Seat Ibiza

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Nie stać cię było na Volkswagena?

Twój sąsiad z Passatem B5 w 1.9 TDI

Kolega chciał kupić takiego samego, ale nie zdecydował się, bo to auto dla bab do miasta.

Twój kolega bez prawa jazdy, ale za to z siedmioma chorobami wenerycznymi

Seat IbizaVolkswagen Polo, tyle że w bluzce z większym dekoltem.

Generacje[edytuj • edytuj kod]

II generacja, (6K; 1993–2002)[edytuj • edytuj kod]

Widać, że nie jest to zdjęcie z Polski – żadnego studenta nie stać na alufelgi do samochodu

Swego czasu było to bardzo popularne wśród studentów auto ze względu na:

  • ekonomię – pali mniej od Poloneza;
  • niskie koszty eksploatacji – chodzą słuchy, że odpowiednie części zamienne można wykręcić z zepsutej pralki;
  • sztywne zawieszenie, co w połączeniu z przednim napędem pozwala na wjazd w zakręt z prędkościami znacznie przekraczającymi dopuszczalną bez obaw o zgubienie połowy auta w rowie i pozostawieniu drugiej połowy na przydrożnym drzewie.

Obecnie wstyd takim autem podjechać pod uczelnię, bo każda studentka postawiona przed takim wyborem postawi na sponsora z najnowszym modelem Mercedesa. Co więcej, żeby takim autem pod wspomnianą uczelnię zajechać trzeba by takowy posiadać, co jest niemożliwe. Niemożliwe, bo wszystkie istniejące egzemplarze skorodowały do tego stopnia że bardziej się szuka blachy pomiędzy dziurami aniżeli dziur w blachach.

III generacja (6L; 2002–2008)[edytuj • edytuj kod]

Skręt! Do rowu wleci... oj, źle! Leży!

Części do niej są na tyle tanie, że większość usterek w przypadku braku funduszy można naprawić rezygnując z trzech posiłków dziennie na rzecz dwóch przez trzy dni.

IV generacja (6J; 2008–2017)[edytuj • edytuj kod]

Największą zaletą modelu jest takie umiłowanie podtlenku biedy, że co jakiś czas na desce rozdzielczej wyświetlał się komunikat z zapytaniem czy właśnie byś nie chciał takiej instalacji założyć. Ba, jest nawet wersja z fabryczną instalacją gazową, stawiając taką wersję pod względem kosztów przejechania stu kilometrów na równi z drezyną-machajką.

Wnętrze[edytuj • edytuj kod]

Z przodu wygodnie usiądzie nawet Marcin Prokop, z tyłu nastolatki będą miały problemy, zwłaszcza jeśli mają tipsy o większej niż zwyczajowa długości 15 centymetrów. W nowszych generacjach można przewieźć bez problemu trzy worki torfu wraz z twoją babcią i kilkoma rzeczami na działkę – wiem, bo sprawdzałem. We wnętrzu nic się nie zgubi, bo nie ma zbyt wielu schowków – ponad średnią wybija się jedynie uchwyt na napoje za dźwignią hamulca ręcznego, który rozmiarem nie pasuje do żadnego kubka. Ale jest.

Ciekawostki[edytuj • edytuj kod]

  • Większość aut dostępnych w komisach jest popowodziowa – albo Niemiec tak bardzo płakał, jak sprzedawał, albo wnusio utopił auto w rzece, popisując się przed kolegami, a dziadek musiał zapłacić za wyłowienie auta, bo normy ekologiczne UE nie pozwalają na parkowanie samochodu na dnie zbiorników wodnych.
  • Podobno ktoś kiedyś kupił Cordobę w salonie. Nam jednak nie chce się w to wierzyć, bo auta te były ucierane w fabryce do 100 tys. i dopiero potem sprzedawane jako od pierwszego właściciela.
  • Druga legenda mówi o niestuningowanej i nierozbitej Cuprze z dieslem pod maską, która ma jeździć bez kierowcy gdzieś po radomskiej obwodnicy w każdą piątkową noc i odstraszać przeraźliwie głośnym sykiem turbiny i ścigać gimnazjalistów organizujących wyścigi uliczne na chińskich skuterach. Mówi się, że to dusza silnika zatartego przez idiotę, który tankował do niej kradziony olej opałowy.