Zawiercie
Ten artykuł jest niezmiernie długi i jego czytanie może spowodować liczne szkody, takie jak: strata czasu, ból palców, możliwość zepsucia się myszki, klawiatury, procesora i przypalenie drugiego dania. Upewnij się, że jesteś na siłach lub wylosuj sobie coś krótszego. |
Zawiercie to nie Zagłębie kwa! nie jestem kwa gorolem!
- Przeciętny Zawiercianin o sobie
Zawiercie (lub Zapierdzie) – wiejski kołchoz powiatowy z przypadkowo nadanymi prawami miejskimi, położony na gorolskich rubieżach województwa śląskiego. Miasto niewadzące nikomu, jednocześnie nieznane nikomu w odległości 150 kilometrów od granicy powiatu. Jest to miasto największych absurdów, kwintesencja niezwykłości, Polska w miniaturce. Przez to jest tak piękne.
Gdzie to jest?!
Zawiercie leży na Wyżynie Śląskiej i na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej. Takie wielkie? Nie, Zawiercie ma nawet niezwykłe położenie geograficzne. Przepływające rzeki – Warta i Czarna Przemsza – płynąc jedną doliną, rozdzielają się i Warta idzie do Odry, a Przemsza do Wisły. To coś (fachowo kuesta jurajska) powoduje, że ludzie nieświadomie idąc do dyskontu po bułki, przemieszczają się między krainami geograficznymi. Położenie na dziale wodnym i to jeszcze w miejscu źródliskowym ma swoją wadę. Jeśli gdzieś nagle się zrobi pustynia, to najpierw w Zawierciu. Jest więc szansa na Rajd Dakar w Polsce. A jak popada, mamy dwie fale powodziowe.
Historia
Zawiercie jest miastem młodym. Na początku był Kromołów. I tak był, wiocha na drodze z Krakowa do Poznania. Potem pojawiło się Zawiercie. Początkowo zajazd (a jak!), potem kuźnie i na tym koniec. Miasto rozwinęło się dopiero w czasie zaborów – dostało pociągi i zakłady przemysłowe. W dodatku nieopodal biegła granica między zaborem pruskim a austriackim – na pewno w mieście kwitł przemysł przemytniczy. Wszystko się spierniczyło w czasie I wojny światowej i Zawiercie wymarło. A gdy zaczynało się odradzać, bęc – i zrobiło się Wartenau z całkiem rozległym gettem. Po adolfowej stagnacji trzeba było odbudować kraj i to był okres przełomowy, ruszyły fabryki, było gdzie tu pracować. Z końcem ustroju znowu wszystko szlag trafił, więc nic dziwnego, że tutaj wyjątkowo silny wydźwięk mają słowa Za komuny było lepiej!. Transformacja ustrojowa zapomniała o tych pustkowiach i w efekcie bezrobocie w Zawierciu sięga jakieś 120%, niezadowolenie społeczne dwa razy tyle.
Demografia
Jak tu zliczyć zawiercian?
Myślisz, że Zawiercie to senna wioska z liczbą mieszkańców równą 3000? No to zonk, Zawiercie jest potężną metropolią z 50 tysiącami ludzi. Co prawda ostatnie donosy potwierdzają liczbę 49993 obywateli, lecz liczba ta nieustannie się zmienia, jeszcze nowsze donosy mówią o 52 tysiącach. Wynika to jednak nie aż tak bardzo z mizernego przyrostu naturalnego, a z ucieczek mieszkańców daleko od Zawiercia. Nic zresztą dziwnego. Miasto piękne, dumne, ale biedne. Dodatkowy problem stanowi kwestia zliczenia zabudowań rozsianych po terenie całej gminy, a branych przez Zawiercie jako swoje.
Ogólny zarys ludnościowy
Spośród 49993/52100 mieszkańców (dawne, nieaktualne dane) największą część mieszkańców stanowią ludzie starsi. Emerytura to najpewniejsze źródło utrzymania w tym mieście, co już powinno dobrze obrazować sytuację. Z reguły jednakowi, snujący się po długich ulicach różnych dzielnic. Spory procent ludności stanowią osoby w wieku tuż-tuż przedemerytalnym, którym chce się jeździć po powiecie do zakładów pracy. Ciekawie wygląda struktura zawierciańskiej młodzieży, subkulturowość nie jest tak wyraźna jak w innych miastach. Wręcz przeciwnie, tutaj metalowiec może zgodnie współżyć z dresiarzami, emosy ze skinheadami mogą mieszkać na jednej dzielnicy i nie będą sobie palić samochodów. Właśnie te więzi miały władze miasta na myśli, ustalając slogan promocyjny Zawiercie. Miasto dobrych połączeń, bo na pewno nie chodziło o infrastrukturę transportową. Niemniej, ludzie są tu naprawdę różnorodni, gdzie i separatyści, i dziewczyny urodziwe, lecz fałszywe, jak śpiewał jeden taki zespół, wiadomo skąd.
Struktura wyznaniowa
Znaczna część społeczeństwa to katolicy niepraktykujący – wyznawcy butelczyny. Równie znaczna część społeczeństwa to katolicy praktykujący, są też zielonoświątkowcy, ewangelicy i Świadkowie Jehowy.
Stan lokalnej gospodarki
W Zawierciu sporą rolę odgrywa rolnictwo, jak zresztą można się spodziewać po postpegieerowskich dzielnicach. Sporo mieszkańców ma działkę lub przydomowy ogródek, gdzie produkuje się kilka nieeksportowych płodów rolnych (cebula, pietruszka) na własny użytek.
Przemysł? Kiedyś funkcjonowało tu takie pojęcie. Dziś została już tylko huta żelaza, i odlewnia żeliwa ciągliwego. Do największych zakładów zatrudniających zaliczać można jeszcze szpital i kioski Ruchu. Kiedyś tu istniały i przędzalnie i huta szkła i inne zakłady przemysłu lekkiego, teraz 90% kononowiczowskiej normy się wyrobiło i nie ma tu właściwie nic.
Całość gospodarki opiera się na Biedronkach, Lidlu, Tesco i na ryneczku na Żabkach. Jest też nowoczesna zawierciańska Pogoria – Centrum Handlowe Intermarche-Bricomarche-Media Euro RTV AGD i Biedronka z Media-Expertem naprzeciw-Rynek w czwartki i niedziele kilka metrów dalej. Są tam różne sklepy elektroniczne z elektroniką, butami, szmatami i trochę innych rzeczy. Do tego w ostatnim czasie wybudowana została "galeria", która z nazwą nie ma nic wspólnego. To 4 budynki z Rossmanem, RTV AGD, kebabem i nowością czyli Pepco. Jednak otwarcie i tak spowodowało ogromny rozgłos w mieście i tłumy starych mocherów poszukujących promocji -2%. A na rynku wszystko, tylko nie to, czego akurat szukasz lub co ci się w domu spierdzieliło. Ogółem w Zawierciu jest kupa sklepów, są różne jamniki i pasaże, cała ulica 3 maja czy Marszałkowska itp. Szacuje się, że na jeden sklep w Zawierciu przypada jakieś 200-300 zawiercian, a jak podliczyć inne punkty usługowe...
Warto wiedzieć, że Zawiercie może trzymać za pysk Rosję i inne mocarstwa – gdzieś tu w pobliżu jest uran. Jest też cynk, ołów i srebro, ale do niedawna nikt się tym nie przejmował, a gdy kopalnia mogła powstać mieszkańcy odrzucili możliwość bycia bardziej Ślązakami.
Osiedla
Sól każdego miasta. A Zawiercie nie gorsze i swe osiedla ma. Ogólnie wyglądają tak samo, więc dużo się tu powtarza. Hymnem wszystkich dzielnic jest piosenka Life in Mono grupy Mono.
- Argentyna – na pozór spokojna okolica, domki jednorodzinne i bloki. I całkiem sporo szkół wyższych. A nawet zakłady przemysłowe, wszak sąsiaduje z Hutą Zawiercie. Większość dróg tutaj jest węższych niż ścieżki w ZOO, a są dwukierunkowe. Ilość bezpańskich psów zdecydowanie przewyższa liczbę mieszkańców osiedla.
- Blanowice – mają nawet własny stadion, jak to w Zawierciu bez klubu; Olimpia się rozleciała. Dzielnica wygląda w sumie podobnie do pozostałych – sporo zadrzewień, sporo domów i nic do roboty dla jakichkolwiek grup wiekowych.
- Borowe Pole – skomasowana zabudowa domków okraszona wąskimi uliczkami. Remont wiaduktu, szczęśliwie zakończony, spowodował wzrost niezadowolenia populacji o 420%, co jest rekordem w kategoriach ekonomicznych. Odnotowuje się też tu większą liczbę kryminogennych elementów niźli w porównywalnych okolicach – łoj Panie, taka to spokojna okolica… Cała reszta Zawiercia zazdrości im stacji kolejowej.
- Brooklyn – osiedle swoją potoczną nazwę wzięło od pobliskiego Manhattanu, ponieważ zbudowane jest ze znacznie starszych bloków z wielkiej płyty niż te na Manhattanie. Analogicznie do Manhattanu, osiedle uważane jest za „niebieskie”, ponieważ zamieszkują je najbardziej ortodoksyjni fani drużyny z Chorzowa.
- Bzów – mają dworek z XIX wieku i źródła Czarnej Przemszy, a także małomiasteczkowy klimat, więc z lotu ptaka wygląda to jak kopia Kromołowa.
- Centrum – jak to centrum, dużo bloków, dużo sklepów, dużo ruchliwych ulic i billboardów. Masz to w każdym mieście, niewarte oglądania. Paradoksalnie jednak, nie wszystkie ważne obiekty się tu mieszczą, więc i ci mieszkańcy muszą czasem nieźle się nabiegać.
- Dąbrowica – senniejsza wersja Zuzanki.
- Dzielnica Cudów – bo każde miasto musi mieć swój Bronx. Budynki przywodzą na myśl gangsterskie kino amerykańskie. Fabuła też, bo naprzeciwko dzielnicy są kontrastowe dyskonty, bank i siedziby komorników – symbole ucisku. Okazjonalnie można zobaczyć spalony samochód.
- Karlin – aż dziw, że nie ma odrębnych praw miejskich. Dookoła pola, a będąc tu wciąż możesz mówić, że przebywasz w Zawierciu.
- Kosowska Niwa – takie Borowe Pole w skali 1:2. Wszystkie ulice pochodzą od nazw ptaków – mamy więc między innymi Kukułczą, Kormoranów czy Nowowiejską.
- Kolonia Ręby – strzeże miasta od północnych stron w razie ataku Szwedów. Tutaj czas również zatrzymał się jakby przed XXI wiekiem.
- Kromołów – najstarsza dzielnica, widać to po niektórych budynkach. Spod kapliczki pw. św. Jana Nepomucena wypływa jakieś brunatne, czasem zielone coś, czego nikt nie nazwałby rzeką. Mimo to, jest tu klimat odrębności od pozostałych dzielnic.
- Łośnice – z tychże wszystkich miejscowości dookoła najbliższa Zawierciu. Tylko położeniem, więcej uświadczysz choćby w Pomrożycach.
- Marciszów – na pierwszy rzut oka podobny do Borowego Pola rozmiarem i wyglądem, ale to dość osobna jednostka terytorialna. Wyróżnia się sporym zagęszczeniem monopolowo-spożywczych.
- Manhattan – twór między Żabkami a Łośnicami, znany z krnąbrnej młodzieży. Dzielnica znana z trzech wieżowców (stąd pomysłowa nazwa) oraz częstych patroli policji. Wielkopłytowa zabudowa sprawia, że turysta czuje się jak w romskich dzielnicach Bratysławy (a i próba dogadania się z tutejszą młodzieżą wygląda jak rozmowa Polaka ze słowackojęzycznym Romem). Przez niektórych zaliczany do dzielnicy Argentyna, jednakże tutejsza separatystyczna młodzież twardo broni swej tożsamości i odrębności.
- Miodowa – stężenie emerytów przekracza średnią dla polskiej wsi. Nie ma tu absolutnie nic do rozrywki, poza dwiema szkołami i częstymi przerwami w dostawie prądu. Na całej dzielnicy jest tylko jeden blok i dużo skuterów.
- Nowe Zawiercie – nie ma tu takiej nazwy! To też jest Borowiec!
- Osiedle Piłsudskiego (czyli Żabki) – ważniejszym patronem od marszałka są żaby wokół fontanny na małym skwerku. Nie działają od 10 lat, więc fontanny nie ma. Wyróżnia się dużym stężeniem sporych wieżowców, każdy taki jak drugi!
- Pomrożyce – jak będzie się rozbudowywać w takim tempie jak dotychczas, nigdy odległość do choćby Zuzanki nie przesunie się na tyle blisko, by dało się tam relaksacyjnie biegać sprinty.
- Przyjaźń – Zadrżysz, gdy usłyszysz. Zakład dający zatrudnienie wielu osobom z tej dzielnicy upadł, co wywołało równoczesny wzrost różnych patologii. Mało tego, Przyjaźń dzieli się na cztery części umownie zwane „Hotelami”, „Górką”, „Dołem” i domkami prywatnymi. Dzielnica strzeże miasto od strony Dąbrowy Górniczej, a turysta w kapturze może ujdzie przez pół osiedla.
- Skarżyce – odrębna miejscowość, sąsiaduje z inną gminą, wiejski krajobraz – tak, tak wyglądają dzielnice Zawiercia.
- Warty – standardowe zawierciańskie osiedle: trochę uliczek i dużo zieleni, przecież zieleń to kolor Warty (jednej, jak i drugiej).
- Wydra Zielona – wygląda jak wieś: kilkadziesiąt domów rozrzuconych po obu stronach głównej drogi z polami i lasami dookoła.
- Zuzanka – wygląda podobnie jak dzielnica Miodowa, tyle, że prąd tam dociera częściej. Leży wszak obok Huty i swoją drogą musi być.
- Żerkowice – nie różni się wiele od Karlina czy Pomrożyc. Za to w przeciwieństwie do Kromołowa mają działającą sygnalizację świetlną.
Ponadto, w Zawiercie wchodzą różne mniejsze wioski typu Piecki, wyglądające jak typowe wsie i będące nimi.
Dlaczego to tak wygląda? Otóż za tak zwanych lepszych czasów, w mieście urzędować mógł naczelnik miasta lub prezydent. Podobnie jak dzisiaj. Różnicą był fakt, że wtedy miasto potrzebowało tylko 50 tysięcy mieszkańców, aby mogło mieć zaszczytny tytuł prezydenckiego. Włodarze Zawiercia również chcieli być prezydentami, a nie jakimiś naczelnikami, więc wcielili w miasto wszystkie okoliczne kolonie, wypełniając potrzebne normy. A tytuł trzyma się do dziś i w Zawierciu wciąż wybierany jest prezydent.
Zabytki
W Zawierciu wszystko jest zabytkowe, z wyjątkiem odpicowanego budynku ZUS-u.
Sport
W Zawierciu prężnie działa Viret Zawiercie. Zawiercianie są zeń dumni – wszak są w górnej części tabeli drugiej ligi szczypiorniaka. Niemniej, wychowali kilku świetnych zawodników i też niejednego przeciętnego. Sądząc po graffiti, zwłaszcza w dzielnicach dalekich od hali, Viret nie cieszy się jednak popularnością w mieście. Klub ma też sekcję pingpongistów na poziomie szczypiornistów. Prezesem klubu jest, a jakże, Ryszard Mach – prezydent, szef szefów w Zawierciu. O dziwo, Viret w sezonie 10/11 wywalczył awans do I ligi, tylko po to, żeby za rok z niej spaść. I tak w kółko.
Jest też żeński klub siatkarski MKS Zawiercie, regularnie ostatni w tabeli.
Jak w każdym szanującym się mieście na zagłębiu, Zawiercie ma własny klub piłkarski! Dzięki reaktywacji klubu, Źródło Kromołów zyskało godnego rywala! Do największych osiągnięć Warty należą:
- 10. Miejsce w III lidze (99/00)
- 1/16 Pucharu Polski (63/64)
Dzięki tym osiągnięciom Zawiercie jest bardzo zadowolone ze swych wyników sportowych.
Komunikacja miejska
Myślisz, że autobusy w twoim mieście spóźniają się i kursują nieregularnie? Przyjedź do Zawiercia, poza natychmiastowym wzrostem zaufania do połączeń we własnym mieście dołożysz nerwicę, wrzody i wymyślisz kilkanaście nowych przekleństw. Rozkład jazdy dla każdej linii jest czysto teoretyczny i określa godziny, kiedy można się spodziewać kursu spóźnionego sprzed kilku godzin. Ogółem, podróż zawierciańskimi liniami komunikacyjnymi to poezja, szkoda, że funeralna.
Założenia, prawa, fakty społeczne
- Spóźnienie autobusu o dziesięć minut to w Zawierciu duża punktualność. Kiedy są remonty ulic, autobusy przyjeżdżają na 10 minut przed czasem (oczywiście to spóźniony o ledwie pół godziny poprzedni kurs).
- A i bez remontów autobus może się spóźnić o godzinę, to nie jest odosobniony przypadek.
- Zimą autobusy potrafią kursować bez awarii i to z rekordowymi trzema minutami bagażu, natomiast latem psują się i spóźniają, i to bez korków! Jak to możliwe?
- Twój autobus zawsze jedzie ostatni. Zawsze. Chyba, że to linia 0, ale ona się nie liczy.
- W Zawierciu najpierw ludzie wsiadają do autobusu, dopiero potem wysiadający na danym przystanku mogą wysiąść z autobusu. To bardzo mądre zachowanie, bo nikt mi miejsca zająć nie może!, daje lepszą przepustowość i organizację, a większy ścisk w autobusie to marzenie każdego wkurzonego ucznia/pracownika w poniedziałek.
- W zawierciańskim autobusie nie siada się. Obojętnie, czy to zatłoczony poranny kurs szkoła–praca, czy pusty autobus w środku nocy, zawsze musisz stać! Nie siądziesz przecież obok ładnej dziewczyny/emeryta/zakonnicy, a poza tym w każdej chwili może wsiąść staruszka, która i tak nie siądzie.
- Łowione są miejsca te na tyłach i z samego przodu, by nadzorować przejazd.
- Można nie zdejmować plecaka, po co robić komuś miejsce. Po co plecak zakładać, przecież fajnie jest, jak mój bagaż jest deptany i kopany.
- Przystanek to zwykle słupek bez i tak niepotrzebnego rozkładu. Czasem obok jest kiosk.
- Mimo oznakowania drzwi jako wejścia i wyjścia, i tak otwierane muszą być wszystkie.
- Kasownik najbliższy twojej pozycji nigdy nie działa.
- W nowszych działa tylko zegar, by wiedzieć, ile autobus ma spóźnienia.
- Znaczna część kanarów to kobiety.
- Warto dodać, że podczas budowania ronda przy ZUS-ie, autobusy jechały punktualniej niż zwykle – linia 0 potrafiła przyjechać dokładnie o czasie! Przebudowę błogosławiono, ale sielanka komunikacyjna zakończyła się już po miesiącu.
Linie komunikacji miejskiej
Punktualna dwójka
- Lokalny czarny dowcip
- 0 – małe Mercedesy, czasem większe (ale po co?), kręci się na linii dworzec–huta, czyli robi klaustrofobiczne kółeczko. Znakomita dojazdówka na przesiadki, bo zawsze jest pierwsza przed twoim autobusem – mieć w kursie sześć ulic, nawet przy spóźnianiu się, to nie jest problem. Jeżdżą nią głównie emeryci do przychodni obok huty i do dworca, a także uczniowie, też do dworca;
- 1 – najbardziej rozregulowana linia w historii transportu. Potrafi na pierwszy przystanek w dniu zajechać z pięciominutowym spóźnieniem, na drugą rundkę w ogóle nie wyjechać i zepsuć się dwadzieścia metrów przed zajezdnią. I to obojętnie, jaki wóz z taboru wyjedzie na kurs. Obiekt kpin mieszkańców. W sumie szkoda, bo objeżdża raczej ważne dzielnice, niemające innych połączeń (poza Blanowicami, gdzie znika na dwie godziny). Jest niezbyt wypełniona, ale to dlatego, że niewielu śmiałków ryzykuje podróż jedynką.
- 2 – czyli potwierdzenie porzekadła, że zawsze może być gorzej. Jazda nią ociera się o skrajny masochizm. Do kursów pomiędzy 7 rano a 16 lepiej nie wsiadać – i tak się nie uda. Wiecznie się spóźnia, niezależnie od pory dnia i znika na długo w Porębie. Nawet największe autobusy nie mieszczą pasażerów – niejednokrotnie jechały z otwartymi drzwiami. Najmilsze są podróże w dni targowe. Bez taranu nie wejdziesz już na trzecim przystanku w kursie, i to nawet do wielkich, starych Ikarusów. A zdarza się, że wypuszczane są i Solbusy o długości dwóch i pół Volkswagena Golfa trójki. Solbusy potem się psują, bo zawieszenie nie wytrzymuje obciążenia, a pasażerowie czekają na następny autobus i do zapasu podróżnych jednego autoba dodane zostaje drugie tyle. Skutkiem są pęknięte wahacze w połowie taboru i kupa niezadowolonych zawiercian.Po upadku lokalnego PKS-u wymyślono, by wiecznie zatłoczona i spóźniona dwójka zajeżdżała do innego powiatu, do Siewierza, aby dodatkowo wkurzyć społeczeństwo i pozbawić wielu uczniów jedynego transportu.
- 3 – rankiem ludzie są tak tam upchani, że autobus na zakrętach nie wytrzymuje, a otworzenie drzwi grozi wysypem pasażerów. Niemniej, jest to najbardziej regularna linia w całym mieście, i to pomimo tego, że objeżdża całą gminę od Borowego Pola aż do Żerkowic. Wadą jest właśnie to, że w ważne miejsca nie dociera, a jeździ tylko po pipidówach i niewielu wie, kiedy jaką objeżdża. W pewnych rejonach kursu możesz spokojnie jechać na gapę.
- 4 – też się kręci wokół dworca i Żabek, objeżdża także Wydrę Zieloną i Bzów. Jedzie też przez Fugasówkę, która już jest na terenie gminy Ogrodzieniec, więc tam musisz mieć miesięczny na dwie gminy! Ot, taki bonus od władz. Często wysyłana największymi autobusami, a potrafi połowę kursu przejechać pusta.
- 5 – podstawa funkcjonowania Skarżyc, Kromołowa, Karlina i wszystkiego tego, co na wschodzie i północy. Objeżdża trzy gminy, a do samego Zawiercia zajeżdża z rzadka, jako średnio wypchany Mercedes albo inny nieduży autobus. Wykazuje ponadprzeciętną zdolność do psucia się w terenach kojarzących się z kazachskim stepem.
- 6 – objeżdża sobie miasto niedużą pętlą i dalej tnie przez Borowe Pole na Rudniki. Rudniki oczywiście leżą na terenie gminy Włodowice i nie są dzielnicą Zawiercia, zatem określenie miejski autobus tutaj nie ma uzasadnienia. Jako że Rudniki są miejscowością całkiem sporą, a do szkoły czy pracy rudniczanie też muszą dojeżdżać, poranne autobusy nie wytrzymywały obciążeń. Dlatego jako szóstka jeździł jedyny przegubowiec w mieście, taki stary Ikarusek. Teraz już go nie ma, widocznie kilkadziesiąt lat eksploatacji to za dużo i dla niego.
- 7 – linia, która w maju 2012 uzupełniła legendarną lukę w zawierciańskiej komunikacji miejskiej. Mimo to większość mieszkańców uważa, że to tylko sprytna sztuczka Obcych, a jeżdżące od niedawna po mieście autobusy z numerem 7 tak naprawdę nie istnieją i są tylko swego rodzaju widmami;
- 8 – zatacza małe kółko po Karlinie i Sulinach, większą część dnia stoi w Kromołowie, do centrum przyjeżdża tylko rano i wieczorem.
A komunikacja pozamiejska?
Zawiercie jest ważnym węzłem kolejowym, przejeżdżają tędy nawet Intercity! Nic dziwnego, tędy jechały pociągi kolei warszawsko-wiedeńskiej, dziś niestety obierają krótsze trasy. Nie zmienia to jednak faktu, do tego przyczółku Śląska można się dostać z każdego rejonu Polski. Atrakcją jest dworzec. Farba, którą jest pomalowany, z pewnością pamięta II RP, a kosze na śmieci płakały po śmierci Wuja Józka. Zdjęcia nie zamieścimy, gdyż nie wolno fotografować dworców kolejowych, a nie będziemy aż tak naginać prawa.
PKS powiatowy, niegdyś prężny, dziś bankrut. Tak niedofinansowany, że nieraz miejskie autobusy jeżdżą częściej i dalej. Na tabor składają się stare maszyny i kilka nowoczesnych bouncebusów do szpanowania przed konkurencyjnymi przewoźnikami. Niestety jednak nie przetrwał, w 2010 zakończył swój żywot. Teraz komunikacja powiatowa opiera się na taborze przewoźnika zza miedzy.
Przez Z-cie (oficjalny skrót) przebiega droga krajowa numer 78 i kilka mniej ważnych. Miasto i tak jest zakorkowane do granic możliwości, nawet bez objazdów. Obwodnica buduje się na papierze już ósmy rok, a nie zrobiono nawet bramki na opłaty. Są też różne fajne miejsca, jak np. skrzyżowanie właściwie równorzędnych ulic Piłsudskiego i Leśnej, gdzie na drodze bez pierwszeństwa czeka się po dziesięć minut na jakikolwiek ruch. Dróg w Zawierciu nie remontuje się ze względu na ich wartości muzealne.
Ciekawostki
Piękno Zawiercia polega na jego absurdalnym charakterze.
- Do 2009, Zawiercie było prawdopodobnie największym na świecie miastem bez klubu piłkarskiego. Źródło Kromołów się nie liczy, bo jeśli byliby stuprocentowymi zawiercianami, nazwaliby się Kromołów Zawiercie, coś a'la Widzew Łódź. Z tego samego powodu nie liczyła się Olimpia Blanowice. Kiedyś tam była Warta, największe sukcesy święcąca przed wojną, a jej upadek zbiegł się z upadkiem komuny w Polsce. Od jesieni 2009 Warta powstała na nowo. Okoliczni ludzie na razie tułają się w środkowej części tabeli B-klasy. Brak klubu w mieście pewnie tak bardzo utrwalił się w głowie zawiercian, że mało kto interesuje się nawet relacjami z meczów na przedostatniej stronie GZ. Chociaż, po roku już ograli rywali z sąsiednich gmin i Warta awansowała do A-klasy. Tym samym, od czasu upadku Warty, ośmiotysięczny Stadion Tysiąclecia Państwa Polskiego (nie Dziesięciolecia – bo budowany był w 1966, jak szkoły-tysiąclatki) służył tylko do czerwcowych żakinad uczniowskich, okazjonalnych zmagań strażaków i małych koncertów. Kiedy miasto się wzbogaciło za IV RP, na stadionie był i Feel, i czasem Źródło grało tutaj jakiś meczyk. Teraz przyszła Warta i stadion znowu elektryzuje przyjezdnych z okolicznych wsi i miasteczek, a Źródło musi grać na swoim polu. Warto dodać, że stadion w Kromołowie leży przy ulicy Browar.
- Do czasu odmalowania podziemnego przejścia pod torami graffiti, można tam było znaleźć napisy wspierające (lub nie) około 40 klubów piłkarskich, w tym takich, jak Stal Stalowa Wola, Piast Człuchów (wisi do dziś) czy Uniaio Leiria. Nie było jednak ani jednego wpisu fana Viretu. Warta też była (między innymi wielki napis na końcu Bóg przebacza, Warta nie), co świadczy, że przejście malowane było dość dawno. W całym mieście można spotkać fanów wielu, wielu klubów. Najwięcej jest jednak kibiców chorzowskiego Ruchu, solidnie przemieszani z fanami Zagłębia Sosnowiec i Górnika Zabrze. W mieście jest kolorowo. Bardzo dużo tu zieleni, zadrzewień i innych takich rzeczy. Wygląda to dużo lepiej niż nawet w SimCity. Na tę zieleń składają się głównie Park Mickiewicza, Park Kościuszki, okoliczne lasy i spore połacie niezagospodarowanego terenu. Dodatkowo jest tu masa drzewek, trawników. W niektórych miejscach można znaleźć muchomory, a nawet
jadalne(po spożyciu trujące, czyli niejadalne) czernidłaki. W domach są prowadzone ogródki. Ostatnio nie tylko są wznoszone kolorowe bloki, lecz także malowane wieżowce z wielkich płyt w różne fajne trójkąty. To pomaga zwłaszcza zimą, gdy drzewa są bezlistne, bo zwykle zimą kolorowe w Zawierciu bywało tylko powietrze. - Miasto, które jest mniej znane niż okoliczne gminy (prędzej usłyszysz o Ogrodzieńcu niż o Zawierciu), gdzie wiele szkół średnich i zakładów przemysłowych działa w kilkutysięcznych wiochach.
- Miasto, gdzie miejska komunikacja dojeżdża dużo dalej niż na przedmieścia, nawet do sąsiednich gmin (Poręba, ale to właściwie miasto satelickie Zawiercia – wyludnia się w takim samym tempie).
- Miasto, które za swoje dzielnice uznaje różne dalekie miejscowości (vide Żerkowice), a spróbowałbyś tam dojść zimą.
- Miasto, gdzie masz nawet gwarowe wyrazy. Jeśli w Zawierciu nazdepłeś/nazdepłaś na kuboj w drodze do dom, wiedz, że to żadna sztuka. Te zboczenia językowe dotyczą także całego powiatu.
- Miasto, gdzie spokojnie znajdziesz symptomy polskości, na przykład wlepki Korwina z wyborów 2005.
To wszystko sprawia, że nie ma drugiego miasta takiego jak Zawiercie – tak biednego, ponurego i jednocześnie walczącego. Nie wierzysz? Przyjedź tu. Najpierw się zdziwisz albo doznasz szoku, a potem – nigdy nie wyjedziesz! Nie będziesz mieć czym. Albo się tak spodoba.