Polski rap
Fokus robi techno, Gural robi drewno,
Jajo nic nie robi, Peja mówi, że jest ciemno,
Ja kojarzę co drugi koncert w karierze,
Drugiej połowy nie pamięta nawet Pezet,
Bo polski rap zaczął mi konkretnie zwisać w czasach,
Kiedy jeszcze rozumiałem Fisza,
Bo polski rap to dwie płyty rocznie, w tym jedna moja
- Noon rapuje w „Zwykle nie rapują”
Polski rap (ew. polski hip-hop) – zjawisko kultury masowej, typ rapu preferowany głównie przez Polaków mieszkających w Polsce, polskich emigrantów i imigrantów do Polski lub ludzi znających polski język. Masowo uprawiany, lecz niedoceniany. Polski rap jest zawiły w całej swej rozciągłości i trudno go opisać nie dzieląc na części.
Ej ty, kurwa, ty, kurwa, kurwa, kurwa mać, posłuchaj, chuju jeden, co mówi nasza brać…czyli początki.
Piękna przygoda Polaków z rapem nie rozpoczynała się w jednym, konkretnym momencie. Nasz naród dojrzewał powoli do przyjęcia na swe łono tę jakże wymagającą intelektualnie formę ekspresji, a muzykę hip-hopową zaszczepiano na rodzimym gruncie bardzo różnymi metodami: czasem z gitarą w ręce, czasem w rytm disco z lat siedemdziesiątych, a czasem wrzeszcząc coś, co nazywało się „psychorapem”.
Reprezentanci:
- Franek Kimono – pierwszy raper, w czasach kiedy zaczynał, nie było jeszcze stringów.
- Kazik Staszewski – dla ciebie spalał się już w roku 1991, ale gdy na okładce albumu napisali mu „Najlepszy raper Wschodu”, tak się śmiertelnie obraził na wydawcę, że płyty nie chce wznowić po dziś dzień.
- Liroy – ma dwie ręce, dwie nogi, więcej nie dał mu Bóg, oprócz tego ma także głowę, fiuta i brzuch. Chciał z Redem wykąpać swoją matkę, a jego drugie imię to Scyzoryk.
- Wzgórze Ya-Pa 3 – w oryginalnym składzie niezdolny do wymówienia litery R Ładoskół, mimo tego zdolny do wymówienia litery R Wojtas i Zajka, jak sam twierdzi, tak głupi po amerykańsku nazywa się Stupid.
- KaRRamBa – jak jesteś jego byłą, to pocałuj go w dupę i jak gówno poczuj się. Wybił go Misiek z Nadarzyna. Prowadził program w stacji od reklam
- Kaliber 44 – jeżeli myślisz, że Magik, Abra dAb i Joka to ksywki, które mogliby sobie nadać tylko natchnieni marihuaną, tanią fantastyką i pornografią nastolatkowie to tak, masz rację. Swego czasu był z nimi jeszcze gość o ksywie Jajonasz, ale to już było za wiele nawet dla Magika, Daba i Joki.
- Trials X – nie byli tak komercyjni jak Liroy, tak wpływowi jak Kaliber, tak kultowi jak Kazik, ani tak… Ehem, nie byli tak jak Wzgórze, przez co świat zapomniał, że to oni wydali pierwszą stricte hip-hopową płytę w Polsce. I to nawet taką, która nie jest Liroyem.
- Slums Attack – Peja.
- Peja – Slums Attack.
- Peja/Slums Attack – Slums Attack i Peja.
- 3-X-Klan – polska odpowiedź na Kalibra 44 tak stara, że pamięta jeszcze czasy, gdy Rahim potrafił jeszcze rapować i odkrywał, że towarzyszem twego życia jest wędrownik przeznaczenia, on czeka na zły krok by zmienić życia tok, rzuci twą duszę w otchłań zapomnienia
- Warszafski Deszcz – pionierzy sceny warszawskiej. Z początku było sobie dwóch DJ-ów, JanMario i 600V. W pewnym momencie zorientowali się, że robić hip-hop bez rapu to jak nosić sandały bez skarpetek i jako remedium przygarnęli sobie młodego rapera Tede – najpierw wywalił 600V, po czym przygarnął drugiego rapera Ceube, którego zaraz potem wywalił i przygarnął w jego miejsce Numera Raza. Chwilę pograli, po czym wywalił JanaMarię, a gdy już nie było kogo wyrzucać, to wywalił Numera Raza, który musiał dorabiać jako dziennikarz w radiowej Czwórce. Nie wiesz o co w tym wszystkim chodzi? To weź się, kurwa, dowiedz.
- T-raperzy znad Wisły – pionierzy stylu ulicznego, którzy jako pierwszy wprowadzili do polskiej subkultury hip-hopowej etos braterstwa nawijając „Mieszko, Mieszko, mój koleżko”.
- Nagły Atak Spawacza – eksperyment społeczny mający na celu określenie możliwych skutków przekształcenia metala w hiphopowca. Efekt? „Spalimy ci chałupę, rozjebiemy twoją żonę, zabijemy ci dziecko i zgwałcimy siorę”.
- Molesta Ewenement – ani Peja, ani Slums Attack.
- ZIP Skład – polski Wu-Tang Clan. Kilka ekip w jednym. Hip-hop to dla nich chleb powszedni.
- Paktofonika – twór zakorzeniony w (nastoletniej) świadomości zbiorowej słuchaczy jako synonim hip-hopu spod znaku „ech, kiedyś to było”. Wybitnie dobra technika rymowania („Wyprzedza świat realny, nawiedza wirtualny, system binarny, materiał łatwopalny”), dojrzałe poczucie humoru („Tyle ćpunów w całym mieście, nie widziałeś tego jeszcze, popatrz, o popatrz”), aktualna po dziś dzień tematyka społeczna („Dwa tysiące loopy, dwa miesiące zupy, w taki upał każda głupia dupa da ci dupy”)… Do tego bardzo prawdziwa historia przedstawiona w filmowej biografii.
Reprezentuję biedę… czyli rap uliczny.
Jak każde dziecko wie (głównie za sprawą poniżej wymienionych panów), ulica uczy bardzo przydatnej umiejętności, a mianowicie życia na ulicy. Jeżeli szukasz etosu prawdziwego braterstwa, dreszczyku emocji wynikłego z życia na krawędzi, lub też mile wspominasz Kamienie na szaniec i też chciałbyś walczyć z okupantem, ale pod ręką masz tylko policjantów – oto jest muzyka właśnie dla ciebie, bracie, siostro.
Reprezentanci:
- Hemp Gru – twór powstały w wyniku schizmy w Moleście, która według inicjatora projektu, Wilka, nie była dostatecznie ortodoksyjna w epatowaniu patologią. Chłopcy woleli ocierać się o siebie z obnażonymi torsami w teledyskach zapowiadając penetrację analną jakże przystojnych policjantów.
- Chada – Magik wannabe. Ostatecznie się udało i też nakręcili o nim film. Pytanie, czy było warto?
- Firma – powiedz mi, ile znasz rodzimych zespołów które nagrały teledysk w więzieniu, w którym karę odbywał właśnie jeden z członków grupy, przy czym podobne epizody miała za sobą znaczna część składu?
- Bosski Roman – mózg Firmy. Mówi o jebaniu psów więcej, niż niejeden zoofil. Rodzicu, sprawdzaj, czego słucha twoje dziecko.
- Płomień 81 – legendy. W składzie Onar i Pezet. Gdyby tego drugiego w składzie zabrakło, byliby jeszcze większymi legendami, ale stali się nawet z tym drugim, bo zjedli Tedego w beefie.
- WWO – Sokół i Jędker zawsze chętnie pokażą ci jak brutalna potrafi być rzeczywistość murzyńskich gett Warszawy.
Ja o świcie chcę budzić się z ułożonym życiem… czyli rap wrażliwo-emocjonalny.
Środowisko wyrosłe w opozycji do rapu ulicznego, stawiający w swym przekazie na propagowanie właściwych wartości, koncentrację na wewnętrznych przeżyciach bohaterów i kontestowanie zastałej rzeczywistości. I to wcale nie jest tak, że to już wymyślono za romantyzmu, o nie. A już tym bardziej błędem byłoby myśleć, że za powstaniem rapu wrażliwo-emocjonalnego stoi bycie frajerem introwertykiem. Po prostu tego nie rozumiecie.
Reprezentanci:
- Grammatik – najbardziej pechowi geniusze w dziejach. Oryginalnie duet Eldo i Jotuze odreagowujący lirycznie nadwrażliwość. Pewnego dnia dołączyli do składu producenta Noona. Wyszło tak, że ich zwrotki były jedynie dodatkami do bitów. W końcu nagrali debiutancki album EP, który epką co prawda nie był. Do jednego utworu zaprosili gościnnie chłopaka znikąd nazywającego siebie Ashem (nie, nie ten Ash). Wyszło tak, że jedną zwrotką przyćmił wszystko, co koledzy w pocie czoła pisali na ów album. Nieco skonsternowani tym faktem dołączyli Asha do składu i wraz z nim nagrali legendarny album Światła miasta, na którym nie dość, że zjedli ich Noon z Ashem, to jeszcze każdy kolejny występ gościnny. To się Eldo wykurzył i wywalił Asha z Noonem… I tak się skończyła świetlana kariera.
- Pezet – słabsza połowa Pomienia 81, którą Noon dobrał sobie duetu po wywaleniu z Grammatika. Formację nazwali, jakże oryginalnie, Pezet-Noon. Popełnili wspólnie klasyczną Muzykę klasyczną, która co prawda muzyki klasycznej nie stanowiła, ale za to pełna była klasyków. Zgodnie z noonową tradycją każdy bit zjadał po stokroć zwrotki Pezeta. By podbudować nieco chłopaka, Noon zaprosił więc gości, przy których mógłby zabłysnąć. Pech chciał, że znał tylko Fokusa w życiowej formie, Asha i tego typa, sami wicie którego. Przy następnej płycie Noon obiecał, że już żadnych gości nie zaprosi, ale gdy po raz kolejny zjadł młodego swoimi bitami, ten stwierdził, że już wystarczy i wywalił producenta z projektu. Dalej nagrywał już radośnie na bitach inspirowanych disco polo (made by Sidney Polak) i jakoś tak sukcesywnie wywalczył sobie tytuł najlepszego polskiego rapera. Sam Noon profilaktycznie przez kilkanaście następnych lat stronił od hip-hopu, by w końcu, gdy już go naszła ochota porobić bity, zaprosił do współpracy malarza, który już nawet nie starał się rapować. Żyto się nazywa.
- Eldo – solowa inkarnacja pozostałej połowy Grammatika. Gada z sensem (choć często się powtarza), ale mało ludzi go słucha, bo bity ma smutnawe.
- Fenomen – nie jesteśmy podróbką Grammatika. Nie jesteśmy podróbką Grammatika. Nie jesteśmy podróbką Grammatika. Nie jesteśmy podróbką Grammatika. Nie jesteśmy podróbką Grammatika. Nie jesteśmy podróbką Grammatika. Nie jesteśmy podróbką Grammatika. Nie jesteśmy podróbką Grammatika. Ej, Noon, nie zrobiłbyś nam takiego bitu w stylu Grammatika?
- Małolat – brat Pezeta, który to nagrał z producentem Ajronem przepełnioną emocjami płytę W pogoni za lepszej jakości życiem, na której to snuł przepełnioną emocjami opowieść o smutnym świecie osiedlowego dilera heroiny. Wprost wierzyć się nie chciało, że fikcja literacka może być równie realistyczna… Zwłaszcza śledczym, którzy zatrzymali chłopaka za handel heroiną. Swoją debiutancką trasę koncertową przesiedział w więzieniu, a Ajorn stwierdził, że to w sumie chyba nie jest najlepsze środowisko i czym prędzej przekwalifikował się na operatora filmowego.
- Fisz – raper, który przez dwie minuty potrafi ględzić o tym, o czym każdy inny powiedziałby w jednym zdaniu. Z czasem doszedł do wniosku, że hip-hop go ogranicza i wraz z bratem, Emade, zabrał się za progresywną alternatywę elektroniczną.
„Evviva l'arte…!” Won, im bije dzwon, a mi dzwonki przy czapce… czyli rapujmy tak, by lubili nas studenci.
Mierzi cię wygrażanie sobie nożami/pięściami/pistoletami/improwizowaną bronią obuchową, a z drugiej strony nie masz ochoty skulić się w kącie i płakać nad swą wrażliwością? W takim razie sugerujemy zainteresowanie się rapem inteligenckim, a najlepiej nauczenie się na pamięć kilku szczególnie ironicznych wersów, którymi będziesz mógł błysnąć w rozmowie.
Reprezentanci:
- 52 Dębiec – tak się kończy, gdy z całych sił chcesz być Kazikiem Staszewskim, ale jesteś zbyt zdolny.
- Łona – ulubiony raper inteligenta krzywiącego się na widok Pei. Człowiek, który opowie ci przejmującą historię o starzeniu się przez pryzmat kaloryfera, zwróci uwagę na problemy tego świata wspominając, jak dodzwonił się do niego Bóg, wyśmieje fanatyzm religijny proponując wspólną libację irańskim ajatollahom, czy przedstawi się jako instrukcja prac ręcznych. Interpretacja jednego z jego tekstów była kiedyś tematem na maturze (nie, to naprawdę nie jest żart).
- Afro Kolektyw – Łona na sterydach minus optymizm. Do tego pierwszy w Polsce zespół, który postanowił grać hip-hop na instrumentach, nie samplując. Naukowcy po dziś dzień nie mogą dojść do zgody, jakie procesy zaszły w mózgu autora „Ostatecznego rozwiązania naszej kwestii”. Ulubiony zespół krytyków muzycznych stanowiących minimum 75% jego słuchaczy.
- O.S.T.R. – artysta, który przejrzał Polskę na wylot, przynajmniej tak myśli, w czym wtórują mu słuchacze i krytycy.
Twoja nagość sprawia mi radość… czyli hip-hopolo.
Osoby tworzące to coś pełniły dla polskiego hip-hopu rolę podobną, co Linkin Park dla metalu. Rozpropagowali na wiejskich potańcówkach, wykastrowali, wdarli się na szczyty list przebojów i zarobili na tym kolosalne pieniądze.
Reprezentanci:
- K.A.S.A. – choć wielu może się to wydawać nieprawdopodobne, pan Kasowski (swoją drogą, doceńmy wybór pseudonimu) założył pierwszy w kraju zespół hip-hopowy, z którym próbował wystąpić na festiwalu w Jarocinie, lecz zdyskwalifikowano go z powodu, kto by się spodziewał, wulgaryzmów w tekstach. Wobec tego skręcił w stronę rapu inspirowanego dokonaniami Top One i „Lubelskim Fullem”.
- Ascetoholix – kapela, która rymy częstochowskie (och, jakie one są boskie) podniosła do rangi sztuki i takie są jej zasługi.
- Jeden Osiem L – no i jak tu o nich zapomnieć?
- Norbi – badacz specjalizujący się w określaniu temperatury właściwej płci pięknej. Karierę kontynuował z powodzeniem jako konferansjer, podtrzymując sztukę opowiadania sucharów Karola Strasburgera w Kole Fortuny.
- Mezo – zawiódł nadzieje środowiska bardziej niż kolega syna koleżanki pewnej matki. Z jednej strony zaczynał od nagrywania z Peją, z drugiej… No właśnie.
Stawiam sprawę jak kawę na ławę, że fenomenalnie miotam… czyli rap techniczny.
Jeżeli zawsze ceniłeś w tekstach piosenek przede wszystkim umiejętność wciśnięcia w wersy maksymalnej liczby rymów (broń Boże nie czasownikowych!) oraz zdolność do wyrzucenia tego z siebie tych zbitek wyrazowych w stachanowskim tempie, to znaczy, że podskórnie zawsze odczuwałeś/aś słabość do rapu technicznego. Z drugiej strony, jeżeli ideałem dla ciebie jest liryka pokroju „Ej seniorita, sprawdź nasz nakład na kompaktach, lecisz na VIP-a, jesteś mokra jak Bonaqua, w klipach błyszczy twoja pomadka, gdy w weekend witam publikę słyszysz aplauz” to może nie ma się specjalnie czym chwalić.
Reprezentanci:
- DonGURALesko – potrafi formułować porównania, których nie zrozumiałoby sto procent społeczeństwa (w tym on sam). Posiada firmę odzieżową drukującą na koszulkach życiowe mądrości pokroju „Synku, jestem w budynku na innym levelu”. Prowadzi również rozbiórki domów, bo ma flow, który burzy budynki.
- Duże Pe – grande, grande! Regowiec, freestylowiec, hiphopowiec i reszta owiec. Gra(ł) w Masali, Cinq G, Bandzie Tre, Ciszy & Spokoju, TOA Składzie i Emmie Dax, przyjaźnił się z Afro Kolektywem, nagrywał z Mezem i 52 Dębiec, a w wolnym czasie (który jak znajdował, nie wiemy) dorabia jako dziennikarz radiowy i licencjonowany agent piłkarski oraz prowadzi wydawnictwo.
- Fokus – jego głos operuje na częstotliwościach tak niskich, że gdy gra koncert, odpowiadają mu płetwale błękitne. Potrafi wypowiedzieć zdanie podwójnie złożone szybciej, niż ty słowo „kot”. Pomimo nagrania równie miażdżących zwrotek, co „Zimnafuzja” u Pezeta i Noona, czy autorstwa bodajże najpowszechniej uznawanej za arcydzieło polskiej płyty Zawieszeni w czasie i przestrzeni, trwale skalany nastoletnim uwielbieniem fanów (a zwłaszcza fanek) Paktofoniki, gościnnym występem u Dody i swoimi ciągotami do techno.
- Ten Typ Mes – jeśli chodzi o rap, osiągnął wszechmoc, jeśli zaś chodzi o życie, to żałuje pewnych wyborów, bo wolałby zostać dresiarzem.
- L.U.C. – jeśli nie wiesz, o czym ten facet nawija, to nie martw się. On też nie. Specjalista w posługiwaniu się słowami, które nawet w słowniku się nie zmieściły (ty, prostaku, pewnie nawet nie wiesz, co to „haelucenogenoklektyzm”).
- Tau – on nie idzie, on kroczy. Zdecydowanie bliżej, niż do blokowisk jest mu do Królestwa Niebieskiego. Przed przemianą duchową znany jako Medium.
- Trzeci Wymiar – skamieniali. Dla nich masz stajla. Zerwali z łatką hip-hopolo. Znani z nawijania o prędkości karabinu maszynowego.
My, ukryty w mieście krzyk… czyli podziemie.
Stary jak świat motyw. „Jestem z podziemia – żondze!” – brzmi stare hasło. Kto wyjdzie poza nie – sprzedał się. Zazdrość przemawia przez miłych panów w spodniach z krokiem u kolan i obciachową bejsbolówką z daszkiem z tyłu. Ale nie przez wszystkich, bo, pomijając już fakt, że większość chce się wybić (i tym samym sprzedać, jak sami mówią – choć to niezgodne z ich ideą), to niektórzy chcą w tym podziemiu trwać. Często uczestniczą w bitwach freestyle'owych i cieszą się tym, co robią. Powoli zmienia się ich zatwardziały, staroświecki stosunek do wykonawców, którym udało się sprzedać więcej, niż kilka płyt. Ich teksty opowiadają ogólnie o życiu, czasem o tym, że jest im źle, a czasem, że odwrotnie. Nie można jednoznacznie stwierdzić o czym są, ponieważ to zbitka raperów różnych rodzajów, którzy się nie wybili lub wrócili do podziemia.
Reprezentanci:
- Smarki Smark – chcesz zabłysnąć przed hiphopowcami? Zacznij narzekać, że świat jest niesprawiedliwy, bo Smarkiego nie wydali. Zawsze działa. Zawsze.
- Lech Roch Pawlak – freestylowiec-internetowiec, zaczął karierę podczas konsumpcji dżemu i nie chce jej przerywać. Mimo swojego niewątpliwego talentu nie uczestniczy w bitwach freestyle'owych. Ci, którzy nie uważają Pei, Tedego, Pezeta lub pana powyżej za najlepszego rapera w Polsce to albo mają piętnaście lat i słuchają Paktofoniki, albo dobrze wiedzą, że królem jest LRP. Choć w sumie to to akurat wiedzą wszyscy, tylko mało kto chce się przyznać do swoich niezdrowych fascynacji.
- Kula – dawał fulla.
- Gisu – jeśli wiesz o co chodzi i nie klikasz w ten link, by sprawdzić kim ów dżentelmen jest, to znaczy, że nie jesteś zbyt młody, muszę cię zmartwić.
- Gracjan Roztocki – raper, wokalista, prawdziwy artysta. Też malarz, ale z jakiegoś powodu Noon wolał robić hip-hop z Żytem. Prawdopodobnie odstraszył go pomysł z rozbieranymi teledyskami.
- NiKC – gangsterzy. Znani z utworu "Jedziemy po zioło".
- dowolny genialny raper z YouTube'a z pięćdziesięcioma wyświetleniami – nie wiesz jak tego szukać? Poczekaj, aż algorytm ci jakiegoś pokaże. Jak go klikniesz, to już połowę proponowanych będą stanowić panowie Śmigło i Młody π.
Komercja, komercja, to mnie właśnie irytuje… czyli bauns i pokrewne formy disco polo.
Wybujała fantazja aka hybryda amerykańskiego i rosyjskiego rapu, szastanie forsą, gołe panienki i najlepsze fury. Robienie jaj z czego popadnie, palenie skrętów i ogólne panowanie – to wszystko dla pieniędzy. Jeżeli boisz się podejrzeń o łączenie twojej ksywki z, hatfu! hip-hopolo, zawsze możesz komuś pogrozić bronią w teledysku.
Reprezentanci:
- Tede vel TDF vel Fiodor vel Jaca vel DJ Buhh – przeciwieństwo Pei, z którym zwalcza się nieprzerwanie od 2009 roku. Ich wojenka doczekała się nawet strony na Wikipedii. Poza tym wojował też z Eldo, Płomieniem 81, Nowatorem, Onarem, Liroyem, Borixonem, Obrońcami Tytułu, Numerem Razem, Wujkiem Samo Zło, itp., itd. czerpiąc przykład z pewnego kraju, który też uważał, że da radę walczyć z całym światem. I o dziwo, Tedemu się jakoś udaje. Artystycznie[potrzebne źródło] stawia na oryginalność rozumianą poprzez kopiowanie wzorców amerykańskich.
- Borixon vel Rekin vel Borygo vel Marna Twarz vel BRX vel Borys – kiedyś zastępował Radoskóra w Wzgórzu Ya-Pa 3, w pewnym momencie jednak
narzuciłzaproponował grupie porzucenie oryginalnego stylu celem skserowania dokonań sceny warszawskiej, co w krótkim czasie doprowadziło do rozpadu jednej z pionierskich formacji polskiego hip-hopu. Rozsmakował się w niszczeniu krajowego dziedzictwa muzycznego, że ramię w ramię z Tede rozpoczął stopniowy demontaż wartości artystycznej polskiego hip-hopu, kontynuowany później za pomocą projektów takich, jak Gang Albanii, czy Chillwagon. - Popek – naprawdę myślałeś, że nie da się połączyć gangasta rapu z disco polo? Zoofil i koprofil.
- Gang Albanii – połączenie sił Popka i Borixona. Kicz zamiast się zsumować został podniesiony do potęgi. Kapela posiadała fanów młodszych, niż populacja Sudanu Południowego, co samo w sobie jest sporym osiągnięciem.
- Kizo – on może być królem disco, a ty zwykłą pizdą. Kiedyś robił uliczny rap, lecz wyczuł pieniądze i zaczął robić disco polo.
Twory pokrewne
Rap emigracyjny
Opowiada o tym, jak ciężko jest poza ojczyzną, ewentualnie jak fajnie jest za granicą. Wybór tematu zależy od pozycjonowania się rapera na kompasie politycznym.
Wykonawca w znacznym stopniu opiera swoją twórczość o wspominanie ojczyzny. Wybrać może jedną z dwóch ścieżek:
- Poziom podszytej najczystszą miłością tęsknoty na poziomie, którego nie powstydziliby się przedstawiciele poezji emigracyjnej a'la Mickiewicz.
- Polska była piekłem, z którego jakimś cudem udało mi się wyrwać. Teraz zarabiam krocie w norweskiej fabryce łososia.
Głównymi siedliskami raperów emigracyjnych są Niemcy, Skandynawia, Niderlandy i wyspy brytyjskie.
Trap
Nie chcesz/nie umiesz rapować? Otwierając usta wydobywa się z nich skrzekot wrony? Nic prostszego! Zainwestuj w autotune'a i niech potęga technologii odwali za ciebie całą niewdzięczną robotę. Po prostu pojęcz coś o tym, jak wiele pieniędzy posiadasz. Dobór bitu może być absolutnie przypadkowy. I tak wszystkie brzmią identyczne.