Zespół numetalowy

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Typowy zespół numetalowy w rzeczywistości

Zespół numetalowy – specyficzny podgatunek zespołu muzycznego pochodzenia amerykańskiego powstały, by pokazać digitus impudicus wszystkim, którzy uważali, że metalu nie można skrzyżować z hip-hopem. Twór silnie inwazyjny, swego czasu rozprzestrzenił się na Amerykę i resztę świata, jednak większość populacji wymarła na początku wieku, po nabraniu przez nastolatków odporności stadnej na nu metal.

Skład zespołu numetalowego

Gitarzysta

Utwór numetalowy opiera się o gitarowe riffy. Po ich analizie okazuje się, że można je zagrać nawet na rozstrojonej gitarze akustycznej bez kilku strun. Gitarzysta numetalowy jest absolutnie niezdolny do wykonania solówki i jego rola sprowadza się do tworzenia metalowo brzmiącego tła dla wokalu. Gitarzysta, nawet ten legendarny, jest amatorem, któremu przysporzyłoby nie lada problem zagranie „(I Can't Get No) Satisfaction“. Nie ułatwia on sobie sprawy poprzez częste korzystanie z gitary siedmiostrunowej. Już samo zagranie riffu jest dla niego zadaniem tak niewyobrażalnie ciężkim, że zapomina on nastroić instrument (a przy okazji tego nie umie). Z czasem to rozstrojenie gitary słuchacze uznali za zabieg celowy i uznali za „coś fajnego i oryginalnego”, tak więc gitarzyści numetalowi przestali przejmować się stanem technicznym swojego sprzętu.

W większości potrafią oni śpiewać, acz nie afiszują się z tym. Ich wokal usłyszymy dopiero na solowych nagraniach lub po wielu, wielu latach, gdy nu metal będzie już martwy, a zespół zacznie nagrywać coś nie mającego nic wspólnego ze swoimi korzeniami.

Gitarzysta powinien być obowiązkowo brzydki jak noc. Mile widziane są elementy charakterystyczne, np. dredy lub inna dziwna fryzura (dopuszczane są tylko długie włosy), nie zdejmowane nigdy słuchawki, maska na twarzy, jeszcze dziwniejszy makijaż, lub też kontrowersyjne zachowanie a'la Daron Malakian. A najlepiej wszystko razem. Istnieje też znaczne prawdopodobieństwo otyłości.

Basista

Gra basisty jest jak zupka z proszku, szybka i prosta. Wizualnie podobny do gitarzysty, niemal zawsze widziany z brodą.

W przypadku basisty numetalowego prawdopodobieństwo, że odejdzie on z zespołu, umrze lub też zapadnie w śpiączkę jest bardzo wysokie. W takim wypadku muzyk ów zostaje przez fanów uznany za jedynego kanonicznego z basistów, a jego następcy będą musieli liczyć się z groźbą linczu społecznego. Gdy kolejni zastępczy basiści nie wytrzymują presji psychicznej, oryginał powraca do składu (o ile nie umarł lub też nie zapadł w śpiączkę).

Lubi skakać po scenie, jest widoczny, acz nikt go nigdy nie słyszy. To, co tak naprawdę jest grą na basie zlewa się z brzemieniem gitary, tak więc każdy myśli, że wszystkie dźwięki wydaje gitarzysta, a basista jest jedynie ozdobą na scenie. A młody gitarzysta próbując grać riffy ze swojego ulubionego utworu numetalowego jest rozczarowany, że nie udaje mu się odwzorować tego, co słyszał w piosence. Wtedy rzuca instrument w kąt i już więcej nigdy na nim nie gra. Młodzieniec nie jest świadomy, że tak naprawdę to, czego brakowało w jego interpretacji utworu to linia basu.

DJ

Nu metal to jedyny gatunek metalu, a może i w ogóle muzyki gitarowej, w którym można spotkać DJ-a. Dołącza do składu chcąc tworzyć zaawansowaną technicznie muzykę, jednak szybko zostaje spacyfikowany i kończy grając na samplerze. Albo nikt go nie słyszy, albo nikt nie słyszy zespołu. Najczęściej to pierwsze.

Bywa, że nie pojawia się nawet w teledyskach, ale za to z chęcią je wyreżyseruje, bo z pewnością ukończył jakieś dziwne studia, np. robienie efektów specjalnych do filmów. Mniej lub bardziej skutecznie lobbuje za tworzeniem instrumentalnych kompozycji do zapychania płyt, na których może się wyszaleć. Z wyglądy nie jest podobny do reszty zespołu, przypomina raczej grającego po godzinach studenta politechniki.

By zostać DJ-em numetalowym trzeba mieć koniecznie jakieś egzotyczne korzenie, np. łotewskie, meksykańskie lub koreańskie. Należy być cichym, stojącym z tyłu sceny elementem dekoracji.

Wokalista

Szczególny obiekt zazdrości tró metalowców, którzy nie potrafią przełknąć faktu, że w przeciwieństwie do ich idoli potrafi śpiewać. I to wysokim, czystym głosem mającym kilknaście oktaw. Wokaliści numetalowi lubują się w różnorakich krzykach oraz naśladowaniu odgłosów zwierząt z zoo. Ci bardziej ekstremalni sięgają po growl tak brutalny, że nawet norwescy blackmetalowcy uciekają, gdzie pieprz rośnie. W przypadku braku rapera w składzie potrafią zarapować, choć to nigdy nie brzmi dobrze.

Niemal każdy wokalista pokryty jest warstwą tatuaży i posiada kolczyki w najbardziej wymyślnych miejscach. Jeśli chodzi o jego aparycję, to istnieją dwie opcje: albo wokalista będzie piękny niczym gwiazda popu (co przyciąga na zespół oskarżenia o bycie boys bandem) lub też przywodzi namyśl obrzydliwego amerykańskiego kierowcę ciężarówki.

Na scenie zajmuje się skakaniem i nigdy nie trzyma w dłoni instrumentu, choć w studiu potrafi grać na gitarze, pianinie, bębnach i dudach.

Perkusista

Najspokojniejszy element zespołu. Grzeczny, wrażliwy na piękno świata i niewyrażający żadnych emocji intelektualista. Nie przekłada się to jednak na grę! Perkusista numetalowy z całej siły bije w bębny i talerze, czym zdarza mu się zagłuszać cały zespół. Muzykuje w myśl zasady „zespół sobie, a ja sobie”, czym podkreśla swój indywidualizm. W ten sposób to, co gra perkusista czasem nie ma nic wspólnego z tym, co gra reszta grupy. Nikt się tym nie przejmuje, a zespół nie ma serca powiedzieć perkusiście, co tak naprawdę myślą, bojąc się urazić chłopaka. Również w tym przypadku częstym zjawiskiem jest posiadanie zarostu.

Raper

Raperzy numetalowi występują w dwóch podgatunkach, co utrudnia ich klasyfikację oraz czyni niemożliwe stworzenie jednej, uniwersalnej charakterystyki jak w przypadku innych członków grupy.

Ja-Tu-Tylko-Rapuję

Twarz zespołu, nieangażująca się w żaden sposób w muzykę grupy. Brzydki jak noc, można nim straszyć niegrzeczne dzieci. Ubiera się niczym typowy raper, w dresy, lub też niczym nawiedzony metalowiec. Nie potrafi na niczym grać, więc jego obecność sprowadza się do rapowania i chodzenia po scenie w trakcie koncertów. Najczęściej bardzo agresywny i napakowany testosteronem. W pewnym momencie Ja-Tu-Tylko-Rapuję może przejść kryzys egzystencjalny spowodowany spadkiem sprzedaży płyt i wtedy zostaje on wokalistą.

Żadnej-Pracy-Się-Nie-Boję

Niekwestionowany lider grupy. Ojciec chrzestny, generalissimus i Najwyższy Przywódca, który ma pierwsze i ostatnie zdanie w każdej kwestii. Z początku zajmuje się wyłącznie rapowaniem, jednak szybko zaczyna odczuwać potrzebę przejęcia większej kontroli nad tworzoną przez zespół muzyką. Sięga więc po instrumenty klawiszowe i gitarę, uczy się obsługiwać sampler, ściąga do studia kwartety smyczkowe i z uporem maniaka uczy się grać na wszystkich możliwych instrumentach. Nie obchodzi go, że potrafi zagrać trzy dźwięki na zapomnianej harfie uzbeckiej, więc i tak wplecie ja do któregoś utworu. Pisze teksty i z czasem staje się głównym kompozytorem, a resztę zespołu traktuje jak muzyków studyjnych. Z czasem zaczyna zauważać, że rapowanie go ogranicza, więc zaczyna też śpiewać, stając się raperem i wokalistą. Jeśli grupa ma już wokalistę, to zrobi wszystko, by zredukować jego obecność na nowej płycie. Nim ktoś zdąży się obejrzeć, Żadnej-Pracy-Się-Nie-Boję projektuje już okładki albumów i zostaje producentem nagrań.

Ma monopol na wywiady i nawet jeśli basista chce udzielić jakiegoś sam, to raper do niego dołączy. Rozmowy z samym sobą sygnuje natomiast nazwą zespołu, dając do zrozumienia, że to on jest całą grupą, Z Łaski Bożej Carem i Wodzem. Kariera solowa oraz osiemset projektów pobocznych obowiązkowe.

Sztandarowe przykłady: Epic Mazur z Crazy Town i Mike Shinoda z Linkin Park.

Zespoły numetalowe

  • KoЯn – ojcowie założyciele nu metalu, Яównie legendaЯni, co kiczowaci. Po latach nikt się nie pЯzyznaje, że słuchał KoЯna, chociaż pod pЯysznicem wciąż nuci „FЯeak on a Leash”, a gdy Яadio pЯzypomina „Falling Away fЯom Me” to aż łezka kЯęci się w oku.
  • Linkin Park – najwięksi celebryci w świecie nu metalu, których zna każdy, czy tego chce, czy nie. „In the End”, „Crawling”, „Papercut”, „One Step Closer”, „Numb”, „Faint”, „Somewhere I Belong”… Tak, to wszystko nagrał jeden zespół! I to na dwóch płytach, Hybrid Theory i Meteora, które zdefiniowały nu metal. Doprowadzili go do szczytu popularności, po czym porzucili na rzecz syntezatorów, symbolicznie zamykając tę erę w dziejach muzyki. Zdaniem jednych symbol komercji, zdaniem drugich źródło wszelkich prawd objawionych.
  • Deftones – jedna z niewielu grup kochanych zarówno przez krytyków jak i słuchaczy. Przez tró metalowców, którzy nienawidzą nu metalu słuchani po północy w piwnicach, choć gdy puszczają „Change (In a House of Flies)” słyszy ich cała ulica. Nie mogą się jednak publicznie przyznać, że kochają Deftones, bo oni przecież grają nu metal, a nu metal to zło, zło i jeszcze raz zło. Tak więc ich tajemnica poliszynela ma się dobrze, podobnie jak sprzedaż albumów Deftones.
  • Slipknot – sympatyczni chłopcy w upiornych maskach, dla fanów nu metalu jest to odpowiednik Mayhem. Jedyni nu metalowcy, którzy po dziś nie zmienili stylu i wciąż są sławni, choć zaliczyli swego czasu romans z lżejszym graniem (czytaj: gitarowe ballady).
  • Limp Bizkitdisco polo metalu oraz wokalista cierpiący na zespół Tourette'a, czyli mieszanka wybuchowa. Wielkich hitów „Rollin'”, „Break Stuff”, czy nawet „My Way” wstydzi się już nawet MTV przypominać. Legenda głosi, że to właśnie oni zabili nu metal. Przy okazji autorzy ballady uznawanej (przez krytyków!) za najgorszy cover wszechczasów, czyli „Behind Blue Eyes”.
  • System of a Down – legendarny zespół nu metalowy, który nie grał nu metalu, choć wszyscy twierdzili, że grał nu metal. A poza tym Ormianie. To ci od „Chop Suey!” i „Toxicity”. A także „B.Y.O.B.”. Oraz „Aerials”. I „Sugar” też. Tak, również „Lonley Day”. Za pomocą wojowniczych tekstów o pizzy[1], bananach[2] oraz erotycznych bąbelkach[3] próbują zniszczyć kapitalizm, ale im nie wychodzi, bo zespół socjalistów wziął sobie prawicowego perkusistę zakochanego w Trumpie.
  • Disturbed – choć dziś wszyscy kojarzą ich z granym na pogrzebach „The Sound of Silence”, to kiedyś stworzyli słynne „Down with the Sickness”. Choć chcieli grać nu metal, to często mówi się, że byli zbyt spokojni, więc z czasem pokazali publice środkowy palce i przerzucili się na coverowanie Stinga.
  • Drowning Pool – pamiętani i kochani, choć nie zdążyli zostać wielkimi legendami poprzez zgon wokalisty po wydaniu pierwszej płyty. Nie mniej przebój „Bodies” pamiętamy do dziś. I to właściwe tyle, jeśli chodzi o ich osiągnięcia w branży muzycznej. W sumie, to oni coś jeszcze nagrali?
  • Papa Roach – „Last Resort” i „Scars” to właśnie oni. Skończyli się równie prędko, co zaczęli. Ich raper zaczął śpiewać i dorabia sobie występując u boku mongolskich zespołów folkmetalowych.
  • Godsmack – legendarni za całokształt twórczości, kojarzeni głównie z „I Stand Alone” wykorzystanym w filmie akcji dla nastolatków produkcji Disneya.
  • Mudvayne – upiorna wersja KISS w makijażach przedstawiających… No, w sumie to nie wiadomo co. W każdym razie taki niskobudżetowy Slipknot. Po zmyciu tapet z twarzy dalej nagrywali przeboje, ale nikt ich nie rozpoznawał, więc często uznawani są za dwa różne zespoły. Większość słuchaczy pamięta ich za memiczne „Dig”. Jedyny zespół numetalowy, który faktycznie potrafi grać, a basista jest bożyszczem młodych szarpidrutów. Równocześnie stanowią cudowny paradoks, otrzymując najniższe możliwe oceny krytyków, po czym są przez nich umieszczani w rankingach najlepszych zespołów metalowych. Krytyka nie zrozumiesz.
  • P.O.D. – kiczowaci artyści jednego przeboju, jakim było „Youth of the Nation”. Nawet fani tego koszmaru nie potrafią wymienić ich innych utworów, co zdecydowanie o czymś świadczy. Jako głęboko wierzący chrześcijanie rapują głównie o sprawach religijnych, a mimo to nie chcą być nazywani zespołem chrześcijańskim.
  • Crazy TownBayer Full + gitary + rap. Sytuacja podobna, co z P.O.D., publika zna tylko jeden utwór, „Butterfly”, który raz zanucony nie wychodzi z głowy do końca tygodnia. Jeśli usłyszało się go w niedzielę, wtedy będzie się go nucić do następnej niedzieli.
  • Skillet – słynni w Ameryce, gdzie lubi się uduchowione klimaty – oni grają chrześcijański nu metal! W końcu w USA istnieją chrześcijańskie rodziny, w których dzieci mogą słuchać tylko chrześcijańskiej muzyki, więc oto Skillet zwietrzył interes i tak powstały „Monster”, „Hero”, „Feel Invincible” oraz „Awake and Alive”. Trzon grupy stanowi, po chrześcijańsku, mąż z żoną, a ów mąż uważa się za mesjasza, który gitarą ma zbawić świat. Z Bogiem!
  • Evanescence – wyjątkowa grupa numetalowa, bo prowadzona przez kobietę. Proszę więc połączyć nu metal z naleciałościami gotyckimi i otrzymamy znane każdemu „Bring Me Back to Life”. Spośród wyżej wymienionych grup tej tró metale nienawidzą najbardziej. I nie tylko metale.
  • Dope – grupa o wyjątkowo niskim współczynniku wrogów[4], słynąca z oryginalnego wyglądu i wyrażania swojej nienawiści do wszystkiego, co się rusza. Po latach ich imię zostało przykryte wielką popularnością piosenki „DOPE” pewnego południowokoreańskiego boys bandu i dziś słowo to nie kojarzy się już większości społeczeństwa z zespołem. Trzeba przyznać, że to smutny koniec kariery.
  • Black Sonic – zespół, który może nigdy nie zdobył sławy… No dobrze, mało kto o nim słyszał… W sumie, to oni coś nagrali? Jednak… To jest grupa z Liechtensteinu! Ma nawet stronę na Wikipedii i to w siedmiu językach, choć biorąc pod uwagę, że strony te składają się właściwie tylko ze spisu płyt i składu grupy, można założyć, że artykuły te napisał sam zespół posiłkując się Tłumaczem Google.

Zobacz też

Przypisy

  1. Kłania się kompozycja „Chic 'N' Stu”, jeśli jesteś zdania, że to głupi żart
  2. Piosenka „Vicinity of Obscenity”, jeśli nie wierzysz
  3. Utwór „I-E-A-I-A-I-O”, niedowiarku
  4. Oraz fanów…