Gibson Flying V

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Tak trzeba na tym grać

Flying V (ang. Latające W) – kolejny z kultowych elektryków produkcji Gibona. Obecnie jego użycie dozwolone jest w muzyce złomowej[1], lecz aby dało się na nim zagrać, trzeba go podłączyć do równie kultowego wzmacniacza oraz, w przeciwieństwie do mhrocznych instrumentów typu Satan's guitar czy Explorer, które wymagają od właścicieli pozycji statycznych, należy zawiesić go na szyi nadpobudliwego gitarzysty[2]. Bywa mylony z trójkątem elektrycznym.

Historia

Wszystko zaczęło się od ostrej popijawy wśród projektantów Gibsona w roku 1958. Trudno do tego dziś dojść kto, ale wtedy właśnie ktoś, w stanie alkoholowego olśnienia, w wyniku rozważań futurologicznych, postanowił zaprojektować gitarę wyglądającą przyszłościowo. Następnego dnia, gdy uczestnicy zabawy próbowali sobie przypomnieć, co się działo, odnaleźli szkic i skojarzyli go z gościem bełkoczącym o przyszłości. Ze złośliwości (coby kolega imprezę zapamiętał do końca życia) nazwali ten model Futura, z którego się potem zrodziły bliźniaki – chłopczyk Explorer oraz dziewczynka, Flying V[3].

Gitary te okazały się tak przyszłościowe, że nikt nie chciał ich kupować. Na szczęście jakaś ilość sprzedanych egzemplarzy trafiła do wielkich sław, wszyscy oczywiście zapragnęli je mieć i w '67 ponownie zaczęły opuszczać taśmę.

Charakterystyka

  • V-ka jest materialnym odpowiednikiem słowa ciężki. Nie tylko ze względu na brzmienie cięższe od sapania szatana, ale także dociska do ziemi grającego na niej gitarzystę. Dzięki temu nie skacze on za wysoko i nie wyrywa mu się kabel.
  • Dziewczynka lubi wibracje i dlatego ma zamontowany ruchomy mostek Vibrola.

Przypisy

  1. Jimi Hendrix i Albert King próbowali grać bluesa. Nie żyją
  2. Dzięki temu imienne V faktycznie lata
  3. Dziewczynka, bo nie ma tego czegoś sterczącego, co ma Explorer