Urban Champion
HEJ, RETROMANIAKU!
Ta gra najprawdopodobniej ma więcej lat niż ty i wszyscy twoi znajomi.
Jeżeli jeszcze nie zniechęciła cię grafika, odkurz Pegasusa i czytaj ten artykuł.
|
Mamo zagrasz ze mną w bicie?
- Typowy dzieciak podczas deszczu
Ech… lepiej jeszcze raz zagrajmy w Contrę.
- Posiedzenie multiplayer
Urban Champion – gra pegasusowa z 1984 roku, której autorem jest japońska firma indoktrynująca gry komputerowe wśród najmłodszych.
Był to ich debiut na polu bijatyk 2D, co widać po jakości rozgrywki. Do Kraju Kwitnącej Cebuli przybyła dopiero dekadę później, dzięki[1] imigrantom bazarowym ze wschodu. Rozpowszechniano ją na sławetnym kartridżu 168 in 1, aby swoim żenującym poziomem podnieść grywalność Contry hołdując zasadzie, że na pustyni i teściowa dziewicą. W grze istnieje możliwość gry z żywym przeciwnikiem, co prawdopodobnie miało łączyć w cierpieniu osoby siedzące przed konsolą.
Rozgrywka[edytuj • edytuj kod]
Gra polega na ciągłym pchaniu przeciwnika za pomocą zaciśniętych dłoni szybkimi ruchami skierowanymi w twarz bądź korpus oponenta. Po zepchnięciu na koniec ekranu, wróg turla się do kolejnej planszy. Po trzech wygranych rundach zamiast na kolejnej bliźniaczej lokacji, przeciwnik ląduje w studzience kanalizacyjnej, a zwycięzca jest obsypywany z okna przez jakiegoś paszczura proszkiem o bliżej nieokreślonym składzie (prawdopodobnie dopalaczami). Limit czasowy 99 sekund i ogromna pula wytrzymałości wynosząca 200 punktów miały zapewne aspekt psychologiczny, gdyż tylko najbardziej znudzeni gracze byli w stanie dotrwać do końca walki.
W grze zaimplementowano skomplikowany system uników polegający na wciśnięciu przycisku kierunkowego odwrotnego do przeciwnika (tj. do tyłu). Dwa rodzaje ataków, czyli szybki i słaby oraz wolny i potężny[2] zapewniają zróżnicowaną rozrywkę.
Gra toczy się prawdopodobnie w jednym z miast Skandynawii, bo tam jest noc polarna i dzień polarny. Będziemy grać w przeciągu dnia polarnego.
Kontrowersje[edytuj • edytuj kod]
Gra wywołała spore zamieszanie wśród organizacji naklejających cyferki z plusami na pudełkach gier, ponieważ uczyła małoletnich graczy nienawiści do policji, gdyż ta pojawiała się na arenie co jakiś czas i pałowała pakowała do wozu jednego z graczy – szczęśliwca który jako ostatni zadał cios przed pojawieniem się smutnych panów.
Na szczęście efekt był odwrotny i takie zdarzenie wywoływało pozytywne reakcje graczy z powodu skrócenia czasu rozgrywki. Pałowóz przyjeżdża również po przekroczeniu limitu czasowego zabierając gracza z mniejszą kondycją na SOR.
Innym utrudnieniem są napędzane przez siły grawitacji, kiepsko animowane donice z kwiatami, jakie celowo upuszczali znudzeni walką lokatorzy mieszkań, pod którymi toczy się starcie. O dziwo nie mieli telewizorów, chociaż zostały już wymyślone na ponad 10 lat przed premierą gry.
Wersja VS jest wręcz rasistowska, bo lejemy wszystkich innych przedstawicieli ras.
Wersja VS[edytuj • edytuj kod]
W tym samym roku, parę miesięcy później ekipa Nintendon't postanowiła wypuścić tę grę na automaty. Była ona dosyć zbliżona do tej na NESa i Famicoma, z następującymi różnicami:
- Gramy na punkty, których nie było w wersji na NESa ani Famicoma.
- Akcja zostaje przeniesiona do innych rejonów świata niż Skandynawia, bo dzień najpierw zmienia się w noc[3], a później znowu w dzień w miarę wygrywania kolejnych bitew.
- Po zdobyciu 50000 punktów[4] zdobywamy dodatkowe życie.
- Została wprowadzona tabela najlepszych wyników, więc można było pochwalić się przed całym światem, jak to można było się wirtualnie tłuc.
- Jest więcej podmian palet, w związku z tym możemy odnieść wrażenie, że bijemy się z większą liczbą meneli.
- Oczywiście za zagranie w tę grę musieliśmy zapłacić w przeliczeniu minimum 2 złote.
- Kolesie na zlecenie Nintendon't nagrały dwa inne utwory do walk.
Reszta pozostaje bez zmian.