Michał Korybut Wiśniowiecki
Ten artykuł dotyczy polskiego króla. Zobacz też hasła o innych osobach o tym imieniu. |
A jeśli kiedy umrę i tron trzeba będzie zmienić, to zmieńcie go... bo niewygodny do czorta.
- Z testamentu Michała Korybuta Wiśniowieckiego
Jeremi Wiśniowiecki był wielkim wodzem i politykiem. Polska go nie lubiła. Oto pozostawił syna, żarłoka i cymbała: szlachta obrała go na króla, broniła, szanowała i kochała jak żadnego z królów elekcyjnych ani przedtem, ani potem. Piłsudskiego zwalczała Polska. Pokochała go dopiero w dniu pogrzebu. Ale jego rzekomego następcę o kwalifikacjach bliższych Michałowi niż Jeremiemu Polska wielbiła i czciła. Nigdy Piłsudski nie miał tej sytuacji w Polsce, którą miał Rydz w 1936 roku.
- Stanisław Cat-Mackiewicz na temat Jego Królewskiej Mości
Taki animusz, że ani rusz.
- Historycy o sylwetce Michała Korybuta Wiśniowieckiego
– Mosze, Mosze, król nasz zmarł!
– Salcie, który król?
– Król Michał. Klienci chodzą smutni
– Salcie, Salcie... No to po co on umierał?!
- Siedemnastowieczna żałoba narodowa
Choć był wielkim poliglotą był niestety też idiotą.
- Historycy o niezwykłej inteligencji Michała Korybuta
Michał Korybut Wiśniowiecki (ur. 31 lipca 1640 w Białym Kamieniu, zmarły 10 listopada 1673 we Lwowie) – król Rzeczpospolitej Obojga Narodów w latach 1669-1673, poliglota-obżartuch, powszechny obiekt kpin historyków znany z posiadania ukochanego odyńca. Z tytułu swojej spektakularnej działalności patron wielu szkół podstawowych, średnich i wyższych w Imperium Osmańskim, Austrii i Rosji oraz jednej specjalnej. W Polsce.
Dzieciństwo
Jego Królewska Mość był wychowywany przez matkę Gryzeldę z Zamojskich, przedwcześnie osierocony przez ojca, księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, który po ciężkich bojach za dnieprowymi porohami brawurowo zapił się na śmierć w roku 1651 w wyniku jednorazowego spożycia alkoholu – jednorazowego, ale za to 19 lat bez przerwy.
Po oderwaniu się od Gryzeldowego cyca przyszły Król wyjechał edukować się do nieznającego jeszcze wtedy wspaniałości nalotów dywanowych Drezna, Wiednia oraz Pragi. Ażeby prawdzie stało się zadość – nie był wszakże w tych trzech miejscach naraz. Zwiał spod Wełtawy w te pędy, kiedy okazało się, że Czesi piją rozcieńczone wino, lądując na najbardziej pijackich seminariach Europy w jezuickim kolegium „Osolinum”. Należy odnotować pewne rozmijanie się programu dydaktycznego z przebiegiem zajęć, jako że podstawowe seminaria były poświęcone ascezie.
Król Michał nauczył się u Jezuitów wiele, jednak ascezy nie był w stanie przyswoić żadną miarą. Zarówno nauczyciel, jak i uczeń inaczej niestety widzieli ascezę; duchowny z falującymi ramionami w lewym górnym rogu, a między nimi przekątna. W końcu Michał Korybut Wiśniowiecki zaniechał chodzenia na seminaria ascetyczne z powodu kolejnych napadów bólu głowy po ich zakończeniu i uznaniu, że podstawowy cel zajęć – całkowita utrata świadomości został przez niego biegle wyćwiczony.
Nie miał szczęścia w ascezie, znalazł je za to w językach obcych. Szybko opanował legendarny podręcznik 170 łacińskich deklinacji, specjalizując się w czasie „przyszły, przeszły i nie wrócą” opracowany przez językowego sadomasochistę, niejakiego klechę Alwara z Santander; otrzymywał znakomite recenzje z panegirycznych oracji na cześć syfilisu, dzięki którym obstawiał wszystkie możliwe pogrzeby w tamtym czasie.
Po zakończeniu edukacji powrócił na łono ojczyzny do matki, spokojnie czekając na bieg wydarzeń w kraju, który miał okazać się burzliwy. Ciężkie dzieciństwo odbiło się jednak negatywnie na jego zdrowiu psychicznym, przez co miał on zryty beret w późniejszych latach swojej egzystencji.
Okoliczności elekcji
Po niezbyt udanych rządach Jana Kazimierza, który zmuszony był ślubować w katedrze lwowskiej ilekroć Polska dostawała łupnia, co zmusiło go do dożywotniego pobytu we Lwowie oraz widocznych knowaniach obcych dworów przy obsadzie polskiego tronu, szlachta, zwłaszcza drobniejsza, miała serdecznie w dość obcych kandydatów i postanowiła mimo sprzeciwu magnaterii obrać sobie za króla „Piasta”. Elekcja w roku pańskim 1669 przebiegała wyjątkowo niespokojnie. Biskup chełmiński Andrzej Olszowski wysunął kandydaturę Michała Korybuta Wiśniowieckiego, chcąc tym zabiegiem umocnić swoją pozycję w państwie. Jednak carat, Habsburgowie oraz Francja nie chcieli ustąpić w tej batalii i także wysunęli własnych pretendentów:
- W kasku czerwonym wprost z Rosji z bratnią pomocą przybył carewicz Fiodor – zmarły później śmiercią tragiczną, zapędziwszy się przyparty potrzebą do chłopskiej obory. Tam został proroczo zaatakowany sierpem przez krewką staruszkę, oburzoną, że ulżył sobie do koryta jej świń;
- W kasku niebieskim na ziemię polską przeprawił się drapakiem przez linię Maginota Ludwik Wielki Kondeusz – biografia bez zarzutu, ale szlachtę uwierał jego nieznośny francuski akcent, którego książę raczył nabawić się podczas jednego z pojedynków rycerskich, kiedy to oberwał samopałem w podniebienie;
- W kasku żółtym z nadania Habsburskiego stawił się lotaryński książę Karol – człowiek wielkiej odwagi. Jednak odważnego jak lew Karola kostucha zaprowadziła do królikarni, gdzie umarł ze strachu. Panicznie bowiem bał się królików;
- W peruce – 28-letni wyłysiały plackowato Michał Korybut Wiśniowiecki.
Te były to najburzliwsze dni w dziejach Krakowa.[2] Już na początku pokazano subtelnego wała Kondeuszowi, szastając biedakowi puginałem nad głową, a celowo przeciągane przez francuskich stronników obrady przerywały tłumy zniecierpliwionych pospolitaków, uderzając na obradujących... w szopie senatorów. Zaczęli strzelać do nich, wymyślając panom od zdrajców, pedałów i grasantów, grożąc im wycięciem oraz paroma innymi rzeczami, których aprobaty nie znajdziecie w dekalogu. Ta siła argumentów doprowadziła do niewymuszonej powszechnej zgody. W końcu okrzyk Vivat Michael Rex! wydał Marcin Dębicki, kimkolwiek do cholery był.
Początki rządów i trudna sytuacja wewnętrzna w kraju
Jego Królewska Mość resztką sił heroicznie zdobył się na kiwnięcie głową o nadzwyczajnie długim czasie reakcji i oto Rzeczpospolita miała nowego władcę. Wiśniowiecki wciąż miał jednak pod górkę. U zarania jego rządów powstała jawna opozycja z hetmanem koronnym Janem Sobieskim, bezskutecznie proszącym jeszcze wtedy o cyfrę rzymską, oraz najważniejszą osobą w państwie – prymasem Mikołajem Prażmowskim.
Król wykazywał się indolencją, która zaczęła być coraz bardziej widoczna, tak że odsunął się od niego jego protektor Olszowski. Zabieg ten był przeciwskuteczny. Władca bowiem pojął w tym czasie za żonę księżniczkę Eleonorę Habsburżankę, znów dwukrotnie zwiększając liczbę swoich zwolenników.
Rok w 1670 przyniósł głównie zawirowania prawne. Narzekano na bierność legislacyjną króla, posłowie przychodzili głównie dać swoim wrogom lekcję fechtunku i dekapitacji, wskutek czego atmosfera dosłownie się psuła, a wycięcie w pień kilkudziesięciu ludzi przyniosło krajowi kryzys energetyczny na skutek nieodwracalnej utraty zasobów biomasy. Michał Korybut Wiśniowiecki podjął zdecydowaną kontrofensywę ustawową: przeciwników aborcji zapewnił, że sam nigdy nie pozwoli się poddać aborcji, podwyższył poziom edukacji – od tej pory strzechy dachów szkół podwyższono, odbijano światło w okiennic, by horyzonty były szersze. Wreszcie uległ namowom tych, którzy oczekiwali kroku iście spektakularnego. Tak więc w rok 1671 Rzeczpospolita wchodziła z ustawą o ochronie cisów.
Król poddawał się w tym czasie swojemu ulubionemu obok bez czci i fartuszka jedzonych jabłek zajęciu, czyli polowaniom na dziki, był w tym dość skuteczny. Czy fakt, iż zwierzęta były Jego Królewskiej Mości dostarczane do ogrodu, by tam na balkonie celowano do nich z trzech metrów, wpłynął jakoś na skuteczność tych polowań, nie wiemy.
1671
Sytuacja niestabilna i tak już będzie do końca. Reflektory zostały skierowane na politykę zagraniczną Polski, przede wszystkim zaś na jej aspekt turecki. W wyniku pokoju andruszowskiego Polska utraciła na rzecz sułtanatu Podole, kilkadziesiąt bimbrowni oraz bezcenny zabytek bibliofilski – dzieło Artura Ragnicza „O strasznym bohaterze, który jadał śniadanie u Pana Słońca i na chrzcinach Jowiszowych kumem samego Saturna został”. Na niewiele się te chrzciny Rangniczowi zdały. Wkrótce Turcy przygotowali mu odświętną, cedrową stypę.
W związku z nasilającymi się atakami turecko-tatarskimi, które łamały literę traktatu andruszowskiego (przy czym należy dodać, że Turcy używali w tym czasie innych liter), Prażmowski postanowił wykorzystać destabilizację na wschodnich granicach Rzeczpospolitej i przyszedł molestować Jego Królewską Mość, by ten abdykował dla dobra kraju. Na nic krągłe słowa prymasa i założone specjalnie na tę okazję fioletowe figi. Wiśniowiecki odpowiedział zdecydowanie. Mimo że wypowiedź końcowa zawierała takie sformułowania jak „waszmość”, „tantum serwitutem” i „burzum rad” jej przekaż ograniczał się do jednego słowa: „spierdalaj!”.
Tatarzy tymczasem atakowali. Jaki wdarły się w głąb granicy polskiej na około 100 kilometrów. Wojska tatarskie były jednak słabo uzbrojone; wystrugane z rozgromionych lepianek pałasze oraz w znoju skonstruowane proce do strzelania z chrustu nie tylko nie raziły przeciwnika, ale powodowały, iż wyznawał, iż miło by mu umrzeć w tych okolicznościach ze śmiechu. Sobieski nie miał problemów z odparciem tego natarcia. Ufortyfikował wszystkie ocalałe lepianki, ustawił zasieki z chrustu, wysmarkał się w wąs i odszedł z Mohylewa, Bracława i Winnicy. Były już bezpieczne.
1672
Magiel wojenny miał pracować w najlepsze także i rok później. Turcy wciąż niepokoili Rzeczpospolitą i przystąpili do kontrofensywy. Proszony przez Sobieskiego o finansowe wsparcie dla żołnierzy Król źle zrozumiał jego prośbę i wymówił się słowami „teraz mnie głowa boli Waszmość, później się dowiaduj”. Sobieski odszedł rozgoryczony i kampanię wojenną musiał prowadzić sam.
Niestety, jego armia na wielomiesięcznym kacu, toczona kryzysem finansowym (brakowało siodeł, żołnierze wszystko przepijali i sprzedawali chłopom chomąta dla krów), na skraju kompletnej dupy i depresji nie podołała wojskom wroga. Turcy przygotowali się do wyprawy znakomicie. Ich lekkie, opancerzone osiołki w męskich, lśniących o brzasku pancerzach prawdziwego muzułmańskiego samca alfa zdominowały swoją dynamiką kompletnie pole walki. Próżne były wysiłki obrońców Złotowa, Kamieńca Podolskiego i Buczacza. W wyniku wojny straciliśmy praktycznie już całe Podole, pół Wołynia oraz bohaterski II Batalion Dziewic Kresowych św. Łucji, który po walce były już tylko batalionem. Na nic zdała się ułańska szarża hetmana Sobieskiego, który zadał śmierć przywódcy jednego z koszy tureckich pod Lwowem. Było to tym bardziej godne podziwu, iż uczynił to na martwym koniu.
1673
Coraz już bardziej było widać, że władca w monarszej purpurze miał się okazać kompletnym zerem, choroba wrzodowa postępowała. Na generalnym zjeździe w Szczebrzeszynie dzięki tajonym niezwykle dokładnie urokom królowej Eleonory i nuncjujeszowi apostolskimemu Buonavisim doszło do ugody i zawiązania się sejmu obronnego, który miał na zawsze odepchnąć tureckie zagrożenie od granic Polski.
Zaczęło się formowanie armii udziałem samego Króla. Czule głaskał wszystkie konie, klepiąc je soczyście po zadku, gdy sądna godzina nadejdzie; rozmawiał i mile szeptał do ucha przestraszonym zwierzętom, które chciały kłusować, gdy żołnierze znowu dostawali ataku delirium tremens. Dziś nie wiadomo, dokładnie, ile w ten sposób straciliśmy bojowego pogłowia. Z racji indolencji w sypialni krzywo okiem patrzył na Żydów, zwłaszcza na tych, którzy w porę nie zdążyli się obrzezać na poranny apel.
10 listopada 1673 r. Jego Królewska Mość czuł się od samego rana źle. Zabijał motylki, bolał go brzuch, „gigantycznie wprzódy jajca puchły”. Ćwiczenia z obżarstwa przez wszystkie lata właśnie miały o sobie dać znać. Po Michała zbliżał się jego wielki zakamuflowany wróg – cysty wielkouścca jelitowego. Po południu Wiśniowiecki utracił przytomność, przystąpiono do decydującej akcji reanimacyjnej. Medycy odnieśli niewątpliwy sukces i uratowali króla. Od życia.
Żałoba była wielka, a wiele królestw brało w niej udział. Niemcy złożyły w darze czarny dowcip o rozbiorach Polski, Austria przygotowała dla trupa specjalną szafę, zaś Malediwy i wyspy Pacyfiku zapadły się z żalu o połowę w głąb oceanu.
Ciekawostki z życia Króla
Jest ich niezmierzona ilość:
- Wiśniowiecki słynął z obżarstwa. Założył się kiedyś z kasztelanem kieleckim Zamorskim, iż jest naraz w stanie zjeść 16 całych bochnów chleba. Ku swojemu osłupieniu, przegrał ten zakład. „Jak to możliwe?” – powtarzał sobie władca – „przecież pół godziny temu odbyła się udana próba generalna!”;
- Zagryzał jabłka na śmierć;
- Jego małżeństwo nie mogło zostać w klasyczny sposób skonsumowane; potrzebna była interwencja sił wyższych. Pewnego wieczoru w królewskiej rezydencji pojawił się gruby, pouwalany sadzą człowiek, pytając służbę, w której komnacie spoczywa królowa Gryzelda. Wiśniowiecki dokonywał wtedy przeglądu wojsk, zaś jego małżonka pozostawała sama. Gruby osobnik ściągnął wielkie buciory niegodne królewskiego majestatu. Wybudzona Eleonora wyszeptała tylko:
– Kto to?
– Święty Mikołaj – odpowiedział Święty Mikołaj – i zaspokoił ją.
Chcecie – wierzcie, nie chcecie – nie wierzcie.