiem ten wiersz i tak opublikujesz.
Persony konkretnie
- Jannus Pannonius – Chorwat, właściwie nazywał się Jasiek Csezmicei, ale nie zrobiłby kariery z tym nazwiskiem. Przyniósł kaganek oświaty do pogańskich Węgier, ale przez to, że chciał króla z Polski, został wyrzucony przez sprawiedliwą dłoń państwa. Umarł w drodze do ukochanych Włoch. Jego poezja była strasznie nudna i nadęta do granic możliwości. Nie pomógłby nawet intelektualny Espumisan.
- Balint Balassi – błędny rycerz, chociaż niezbyt utalentowany. Często wizytował Polskę, gdzie narobił sobie romansów. Pisał przeważnie o kształtach, wdziękach i urodzie jak Petrarca, na zmianę z czysto wojennymi pieśniami, co i tak odnosiło się pewnie do kultów fallicznych. Zmieniał wiarę jak rękawiczki.
- Miklós Zrínyi – Chorwat, zasłynął dzięki swojemu dziadkowi, który bronił Szigetu przed Turkami i tam poległ – zapewne bohatersko. Jego wnuczek napisał mu wspaniałą laurkę, w której pokusił się o parę drobnych naciągnięć faktów, jak finałowy pojedynek Sulejmana z Miklósem, interwencję aniołów, śmierć węgierskiego bohatera i ofiarowanie jego głowy na srebrnej tacy nowemu władcy Turcji. Gdzieś słyszeliśmy już tę historię. Miki pisał głównie renesansowe wiersze o wojaczkach, a kłody podrzucane przez Habsburgów nie przeszkadzały mu w tym. Zginął na polowaniu raniony nożem przez dzika.
- Ferenc Kazinczy – wprawdzie też pisał wiersze, ale nie o tym tutaj napiszemy. Ten człowiek doprowadził do odnowy języka węgierskiego, dzięki temu jest on dzisiaj tak trudny i dziwny. Ups.
- Michał Csokonai Vitez – syn weterynarza. Dużo podróżował pieszo, co jedynie pomagało mu w pisaniu wierszy o chłopach. Co z tego, że znał dobrze Woltera i innych oświeceniowych filozofów, skoro raźniej było opowiadać o taplaniu się w błocie w Kisfalud.
- Ferenc Kölcsey – jednooka sierota, zasłynął początkowo krytyką dwóch popularnych poetów, co raczej nie pomogło mu w dalszej karierze. Mimo to nie tylko wyrósł na pierwszego posępnego proroka, ale jeszcze napisał hymn narodowy. Jego poezja to kompilacja opisów katastrofizmu i potępienia w różnych konfiguracjach.
- Michał Vörösmarthy – dramaturg i poeta, któremu sen z powiek spędzała idea absolutnego szczęścia. Na tym oparł swoją całą poezję. Kiedy odkrył, że szczęście jest nieosiągalne, popadł w depresję. Oszalał po upadku Wiosny Ludów na Węgrzech. Trochę siedział w jakichś przytułkach, ale udało mu się umrzeć w domu. Jego ostatni i najlepszy wiersz, „Stary Cygan”, opowiada o Romie, który jest tak stary, że już nie może kraść.
- Sándor Petőfi – wielki piewca odrodzenia narodowego, szczeniak. Za młodu był bardzo biedny, starości nie dożył. Ojciec rzeźnik, rodzina pochodzenia słowacko-rumuńskiego. Typowy awanturnik, który porzucił kolegium, żeby zostać wędrownym komediantem. Komedię odstawił podczas bitwy pod Segesvarem, gdzie ruszył frontalnym atakiem i Kozacy przebili go włóczniami. Pisał troszkę o ojczyźnie, troszkę o swoich wielkich, niespełnionych miłościach. Głównie teksty ludowe.
- Janos Arany – ten dopiero miał bzika na punkcie folkloryzmu. Nauczyciel, prawnik. Miał dziesięcioro rodzeństwa, ale ośmioro zmarło. Pisał głównie pieśni ludowe, przerabiał je w różny sposób. Wskrzeszał legendy, mity, duchy i demony. W końcu chciał stworzyć coś na wzór węgierskiej Kalevali, ale wziął się za to zbyt późno, bo umarł.
- Endre Ady – ten to miał z kolei naklepane pod czachą. Hipster. Uznawał się za mesjasza i wskrzesiciela węgierskiej poezji współczesnej, co zresztą mu się udało. Żył na garnuszku swojej pani sponsor, która była dużo starsza od niego, miała męża, a mąż wiedział o romansie. Tylko co mógł zrobić? Ady pisał odważne erotyki, przyrównywał swoich współbraci do prymitywów w gaciach i bydła jedzącego kwiaty poezji. Po wizytach w Paryżu nabrał do siebie syfilisu. Wielu zarzucało mu rozwiązłe życie, a on odpowiadał tekstami pokroju: Nie obchodzi mnie, że jest dziwką na ulicy!. Pod koniec życia zerwał ze starą miłością i brzydko z nią się obszedł.
- Mihaly Babits – freudysta, bawił się barwami i myślami. Organizował życie literackie, pisał o bocianach oraz kalifach. Oczywiście tematyka jego wierszy to oczekiwanie na śmierć, ból, depresja, smutek, pustka i melancholia.
- Dezső Kosztolányi – nienawidził Adyego, bo Koszto pisał nowelki psychologiczne. Wielu nie lubiło go właśnie za krytykę Andrzeja. Jego twórczość poetycka to odniesienie do barw, etc. Chociaż prywatnie uznawał się za człowieka bardzo wesołego, ciągle martwił się, że utraci kiedyś swój literacki smutek. Wobec tego tematyka wierszy to oczekiwanie na śmierć, ból, depresja, smutek, pustka i melancholia. Zmarł na raka dziąseł.
- Arpad Tóth – gruźlik, człowieczek delikatny, z nieustannymi problemami finansowymi i będący pod stałym sponsoringiem znajomych. Wobec tego tematyka wierszy to oczekiwanie na śmierć, ból, depresja, smutek, pustka i melancholia, a przy tym są wybitnie dobre. Miał podbródek-dupcię jak Kirk Douglas albo Ben Affleck. Taki znak firmowy.
- Attila József – pochodził z bardzo biednej rodziny. Ojciec wyjechał rzekomo do USA, a tak naprawdę tułał się po Rumunii. József cierpiał na schizofrenię, więc często wizytował u psycholożek, z którymi miał w zwyczaju romansować i beznadziejnie się zakochiwać. Jego twórczość traktuje nie tylko o miłości, ale także o zagrożeniu totalitaryzmem oraz życiu prostych robotników. Attila był miłośnikiem kolei, o czym świadczy jego śmierć. Czołgał się po torach i położył się pod koła ruszającego pociągu.
- Miklós Radnóti – miał nieszczęście być Żydem na początku XX wieku. Komunizm płynął w jego żyłach, więc został nauczycielem. Pisał wiersze wrażliwe, pełne smutku i melancholii i bla bla bla. A pisał do końca, czyli do czasu, gdy hitlerowcy do niego strzelali.
- Agnes Nemes Nagy – o! Kobieta!