Wojna o krowę: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Znacznik: edytor źródłowy
Znacznik: edytor źródłowy
Linia 33: Linia 33:
{{Cytat|Ach, szkoda k{{cenzura3}}a gadać, szkoda strzępić ryja, naprawdę...|[[Zbigniew Stonoga]] wyrażający swą opinię na temat '''wojny o krowę'''}}
{{Cytat|Ach, szkoda k{{cenzura3}}a gadać, szkoda strzępić ryja, naprawdę...|[[Zbigniew Stonoga]] wyrażający swą opinię na temat '''wojny o krowę'''}}


'''Wojna o krowę''' – jedna z najkrwawszych wojen ukazująca i potwierdzająca nonsens wojny, stawiana na równi z [[I wojna światowa|konfliktami]] [[II wojna światowa|jej]] [[III wojna światowa|pokroju]], zaliczana do zbrodni przeciwko ludzkości i wszelakiego bydła. Wydarzenie to było jednym z głównych powodów, dla których ustanowiono m. in. Konwencje Genewskie, Konwencje Haskie, a nawet Protokół Montrealski. Konflikt mógł być nadawany poprzez radio i telewizje na calym swiecie dzieki wynalazkom [[Nikola Tesla|Nikoli Tesli]]. Historycy dostrzegaja w tym konflikcie inspiracje dla [[Wojna Dwóch Róż|wojny dwoch roz]], a nawet samej rewolucji [[Rewolucja francuska|francuskiej]], [[Rewolucja październikowa|październikowej]] oraz powstania tambowskiego.
'''Wojna o krowę''' – jedna z najkrwawszych wojen ukazująca i potwierdzająca nonsens wojny, stawiana na równi z [[I wojna światowa|konfliktami]] [[II wojna światowa|jej]] [[III wojna światowa|pokroju]], zaliczana do zbrodni przeciwko ludzkości i wszelakiego bydła. Wydarzenie to było jednym z głównych powodów, dla których ustanowiono m. in. Konwencje Genewskie, Konwencje Haskie, a nawet Protokół Montrealski. Konflikt mógł być nadawany poprzez radio i telewizję na całym świecie dzięki wynalazkom [[Nikola Tesla|Nikoli Tesli]]. Historycy dostrzegają w tym konflikcie inspiracje dla [[Wojna Dwóch Róż|wojny dwóch róż]], a nawet samej rewolucji [[Rewolucja francuska|francuskiej]], [[Rewolucja październikowa|październikowej]] oraz powstania tambowskiego.


== O co poszlo ==
== O co poszlo ==
Linia 60: Linia 60:
Dwa oddziały stanęły naprzeciw siebie około południa, w miejscu gdzie przebiegała granica Brandenburgii i Pomorza - na wrzosowiskach, znajdującymi się pomiędzy miejscowościami Alt Schlage (dzisiejsza Sława, 8 km od Świdwina) i Ziezenow (inna nazwa Ziezeneff, obecnie Cieszeniewo, około 9 km od Świdwina).
Dwa oddziały stanęły naprzeciw siebie około południa, w miejscu gdzie przebiegała granica Brandenburgii i Pomorza - na wrzosowiskach, znajdującymi się pomiędzy miejscowościami Alt Schlage (dzisiejsza Sława, 8 km od Świdwina) i Ziezenow (inna nazwa Ziezeneff, obecnie Cieszeniewo, około 9 km od Świdwina).


Zachowane źródła milczą na temat tego, jak wyglądało starcie dwóch zwaśnionych stron. Wiadomo jedynie, że bitwa toczona w upalny, letni dzień trwała 3 godziny i zakończyła się całkowita klęską białogardzkich najeźdźców. Na pewno do zwycięstwa Świdwinian przyczynił się Christoph von Polenz, 20-letni rycerz słynący ze swojej odwagi. O bitwie przez długi czas mówiono w całej Nowej Marchii, a w księdze „Geschichte des Herzogthums Pommern von den ältesten Zeiten bis zum Tode des letzten Herzoges, oder bis zum Westphälischen Frieden” z roku 1819 zapisano:
Zachowane źródła milczą na temat tego, jak wyglądał bój. Wiadomo jedynie, że bitwa toczona w upalny, letni dzień trwała 3 godziny i zakończyła się całkowita klęską białogardzkich najeźdźców. Są jednak też i [[Tacy, którzy twierdzą, że jest dokładnie na odwrót|tacy, którzy twierdzą, że było dokładnie na odwrót]]. Na pewno do zwycięstwa Świdwinian przyczynił się Christoph von Polenz, 20-letni rycerz słynący z <del>[[alkoholizm]]u</del> odwagi. O bitwie przez długi czas mówiono w całej Nowej Marchii, a w księdze ''„Geszichte des Hercoghthums Pommern won den aeltesten Cajten bis cum Tode des lecten Hercoges, oder bis cum Westfaeliszen Frjeden”'' z roku [[1819]] zapisano:
„[…]najazd tak straszne spustoszenie uczynił w Nowej Marchii, że nawet po 100 latach zniszczenia widoczne były wszędzie i daleko od Nowej Marchii źle ludzie o tej inwazji mówili[…]”
{{cytat2|{{cenzura2}}najazd tak straszne spustoszenie uczynił w Nowej Marchii, że nawet po 100<del>0</del> latach {{cenzura2}} zniszczenia widoczne były wszędzie i daleko od Nowej Marchii źle ludzie o tej inwazji mówili...}}

Wersja z 18:18, 17 wrz 2017

Powód oraz ofiara tegoż konfliktu

Ach, szkoda kCenzura2.svga gadać, szkoda strzępić ryja, naprawdę...

Zbigniew Stonoga wyrażający swą opinię na temat wojny o krowę

Wojna o krowę – jedna z najkrwawszych wojen ukazująca i potwierdzająca nonsens wojny, stawiana na równi z konfliktami jej pokroju, zaliczana do zbrodni przeciwko ludzkości i wszelakiego bydła. Wydarzenie to było jednym z głównych powodów, dla których ustanowiono m. in. Konwencje Genewskie, Konwencje Haskie, a nawet Protokół Montrealski. Konflikt mógł być nadawany poprzez radio i telewizję na całym świecie dzięki wynalazkom Nikoli Tesli. Historycy dostrzegają w tym konflikcie inspiracje dla wojny dwóch róż, a nawet samej rewolucji francuskiej, październikowej oraz powstania tambowskiego.

O co poszlo

Prolog

Historia miast Schivelbein (pol. Świdwin) i Belgardt (Białogard) nie była za ciekawa. Obydwa miasta były do siebie wrogo nastawione od zarania dziejów. Nie rozpisując się jednak za bardzo wszystko zaczęło się mroźną zimą roku pańskiego 1468. Otóż wtedy jeden z mieszkańców malutkiej osady Nemmin (pol. Niemierzyno) miał problem z przezimowaniem swojej ukochanej krasuli. Postanowił więc on w zamian za opiekę przekazać ją swojemu przyjacielowi z Białogardu. Ten karmił zwierzę i dbał o nie jak o swoje własne, a przy tym czerpał korzyści w postaci świeżego mleka. Do mlecznego napoju przyzwyczaił się jednak zbyt mocno i gdy wiosną następnego roku prawowity właściciel krowy wrócił po swoja pociechę - spotkał się ze stanowczą odmową. Na nic zdały się prośby i błagania. Chciwy Białogardzianin ani myślał o zwróceniu zwierzęcia. Przyjaźń między mężczyznami skończyła się, a do głosu doszły dawne szwabsko-pomorskie zatargi.

Niemierzynianin wrócił wkurCenzura2.svgny do domu. Jako, że był bardzo przywiązany do swojej krowy, postanowił działać jak najszybciej. Następnego dnia polajzł on do Świdwina, aby poskarżyć się swoim przyjaciołom. Świdwinianie, którzy od dłuższego czasu byli skłóceni z mieszkańcami Białogardu, zgodzili się mu pomóc. Kilka dni później, pod osłoną nocy, wdarli się do białogardzkiego gospodarstwa i zwierzę zabrali.

Białogardzianin nie mógł takiej zniewagi puścić płazem. Do jego uszu dotarła wiadomość, że za uprowadzeniem stoją Świdwinianie. Zwołał szybko kilku miejscowych dresiarzy i wkrótce zjawili się u "porywaczy" z zamiarem odbicia krasuli! Jednakże wrócili oni do domu nie z jedną, a z całym stadem bydła. Zdawał sobie sprawę, że nie może teraz kimać spokojnie. Spodziewał się odwetu, więc razem ze swoimi... ekhem... pomocnikami, uzbrojeni w widły, kosy i kije bejsbolowe dzień i noc pilnowali swojego nowego dobytku.

A dalej...

... poszło jak z płatka. Najpierw Świdwnianie udali się złożyć skargę do siedziby tamtejszego landwójta Jakoba von Polenz, który postanowił pomóc swoim mieszkańcom. Najpierw spróbował po dobroci. Udał się więc do Białogardu, aby złożyć wizytę miejscowemu wójtowi Karstenowi von Wopersnow (znanego też jako Krzychu z Oparzna), rezydującego w białogardzkim zamku, i upomniał się o interwencję w sprawie skradzionego mienia. Wzajemna wrogość dwóch wójtów była powszechnie znana w okolicy, więc von Polenza nie zdziwił fakt, że von Wopersnow zaproponował mu, aby wziął lek Spierdalaj®. Nawet namowy jego żony Elisabeth na nic się zdały. Landwójt Świdwina odjechał z Białogardu z pustymi rękoma, a Karsten von Wopersnow niewzruszony wrócił do swoich obowiązków...

Skoro nie udało się po dobroci, trzeba było sprawę załatwić siłą. Jakob von Polenz wydał więc dekret, w myśl którego wszystkie skradzione w okolicach Świdwina krowy mają wrócić do prawowitych właścicieli. Chętnych do wykonania tego zadania nie brakowało. Szybko zgłosiło się kilkunastu mieszczan. Przed zapadnięciem zmroku uzbrojeni ruszyli w stronę Białogardu. Po dotarciu na miejsce było zbyt ciemno, by zorientować się, które krowy pochodzą ze Świdwina - postanowiono więc zabrać wszystkie, które napotkano w białogardzkich gospodarstwach. Gdy ochotnicy wrócili do miasta, okazało się, że krów przyprowadzono znacznie więcej niż wcześniej utracono. Nadwyżkę bydła potraktowano jako zadośćuczynienie za poniesione straty. Tymczasem napięcie pomiędzy dwoma miastami sięgnęło zenitu. Decyzja von Polenza była słuszna, jednak bardzo ryzykowna.

Później sprawa zrobiła się gorąca, tak gorąca, że temperatura kuli ziemskiej miała wzrosnąć o około 0,8 stopnia Celsjusza i zapoczątkować przedwcześnie globalne ocieplenie.

Naprzód! Ku naszym stadom!

Wieści na temat tego wydarzenia szybko dotarła do uszu wójta Białogardu. Gniew Karstena von Wopersnow był przeogromny. Biegał wkuCenzura2.svgy po całym zamku wywracając każdy stół, jaki napotkał. Po krótkim czasie, za namową swej żony, uspokoił się i stwierdził, że honor Białogardzian jest ważniejszy niż decyzja tego gnoja landwójta Świdwina, po czym ogłosił masową mobilizację – każdy mężczyzna (niezależnie od swojego statusu społecznego) zdolny do noszenia broni miał obowiązek stawić się pod komendę von Wopersnowa, który niczym Hitler postanowił osobiście dowodzić swoim zbrojnym oddziałem podczas ataku na Świdwin. Rycerze przybyli uzbrojeni w swoje najlepsze miecze. Chłopi zabrali z chałup wszystko to, co mogło im posłużyć jako broń: widły, kosy, cepy i kije bejsbolowe miały wspomóc białogardzkie rycerstwo w walce ze Świdwinianami o odzyskanie honoru. Nieoficjalne źródła mówią również o przesłanej dzięki wehikułowi czasu brygadzie pancernej składającej się z 18 czołgów T-72 i dwóch skarpetach.

O brzasku w środę, 15 lipca 1469 roku, z takie pół tysiąca uzbrojonych mężczyzn wyruszyło na południowy wschód, w kierunku Nowej Marchii. Cel był jasny – pokonać wroga i... odebrać krowy!

Po kilku godzinach maszerującą armię z Białogardu wypatrzyli świdwińscy zwiadowcy. Szybko powiadomiono Jakoba von Polenza o zbliżającym się wpierdolu zagrożeniu. Dla wszystkich stało się jasne, że bitwa będzie nieunikniona. Landwójt wydał rozkaz błyskawicznego uformowania oddziału obronnego, nad którym dowództwo objął jego syn Christoph tym samym awansując go na feldmarszałka. Aby nie narażać mieszkających w Świdwinie kobiet i dzieci postanowiono, że atak Białogardzian należy odeprzeć jak najdalej od murów miasta. Do obrony Świdwina zgłosili się wszyscy mężczyźni. Źródła nie podają jednak ile liczyła pośpiesznie zebrana armia. Wiadomo jedynie, że tak jak w przypadku najeźdźców, także oddział Christopha von Polenza składał się zarówno z rycerzy i mieszczan, jak i ze zwykłych chłopów i parobków. Nie było już odwrotu, Świdwinianie zawołali dumnie razem Deus Vult! i wyruszyli naprzeciw Białogardzianom.

Działania zbrojne

Dwa oddziały stanęły naprzeciw siebie około południa, w miejscu gdzie przebiegała granica Brandenburgii i Pomorza - na wrzosowiskach, znajdującymi się pomiędzy miejscowościami Alt Schlage (dzisiejsza Sława, 8 km od Świdwina) i Ziezenow (inna nazwa Ziezeneff, obecnie Cieszeniewo, około 9 km od Świdwina).

Zachowane źródła milczą na temat tego, jak wyglądał bój. Wiadomo jedynie, że bitwa toczona w upalny, letni dzień trwała 3 godziny i zakończyła się całkowita klęską białogardzkich najeźdźców. Są jednak też i tacy, którzy twierdzą, że było dokładnie na odwrót. Na pewno do zwycięstwa Świdwinian przyczynił się Christoph von Polenz, 20-letni rycerz słynący z alkoholizmu odwagi. O bitwie przez długi czas mówiono w całej Nowej Marchii, a w księdze „Geszichte des Hercoghthums Pommern won den aeltesten Cajten bis cum Tode des lecten Hercoges, oder bis cum Westfaeliszen Frjeden” z roku 1819 zapisano:



Cquote2.svg

Blad.pngnajazd tak straszne spustoszenie uczynił w Nowej Marchii, że nawet po 1000 latach Blad.png zniszczenia widoczne były wszędzie i daleko od Nowej Marchii źle ludzie o tej inwazji mówili...
Cquote2.svg